Литмир - Электронная Библиотека

– Sama widziałam, a co z resztą? Też już wrócili? Wszystko w porządku? – Miałam nadzieję, że zaprzestali poszukiwań.

– Wrócili, wrócili.

Coś w jego minie mnie zaniepokoiło. Nagle skojarzyłam, jakimi słowami pożegnał Sama.

– Hej, wspomniałeś coś o szpitalu! – Mój głos podskoczył o oktawę.

– _ Nie kłam! Któryś z was jest ranny? Zaatakowała?

– Nie, nie, nic z tych rzeczy. Kiedy wróciliśmy, Emily przekazała nam smutną wiadomość. To Harry Clearwater jest w szpitalu. Dziś rano miał rozległy zawał.

– Harry? – Zamilkłam na moment. Stopniowo docierała do mnie groza sytuacji. – O, nie! – jęknęłam. – Czy Charliego też powiadomiono?

– Oczywiście. Przyjechał od razu. Przywiózł z sobą Billy'ego.

– Jakie są rokowania?

Jacob spojrzał w bok.

– Obawiam się, że nie najlepsze.

Poczułam przeraźliwe wyrzuty sumienia. Skoki z klifu! Co za dziecinada! Jakby rodzice nie mieli dość zmartwień! Jak mogłam postąpić tak nierozważnie! I Harry akurat dostał zawału!

– Czy mogę na coś się przydać? – spytałam.

W tym samym momencie przestało padać i zorientowałam się z dużym opóźnieniem, że weszliśmy właśnie do domu Blacków. Deszcz wybijał werble na blaszanym dachu.

– No coś ty – żachnął się Jacob, kładąc mnie na kanapie. – Zostajesz tutaj – a mówiąc tutaj, mam na myśli tę sofę! Zaraz skombinuję ci jakieś suche ciuchy.

Wyszedł pospiesznie do swojego pokoju. Rozejrzałam się po zaciemnionym saloniku. Bez Billy'ego było tu dziwnie pusto, wręcz ponuro. Brało się to pewnie stąd, że wiedziałam o Harrym. Jacob wrócił po kilkunastu sekundach. Rzucił mi coś miękkiego i szarego.

– Będzie na ciebie za duży, ale nie mam nic lepszego. Ehm… Wyjdę, żebyś mogła się przebrać.

– Nie odchodź! Nie będę się na razie ruszać, muszę trochę odpocząć. Posiedź ze mną, proszę.

Jacob usiadł na podłodze i oparł się plecami o kanapę. Podejrzewałam, że nie spał od wielu godzin – wyglądał na równie zmęczonego, co ja. Oparł głowę o poduszkę leżącą tuż obok mnie i ziewnął.

– Chyba nic się nie stanie, jeśli zdrzemnę się minutkę – powiedział, zamykając oczy. Poszłam za jego przykładem.

Biedny Harry. Biedna Sue. Charlie musiał odchodzić od zmysłów. Harry był jednym z jego dwóch najlepszych przyjaciół. Modliłam się o to, żeby lekarze nie mieli racji. Przez wzgląd na ojca właśnie. I na Sue. I na Leę i Setha.

Kanapa stała koło kaloryfera, więc mimo przemoczonego ubrania nie było mi już zimno. Miałam wielką ochotę zasnąć, żeby uciec w niebyt przed bólem w płucach. A może nie było mi wolno? Nie, to przy wstrząśnieniu mózgu. Wszystko mi się mieszało, Byłam nadal w szoku.

Jacob zaczął cichutko pochrapywać. Brzmiało to jak kołysanka. Odpłynęłam w mgnieniu oka.

Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna przyśniło mi się coś w miarę zwyczajnego: kalejdoskop chaotycznie dobranych obrazów z moich wspomnień. Ostre słońce Phoenix, twarz mojej mamy, domek na drzewie, wypłowiała kapa, wyłożona lustrami ściana, pomarańczowy płomyk wśród czarnych fal… Zapominałam o każdym z nich, gdy tylko jego miejsce zajmował kolejny.

Dopiero ostatnia wizja przykuła na dłużej moją uwagę. Była to scena w teatrze, a na niej znajome dekoracje: renesansowy balkon, namalowany w tle księżyc. Ubrana w staromodną koszulę nocną dziewczyna wychylała się ponad balustradę, coś do siebie szepcąc…

Szekspirowska Julia. Kiedy się obudziłam, nadal o niej myślałam.

Jacob spał jeszcze. Osunął się z poduszki na podłogę i miarowo oddychał. W saloniku było jeszcze ciemniej niż przed paroma godzinami. Zesztywniałam, ale nie ziębłam, a ubranie niemal wyschło. Z każdym oddechem gardło smagał mi ogień. Chciałam wstać już na dobre, a przynajmniej zrobić sobie coś do picia.

Nic z tego. Moje ciało miało inne plany. Było mu wygodnie.

Widziało nie widziało potrzeby, dlaczego miałoby się ruszyć. Skapitulowałam. Zamiast walczyć sama z sobą, wróciłam do rozmyślania o Julii. Zastanowiłam się, jak by postąpiła, gdyby Romeo ją zastawił – Nie dlatego, że go wygnano, ale po prostu dlatego, że się odkochał. Co by było, gdyby zmienił zdanie i wrócił do Rozaliny? Gdyby nie ożenił się z Julią, tylko znikł bez śladu? Chyba domyślałam się, jak by się czuła. Już nigdy nie otrząsnęłaby się po tej stracie, byłam tego pewna. Jeśli wróciłaby do swojego starego trybu życia, to tylko z pozoru. Nie zapomniałaby Romea, nawet gdyby dożyła sędziwego wieku.

Jego twarz towarzyszyłaby jej na każdym kroku. W końcu musiałaby się z tym pogodzić.

Ciekawiło mnie, czy zdecydowałaby się jednak poślubić Parysa – dla świętego spokoju, żeby zadowolić rodziców. Nie, raczej nie. chociaż, z drugiej strony, w dramacie nie opisano tej postaci zbyt dokładnie. Parys był tylko jednym z czarnych charakterów, narzędziem w rękach dramaturga, zagrożeniem wprowadzającym do fabuły napięcie.

A co, jeśli prawda o nim wyglądała nieco inaczej?

Co, jeśli Parys byt przyjacielem Julii? Jej najlepszym przyjacielem? Jedyną osobą, której mogła zwierzyć się, jak bardzo cierpi po odejściu Romea? Co, jeśli nikt inny tak dobrze jej nie rozumiał, z nikim innym tak dobrze się nie czuła? Jeśli był współczujący i cierpliwy? Jeśli się nią zaopiekował? Co, jeśli Julia nie umiała wyobrazić bez niego dalszego życia? Jeśli w dodatku naprawdę ją kochał i zależało mu na jej szczęściu? Co, jeśli… i ona kochała Parysa? Nie tak jak Romea, to oczywiste, ale dość mocno, by także pragnąć go uszczęśliwić?

Ciszę w pokoju zakłócał tylko równy oddech Jacoba. Ten rytmiczny szmer był jak kołysanka śpiewana dziecku, jak poskrzypywanie bujanego fotela, jak tykanie starego zegara… Był to odgłos, od którego lżej robiło się na sercu.

Gdyby Romeo porzucił Julię i na zawsze wyjechał z Werony a ona przystała na propozycję matrymonialną Parysa, czy ktokolwiek miałby prawo ją za to potępiać? Była to chyba jej jedyna szansa na odbudowanie normalności. Tylko u boku przyjaciela mogła liczyć na to, że jeszcze nieraz się uśmiechnie.

Westchnęłam, a zaraz potem jęknęłam, bo wzdychanie bolało tak samo jak odchrząkiwanie. Poniosła mnie fantazja – Romeo nigdy nie odkochałby się w Julii. To, dlatego ludzie na całym świecie pamiętali wciąż jego imię. To, dlatego historia pary kochanków wszystkich wzruszała i zachwycała. Nawet sama tragedia tak się nazywała: Romeo i Julia. Zawsze razem, Julia zadowala się Parisem nie byłoby raczej hitem.

Zamknąwszy na powrót oczy, dałam porwać się myślom – byle dalej od tej durnej sztuki, której miałam powyżej uszu, Ważniejsza była rzeczywistość. Jak mogłam być taka lekkomyślna? Najpierw motory, teraz skakanie z klifu… Głupi ma szczęście. A gdybym tak się zabiła? Charlie mógłby się po tym już nigdy nie pozbierać. Zawał Harry'ego sprawił, że spojrzałam na swoje życie z innej perspektywy. Z perspektywy, z której nie chciałam na nie patrzeć. Od września pozostawałam ślepa na racjonalne argumenty. Być może nadszedł teraz czas, by to zmienić.

Czy czułam się gotowa zrezygnować z gonienia za omamami? Gotowa postępować jak osoba dorosła? Zdawałam sobie sprawę, że stanęłabym przed niełatwym zadaniem. Cóż, może był to mój obowiązek. Może bym sobie poradziła. Z pomocą Jacoba.

Postanowiłam podjąć decyzję nieco później, ochłonąwszy po wypadku. Na razie wolałam myśleć o czymś innym.

Kiedy szukałam jakiegoś przyjemnego tematu, umysł podrzucał mi obrazy i wrażenia z ostatnich paru godzin: świst powietrza podczas lotu, czerń fal oceanu, siłę prądu pod klifem, twarz Edwarda w mroku (tu zatrzymałam się na dłużej), ciepłe dłonie wypompowującego ze mnie wodę Jacoba, strugi deszczu bijące z fioletowych chmur, dziwny, pomarańczowy ognik wśród grzywaczy…

Ten odcień pomarańczowego z czymś mi się skojarzył. Zaraz, co to było…

Nagle usłyszałam, że przed dom zajeżdża samochód. Ciężkie koła zapadały się w błotnistej drodze. Auto zaparkowało przed samymi drzwiami. Trzasnęły drzwiczki. Przyszło mi do głowy, że powinnam usiąść, ale odrzuciłam ten pomysł.

66
{"b":"103759","o":1}