Литмир - Электронная Библиотека

Kenny na chwilę zamknął oczy, kiedy zdał sobie sprawę, że właśnie się zaczyna to, czego się cały czas obawiał. Zmasowany atak na Ryanów, a Maura jest na pierwszej linii.

Zerknęła na niego. Przywdział zawodową maskę, nic nie mogła odczytać z jego twarzy. Ogolona głowa, głęboka blizna i masywne ciało sprawiały, że robił wrażenie bezwzględnego faceta, twardego drania. Ale Maura wiedziała, że jest przyzwoitym człowiekiem. Natomiast z racji wyglądu twardziela musiał przyciągać do siebie kobiety niezbyt interesujące. I pewnie nawet w połowie nie byłyby nim tak zachwycone, gdyby poznały łagodną stronę jego natury, którą ona, Maura, z każdym upływającym dniem coraz bardziej ceniła.

Otworzyła usta, zamierzając coś powiedzieć, ale w tym momencie odezwał się telefon. Natychmiast rozpoznała głos Vica Joliffa.

***

Carla i Joey szli po Lancaster Road. Zawarli rozejm i mając pieniądze od Bena, zrobili sobie maraton po sklepach. Maura nie zamierzała otwierać szeroko ramion, ale w ich stosunkach również zapanowała zdecydowana odwilż i bardzo to Carlę cieszyło. Przynajmniej pozbyła się ściskania w żołądku na myśl o tym, co zaraz zrobi czy powie Maura.

Nawet Joey wydawał się szczęśliwszy. Ciągle gdzieś wychodził, ale z powodu jego aberracji seksualnej, jak to Carla nazywała, nie pytała go nigdy, dokąd się wybiera. Szczerze mówiąc, nie chciała wiedzieć.

Przyglądała mu się, gdy szli obok siebie. Wysoki i przystojny, zawsze miał wielu znajomych, choć niekoniecznie przyjaciół. Był z natury bardzo towarzyski i przyjacielski, jednak w szkole miał kiedyś problemy z powodu dziewczyńskich zachowań. Fakt, że był krewnym Ryanów, oczywiście położył temu kres.

Jedynymi osobami, z którymi naprawdę się dogadywał, byli Benny i Abul. Benny dokuczał mu wprawdzie bezlitośnie, ale Abul zawsze miał dla niego czas. Teraz, z wiadomych powodów, był z tym koniec.

Niedobrze się stało, że nie utrzymywali bliższych kontaktów z jego ojcem. Dopiero ostatnio, kiedy Joey dorósł, Carla zdała sobie sprawę, że w jego życiu powinien być mężczyzna. Ale kiedy wiele lat temu Malcolm zdradził ją z tą nadętą suką, swoją sekretarką, wszystko się między nimi skończyło, a Maura i wujowie pilnowali, żeby nigdy nie pojawiał się w pobliżu bez wyraźnego przyzwolenia.

Joey zakwiczał z radości, machając do sąsiada babci zza płotu, aktora, który wystąpił w wielu filmach i zawsze grał gangstera albo psychopatę. Tamten także machał i piszczał z uciechy z taką samą głośną egzaltacją jak jej syn. Gdyby tylko legion żeńskich fanek gwiazdora mógł go teraz widzieć – i tych wszystkich ładnych chłopców, którzy wchodzili i wychodzili o różnych porach nocy. Nawet sprzątać przychodził chłopak z Filipin, mający jędrne ciało i dość zużyty mop.

Pomachała mu bez entuzjazmu, a on odpowiedział jej urzekającym uśmiechem, który roztopiłby najtwardsze żeńskie serce.

– Ona cię lubi, mamo.

– Czy przestaniesz wreszcie mówić o mężczyznach „ona”? Proszę, Joey, to mnie irytuje.

Pociągnął głośno nosem.

– Wszystko cię ostatnio irytuje.

Carla wiedziała, że to prawda, i uśmiechnęła się do niego przepraszająco. Popatrzył na nią spode łba. Zrobiło jej się przykro, że go uraziła. Że zraniła go wiele, wiele razy swoimi słowami i zachowaniami.

– Słuchaj, Joey, wiem, że nie rozumiesz mojego punktu widzenia…

Pobiegł do przodu, a ona ruszyła za nim po schodach.

– Proszę cię, Joey.

Otworzył drzwi swoim kluczem i wszedł do środka. W kuchni nastawił czajnik, a ona usiadła przy stole, próbując znaleźć słowa, które by rozładowały sytuację. Dlaczego nie potrafiła jak Maura akceptować ludzi takimi, jakimi byli, zamiast zmuszać ich do spełniania jej oczekiwań?

– Posłuchaj, Joey, dla mnie to też nie było łatwe, przecież wiesz.

Spojrzał na nią szyderczo.

– Doprawdy? Nie zauważyłbym, gdybyś mi tego nie powiedziała! Droga mamusiu, sama nakręcasz wszystkie swoje problemy. Wiedziałaś, że Tommy jest z Maurą, ale byłaś na tyle głupia, żeby na niego polecieć, kiedy nawet dla mnie nie jest tajemnicą, że tacy jak on lubią się tylko zabawić na boku. Nie jesteś już nastolatką, wiesz? A teraz, kiedy cię pogonili, chcesz mieć mnie. Troszkę już, do cholery, za późno. Nie potrzebuję cię, nie potrzebuję nikogo z was i wkrótce wszyscy się o tym przekonacie.

Patrzył na nią z góry jak dumny posiadacz jakiejś wielkiej tajemnicy. Coś ukrywał przed nią. Powiedział jej o tym wyraz zadowolenia, który pojawił się na jego ładnej twarzy.

– Co ty u diabła knujesz?

Uśmiechnął się tajemniczo.

– Wkrótce się dowiesz. Mam kilka asów w rękawie.

– Jakich asów?

Wyraźnie go cieszyła jej konsternacja.

– Wkrótce się dowiesz – powtórzył.

– Posłuchaj, Joey, życie czasami bywa bardzo trudne…

Roześmiał się drwiąco. Była ostatnią osobą, której rad by słuchał. Niech je zachowa dla siebie.

– Życie? A co ty wiesz o życiu? To do mnie życie się wreszcie uśmiechnęło, co tobie nigdy nie było dane.

Zrobił się nagle tak wściekły, że się zaniepokoiła. Do złudzenia przypominał rozsierdzonego Garry’ego. Jakby był zdolny do wszystkiego.

Odwrócił się do czajnika i zaczął robić kawę, perorując dalej:

– Nawet nie próbuj prawić mi kazań. Spójrz prawdzie w oczy, nie jesteśmy ze sobą tak blisko, jak ci się wydawało i wydaje, w dodatku jest już za późno, żeby to naprawić. Więc napijmy się kawy, a potem mnie nie ma, wychodzę.

Nie odezwała się. Prawdę mówiąc, nie wiedziała, co powiedzieć.

Rozdział 26

Przysłuchując się rozmowie Maury z Vikiem, Kenny miał wrażenie, że krew mu się w żyłach ścina. Gdy zaczęła się śmiać, oniemiał ze zdumienia, że wykazuje takie opanowanie, podczas gdy serce musi podchodzić jej do gardła.

– Nie, to ty mnie posłuchaj, Vic. To ty zmieniłeś reguły gry. Powinieneś zadzwonić, jak zapowiedziałeś. Myślisz, że nie mamy nic lepszego do roboty, niż czekać na twój telefon?

Przez chwilę słuchała, a potem znowu się roześmiała.

– Jestem taaaaka przerażona, Vic. Nie słyszysz, jak głos mi drży? A nie, przepraszam, to twój. Ale skończmy już z tym pieprzeniem, dobrze? Ty chcesz się spotkać, my też. Zrobimy to jednak po naszemu. Twój kumpel Jack nie będzie potrzebował swojej posiadłości w najbliższym czasie, więc możemy się spotkać na jego terenie jutro w południe, bez krawatów, z bronią. Odpowiada ci to, Vic?

Rozłączyła się bez czekania na odpowiedź i popatrzyła na Kena.

– Zastanawiam się, skąd miał numer mojej komórki.

Kenny pokręcił głową.

– Jest bezpieczna?

– Najbezpieczniejsza z możliwych. Dostałam ją dopiero wczoraj.

Zmarszczył brwi, nasunęło mu się pewne podejrzenie.

– Od kogo?

– Od Stukniętego Boba, faceta z British Telecom. Dostarcza mi je od ładnych paru lat.

– On jest raczej pewny. Sam z niego korzystam. Ciekawe czy pracuje też dla Vica?

Maura zasępiła się.

– Możliwe. Myślę, że wizyta u niego nie będzie od rzeczy, co ty na to? Zawieziesz nas tam, Ken? Muszę jeszcze poinstruować Gala w sprawie przygotowań na jutro. Potem zobaczysz, jak fortuna śmiałym służy.

***

Sheila lubiła zostawać sama w domu, choć brakowało jej harmidru, jaki robiły dzieci. Rozkoszowała się właśnie gorącą kąpielą z olejkiem lawendowym, gdy usłyszała na schodach ciężkie kroki.

Zamknęła oczy poirytowana, że koniec spokoju, i czekała, aż Lee wejdzie do łazienki. W końcu zawołała go po imieniu, a wtedy huknęły pchnięte z dużą siłą drzwi. Otworzyła oczy i zobaczyła patrzącego na nią Vica Joliffa.

Uśmiechał się z uznaniem.

– Pani Ryan, proszę mi wybaczyć, że przeszkadzam w ablucjach. Ale musimy porozmawiać.

– Co ty sobie, do diabła, wyobrażasz?

Próbowała zasłonić rękami nagie ciało.

85
{"b":"103507","o":1}