Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Wolno szedłem za nią. Kiedy dotarłem na szczyt, usiadłem patrząc na zasypaną sianem podłogę stodoły ze szczotką, kubłem i widoczną przez otwarte drzwi derką, na którą padało słońce. Szczyt bel siana był ukochanym miejscem zabaw Philipa przez całe lata dzieciństwa… To była dobra pora, żeby pomyśleć o mojej rodzinie.

Patty leżała na plecach o kilka kroków ode mnie. Oczy miała błyszczące, a na półotwartych ustach igrał dziwny uśmieszek. Powoli, wytrzymując mój wzrok, rozpięła srebrne guziki sukienki od góry aż do miejsca poniżej pasa. Potem poruszyła się lekko i suknia opadła na siano. Nie miała absolutnie nic pod spodem.

Spojrzałem na jej ciało, szczupłe, perłoworóżowe i bardzo podniecające. Patty przebiegł dreszcz oczekiwania.

Zerknąłem na jej twarz. Oczy miała duże i ciemne, a dziwny sposób, w jaki się uśmiechała, nagle wydał mi się na pół płochliwy, na pół łakomy i całkowicie grzeszny. Nagle zobaczyłem siebie takim, jakiego musiała widzieć Patty, jakiego widziałem ja w długim lustrze w londyńskim domu Octobra; ciemnowłosy, zarozumiały stajenny, z oznakami nieuczciwości i dość bliskiej znajomości brudów.

Wtedy zrozumiałem jej uśmiech.

Obróciłem się w miejscu i poczułem przypływ gniewu i wstydu. – Proszę założyć sukienkę.

– Dlaczego? Czyżbyś był impotentem, chłopczyku Danny?

– Proszę włożyć sukienkę – powtórzyłem. – Przedstawienie skończone.

Ześliznąłem się ze sterty siana, przeszedłem przez stodołę i wyszedłem na podwórze, nie oglądając się za siebie. Łapiąc szczotkę i klnąc cicho, wyładowywałem całą złość na siebie w czyszczeniu derki, aż zabolały mnie ramiona.

Po chwili zobaczyłem Patty (w zapiętej zielonej sukni) wychodzącą powoli ze stodoły z sianem; rozejrzała się dookoła i podeszła do kałuży błota w rogu betonowego podwórza. Starannie ubłociła buty, po czym z dziecinną zawziętością przemaszerowała przez derkę, którą właśnie wyczyściłem, wycierając starannie całe błoto na środku.

Kiedy spojrzała na mnie, miała szeroko otwarte oczy i twarz pozbawioną wyrazu.

– Będziesz tego żałował, Danny, chłopcze – powiedziała po prostu i bez pośpiechu przeszła przez podwórze, a węzeł kasztanowatych włosów kołysał się na tle zielonej sukni.

Znowu wyczyściłem derkę. Dlaczego pocałowałem Patty? Dlaczego, wiedząc o niej wszystko po tym pocałunku, poszedłem za nią na górę? Czemu byłem takim głupim, łatwo się podniecającym, pożądliwym osłem? Naprawdę pogardzałem sobą.

Nie trzeba przecież koniecznie przyjmować zaproszenia na obiad, nawet jeśli odczuwa się głód. Ale skoro się przyjmuje, nie należy tak brutalnie odpychać tego, co zostało ofiarowane. Patty miała pełne prawo być zła.

Ja natomiast miałem wszelkie powody do zmieszania. Przez dziewięć lat byłem ojcem dla dwóch dziewcząt, z których jedna była niemal w wieku Patty. Kiedy były małe, uczyłem je, by nigdy nie korzystały z samochodów nieznajomych, a kiedy były starsze – jak mają unikać bardziej subtelnych pułapek. I oto znalazłem się – co do tego nie było najmniejszej wątpliwości – po drugiej stronie tej ojcowskiej barykady.

Miałem okropne poczucie winy wobec Octobra, ponieważ trudno było zaprzeczyć, że miałem ochotę zrobić to, czego chciała Patty.

7

Następnego ranka na moim koniu jechała Elinor, a Patty, choć najwyraźniej zmusiła ją do tej zamiany, starannie unikała nawet spojrzenia na mnie.

Elinor, której srebrnoblond włosy przewiązane były ciemną chusteczką, z bezosobowym wdziękiem przyjęła moją pomoc przy wsiadaniu, podziękowała mi ciepło i odjechała wraz z siostrą na czele jeźdźców. Kiedy wróciliśmy po galopie, odprowadziła konia do boksu i wykonała niemal połowę prac, podczas gdy ja zajmowałem się Sparking Pługiem. Nie miałem pojęcia o tym, co robi, dopóki nie poszedłem na koniec podwórza i nie zobaczyłem jej w boksie. Było to dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo przyzwyczaiłem się już, że Patty zostawiała konia w boksie osiodłanego i w pełnej uprzęży.

– Idź po siano i wodę – powiedziała Elinor – ja skończę czyszczenie, skoro już zaczęłam.

Odniosłem na miejsce siodło i uzdę, przyniosłem siano i wodę. Elinor przeczesała jeszcze grzywę konia, ja przykryłem go derką i zapiąłem ją pod brzuchem. Elinor obserwowała mnie, kiedy porządkowałem słomę w boksie, żeby przygotować koniowi wygodne posłanie, i czekała, aż zamknę wejście do boksu.

– Dziękuję – powiedziałem. – Bardzo pani dziękuję. Uśmiechnęła się blado.

– Dla mnie to jest przyjemność. Naprawdę. Lubię konie. Zwłaszcza wyścigowe. Szczupłe, szybkie, ekscytujące.

– Tak – przyznałem.

Przeszliśmy razem przez podwórze, ona do furtki, a ja do domu stojącego obok.

– One są tak różne od tego, z czym mam do czynienia przez cały tydzień – dodała.

– A co pani robi przez cały tydzień?

– Och… studiuję. Jestem na uniwersytecie w Durham.

Nagle na jej twarzy pojawił się jakiś taki prywatny uśmiech, jakby na wspomnienie czegoś. Nie był przeznaczony dla mnie. Ktoś będący na równym poziomie towarzyskim – pomyślałem – może znaleźć u Elinor coś więcej niż tylko dobre maniery.

– To naprawdę zadziwiające, jak ty wspaniale jeździsz – powiedziała niespodziewanie. – Słyszałam, jak Inskip mówił ojcu dziś rano, że warto by załatwić dla ciebie licencję. Czy myślałeś kiedy o wyścigach?

– O tak – rzekłem z zapałem, nim zdążyłem pomyśleć.

– A więc dlaczego nie?

– Och… może wkrótce będę stąd odchodził.

– Co za szkoda… – Było to grzeczne, nic więcej.

Doszliśmy do domu. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i przeszła przez furtkę, ginąc mi z oczu. Mogę już nigdy więcej jej nie zobaczyć, pomyślałem, i zrobiło mi się trochę przykro.

Kiedy furgon powrócił z jednodniowych wyścigów (przywożąc zwycięzcę, trzeciego w gonitwie i jednego przegranego konia), wszedłem do szoferki i znów pożyczyłem mapę. Chciałem znaleźć miejscowość, w której mieszkał Paul Adams, i już po chwili to mi się udało. Kiedy zdałem sobie sprawę ze znaczenia tego odkrycia, roześmiałem się zaskoczony. Wyglądało na to, że jest jeszcze jedno miejsce, w którym mogę starać się o pracę.

Wróciłem do przytulnej kuchni pani Allnut, zjadłem przyrządzone przez panią Allnut doskonałe jajka z frytkami, chleb z masłem i ciasto owocowe, a potem spałem bez snów na nierównym materacu pani Allnut; rano zaś wykąpałem się luksusowo w lśniącej łazience pani Allnut. A po południu poszedłem w górę potoku, mając nareszcie coś interesującego do przekazania lordowi October.

Pojawił się z kamienną twarzą i zanim zdążyłem powiedzieć słowo, uderzył mnie mocno i solidnie w policzek. Było to mistrzowskie uderzenie wierzchem dłoni, które wychodziło aż od ramienia, ale jego nadejście zauważyłem za późno.

– A to za co, do diabła? – zapytałem, przeciągając językiem po zębach i stwierdzając z zadowoleniem, że żaden nie został złamany.

Spojrzał na mnie.

– Patty mi powiedziała… – Zamilkł, jak gdyby zbyt trudno było mu mówić dalej.

– Aha – rzuciłem bezbarwnie.

– Tak, aha – przedrzeźniał mnie z wściekłością.

Oddychał szybko i myślałem, że ma zamiar jeszcze raz mnie uderzyć. Włożyłem ręce do kieszeni, October nie poruszył się, ręce miał opuszczone, zaciskał i rozprostowywał pięści.

– Co Patty panu powiedziała?

– Wszystko. – Jego furia była niemal namacalna. – Przyszła do mnie dziś rano zapłakana. Powiedziała mi, jak ją pan zaprowadził do stodoły z sianem… i trzymał tam, aż była zupełnie wyczerpana szamotaniem się… powiedziała mi o tych wszystkich obrzydliwych rzeczach, które pan… robił i jak pan ją zmusił do… do… – Nie mógł tego wypowiedzieć.

Byłem przerażony.

– Ja nic takiego – powiedziałem nieskładnie – nic takiego nie zrobiłem. Pocałowałem ją… i to wszystko. Wymyśliła to sobie.

– Nie mogłaby tego wymyślić. To było zbyt szczegółowe… nie mogłaby wiedzieć o takich rzeczach, gdyby jej się nie przydarzyły.

22
{"b":"107671","o":1}