Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Mój mistrz udzielił mi wielu dobrych rad co do moich dalszych nauk i podarował soczewki, które sporządził mu Mikołaj, miał bowiem z powrotem swoje. Jesteś jeszcze młody —powiedział mi —ale pewnego dnia przydadzą ci się (i w istocie, mam je na nosie pisząc te linijki). Potem uścisnął mnie mocno z ojcowską czułością i odprawił.

Nigdy go już nie ujrzałem. Dowiedziałem się znacznie później, że zmarł podczas wielkiej zarazy, która srożyła się w Europie mniej więcej w połowie wieku. Stale modlę się, by Bóg przyjął jego duszę i wybaczył mu liczne akty pychy, które kazała mu popełnić duma z rozumu.

Wiele lat później, gdy byłem już człekiem w sile wieku, zdarzyła mi się sposobność odbycia podróży do Italii z rozkazu mojego opata. Nie oparłem się pokusie i wracając nadłożyłem kawał drogi, by zwiedzić to, co zostało z opactwa.

Dwie wioski na zboczu góry wyludniły się, ziemie dokoła nie były uprawiane. Wspiąłem się na płaskowyż i obraz smutku i śmierci ukazał się moim oczom, które zaszły łzami.

Z wielkich i wspaniałych budynków, które zdobiły to miejsce, pozostały rozrzucone to tu, to tam ruiny, jak to już zdarzyło się z pomnikami starożytnych pogan w mieście Rzymie. Bluszcz okrył szczątki murów, kolumny, nieliczne architrawy, które pozostały nie naruszone. Dzikie zielska wszędzie zawładnęły terenem i nie można było nawet domyślić się, gdzie były niegdyś warzywnik i ogród. Jedynie miejsce cmentarza dało się rozpoznać, gdyż kilka grobów sterczało jeszcze z ziemi. Jedyny znak życia: latające wysoko drapieżne ptaki łowiły jaszczurki i węże, które niby bazyliszki kryły się miedzy kamieniami i prześlizgiwały po murach. Z portalu kościoła pozostało niewiele szczątków pożeranych przez pleśń. Tympanon w połowie ocalał i widziałem na nim, zatarte przez odmiany pogody i zmarniałe od wstrętnych porostów, lewe oko Chrystusa na tronie i coś z paszczy lwa.

Gmach, wyjąwszy ścianę południową, która była zwalona, zdawał się stać jeszcze mocno, rzucając wyzwanie biegowi czasu. Dwie zewnętrzne wieże wychodzące na urwisko zdawały się prawie nietknięte, ale okna były jeno pustymi oczodołami, z których niby lepkie łzy spływały gnijące pnącza. Wnętrze, owo dzieło sztuki, zniszczone, mieszało się z dziełem natury i z kuchni wzrok biegł ku szerokim połaciom otwartego nieba, przenikając przez strzępy wyższych pięter i dachu, zwalonych niby upadli aniołowie. Wszystko, co nie było zielenią mchu, czarne było jeszcze od dymu sprzed tylu dziesiątków lat.

Szperając pośród gruzów, znajdowałem czasem strzępy pergaminu, które opadły ze skryptorium i biblioteki i które przetrwały niby skarby zakopane w ziemi; i zacząłem zbierać je, jakbym miał złożyć na nowo karty jakiej księgi. Potem zobaczyłem, że w jednej z baszt pięły się jeszcze, prawie nietknięte, kręte schody prowadzące do skryptorium i stamtąd, wdrapując się po stromym zboczu gruzów, można było dotrzeć na wysokość biblioteki; była ona jednak tylko rodzajem galeryjki biegnącej wzdłuż zewnętrznych ścian, wszędzie wychodzącej na pustkę.

Spostrzegłem zbutwiałą od wody i robactwa szafę, która stała w cudowny sposób przy ścianie, i nie wiem, jak przetrwała pożar. W środku pozostało jeszcze kilka kart. Inne strzępy znalazłem szperając w ruinach na dole. Był to nędzny plon, ale cały dzień zszedł mi na zbieraniu go, jakby w tych disiecta membra [138]biblioteki czekało na mnie jakie posłanie. Niektóre kawałki pergaminu były odbarwione, inne pozwalały dostrzec cień obrazu, czasem zjawę jednego słowa lub paru. Czasem znajdowałem karty, zktórych odczytać dało się całe zdania, częściej zaś nietknięte jeszcze oprawy, chronione przez to, co było niegdyś metalowymi krawędziami… Widma ksiąg, z pozoru zdrowych jeszcze z zewnątrz, ale przeżartych w środku; czasem zaś ocalało całe pół karty, przezierał incipit, tytuł…

Zebrałem wszystkie relikwie, jakie udało mi się znaleźć, i wypchałem nimi dwie torby podróżne, porzucając rzeczy, które były mi użyteczne, byleby uratować ten nędzny skarb.

Przez całą drogę powrotną, a potem w Melku wiele godzin spędzałem na odczytywaniu tych szczątków. Często poznawałem po jakimś słowie albo po jakimś obrazie, który przetrwał, o jakie dzieło chodziło. Kiedy w miarę czasu odnajdywałem inne kopie tych ksiąg, studiowałem je z miłością, jakby fatum pozostawiło mi ten spadek, jakby rozpoznawanie w nim zniszczonej kopii było wyraźnym znakiem z nieba, który mówił tolle et lege [139]. Po zakończeniu tej cierpliwej rekonstrukcji zarysowała mi się jakby mała biblioteka, znak po tej wielkiej, po której nie został ślad, biblioteka składająca się z ustępów, cytatów, niepełnych okresów, kikutów ksiąg.

Im dłużej czytam ten spis, tym bardziej przekonuję się, że jest dziełem przypadku i nie zawiera żadnego posłania. Lecz te niekompletne stronice towarzyszyły mi przez całe życie, jakie zostało mi jeszcze po owych wydarzeniach; często zaglądałem do nich niby do przepowiedni i kiedy zapisywałem karty, które ty teraz odczytujesz, nieznany czytelniku, miałem prawie uczucie, że nie są niczym innym, jak kompilacją, symbolicznym poematem, ogromnym akrostychem, powiadającym i powtarzającym to tylko, co podsunęły mi owe fragmenty; gdyż nie wiem już, czy to ja o nich opowiadałem, czy też one przemawiały przez moje usta. Lecz w obu tych przypadkach im więcej razy recytuję sobie samemu historię, jaka z tego wyszła, tym mniej mogę pojąć, czy jest w niej jakiś wątek, który wykraczałby poza naturalną sekwencję wydarzeń i czasów, co się z nią wiążą. I ciężko jest staremu mnichowi na progu śmierci, gdyż nie wie, czy litera, którą zapisał, skrywa jakiś utajony sens, może więcej niż jeden, czy też żadnego.

Lecz ta moja niezdolność widzenia jest może skutkiem tego, że zbliżający się wielki mrok rzuca cień na posiwiały ze starości świat.

Est ubi gloria nunc Babylonia [140]? Gdzie są niegdysiejsze śniegi? Ziemia tańczy taniec śmierci, wydaje mi się czasem, że Dunajem płyną statki pełne szaleńców, zmierzające do niewiadomego przeznaczenia.

Pozostaje mi zamilknąć. O quam salubre, quam iucundum et suave est sedere in solitudine et tacere et loqui cum Deo! [141]Rychło połączę się z moją zasadą i nie sądzę już, by był to Bóg chwały, o którym powiadali mi opaci mojego zakonu, albo radości, jak sądzili ówcześni minoryci, może nawet nie zmiłowania. Gott ist ein lautes Nichts, ihn ruhrt kein Nun noch Hier [142] Zapuszczę się wkrótce na tę pustynię rozległą, doskonale płaską i niezmierzoną, w którą serce naprawdę pobożne zapada się szczęśliwe. Zanurzę się w Boskim mroku, w niemej ciszy i w niewysłowionym związku, i w tym zanurzaniu zatraci się wszelka równość i wszelka nierówność, i w tej otchłani mój duch zatraci sam siebie, i nie pozna już ani tego, co równe, ani tego, co nierówne, ani niczego; i zapomniane zostaną wszystkie odmienności, będę od podstaw prosty, będę w pustyni milczącej, gdzie nigdy nie spotyka się odmienności, w intymności, gdzie nikt nie znajdzie się na swoim miejscu. Opadnę w boskość milczącą i nie zamieszkałą, gdzie nie masz ni dzieła, ni obrazu.

Zimno robi się w skryptorium, boli mnie kciuk. Porzucam to pisanie nie wiem dla kogo, nie wiem już o czym; stat rosa pristina nomina, nomina nuda tenemus [143] .

ANEKS:

Dopiski na marginesie Imienia róży

Rasa que al prado, encarnada,
te ostentas presuntüosa
de grana y carmin bañada:
campa lozana y gustosa;
pero no, que siendo hermosa
también serás desdichada.
Juana Inés de la Cruz
вернуться

138

disiecta membra —rozproszonych członkach

вернуться

139

tolle et lege —bierz i czytaj

вернуться

140

Est ubi gloria… —Gdzież teraz jest sława Babilonu?

вернуться

141

O quam salubre… —O jakże zbawiennie, jak słodko i miło jest siedzieć w samotności i milczeć, i rozmawiać z Bogiem!

вернуться

142

Gott ist ein lautes Nichts…(niem.) —Bóg jest czystą nicością, Jego nie dotyczy żadne teraz, żadne tutaj.

вернуться

143

stat rosa pristina… —dawna róża trwa w nazwie, nazwy jedynie mamy.

126
{"b":"146281","o":1}