Литмир - Электронная Библиотека

Jego miejsce zajął olbrzymi rdzawobrązowy wilk o ciemnych rozumnych oczach.

Mój sen zboczył z kursu niczym wykolejający się pociąg.

Nie był to ten sam wilk, który przyśnił mi się w innym życiu. Tego tu już widziałam, tam na polanie, zaledwie tydzień temu, Dzieliło nas wtedy kilkanaście centymetrów. Był ogromny, potworny, większy od niedźwiedzia.

Wpatrywał się teraz we mnie intensywnie, próbując mi coś przekazać. Wpatrywał się ciemnymi, znajomymi oczami Jacoba Blacka.

Obudziłam się, wrzeszcząc na całe gardło.

Spodziewałam się, że tym razem Charlie jak nic przyjdzie sprawdzić, czy wszystko w porządku. Wybudzając się z mojego standardowego koszmaru, krzyczałam znacznie ciszej. Zagrzebałam się w pościeli, żeby stłumić szlochy, w które przeszły moje wrzaski. Najchętniej stłumiłabym przy okazji także swoją pobudzoną pamięć.

Nikt się nie zjawiał. Stopniowo dochodziłam do siebie.

Sen o wilku przywołał pogrzebane wspomnienia. Teraz potrafiłam odtworzyć moją pierwszą rozmowę z Jacobem z dokładnością, co do jednego słowa. Przypomniały mi się wszystkie wspomniane przez niego podania, zarówno to o wampirach, jak i pozostałe.

– Znasz którąś z naszych legend o tym, skąd się wzięliśmy? No wiesz my plemię Quileute?

Zaprzeczyłam.

– Dużo ich, niektóre cofają się w czasie aż do Potopu. Ponoć starożytni Quileuci przywiązali swoje canoe do czubków najwyższych rosnących w górach drzew, żeby przetrwać, podobnie jak Noe w Arce.

– Uśmiechnął się, żeby pokazać mi, że nie za bardzo to wszystko wierzy. – Inna legenda głosi, że pochodzimy od wilków i że są one nadal naszymi braćmi. Kto je zabija, łamie prawo.

Są wreszcie podania o Zimnych Ludziach – dodał z powagą.

– O Zimnych Ludziach? – Zamarłam. Nie musiałam już grać. Niektóre z nich są równie stare, co te o wilkach, ale inne pochodzą ze znacznie bliższych nam czasów. Podobno kilku z nich znał mój pradziadek. To on zawarł z nimi pakt o pozostawieniu naszych ziem w spokoju. – Twój własny pradziadek? – wtrąciłam zachęcająco.

– Zasiadał w starszyźnie plemienia, tak jak tato. Widzisz, ci Zimni są naturalnymi wrogami wilka. No, nie wilka, ale wilków, które zmieniają się w ludzi, tak jak nasi przodkowie. Dla was to wilkołaki.

– Wilkołaki mają wrogów?

– Tylko jednego.

Coś stanęło mi w krtani. Zaczęłam się krztusić. Usiłowałam to Coś połknąć, ale się zaklinowało, więc spróbowałam wypluć.

– Wilkołak – wydusiłam. Przerażające słowo nie chciało przejść mi przez gardło.

Albo nadal śniłam, albo świat stanął na głowie! Czy każde amerykańskie miasteczko zaludniały monstra z legend? Czy każde indiańskie podanie zawierało w sobie coś więcej niż ziarno prawdy?

Czy istniało jeszcze cokolwiek pewnego, czy też wszystko, w co wierzyłam miało okazać się iluzją?

Złapałam się za skronie, żeby moja czaszka nie eksplodowała od nadmiaru myśli.

Cichy, rzeczowy głosik dobiegający z głębin mojej świadomości spytał mnie, czemu się tak bardzo przejmuję. Czyż nie przyjęłam już do wiadomości, że po ziemi chodzą wampiry?

Jakoś nie wpadłam wtedy w histerię.

Miałam ochotę wydrzeć się w odpowiedzi:, co innego dokonać takiego odkrycia raz w życiu, a co innego raz do roku!

Poza tym, w przypadku Edwarda, podejrzewałam coś od samego początku. To, że jest wampirem, było dla mnie wprawdzie wielkim zaskoczeniem, nigdy jednak nie wątpiłam, że coś przede mną ukrywa. Nie mógł być zwykłym człowiekiem – za bardzo się wyróżniał.

Ale Jacob? Jacob, który był tylko Jacobem i nikim więcej? Jacob, mój kumpel, mój przyjaciel? Jedyna ludzka istota, z którą kiedykolwiek szczerze się zaprzyjaźniłam…

Okazała się nie być istotą ludzką.

Znów zdusiłam w sobie krzyk rozpaczy.

Coś było ze mną nie tak. Nie mogłam być normalna, skoro przyciągałam postacie z horroru. I skoro tak bardzo się do nich przywiązywałam, że kiedy odchodziły, nie mogłam normalnie funkcjonować.

Dosyć użalania się nad sobą. Musiałam zapanować nad mętlikiem w głowie, diametralnie zmieniając sposób, w jaki dotychczas interpretowałam fakty.

Sam nigdy nie przewodził żadnej sekcie ani gangowi. Nie, sytuacja wyglądała dużo gorzej.

Przewodził sforze.

Sforze składającej się z pięciu gigantycznych wilkołaków, tych samych, które minęły mnie na łące Edwarda.

Stwierdziłam nagle, że muszę porozmawiać z Jacobem – teraz zaraz. Zerknęłam na budzik. Było o wiele za wcześnie na składanie wizyt, ale miałam to gdzieś. Wyskoczyłam z łóżka. Chciałam uzyskać od Jacoba potwierdzenie, że nie postradałam zmysłów.

Naciągnęłam na siebie pierwsze części garderoby, jakie wpadły mi w ręce i zbiegłam po schodach, sadząc susy co dwa stopnie. W przedpokoju na dole niemal wpadłam na Charliego.

– Dokąd się wybierasz? – spytał, równie zaskoczony moim widokiem co ja jego. – Czy wiesz, która godzina?

– Wiem, ale muszę zobaczyć się z Jacobem.

– Myślałem, że Sam…

– Mniejsza o Sama. Muszę z nim natychmiast porozmawiać.

– Jest jeszcze bardzo wcześnie. – Ojcu nie podobała się moja determinacja. – Nie zjesz chociaż śniadania?

– Nie jestem głodna.

Zerknęłam niespokojnie na drzwi wyjściowe. Charlie blokował mi przejście. Zastanawiałam się, czy nie przemknąć bokiem i uciec.

Ale doszłam do wniosku, że za taki wybryk przyszłoby mi się długo tłumaczyć.

– Niedługo wrócę – rzuciłam, żeby udobruchać ojca.

– Tylko nie zatrzymuj się nigdzie po drodze, dobra?

– A gdzie niby miałabym się zatrzymywać?

– Czy ja wiem… – Charlie zawahał się. – Po prostu… Widzisz, twoje wilki znowu kogoś zaatakowały. Nieopodal kurortu, przy ciepłych źródłach. Mężczyzna znajdował się zaledwie kilkanaście metrów od szosy, kiedy nagle zniknął. Tym razem mamy naocznego świadka, jego żonę. Poszła go szukać i po kilku minutach zobaczyła szarego wilka. Od razu zawróciła i pobiegła po pomoc.

Zamarłam.

– Zaatakował go wilk?

– Nie wiadomo. Ciała nie znaleziono, tylko drobne ślady krwi.

– Charlie wbił wzrok w podłogę. – Straż leśna będzie dziś przeszukiwać las z pomocą uzbrojonych ochotników. Zgłosiło się sporo ludzi. Za truchło wilka wyznaczono nagrodę. Nie jestem zachwycony taką nagłośnioną akcją. Im więcej podekscytowanych niedzielnych myśliwych, tym łatwiej o wypadek.

– Będą strzelać do wilków? – Z emocji mój glos zrobił się piskliwy jak u dziecka.

– A jest inne wyjście? Co jest? – Przyjrzał mi się uważniej.

Chyba pobladłam, słuchając jego relacji. – Tylko nie mów mi, że zaczęłaś sympatyzować z jakimś radykalnym ruchem u ekologicznym?

Nie odpowiedziałam. Gdyby nie jego obecność, klęczałabym już na podłodze, opasując się rękami. Zupełnie zapomniałam o tych wszystkich zaginionych turystach, o śladach łap i krwi… Nie skojarzyłam tych informacji z tym, czego dowiedziałam się o Jacobie.

Wybacz, skarbie, nie chciałem cię nastraszyć. Po prostu nie zbaczaj z głównej drogi. I nie zatrzymuj się nigdzie w lesie.

– Okej – wymamrotałam.

– Będę leciał.

Po raz pierwszy tego ranka przyjrzałam mu się uważniej. Miał na sobie ciężkie buciory, a na ramieniu strzelbę.

– Tato! Chyba nie zamierzasz strzelać z innymi do wilków?

– Trzeba coś zrobić, Bello. Są kolejne ofiary.

Mój głos znów wymknął mi się spod kontroli.

– Nie! – pisnęłam histerycznie. – Nie chodź do lasu! Błagam! To niebezpieczne!

– Na tym polega moja praca, córeczko. Nie bądź taką pesymistką. Uszy do góry. Nic mi się nie stanie.

Otworzył przede mną drzwi frontowe, ale nie ruszyłam się z miejsca.

– Wychodzisz czy nie?

Najchętniej wsparłabym się o ścianę. Jak mogłam go powstrzymać, jego i całą resztę? Byłam zbyt oszołomiona, by wymyślić cos sensownego.

– Bello?

– Może rzeczywiście jest jeszcze za wcześnie na wizytę w La Push – szepnęłam.

– Popieram. – Wyszedł na deszcz i zamknął za sobą drzwi.

53
{"b":"103759","o":1}