– Opowiadał wam o planach wyjazdu do Stanów?
– Tutaj wszyscy o tym wiedzą. Wyjechała większość mężczyzn z wioski. Feng jak każdy inny gadał, jak to za oceanem zostanie milionerem. Poza tym tutaj jest politycznie skończony.
– Obaj należycie do Latających Siekier – powiedział Yu. – Musiał wam przynajmniej wspomnieć o tym przekręcie z podróżą.
– Nic mi do tego. Feng kiedyś się chwalił, że ma układy z kilkoma grubymi rybami, i to wszystko.
– Był wśród nich Jia Xinzhi?
– Jia nie jest członkiem organizacji. Raczej partnerem biznesowym, odpowiedzialnym za statek. Nie pamiętam, żeby Feng wspominał o Jii. Mówię wam prawdę, policjancie Yu.
Yu uznał, że wszystko, co Zheng powiedział do tej pory, mogło być prawdą. W końcu nie ujawnił niczego istotnego o organizacji. A jeżeli chodziło o notorycznego łajdaka Fenga, wiedza o jego paskudztwach w życiu osobistym nic nie zmieniała.
– Wiem, że dopiero wyszliście z więzienia, Zheng, ale jeżeli odmówicie współpracy, bez trudu wsadzę was z powrotem. Potrzebuję więcej informacji.
– I tak jestem martwą świnią. Nie robi mi różnicy, czy wrzucicie mnie do wrzątku – odparł lodowato Zheng. – Wpakujcie mnie znowu do pudła, jeżeli możecie.
Yu słyszał o yiqi
gangu. Mimo to niewielu wolałoby zostać gotowaną świnią, zamiast śmierdzącym szczurem. Być może Zheng uważał, że Yu tylko blefuje. Szanghajska odznaka pewnie niewiele znaczyła dla miejscowego gangstera, ale Yu nie zamierzał dzwonić do sierżanta Zhao.
Impas przerwała Shou. Weszła, głośno stukając drewnianymi sandałami. Ubrana w spodnie i bluzę od piżamy w niebieskie paski niosła na czarnej łąkowej tacy imbryk i dwie filiżanki.
– Towarzyszu policjancie, proszę napić się trochę herbaty ulung.
Yu nie spodziewał się, że Shou uzna za stosowne wejść do pokoju. Inna kobieta łkałaby na górze, zbyt zawstydzona, aby pojawić się przed policjantem, który właśnie widział ją nagą. Teraz, w piżamie, robiła wrażenie nie rozpustnicy, o jakiej wspominał Pan, ale przyzwoitej kobiety. Miała delikatne rysy, chociaż zmartwienia pobruździły jej skórę wokół oczu. Czy podsłuchiwała?
– Dziękuję. – Yu wziął filiżankę i znów zwrócił się do Zhenga: – Czy słyszeliście o tym, co gang może zrobić Fengowi albo jego żonie?
– Nie. Od kiedy wyszedłem, siedzę z podkulonym ogonem.
– Z podkulonym ogonem? A jednak wystawiliście ogon ubiegłej nocy, i to wystarczy, żeby wpakować was z powrotem na wiele lat. Gra w madżonga jest poważnym naruszeniem warunków zwolnienia. Ruszcie tym swoim móżdżkiem martwej świni, Zheng.
– On nie zrobił niczego złego – wtrąciła się Shou. – To ja chciałam, żeby tu przenocował.
– Zostaw nas samych Shou – polecił Zheng. – To nie twoja sprawa. Wracaj do swojego pokoju.
Shou wyszła, spoglądając na nich przez ramię.
– Miła kobieta. Chcesz ją wciągać w swoje kłopoty? – powiedział Yu z rozmysłem.
– Ona nie ma z tym nic wspólnego.
– Obawiam się, że ma. Nie tylko wsadzę cię znów do więzienia, ale zamknę też łaźnię, bo to dom hazardu i prostytucji. Ona również wyląduje za kratkami, ale razem z tobą w celi. Dopilnuję tego. Tutejsi gliniarze zrobią, co im każę.
– Blefujecie, policjancie Yu. – Zheng popatrzył na detektywa wyzywająco. – Znam sierżanta Zhao.
– Nie wierzysz mi? Komisarz Hong jest szefem policji w tej prowincji. Na pewno o nim słyszałeś. – Yu wyjął komórkę. – Właśnie do niego dzwonię.
Wybrał numer, pokazał Zhengowi ekran i włączył głośnik, aby obaj mogli słyszeć rozmowę.
– Komisarzu Hong, tu detektyw Yu.
– Jak się wam powodzi, towarzyszu?
– Żadnych postępów, a starszy inspektor Chen dzwoni codziennie. Pamiętacie, że sprawą bardzo interesuje się ministerstwo w Pekinie.
– Oczywiście, wiemy o tym. Dla nas też to priorytet.
– Musimy wywrzeć większą presję na Latające Siekiery.
– Zgadzam się, ale jak już mówiłem, ich przywódców tu nie ma.
– Każdy ich członek się przyda. Omówiłem to ze starszym inspektorem Chenem. Pozamykać ich, a także ludzi z nimi związanych. Ugną się, jeśli naciśniemy wystarczająco mocno.
– Opracuję z Zhao plan i oddzwonię.
– A teraz możemy porozmawiać. – Detektyw Yu popatrzył Zhengowi prosto w oczy. – Postawię sprawę jasno. Miejscowa policja nie wie, że tu jestem. Dlaczego? Moje dochodzenie jest ściśle tajne. A więc jeśli będziesz współpracował, nikt o naszym spotkaniu się nie dowie. Ani od ciebie, ani od Shou, ani ode mnie. To, co robiłeś ostatniej nocy, mnie nie obchodzi.
– Ostatniej nocy naprawdę nic się nie działo – wyjaśnił nagle ochrypłym głosem Zheng. – Ale teraz coś sobie przypomniałem. Jeden z grających w madżonga, facet o imieniu Ding, zagadnął mnie o Fenga.
– Czy Ding jest członkiem Latających Siekier?
– Chyba tak. Nigdy wcześniej go nie spotkałem.
– I co mówił?
– Pytał, czy słyszałem ostatnie nowiny o Fengu. Odpowiedziałem, że nie. Tak naprawdę dopiero od Dinga dowiedziałem się o układzie Fenga z Amerykanami. I o zniknięciu Wen. Organizacja jest bardzo zaniepokojona.
– Powiedział ci, dlaczego?
– Bez szczegółów, ale mogę się domyślić. Jeżeli Jia zostanie skazany, nasza operacja przemytnicza poniesie poważne straty.
– Istnieje dość siatek przemytniczych na Tajwanie, żeby wypełnić lukę. Nie sądzę, żeby Latające Siekiery miały powód do zmartwienia.
– Chodzi o reputację organizacji. „Odrobina szczurzego gówna może zepsuć cały garnek owsianki". – Zheng milczał przez chwilę, potem dodał: – Być może chodzi o coś więcej. O rolę Fenga w operacji.
– To już coś. Co wiesz o tej jego roli?
– Kiedy zostaje ustalony termin odpłynięcia statku, głowy węża takie jak Jia, chcą przyjąć jak najwięcej osób na pokład. Stracą zysk, jeżeli nie zbiorą kompletu pasażerów, a więc do nas należy rozpuszczenie informacji. Feng zajmował się werbunkiem. Zorganizował siatkę i stał się użyteczny dla wieśniaków. Jego ludzie dowiadywali się, kto z wężowych głów jest godny zaufania, czy można się targować o cenę, czy kapitanowie są doświadczeni.
Feng znał wszystkich, którzy biorą w tym udział, zarówno po stronie organizatorów, jak chętnych do wyjazdu. Jeżeli sypnie, będzie to straszny cios dla całego interesu.
– Może i tak już wszystko wyśpiewał. – Yu nic na ten temat nie słyszał. Niewykluczone że dla Amerykanów Feng był ważny tylko jako świadek przeciwko Jii. – Czy Ding powiedział ci, co gang zamierza zrobić z Wen.
– Klął jak wariat. „Ta dziwka zmieniła zdanie. Nie wymknie się tak łatwo!"
– Jak to: zmieniła zdanie?
– Czekała na paszport, ale w ostatniej chwili uciekła. Przypuszczam, że o to mu chodziło.
– Co więc planują zrobić?
– Feng martwi się o dzieciaka w jej brzuchu. Jeśli Latające Siekiery ją złapią, Feng nawet nie piśnie. Dlatego polują na tę kobietę.
– Minęło prawie dziesięć dni. Muszą być naprawdę zaniepokojeni.
– No pewnie. Rozesłali już złote siekiery.
– A co to takiego?
– Założyciel Latających Siekier kazał zrobić pięć maleńkich złotych siekier z napisem: „Kiedy widzisz złotą siekierę, widzisz mnie". Jeżeli inna organizacja spełni prośbę człowieka ze złotą siekierą, może w zamian prosić o każdą przysługę.
– A więc poza Fujianem w poszukiwania Wen są zaangażowane inne gangi?
– Ding wspominał o ludziach z Szanghaju. Zrobią, co mogą, żeby dopaść Wen przed gliniarzami.
Detektyw Yu był zaniepokojony, martwił się zarówno o starszego inspektora Chena i jego amerykańską koleżankę, jak i o Wen.
– Co jeszcze ci powiedział?
– Chyba to tyle. Mówię szczerą prawdę, policjancie Yu.
– Cóż, przekonamy się. – Yu uważał, że Zheng rzeczywiście ujawnił wszystko. – Jeszcze jedno. Daj mi adres tej Tong.
Zheng nabazgrał kilka słów na kawałku papieru.
– Nikt nie wie, że tu jesteście?
– Nikt. Nie martw się. – Yu wstał od stolika do madżonga i na wizytówce dopisał swój numer telefonu. – Jeżeli dowiesz się czegoś więcej, skontaktuj się ze mną.