— Czemu chciałeś wiedzieć, kto zna grekę? —spytałem.
— Bo wszyscy ci, którzy umierają z czarnymi palcami, znają grekę. Nie byłoby więc błędem oczekiwać najbliższego trupa spośród tych, którzy znają grekę. Łącznie ze mną. Ty jesteś bezpieczny.
— A co myślisz o ostatnich słowach Malachiasza?
— Sam słyszałeś. Skorpiony. Piąta trąba zapowiada wśród innych rzeczy najście szarańczy, które będą nękać ludzi kolcem podobnym jak u skorpionów, wiesz. A Malachiasz rzekł nam, że ktoś mu to zapowiedział.
— Szósta trąba zapowiada konie z łbami lwów, a z paszczy dobywa się dym i ogień, i siarka, dosiadanych przez ludzi okrytych pancerzami koloru ognistego, hiacyntowego i siarczanego.
— Zbyt wiele rzeczy. Ale najbliższa zbrodnia może zdarzyć się w pobliżu stajni. Trzeba będzie mieć je na oku. I przygotujmy się do ostatniego dzwonu. Tak więc jeszcze dwie osoby. Kim są kandydaci najbardziej prawdopodobni? Jeśli celem jest finis Africae,ci którzy ten sekret znają. A o ile wiem, może to być tylko opat. Chyba że nić przewodnia jest inna. Niedawno słyszałem, że knuje się w celu złożenia z urzędu opata, ale Alinard mówił w liczbie mnogiej…
— Trzeba uprzedzić opata —rzekłem.
— O czym? Że go zamordują? Nie mam przekonujących dowodów. Postępuję tak, jakby morderca rozumował jak ja. Lecz jeśli trzyma się innego zamysłu? A jeśli nade wszystko nie z jednym mordercą mamy do czynienia?
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Dokładnie mówiąc nie wiem. Ale jak ci powiedziałem, trzeba wyobrazić sobie wszystkie możliwe łady i wszystkie niełady.
PRYMA
Kiedy to Mikołaj opowiada wiele rzeczy podczas zwiedzania krypty ze skarbcem.
Mikołaj z Morimondo, objąwszy powinności klucznika, wydawał rozporządzenia kuchcikom, ci zaś podawali mu wiadomości co do zwyczajów panujących w kuchni. Wilhelm chciał z nim pomówić, a on prosił, byśmy poczekali parę minut. Potem —oznajmił —musi zejść do krypty skarbca, by nadzorować pracę przy polerowaniu relikwiarzy, bo był to także jego obowiązek, i tam będzie miał więcej czasu na rozmowę.
Rzeczywiście, wkrótce zaprosił nas, byśmy za nim ruszyli, wszedł do kościoła, potem za główny ołtarz (gdy tymczasem mnisi ustawiali w nawie katafalk, by czuwać nad doczesnymi szczątkami Malachiasza) i poprowadził nas w dół po schodkach, aż znaleźliśmy się w sali o bardzo niskim sklepieniu, podtrzymywanym przez grube filary z nie obrobionego kamienia. Byliśmy w krypcie, gdzie przechowywano skarby opactwa, w miejscu, o które opat był bardzo zazdrosny i które otwierał tylko przy sposobnościach wyjątkowych i dla gości wielce szacownych.
Wszędzie dokoła stały relikwiarze rozmaitych rozmiarów; w ich wnętrzu światło łuczyw (trzymanych przez dwóch zaufanych pomocników Mikołaja) dobywało błyski przedmiotów cudownej piękności. Złocone paramenta, diademy ze złota zdobione klejnotami, szkatuły z rozmaitych metali ozdobione figurami, niellem, kością słoniową. Mikołaj wskazał nam w uniesieniu ewangeliarz, w którego oprawie rzucały się w oczy śliczne płytki emalii tworząc pstrokatą jedność uporządkowanych działek, oddzielonych złotymi filigranami i utwierdzonych, niby ćwiekami, cennymi kamieniami. Pokazał delikatną kapliczkę z dwiema kolumnami z lapis lazuli i złota, tworzącymi ramy dla złożenia do grobu, wyobrażonego płaskorzeźbą w srebrze, powyżej zaś wznosił się złoty krzyż ozdobiony trzynastoma diamentami na podłożu z pstrego onyksu, gdy tymczasem maleńki fronton był sklepiony agatami i rubinami. Potem zobaczyłem chryzolitowy dyptyk podzielony na pięć części, z pięcioma scenami z życia Chrystusa, a pośrodku było mistyczne jagnię ułożone z komórek ze srebra złoconego i szkliwa, co stanowiło jedyny obraz wielobarwny na tle woskowej bieli.
Twarz, ruchy Mikołaja, kiedy pokazywał nam to wszystko, rozświetlała duma. Wilhelm pochwalił rzeczy, które obaczył, a potem zapytał Mikołaja, co za człek był z Malachiasza.
— Osobliwe pytanie —odparł Mikołaj —wszak ty też go znałeś;
— Tak, ale nie dość. Nigdy nie mogłem pojąć, jakie myśli skrywa… i… —zawahał się przed wypowiedzeniem sądu o dopiero co zmarłym —…i czy miał jakie.
Mikołaj poślinił palec, przesunął nim po kryształowej powierzchni, której czystość nie była doskonała, i odpowiedział z półuśmiechem, nie patrząc Wilhelmowi w oczy:
— Widzę, że wcale nie potrzebujesz pytać… To prawda, wielu mówiło, że Malachiasz zdawał się nader pogrążony w myślach, był jednak człekiem zupełnie prostym. Zdaniem Alinarda był głupcem.
— Alinard żywi urazę z powodu jakiegoś dawnego wydarzenia, bo odmówiono mu wówczas godności bibliotekarza.
— Słyszałem o tym i ja, ale chodzi o stare dzieje, sprzed co najmniej pięćdziesięciu lat. Kiedy przybyłem tutaj, bibliotekarzem był Robert z Bobbio i starzy szeptali o niesprawiedliwości wobec Alinarda. Wtedy nie chciałem tego zgłębiać, gdyż wydawało mi się to brakiem szacunku dla starszych, i nie chciałem dawać ucha plotkom. Robert miał pomocnika, który potem umarł, i na jego miejsce został mianowany Malachiasz, wówczas bardzo młody. Wielu powiadało, że nie ma żadnych zasług, że utrzymuje, iż zna grekę i arabski, a to wbrew prawdzie, był bowiem tylko zręczną małpą, która pięknie kaligrafowała, przepisując manuskrypty z tych języków, lecz nie pojmując, co przepisuje. Powiadało się, że bibliotekarz winien być znacznie bardziej uczony. Alinard, który wtenczas był jeszcze człekiem w pełni sił, mówił rzeczy gorzkie na temat tej nominacji, i napomykał, że Malachiasza wyniesiono na to stanowisko, by prowadził grę jego wroga, ale nie rozumiałem, o kim mówił. To wszystko. Zawsze powiadało się, że Malachiasz broniłby biblioteki niby pies łańcuchowy, lecz nie pojmując zbyt dobrze, co się w niej kryje. Z drugiej strony, szeptano także przeciwko Berengarowi, kiedy Malachiasz wybrał go na pomocnika. Mówiono, że nie jest wcale bieglejszy od swego mistrza, że to tylko intrygant. Mówiło się też… Ale ty też pewnie zdążyłeś usłyszeć te pogłoski… że między nim a Malachiaszem jest dziwnego rodzaju związek… Stare dzieje, sam wiesz, że mówiono też o Berengarze i Adelmusie, a młodzi kopiści powiadali, iż Malachiasz cierpi w milczeniu straszliwą zazdrość… Poza tym szeptało się o związkach między Malachiaszem a Jorgem, nie, nie w tym znaczeniu, jakie możesz mieć na myśli… nikt nigdy nie podawał w wątpliwość cnoty Jorgego! Ale Malachiasz, jako bibliotekarz, musiał zgodnie z tradycją wziąć za swojego spowiednika opata, gdy tymczasem wszyscy inni spowiadali się u Jorgego (albo u Alinarda, ale starzec jest teraz prawie szalony)… Mówiło się więc, że mimo to Malachiasz trochę zbyt często gawędzi z Jorgem, jakby opat kierował jego duszą, ale Jorge zarządzał ciałem, gestami, pracą. Z drugiej strony, sam wiesz, sam to pewnie widziałeś: jeśli ktoś chciał jakiej wskazówki co do starej i zapomnianej księgi, nie pytał o nią Malachiasza, ale Jorgego. Malachiasz miał w swojej pieczy katalog i wchodził do biblioteki, ale Jorge wiedział, co oznacza każdy tytuł…
— Skąd Jorge wiedział tyle o bibliotece?
— Był najstarszy po Alinardzie i nie ruszał się stąd od swej młodości. Jorge musi mieć ponad osiemdziesiąt lat, a powiada się, że jest ślepy od co najmniej czterdziestu, a może więcej…
— Jak osiągnął to, że stał się takim mędrcem, zanim jeszcze oślepł?
— Och, krążą o nim legendy. Zdaje się, że już jako dziecko został dotknięty łaską Boską, i tam, w Kastylii, czytał księgi Arabów i doktorów greckich jeszcze jako wyrostek. A później, nawet kiedy oślepł, i jeszcze teraz, spędza długie godziny w bibliotece, każe sobie odczytywać katalog, przynosić księgi i jakiś nowicjusz czyta mu na głos całymi godzinami. Pamięta wszystko, nie utracił pamięci jak Alinard. Czemu jednak pytasz o te sprawy?
— Teraz, kiedy Malachiasz i Berengar nie żyją, kto jeszcze jest w posiadaniu tajemnic biblioteki?
— Opat, i opat będzie teraz musiał przekazać je Bencjuszowi… jeśli zechce.