Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozmowa zaczynała kuleć i zamierała wśród poziewań, więc pogadując jeszcze poszliśmy do łóżek, a ja wzdychałem z ulgą, że przebrnąłem przez ten wieczór nie zwracając na siebie zbytniej uwagi.

Starannie obserwując zachowanie innych, przeżyłem także następny dzień nie wywołując specjalnie ciekawych spojrzeń. Wczesnym przedpołudniem wyprowadziłem Sparking Pluga ze stajni na padok, przeprowadziłem go po bieżni, trzymałem go, kiedy był siodłany, jeszcze raz przeprowadziłem go po bieżni, przytrzymałem go, kiedy dżokej go dosiadał, wypuściłem na tor i poszedłem na małą trybunę przy furtce, by razem z innymi stajennymi obserwować gonitwę.

Sparking Plug zwyciężył. Byłem zachwycony. Czekałem na niego przy furtce i poprowadziłem do obszernej zagrody, gdzie rozsiodływano zwycięskie konie.

Czekał tam pułkownik Beckett, oparty na lasce. Poklepał konia, pogratulował dżokejowi, który odpiął siodło i oddalił się w stronę wagi, a do mnie powiedział szyderczo:

– W ten sposób zwraca się chociaż ułamek ceny, za jaką został kupiony.

– To dobry koń i znakomicie przygotowany.

– W porządku. Czy jeszcze czegoś pan potrzebuje?

– Tak. Więcej szczegółów na temat tej jedenastki… Gdzie zostały wyhodowane, co jadły, czy chorowały, w jakich restauracjach zatrzymywali się kierowcy furgonów, kto robił dla nich uprząż, czy były podkuwane na wyścigach, i przez jakich kowali, słowem wszystko.

– Czy mówi pan poważnie?

– Tak.

– Przecież nie miały z sobą nic wspólnego, poza tym, że dostały doping.

– Moim zdaniem pytanie należy sformułować w ten sposób: co wspólnego miały te konie, co umożliwiło doping? – Pogłaskałem nozdrza Sparking Pluga. Był nerwowy i podniecony po zwycięstwie.

Pułkownik Beckett spojrzał na mnie uważnie.

– Będzie pan miał te informacje, panie Roke. Uśmiechnąłem się do niego.

– Dziękuję. Będę się dobrze opiekował Sparking Pługiem. Wygra dla pana pieniądze, które pan na niego wydał, nim skończy karierę.

– Odprowadzić konie – rozległ się głos z głośnika.

Po prawie niewidocznym geście pożegnania, wykonanym przez pułkownika, odprowadziłem konia do wyścigowej stajni, prowadząc go wkoło, zanim nie ostygł.

Tego wieczoru w domu noclegowym było znacznie więcej gości, jako że była to już kolejna noc naszego spotkania. Tym razem nie tylko sprowadzałem rozmowę na doping i słuchałem uważnie wszystkiego, ale spróbowałem wywołać wrażenie, iż nie byłbym skłonny do odrzucenia propozycji przyjęcia 50 funtów za wskazanie boksu konia w mojej stajni, gdyby ktoś oczywiście gotów był zapłacić tyle za tę informację. Zarobiłem sobie na kilka pełnych dezaprobaty spojrzeń, ale także jedno pełne zainteresowania, którym obrzucił mnie bardzo niski stajenny z dużym zasmarkanym nosem.

Rano w łazience mył się przy sąsiedniej umywalce i odezwał się półgębkiem:

– Czy mówiłeś poważnie wczoraj, że wziąłbyś pięćdziesiąt, żeby pokazać boks?

– A dlaczego nie? – wzruszyłem ramionami. Rozejrzał się lękliwie dokoła. Zachciało mi się śmiać.

– Może będę mógł się skontaktować z kimś, kto chciałby to wiedzieć, za pięćdziesiąt procent.

– Coś sobie chyba uroiłeś – odparłem ostro. – Sto procent… Co ty sobie wyobrażasz, do cholery, że kto ja jestem?

– Dobra… to może za piątkę – pociągnął nosem, opuszczając cenę.

– Nie wiem…

– Już uczciwiej nie mogę – wymamrotał.

– Wskazanie boksu to świństwo – zauważyłem delikatnie, wycierając twarz ręcznikiem.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– I nie mógłbym tego zrobić za mniej niż sześćdziesiąt, jeżeli ty weźmiesz piątkę z tego.

Najwyraźniej nie wiedział, czy roześmiać się, czy splunąć. Zostawiłem go w tym niezdecydowaniu i wyszedłem uśmiechnięty, by zająć się eskortowaniem Sparking Pluga z powrotem do Yorkshire.

5

W piątek wieczorem poszedłem znowu do baru w Sław i wymieniałem z Soupym spojrzenia pełne wyczekiwania.

W niedzielę połowa stajennych miała wolne popołudnie, pojechaliśmy do Burndale na mecze piłki nożnej i strzałek, i wygraliśmy obydwa; odbyły się poklepywania po ramieniu i picie piwa. Jednak stajenni z Burndale nie zwrócili na mnie specjalnej uwagi, poza tym, że byłem nowy i zaprzepaściłem ich szanse wygrania w strzałki. Mimo opowieści Octobra o przypadkach dopingu w Burndale, nie było wśród miejscowych stajennych żadnego Soupy’ego, i o ile mogłem się zorientować, nikogo tu nie obchodziły moje skłonności przestępcze.

Przez następny tydzień oprzątałem moje trzy konie, czytałem księgi, rozmyślałem i nie doszedłem do niczego. Paddy zachowywał się wobec mnie zimno, podobnie jak Wally, któremu Paddy niechybnie opowiedział o moim podobieństwie do Soupy’ego. Wally objawiał swą dezaprobatę przydzielaniem mi większej ilości roboty, tak że każdego dnia, zamiast odpoczywać w wolnym zazwyczaj czasie od obiadu do wieczornego obrządku, o czwartej musiałem zamiatać podwórze, przygotowywać paszę, siekać obrok, szykować sieczkę, myć samochód Inskipa albo okna w wolnych boksach.

Robiłem to wszystko bez komentarzy w przekonaniu, że gdyby później był mi potrzebny jakiś powód do szybkiej kłótni i odejścia, mógłbym z powodzeniem skarżyć się na przepracowanie w ciągu jedenastu godzin dziennie.

Niemniej jednak w piątek w południe wyruszyłem znów ze Sparking Pługiem, tym razem do Cheltenham, i tym razem w towarzystwie nie tylko kierowcy furgonu, ale także Gritsa, jego konia i koniuszego.

Po przyjeździe do wyścigowej stajni dowiedziałem się, że tego wieczora wydawany jest obiad dla najlepszego dżokeja poprzedniego sezonu, toteż wszyscy pozostający na noc stajenni postanowili uczcić tę okazję pójściem na tańce do miasta. Tak więc razem z Gritsem oporządziliśmy konie na noc, zjedliśmy kolację, odszykowaliśmy się trochę, pojechaliśmy autobusem do miasta i zapłaciliśmy wstęp na potańcówkę. Sala była ogromna, orkiestra głośna i rytmiczna, ale niewiele tańczących par. Dziewczęta stały w niewielkich grupkach spoglądając na znacznie większe grupy młodych mężczyzn i w samą porę powstrzymałem się od uwagi, jak bardzo dziwne wydawało mi się to wszystko: przecież Grits musiał spodziewać się, że jest to dla mnie całkiem normalne.

Zaprowadziłem go do baru, gdzie grupki stajennych z wyścigów mieszały się już z miejscowymi chłopakami, postawiłem mu piwo żałując, że to on właśnie będzie świadkiem tego, w jaki sposób postanowiłem wykorzystać ten wieczór. Biedny Grits rozdarty był pomiędzy lojalnością wobec Paddy’ego i wyraźną sympatią do mnie, a miałem całkowicie pozbawić go złudzeń. Chciałbym móc to wytłumaczyć. Opanowała mnie pokusa spokojnego spędzenia wieczoru. Jak mógłbym jednak usprawiedliwić zmarnowanie tak niepowtarzalnej okazji tylko po to, by zachować na jakiś czas sympatię dość nierozgarniętego chłopaka stajennego, bez względu na to, jak bardzo go lubiłem? Musiałem zarobić dziesięć tysięcy funtów.

– Grits, idź poszukaj sobie dziewczyny do tańca.

– Nie znam żadnej – uśmiechnął się do mnie szeroko.

– Nie szkodzi. Każda chętnie zatańczy z takim chłopakiem. Idź i poproś którąś.

– Nie, wolałbym zostać z tobą.

– W porządku. To napij się jeszcze.

– Jeszcze nie skończyłem tego.

Odwróciłem się do baru, o który byliśmy oparci, i zastukałem moim ledwie napoczętym kuflem o kontuar.

– Dosyć mam tego kompotu – wykrzyknąłem gwałtownie. – Hej tam, barman, podwójną whisky proszę.

– Dan! – Grits przerażony był moim tonem, co było wyraźną miarą mego zwycięstwa.

Barman nalał whisky i przyjął pieniądze. A ja rzuciłem donośnie:

– To może zaraz drugą, skoro już pan tu jest…

Wyczułem raczej niż zobaczyłem, że grupa stajennych w dalszej części baru odwróciła się i że przyglądali mi się, podniosłem więc szklankę i dwoma łykami wypiłem whisky, wycierając następnie usta wierzchem dłoni. Pchnąłem pustą szklankę po kontuarze w stronę barmana i zapłaciłem za następną.

15
{"b":"107671","o":1}