Литмир - Электронная Библиотека

– A tak przy okazji, Benny Ryan wyrwał się wczoraj w nocy na wolność. Pomyślałem, że może chciałbyś to wiedzieć.

Vic ryczał ze śmiechu, kiedy wsiadali do range rovera.

– Pięknie! A z tego Abula jest niezły kawał dwulicowego sukinsyna. Ale był ważnym elementem mojej wielkiej intrygi. Nie był przy zdrowych zmysłach, to oczywiste. Był też nafaszerowany koką. Kenny cieszył się, że nigdy się w to nie wciągnął. Zawsze wolał się napić.

– Dokąd jedziemy, Vic?

– Do domu Jacka. Byłoby wstyd, żeby tyle pięknej przestrzeni się marnowało. A tak między nami, żyje on jeszcze?

Mówił przyjaznym głosem, na luzie, i Kenny odpowiedział w podobnym tonie:

– Kto to wie? Kto to może wiedzieć?

Vic wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– A dokładniej rzecz biorąc, kogo by to miało obchodzić?

Kenny zastanawiał się, co robi jego córka. Obiecał zabrać ją do Marsh Farm zoo, chciała karmić zwierzęta. Miał nadzieję, że kiedyś wreszcie będzie mógł pobyć w domu. Chciał z nią spędzać czas. Dla niego liczyła się teraz tylko Alicia i nie miał zamiaru dalej grzęznąć w tym bagnie. To nie było warte zachodu. Nic z tego gówna nie było tego warte.

Żałował, że takiej nauczki jak ostatnio nie dostał wiele lat temu. Nie siedziałby teraz w takim gnoju.

Miał dość pieniędzy, żeby przeżyć w komforcie resztę życia więc po kiego licha bawi się w mediatora, skoro mógłby być w dowolnym miejscu świata, zamiast siedzieć potulnie w range roverze z takim pieprzonym świrem jak Vic Joliff?

Ile pieniędzy to dużo pieniędzy, do jasnej cholery?

Uznał, że to dobry temat do rozmyślań. Wszystko było lepsze od zastanawiania się nad kłopotliwym położeniem, w jakim się teraz znajdował. Był tu dla Maury Ryan, tyle wiedział. Jeśli niańczenie psychopaty i kokainisty pomoże zapewnić jej bezpieczeństwo, będzie to robił bez użalania się nad sobą. Maura umiała wzbudzić w nim poczucie lojalności i… chyba coś więcej.

– Zastanawiasz się czasami, jak wpakowaliśmy się w takie życie? – zapytał Vica.

Tamten wzruszył ramionami.

– Oczywiście, że nie. Co innego mielibyśmy robić?

Kenny westchnął.

– Nie wiem. Ale w tym pieprzonym życiu na pewno musi chodzić o coś więcej.

Vic zjechał na pobocze i patrząc na Kenny’ego, powiedział poważnie:

– Kiedy spotkałem Sandrę, czułem się tak, jakby ktoś włączył cholernie jasne światło, w którym zobaczyłem, czego mi przez lata brakowało. Pod pewnymi względami był z niej niezły numer, wiem, ale dla mnie była jakby moją drugą połową. Tą, której we mnie brakowało. Jeśli to jest miłość, Kenny, to ją kochałem. Tyle wiem. Nigdy nie odczuwałem czegoś takiego. Czy czułeś coś podobnego do Lany?

Kenny milczał przez chwilę.

– Tak, czułem. Czasem nie była słonkiem na niebie, ale nie widziałem poza nią świata.

– Przynajmniej tyle było nam dane. Miejmy nadzieję, że one to wiedziały. W momencie śmierci – mruknął Vic.

Uruchomił range rovera i jechali do domu Jacka w ciszy, każdy zatopiony we własnych myślach. Kenny nadal nie wiedział, dlaczego ten szaleniec chciał się z nim spotkać, i podejrzewał go o najgorsze. W czasie jazdy Vic co jakiś czas pocierał nos i po brodzie ściekała mu strużka krwi, rozpryskując się na kierownicy. Wydawało się, że tego nie zauważa.

Chyba jest już na wylocie, pomyślał Kenny. Można by grać w orła i reszkę, co wykończy go wcześniej – koka czy gang Ryanów.

***

Dezzy Haseem był w swoim sklepie w Forest Gate, kiedy zobaczył w drzwiach Bena Ryana. Próbował uciekać, ale Benny go dopadł. Chwyciwszy kuzyna Abula za turban, wyciągnął go ze sklepu i wepchnął do zaparkowanego na ulicy samochodu.

Dezzy wrzeszczał, lecz nikt nie zwracał na to uwagi. Nawet jego ojciec nie próbował powstrzymać Bena, popatrzył tylko na żonę i rzekł zgnębiony:

– Wiedziałem, że to się musi tak skończyć. Wychowałaś kryminalistę.

Matka Dezzy’ego wybiegła ze sklepu, żeby ratować najstarszego syna. Przeklinała i miotała się jak wariatka, ale Benny już odjeżdżał. Osunęła się na chodnik i krzyczała, błagając przechodniów o pomoc. Zignorowali ją. Nikt nie chciał zostać w to wmieszany.

Mąż wciągnął ją do środka i zamknął sklep. Miał powyżej uszu swoich dzieci. Żadne nie spełniło jego oczekiwań. Synowie albo włóczyli się z angielskimi dziewczynami, albo ćpali, albo wałęsali się z kumplami. Rozczarowali go wszyscy. Nawet córka wyprowadziła się z domu i mieszkała z chłopakiem.

Myśleli, że on nie ma o niczym zielonego pojęcia, ale tak nie było. Wiedział o wszystkim, choć żona by go o to nie posądzała. Pochodziła z Coventry i to było według niego źródłem problemów. Powinien wrócić do Indii i znaleźć sobie kobietę, która byłaby mu posłuszna. Matka go ostrzegała i miała rację. Zeuropeizowana żona oznacza kłopoty. Gorszył się i wściekał z powodu upokorzeń, jakie musiał znosić przez dzieci.

Miał nadzieję, że Benny Ryan skopie jego synowi dupę. Byłoby to dla niego niezłą nauczką.

***

Dezzy siedział w skradzionym bmw, trzęsąc się ze strachu Benny spojrzał na niego i uśmiechnął się, co jeszcze bardziej pogorszyło samopoczucie Dezzy’ego. W oczach Bena dostrzegł błysk szaleństwa.

– Jak się ma Abul?

Odpowiadając, Dezzy jąkał się ze strachu.

– Nie wiem… ty go widujesz… częściej niż ja.

Benny uśmiechnął się i jakby toczyli zwykłą rozmowę, powiedział lekko:

– Mam zamiar rozciąć mu brzuch i wyjąć wątrobę. A jeśli nie odpowiesz na moje pytania, zmuszę cię, żebyś ją zeżarł.

Dezzy zemdlał, a Benny nadal się śmiał, śmigając przez kolejne skrzyżowania na czerwonych światłach. Zachowywał się dzisiaj jak furiat. Sam uznał poziom własnej agresji za niepokojący. Była to dla niego nowość i jeszcze jeden powód, żeby obwiniać dawnego przyjaciela, Abula Haseema.

Nie mógł się doczekać, kiedy go zabije.

Dezzy zaczął odzyskiwać przytomność i Benny uśmiechnął się do niego przyjaźnie.

– Zrób mi przysługę, co? Rusz mózgownicą i powiedz, gdzie znajdę Abula, a wtedy ja, twój dobry stary kumpel, nie wyślę cię na wieczne odpoczywanie… jak Cashę.

Dezzy znowu zemdlał.

Benny zarechotał. Kuzyn Abula nigdy nie należał do odważnych, ale to tylko ułatwi sprawę. Pod warunkiem, że uda się go na dłużej ocucić.

Rozdział 22

Maura słuchała, jak matka gawędzi z dwoma policjantami siedzącymi w kuchni przy herbacie. Jeden z nich, Tennant, czuł się najwyraźniej bardzo swobodnie, jak we własnym domu.

Był przyjazny, co oznaczało, że znajdował się na ich liście. Maura była pod wrażeniem zręczności, z jaką prowadził wywiad, i miała zamiar powiedzieć Garry’emu, żeby dał mu ekstragratyfikację. Matka wprost się w nim zakochała, trudno było tego nie zauważyć.

– Doskonale rozumiem, pani Ryan. Tak, taka jest prawda… jeśli ktokolwiek zna tego chłopca, to pani.

Wiedział, kto mu płaci, i zamierzał utrzymać te lewe zarobki jeszcze przez długi czas. Sarah pławiła się w jego pochlebstwach.

– Zawsze był trudnym dzieckiem, a od śmierci matki żył cały czas w napięciu. To się chyba w dzisiejszych czasach nazywa stresem. Ale tak naprawdę to kochany chłopiec.

Partner Tennanta, Tom Kenning, był zszokowany. Benny Ryan miał ewidentnie nie po kolei w głowie, a oni mówili o nim jak o normalnym facecie. Zastanawiał się, do czego tacy ludzie są zdolni. Może dla rozrywki podpalają sierocińce albo torturują kocięta? Nic by go nie zdziwiło, jeśli o nich chodzi. Nawet ich starej matce brakowało piątej klepki.

Pił w milczeniu herbatę i słuchał uważnie. Znał plotki na temat komisarza Tennanta, a teraz miał dowód.

Ale Maura Ryan wydała mu się urocza, i to go zaskoczyło. Patrząc na garnitur Tennanta z ekskluzywnego domu mody i przypominając sobie jego opowieści o wakacjach i weekendowych wyjazdach zagranicznych, zastanawiał się, czemu sam ma pozostać głupcem, który nie wykorzystuje szansy poprawienia sobie życia. W końcu jeśli Ryanowie mieli w kieszeni tylu ludzi i jeśli prawdziwe były plotki, że to oni decydowali, kto awansuje, a kto nie, też powinien zadbać o swoją karierę.

74
{"b":"103507","o":1}