Литмир - Электронная Библиотека

Podniosłam głowę. Pochylał się nad przejściem pomiędzy ławkami. Miał zatroskaną minę. W każdy piątek zadawał mi to samo pytanie, chociaż nigdy nie brałam wolnego, nawet z powodu choroby. No, może z jednym wyjątkiem, ale to było te cztery miesiące temu. Jego zatroskanie było bezpodstawne. Nie mieli w sklepie trzeciego pracownika.

– Jutro jest sobota, prawda? – spytałam. Tak, mój głos był bez wątpienia przygaszony. Uświadomiłam to sobie dopiero rano, kiedy wypomniał mi to Charlie.

– Tak – potwierdził Mike. – No, to do zobaczenia na hiszpańskim. Pomachał mi niemrawo i odszedł. Już mnie nie odprowadzał pod drzwi klasy.

Powlokłam się na matematykę, na której siedziałam z Jessicą. Musiałam z nią wreszcie pogadać, a wiedziałam, że nie będzie to łatwe. Zwłaszcza, że chciałam ją prosić o przysługę. Minęły tygodnie, a może miesiące, odkąd przestała mówić do Blliie „cześć”. Obraziłam ją swoją obojętnością. Teraz, krążąc pod klasą, zachodziłam w głowę, jak ją udobruchać. – Bardzo mi zależało, żeby pójść z Jess do kina. Zakładałam, że po powrocie zdołam zagadać Charliego relacją z naszego dziewczyńskiego wypadu i zyskam przynajmniej jeden dzień, a może nawet przekonam go, że ze mną wszystko w porządku. Kusiło mnie Wprawdzie, żeby pojechać do Port Angeles w pojedynkę (nie mogłam po prostu zniknąć na kilka godzin, bo wydałby mnie stan licznika kilometrów w furgonetce, ale wiedziałam, że ta wygodna opcja odpada. Forks było tak małe, że prędzej czy później Charlie musiał wpaść na słynącą z gadulstwa matkę Jessiki. Prawda wyszłaby wtedy Ha jaw.

Otworzyłam drzwi do sali.

Pan Verner posłał w moim kierunku karcące spojrzenie – już coś tłumaczył. Pospiesznie przeszłam do swojej ławki. Jessica mnie ignorowała. Ucieszyłam się, że mam przed sobą pięćdziesiąt minut, żeby przygotować się psychicznie do naszej rozmowy.

Ani się obejrzałam, a lekcja dobiegła końca. Z jednej strony pomogło to, że tak dobrze się rano przygotowałam – z drugiej, czas zawsze płynął szybciej, kiedy czekało mnie coś nieprzyjemnego, w dodatku pan Verner zwolnił nas na pięć minut przed czasem. Uśmiechnął się, jakby robił nam prezent.

– Jess? – Czekając, aż się obróci, przygryzłam z nerwów wargę.

Zaskoczyłam ją.

– Do mnie mówisz? – Przyjrzała mi się z niedowierzaniem.

– Oczywiście, że do ciebie. – Udałam niewiniątko.

– W czym problem? – burknęła. – Pomóc ci w matmie?

– Nie, dzięki. – Pokręciłam głową. – Chciałam cię zapytać, czy… czy nie zgodziłabyś się pójść ze mną dziś do kina. Za dużo już chyba siedzę w domu.

Zabrzmiało to sztucznie i nieszczerze. Jessica wietrzyła jakiś podstęp.

– Dlaczego chcesz iść akurat ze mną?

– Byłaś pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl, kiedy wpadłam na ten pomysł.

Uśmiechnęłam się, modląc się w duchu, żeby wypaść przekonywująco. Cóż, była pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl, kiedy postanowiłam unikać Charliego. Różnica niewielka.

Jessica zaczęła się łamać.

– Czy ja wiem…

– Masz już plany na wieczór?

– Nie… – Zamyśliła się. – Hm… Dobrze, zgadzam się. Na co chcesz iść?

O tym drobnym szczególe zapomniałam.

– Nie jestem pewna, co teraz grają… – powiedziałam, grając na zwłokę. Próbowałam wyłowić z pamięci tytuł jakiejkolwiek kinowej nowości. Czy nie podsłuchałam ostatnio jakiejś rozmowy?

– Nie wpadł mi w oko żaden plakat? – Może zobaczymy ten o kobiecie – prezydencie?

Spojrzała na mnie, jakbym spadla z księżyca.

– Zdjęli to chyba z pół roku temu.

– Och. To może ty coś zaproponuj.

Jessica była na mnie jeszcze trochę obrażona, ale mimo to nie potrafiła do końca zapanować nad swoją wrodzoną gadatliwością.

– Niech tylko pomyślę… Leci taka nowa komedia romantyczna – dostała świetne recenzje. Mogłaby się nadać. A tata polecał mi „Bez wyjścia”.

Tytuł wydał mi się obiecujący.

– O czym to?

– 0 zombie czy czymś takim. Tata mówił, że od lat nie widział tak przerażającego filmu.

– Super. Właśnie czegoś takiego mi trzeba.

Wolałabym stanąć twarzą w twarz z watahą prawdziwych zombie niż przez dziewięćdziesiąt minut oglądać cudze amory.

– Dobrze, możemy iść na „Bez wyjścia” – Jessica wzruszyła ramionami, ale widać było, że zaskoczyłam ją swoim wyborem. Próbowałam sobie przypomnieć, czy lubiłam kiedyś horrory, ale nie zyskałam pewności. – Podjechać po ciebie po szkole? – spytała.

– Jasne. Dzięki.

Na odchodne uśmiechnęła się niepewnie. Odwzajemniłam uśmiech z opóźnieniem, ale miałam nadzieję, że go dostrzegła.

Pozostałe lekcje minęły szybko. Myślałam głównie o zbliżającym się wypadzie do kina. Wiedziałam z doświadczenia, że kiedy Jessica się rozgada, nic jej już nie zatrzyma. Żeby czuła się usatysfakcjonowana, wystarczało w strategicznych momentach bąkać „ha” albo „no, no”. Była dla mnie idealnym towarzyszem i vice wersa.

W ostatnich miesiącach potrafiłam na jawie odpłynąć w niebyt do tego stopnia, że czasem, doszedłszy do siebie, potrzebowałam kilkunastu sekund, aby połapać się w tym, co się ze mną w międzyczasie działo. Tak było i tym razem. Ocknęłam się w swoim pokoju, nie pamiętając ani jazdy furgonetką, ani otwierania frontowych drzwi.

Nie przejmowałam się takimi incydentami, wręcz przeciwnie – tęskniłam za chwilami zupełnego zatracenia.

Otępienie przydawało się, zwłaszcza, gdy musiałam zmierzyć się z przeszłością – tak jak teraz, przy otwieraniu szafy. Nie walczyłam z nim i tylko dzięki temu mogłam obojętnie przejechać wzrokiem po upchniętych w kącie przedmiotach zakrytych stert nienoszonych już przez siebie ubrań. Nie myślałam o tym, i gdzieś tam, w czarnym plastikowym worku na śmieci, kryje się mój prezent urodzinowy i wieża stereo. Usiłując rozdrapać jej klawisze, zdarłam sobie kiedyś paznokcie do krwi, ale o tym także nie myślałam.

Zdjęłam z haczyka rzadko używaną torebkę i zatrzasnęłam drzwi. W tym samym momencie Jess zatrąbiła z podjazdu. Pospiesznie przełożyłam portfel i kilka drobiazgów z torby szkolnej do torebki. Wydawało mi się chyba, że od tych nerwowych ruchów wieczór minie jakoś prędzej.

W przedpokoju zdążyłam jeszcze zerknąć w lustro, aby wykrzywić usta w coś na kształt przyjaznego uśmiechu. Wychodząc na ganek, starałam się bardzo nie zmieniać ułożenia mięśni twarzy.

– Cześć – rzuciłam, zajmując miejsce pasażera. – Jak to fajnie, że się zgodziłaś. Jestem ci bardzo wdzięczna.

Musiałam mieć się na baczności, żeby pamiętać o odpowiednim modulowaniu głosu. Od dłuższego czasu przejmowałam się takimi drobiazgami jak odpowiednia intonacja tylko przy Charliem, a Jess była od niego o wiele lepsza w rozpoznawaniu stanów emocjonalnych. Nie byłam też pewna, co kiedy imitować.

Spoko. A mogę wiedzieć, skąd w ogóle ta zmiana?

Jaka zmiana?

– No, że nagle postanowiłaś… wyjść z domu.

Zabrzmiało to tak, jakby w ostatniej chwili Jess wybrała inne zakończenie swojego zapytania. Wzruszyłam ramionami.

– Tak jakoś…

W radio zaczynała się romantyczna piosenka, więc rzuciłam się zmienić stację. Prowadzenie rozmowy z Jessicą przy jednoczesnym ignorowaniu rzewnych ballad mnie przerastało.

– Mogę? – spytałam.

– Jasne.

Długo przeszukiwałam fale eteru, zanim znalazłam coś nie szkodliwego. Wnętrze auta wypełniły agresywne pokrzykiwania. Jess zmarszczyła nos.

– Od kiedy to słuchasz rapu?

– Trudno powiedzieć… Od niedawna. – Naprawdę podoba ci się taka muzyka?

– Tak.

Zaczęłam kiwać głową, mając nadzieję, że robię to do rytmu.

– Okej… – „Cóż, są różne dziwactwa”, mówiła mina Jess. Czym prędzej zmieniłam temat. – Jak tam sprawy stoją pomiędzy tobą a Mikiem? – Widujesz go częściej niż ja.

– Ale w pracy trudno uciąć sobie pogawędkę.

Wbrew moim oczekiwaniom to pytanie nie wywołało u Jess słowotoku. Musiałam podjąć kolejną próbę. – Byłaś z kimś ostatnio na randce?

– Trudno to nazywać randkami. Parę razy umówiłam się z Connerem… A dwa tygodnie temu byłam w kinie z Erikiem. – Jest wywróciła oczami. Zwietrzyłam okazję.

18
{"b":"103759","o":1}