Przygryzłam wargi, zastanawiając się, jak usprawiedliwić swoje zachowanie tak, żeby nie wyjść na wariatkę.
Moja rozmówczyni pokręciła głową.
– Mówiłam mu, że tak to się skończy, ale nie chciał mi wierzyć. „Bella dała mi słowo”. – Alice naśladowała Edwarda tak doskonale, że zamarłam, zszokowana. Zaraz potem w moją klatkę piersiową wbił się niewidzialny sztylet. – „Tylko nie zaglądaj w jej przyszłość,” nakazał mi – relacjonowała. – „Dość wyrządziliśmy szkód”. Ale to, że nie zaglądam, nie oznacza, że nie widzę! Przy sięgam, nie miałam zamiaru w żaden sposób cię kontrolować. Po prostu więź, jaka się między nami wytworzyła, jest wciąż silna.
Odbieram sygnały. – Zamilkła na moment. – Kiedy zobaczyłam cię skaczącą ze skały, bez namysłu wsiadłam w pierwszy samolot.
Przyjechałam z myślą, że może wesprę jakoś Charliego, a chwilę po mnie, zjawiasz się ty! – Rozłożyła ręce. Była coraz bardziej rozdrażniona. – Widziałam w mojej wizji, jak wpadasz do wody, ale się nie wynurzyłaś. Trwało to całe wieki. Byłam pewna, że już po tobie! Jak wydostałaś się na brzeg? I jak w ogóle mogłaś zrobić coś takiego?! Jak mogłaś zrobić coś takiego ojcu?! A mój brat? Czy masz pojęcie, co on…
– Alice _ wtrąciłam się – to nie była próba samobójcza. Powinnam była jej przerwać, gdy tylko zorientowałam się, o co mnie podejrzewa, ale górę wzięła chęć napawania się dźwięcznością jej głosu. Nie mogłam jednak dłużej zwlekać. Przyjrzała mi się nieufnie.
– Chcesz powiedzieć, że wcale nie skoczyłaś ze skały do morza?
– Skoczyłam, ale nie… – Skrzywiłam się. – Skoczyłam dla zabawy.
Moja przyjaciółka zmarszczyła czoło.
– Obserwowałam kiedyś, jak robią to koledzy Jacoba Blacka.
Wydawało mi się, że to świetna sprawa… nudziłam się dzisiaj…
więc postanowiłam spróbować.
Alice milczała.
– Nie pomyślałam, że burza wpłynie jakoś na prądy. Tak właściwie to wcale nie myślałam o tym, że mój lot skończy się w wodzie.
Siostra Edwarda nie kupowała mojej historii. Przyglądała mi sceptycznie. Nadal była przekonana, że chciałam się zabić. Zadecydowałam, że lepiej będzie zmienić temat.
– Skoro widziałaś, jak wpadam do wody, to czemu nie widziałaś Jacoba?
Zaskoczyłam ją tym pytaniem. Przekrzywiła głowę.
– Gdyby nie Jacob – ciągnęłam – chyba bym się utopiła. No dobra, nie było żadnego „chyba”. Utopiłabym się jak nic. Miałam tyle szczęścia! Nawet nie pamiętam, jak mnie uratował – ocknęłam się na dobre dopiero na plaży. Tylko skoro skoczył za mną z klifu i doholował mnie do brzegu, a twierdzi, że zabrało mu to co najwyżej kilka minut, to czemu nie widziałaś go w swojej wizji?
– Ktoś cię uratował? – spytała z niedowierzaniem.
– Tak. Jacob. No przecież mówię.
Alice zaczęła intensywnie się nad czymś zastanawiać Trudno było ocenić, w jakim jest nastroju. Czyżby coś ją gryzło?
Czyżby po raz pierwszy miała do czynienia z tak niedoskonałym objawieniem i martwiła się, że jej dar ją zawodzi? Nagle pochyliła się w moją stronę i obwąchała moje ramię.
Serce podskoczyło mi do gardła.
– Nie bój się, głuptasie – szepnęła, nie przerywając swoich badań.
– Co ty wyprawiasz?
Pochłonięta dedukowaniem, puściła moje pytanie mimo uszu.
– Kto cię tu przywiózł? Z kim się tak kłóciłaś tam, za rogiem?
– Z Jacobem. Pamiętasz Jacoba Blacka z La Push, prawda? Jest teraz poniekąd moim najlepszym przyjacielem. A przynajmniej był… – Przed oczami stanęła mi jego zagniewana twarz, Nie byłam pewna, czy miał mi wybaczyć tę zdradę.
– Hm… – Co?
– Nie wiem – przyznała. – Ale coś jest nie tak.
– Cóż, najważniejsze, że żyję.
Dziewczyna wywróciła oczami.
– A Edward sądził, że wystarczy cię poprosić, żebyś na siebie uważała! Ten facet jest albo chory, albo zaślepiony. Nigdy w życiu nie spotkałam nikogo, kto częściej od ciebie pakowałby się z głupoty w tarapaty! Masz chyba jakieś skłonności masochistyczne!
– Jeszcze żyję – przypomniałam.
Alice była już myślami gdzie indziej.
– Jeśli powrót na brzeg utrudniały ci prądy, to, dlaczego nie przeszkodziły temu twojemu Jacobowi?
– Ee… to silny chłopak.
Zauważyła moje wahanie. Jedna jej brew powędrowała ku górze.
Czy mogłam jej zdradzić sekret watahy? Czy był to w ogóle sekret? A jeśli nim jednak był, kogo miałam uznać za swojego prawdziwego sojusznika, Jacoba czy Alice?
Doszłam do wniosku, że ukrywanie czegoś przed siostrą Edwarda zbyt wiele by mnie kosztowało. Jacob wiedział o Cullenach – czemu nie miała wiedzieć o sforze?
– Widzisz, Jacob jest kimś w rodzaju wilkołaka – wyznałam. – Kiedy w okolicy pojawiają się wampiry, niektórzy przedstawiciele plemienia Quileutów zmieniają się w wilki. Ostatni raz miało to miejsce, kiedy Carlisle zjawił się tu po raz pierwszy. Znał go pradziadek Jacoba. Byłaś już wtedy w rodzinie?
Alice wpatrywała się we mnie kilkanaście sekund szeroko otwartymi oczami, po czym doszła do siebie, szybko mrugając.
_ To tłumaczy ten dziwny zapach – powiedziała do siebie. – Ale czy to wystarczający powód, żebym go nie widziała? – Znowu się zamyśliła.
– Dziwny zapach? – powtórzyłam.
– Okropnie śmierdzisz – rzuciła, nie podejmując rozmowy. Z jej alabastrowego czoła nie znikały zmarszczki. Milczała przez chwilę. – Na pewno jest wilkołakiem? Byłaś świadkiem tego, jak się przeobraża?
– Niestety tak. – Pojedynek Jacoba z Paulem nie należał do moich ulubionych wspomnień. – Czyli nie mieszkałaś jeszcze z Carlislem i Esme, kiedy w Forks były wilkołaki?
– Nie. Dołączyłam do nich później.
Na powrót zrobiła się nieobecna, ale zaraz potem coś do niej dotarło. Znienacka obróciła się gwałtownie.
– Twój najlepszy przyjaciel jest wilkołakiem? – spytała. Potwierdziłam zawstydzona.
– Od jak dawna to trwa?
– Niedługo – podkreśliłam, jakby miało mnie to usprawiedliwić.
– Pierwszy raz zmienił się dopiero kilka tygodni temu.
Alice uderzyła pięścią o kanapę.
– Czyli to młody wilkołak? A niech mnie! Ty to masz fart, dziewczyno! Edward miał rację – przyciągasz katastrofy jak magnes. I kto obiecał, że nie będzie narażał się na niebezpieczeństwo?
– Młode wilkołaki nie są wcale takie groźne – oświadczyłam urażona trochę jej komentarzami.
– Tak, dopóki nie stracą nad sobą kontroli. Boże, Bello po wyjeździe wampirów nie mogłaś dla odmiany zaprzyjaźnić z paroma ludźmi?
Nie chciałam się z nią kłócić – tak bardzo cieszyłam się że wróciła – ale musiałam wyprowadzić ją z błędu.
– Mylisz się Alice, wampiry nie wyniosły się z Forks na dobre W tym cały kłopot. Gdyby nie miejscowa sfora wilkołaków, już dawno dopadłaby mnie Victoria. A raczej Laurent, bo to on wpadł na mnie przed nią…
– Victoria? – syknęła Alice. – Laurent?
Chyba nigdy wcześniej nie miała przy mnie tak morderczej miny.
– Magnes działa – powiedziałam cicho.
– Mniejsza o twój magnes. Opowiedz mi wszystko od samego początku.
Opuściłam wprawdzie w mojej relacji cztery miesiące depresji, omamy słuchowe i eksperymenty z motorami, ale poza tym nie pominęłam niczego. Powtórzyłam nawet historyjkę o skakaniu z nudów z klifu. Moja przyjaciółka znowu jej nie łyknęła, więc przeszłam pospiesznie do płomienia na falach i mojej hipotezy wyjaśniającej jego pochodzenie. Słysząc, że mogła być to Victoria, Alice rozeźliła się nie na żarty. Jej półprzymknięte drapieżnie oczy ciskały błyskawice. Wyglądała teraz naprawdę groźnie – jak na wampirzycę przystało. Nigdy dotąd nie myślałam o niej jak o potworze. Przełknąwszy ślinę, zagłębiłam się w szczegóły dotyczące śmierci Harry'ego.
Alice ani razu mi nie przerwała, co najwyżej, zasępiona, kiwała głową. W końcu wyczerpały mi się tematy i zapadła cisza. Teraz, kiedy emocje związane z odejściem Jacoba i pojawieniem się przyjaciółki nieco opadły, wrócił lęk o ojca. Jak się czuł po tym strasznym dniu? W jakim stanie miał zjawić się w domu?
– Nasz wyjazd nic nie naprawił, prawda? – spytała retorycznie moja rozmówczyni.