Литмир - Электронная Библиотека

Nie nadeszła.

Edward przejął mnie w milczeniu od Alice.

Aro wybuchł śmiechem.

– Ha, ha, ha! Niesamowite! Fantastyczne!

Jane syknęła, pochylając się do przodu w pozie drapieżnika.

– Nie denerwuj się, skarbie – uspokoił ją Volturi, kładąc jej na ramieniu delikatną dłoń. – Ta mała zawstydza nas wszystkich.

Dziewczynka świdrowała mnie spojrzeniem.

– Świetne, świetne! – Aro przeżywał jeszcze niedawną scenę. – Podziwiam cię, Edwardzie, za to, że nie krzyczałeś z bólu. To nie puste pochlebstwo, bo sam raz poprosiłem Jane z ciekawości o prezentację. Jesteś bardzo dzielny.

Edward patrzył na niego, zdegustowany.

– No i co teraz z wami zrobić? – Aro westchnął.

Rodzeństwo Cullenów zesztywniało. Przyszliśmy tu przecież usłyszeć werdykt. Zaczęłam się trząść.

– _ Jak mniemam – ciągnął nasz gospodarz – nie zmieniłeś, niestety zdania, Edwardzie, prawda? Wielka szkoda. Twoje umiejętności stanowiłyby wspaniale uzupełnienie naszych.

Kątem oka zauważyłam, że Feliks i Jane się skrzywili. Chłopak zawahał się.

– Nie, nie zmieniłem zdania.

– Alice? – Aro nie tracił nadziei. – Nie chciałabyś do nas dołączyć?

– Nie, ale dziękuję za propozycję – odparła.

– A ty, Bello?

Edward zaklął pod nosem. Gapiłam się tępo na Ara. Żartował sobie ze mnie, czy naprawdę chciał wiedzieć, czy nie zostałabym na obiad?

Pierwszy na propozycję wampira zareagował białowłosy Kajusz.

– Dlaczego? – spytał cicho, nie okazując ani gniewu, ani zaciekawienia.

– Och, chyba potrafisz docenić kryjący się w niej potencjał. – Aro uśmiechnął się dobrodusznie. – Nic spotkałem równie intrygującego śmiertelnika, odkąd odkryłem Jane i Aleca. Wyobraź sobie, jakie otworzą się przed nami możliwości, kiedy mała stanie się jednym z nas!

Sądząc po wyrazie twarzy Jane, nic spodobało jej się to, że została do mnie porównana. Mina Kajusza także nie wyrażała entuzjazmu.

Edward cały się gotował. Przestraszyłam się, że wybuchnie, co Zmobilizowało mnie do działania.

– Nie, dziękuję – odpowiedziałam. Dygotałam ze strachu. Aro ponownie westchnął.

– Ubolewam nad twoją decyzją. Zmarnować taki talent! Edward syknął.

– Albo z wami, albo do grobu, taka jest alternatywa, prawda?

Nie udawajcie niewiniątek! Gdybyście naprawdę przestrzegali zasad, nie przyprowadzilibyście nas do tej właśnie komnaty!

Byłam zdezorientowana. Z jednej strony chłopak wydawał się być autentycznie wściekły, z drugiej, w tonie jego głosu było coś aktorskiego, jakby wcześniej zastanowił się nad tym, co powie.

– Skądże znowu. – Aro zamrugał, zbity z pantałyku. – Zebraliśmy się tutaj, ponieważ czekamy na powrót Heidi, a nie względu na was.

– Aro – wtrącił się Kajusz. – Nasze prawo i tak nakazuje nam ich zabić.

– Jak to? – Edward znał myśli wampira, ale chciał go widocznie zmusić do wyjaśnienia zarzutów mi i Alice.

Kajusz wskazał mnie kościstym palcem.

– Ona za dużo wie. Wyjawiłeś jej nasze sekrety.

– O waszym dworze też wie kilka istot ludzkich – przypomniał mu Edward.

A więc piękna recepcjonistka nie była jedyną. Białowłosy wampir ułożył usta w dziwnym grymasie. Czyżby miał to być uśmiech?

– Tak – przyznał. – Ale kiedy nie są nam już dłużej potrzebne, służą nam swoją krwią. Czy potraktujesz dziewczynę tak samo, jeśli coś komuś wypaple?

– Nikomu nie… – przerwałam jękliwie, ale zmroził mnie wzrokiem.

– Wątpię – kontynuował oschle. – Nie zamierzasz jej również zmienić w jedną z nas. Podsumowując, pozostawienie jej przez nas przy życiu rodzi spore ryzyko. Ale tylko jej. Tym razem wybaczymy wam brak dyskrecji. Wy dwoje możecie odejść.

Edward obnażył zęby.

– Tak myślałem – oznajmił Kajusz, nie bez zadowolenia. Także Feliks, gdyby mógł, zatarłby ręce z uciechy.

– Chyba że… – odezwał się Aro. Nie ukrywał, że martwi go to, w jakim kierunku potoczyła się rozmowa. – Chyba że jednak podarujesz jej w prezencie nieśmiertelność.

Edward zamyślił się.

– Co wtedy? – spytał.

Aro natychmiast się rozchmurzył.

– Wtedy pozwolimy wam wrócić bez przeszkód do domu przekazać Carlisle'owi moje serdeczne pozdrowienia. Tyle że obawiam się, że nie będzie to mogła być obietnica bez pokrycia.

Aro wyciągnął rękę ku chłopakowi, żeby przekonać się na własnej skórze, że ten go nie oszuka. Kajusz, który wyglądał na coraz bardziej poirytowanego, nareszcie się rozluźnił.

Edward zacisnął usta w cienką linię. Nasze oczy się spotkały.

– Błagam, zdecyduj się – wyszeptałam.

Dlaczego tak go to odrzucało? Dlaczego wolał zginąć, niż mnie przemienić? Poczułam się tak, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch.

Mój ukochany cierpiał katusze.

I wtedy do Ara podeszła z wyciągniętą ręką Alice. Zastąpiło jej drogę kilku członków jego świty, ale Volturi nakazał im się rozsunąć i zachłannie ujął dłoń dziewczyny. Żeby skutecznie się skupić, przymknął powieki. Alice zastygła w bezruchu. Jej twarz przypominała maskę. Usłyszałam, jak Edward zgrzyta zębami. Wszyscy obecni wstrzymali oddech. Stresowałam się okropnie. Ile jeszcze? Czy Alice nie poddawano aby praniu mózgu? Czy to musiało aż tyle trwać?

Mijały kolejne sekundy. W końcu Aro otworzył oczy i szeroko się uśmiechnął.

– A niech mnie! – Powoli się wyprostował. – Fascynujące!

– Cieszę się, że ci się podobało – mruknęła dziewczyna.

– Twoje wspomnienia – bajka – i te wizje! Po raz pierwszy w życiu miałem wgląd w przyszłość!

– Jak widziałeś, zmienię Bellę w wampira.

– Tak, tak, to już postanowione. Nie ma sprawy.

Kajusz stęknął, rozgoryczony. Jego opinię podzielali Jane i Feliks.

– Ależ, Aro… – zaczął Kajusz.

– Mój drogi, o nic się nie martw. Przecież to cudowna nowina!

Młodzi nie dołączą może do nas dziś, ale kto wie, czy im się nie odmieni, a wtedy… Sama Alice mogłaby się stać ozdobą naszej kolekcji. Umieram już z ciekawości, co też wyjdzie z naszej Belli.

Czy Aro nie zdawał sobie sprawy, jak subiektywne są wizje mojej przyjaciółki? Czy nie wiedział, że wszystko zależy od tego czy nie zmieni zdania? Że mogą na nią wpłynąć bądź przeszkodzić jej inni, choćby jej brat?

Zresztą co z tego, że Alice była chętna mnie zmienić, co z tego że nawet miała mnie zmienić, jeśli ten pomysł wzbudzał w Edwardzie takie obrzydzenie? Jeśli śmierć była w jego mniemaniu lepsza od życia z nieśmiertelną eks na karku? Na samą myśl o tym, jak bardzo mnie nie chciał, pogrążałam się w depresji.

– Czyli możemy już sobie pójść? – upewnił się Edward.

– Tak, oczywiście – potwierdził Aro – ale, proszę, wpadnijcie jeszcze kiedyś. Dawno tak dobrze się nie bawiłem.

– My także was odwiedzimy – obiecał Kajusz, przymykając oczy niczym jaszczurka. – Żeby sprawdzić, czy zastosowaliście się do naszych zaleceń. Na waszym miejscu, nie zwlekałbym z przeprowadzeniem operacji. Drugiej szansy nie dostaniecie.

Edward zacisnął szczęki, ale skinął głową. Kajusz uśmiechnął się zjadliwie, po czym wrócił na swój tron, obok którego siedział wciąż apatyczny Marek.

Feliks jękną! głośno.

– Feliksie, cierpliwości – doradził mu Aro. – Heidi będzie tu lada chwila.

– Właśnie – powiedział mój luby, jakby coś sobie przypomniał. – Lepiej już się zbierajmy.

– Tak, tak – zgodził się Aro. – Wypadki chodzą po ludziach. Zaczekajcie tylko na dole, aż się ściemni, dobrze?

– Zaczekamy – przyrzekł Edward.

Wzdrygnęłam się. Nie uśmiechało mi się przedłużanie naszego pobytu w Volterze.

– I jeszcze to. – Aro nakazał Feliksowi zbliżyć się do siebie.

zdjął z niego szarą pelerynę i rzucił Edwardowi. – Weź ją. Żebyś nie wyróżniał się z tłumu.

Chłopak posłusznie włożył ją na siebie. Aro znowu westchnął.

– Do twarzy ci w niej – zauważył.

Edward parsknął śmiechem, ale nagle przerwał i zerknął sobie przez ramię.

– Dziękuję, Aro. Zaczekamy na dole.

– Żegnajcie, młodzi przyjaciele. – Volturi również spoglądał w tym samym kierunku.

86
{"b":"103759","o":1}