Głos jej się załamał, więc Denny ujął ją za rękę i ucałował pulchne palce.
– To było ponad trzydzieści lat temu.
– Och, nie przypominaj mi. Jak to możliwe, Den? Kiedy się tak zestarzeliśmy?
Roześmiali się.
– Nie wiem, po prostu starość jest podstępna. Zapakowałaś prezent dla Maury?
Kiwnęła głową.
– Oczywiście. Mam nadzieję, że będzie się jej podobał.
– Ja też. Kosztował niemało.
Marge machnęła ręką.
– Przecież nie mogłam jej kupić czegoś w Marksie and Spencerze, przyznaj.
– Raczej nie mogłaś. Skądinąd Maura wie, że nie mamy takich pieniędzy jak ona.
Marge nie słuchała już, obserwowała przez okno, jak najstarsza córka i jej mąż, Sikh, wyciągają dzieci z samochodu.
Dennis podążył za wzrokiem żony i westchnął.
– Kiedy się pobierali, każde z nich miało ponad dwadzieścia lat, Marge. W końcu musisz się do tego przyzwyczaić.
– Przyzwyczaiłam się i kocham te dzieci, wiesz o tym. Ale boli mnie, że ona siedzi w takim gównie, i wiem, że ją też to boli,
– Jest dorosła, Marge. Ich dzieci już dorastają. Zostaw ją w spokoju, niech sami to rozwiążą. Czepiasz się nieraz tej cholernej Sarah Ryan, a sama nie jesteś lepsza.
Marge nie zdążyła zareplikować, bo w ich nowej kuchni pojawiła się córka.
– Och, mamo, diablo tu ładnie.
– Podoba ci się? Siadaj, zrobię wam dobrej herbaty.
Dennis uśmiechnął się pod wąsem. Żona jak zwykle demonstrowała nienaganne maniery na użytek zięcia. Była prawdziwym okazem, ale kochał ją bezgranicznie.
Rozdział 7
Sarah zlustrowała stół zastawiony jedzeniem. Miała nadzieję, że nie pracowała cały dzień na darmo. Nie dopuszczała myśli, że Maura mogłaby odtrącić jej wyciągniętą do zgody rękę. Wewnętrzny głos podpowiadał jej, żeby pogodziła się z córką, zanim stanie przed obliczem Stwórcy. Bo przecież spotka się tam z mężem, Benjaminem Seniorem, i jak spojrzy mu w oczy, jeśli opuści tę ziemię poróżniona z jego ukochanym dzieckiem?
Rozejrzała się po kuchni. Dom na Lancaster Road w Notting Hill został kupiony przez Michaela i teraz należał do jej córki. Sarah dobrze wiedziała, że mieszka tu i żyje w komforcie, bo tak zarządziła Maura i nigdy tego matce nie wypominała. A skoro tak, może jest dla nich jakaś nadzieja na porozumienie. Gdyby udało jej się sprowadzić córkę ze złej drogi, mogłaby umrzeć spokojnie.
Często teraz rozmyślała o śmierci. Chciała spotkać męża i synów, którzy dawno odeszli, nawet Michaela, który – nie wątpiła w to – też trafił do Królestwa Niebieskiego i jest teraz miłym człowiekiem. Nie uwierzyłaby, że Bóg Wszechmogący mógłby umieścić jej dzieci gdziekolwiek indziej. Czyż nie modliła się latami, żeby ich dusze spoczywały w spokoju?
Maura łagodniała z wiekiem i, jak Sarah słyszała od Roya, większość nielegalnych interesów przekazywała Galowi i Benowi. Właśnie to podsunęło Sarah pomysł, żeby nakłonić córkę do powrotu na łono Kościoła, do katolickiej trzódki. Gdyby Maura przeszła przemianę, może zmieniłby się także Benny,
Całym sercem kochała wnuka, niech Bóg ma go w swojej opiece. To był jej Michael, na nowo narodzony, i właśnie ze względu na Bena musiała spróbować pogodzić się z Maura.
Jeśli to się uda i odzyska w Maurze córkę, prawdziwą córkę, wtedy być może wspólnie przekonają Bena, że kroczy złą ścieżką. To wszystko jest przecież takie proste. Żałowała, że nie pomyślała o tym wiele lat temu.
W radosnym nastroju kręciła się po kuchni, dorabiając kanapki i dokładając ciasteczka. Dziś wieczorem nastąpi jej triumfalne pojednanie z córką.
Była tego pewna.
***
Benny dotarł do Mamy tuż po dwunastej. Myślami była przy Michaelu i nie mogła otrząsnąć się z wrażenia, że to on stanął przed nią. Dopóki Ben nie przemówił.
– Wszystko w porządku, Maws? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
– Z dnia na dzień robisz się coraz bardziej podobny do Michaela – odparła.
Benny był wniebowzięty. Wuj Michael był jego idolem. Benny odnajdywał starych wyjadaczy, dawnych kumpli nieżyjącego wuja, żeby wyciągnąć od nich jakieś anegdoty o nim. Tak bardzo chciał się upodobnić do Michaela, że próbował naśladować nawet jego dziwactwa.
Uśmiechnął się do ciotki.
– Chcę się wkraść w twoje łaski. Wyglądasz ślicznie. Zupełnie nie jak pięćdziesiątka.
Zirytował Maurę. Przymknęła oczy, myśląc w duchu, że jeżeli jeszcze raz usłyszy o pięćdziesiątce, niechybnie zrobi komuś krzywdę.
– Tak uważasz?
Benny uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Powiem ci coś w tajemnicy. Ja i Carol zdecydowaliśmy, że się pobierzemy. Ogłoszę to dzisiaj. Właśnie mi powiedziała że będzie miała dziecko, i w ogóle.
Maura rozpromieniła się.
– To cudowna wiadomość. Moje gratulacje.
Benny sprawiał wrażenie stremowanego. Zdziwiło Maurę, że z takim przejęciem i onieśmieleniem przekazuje tę wiadomość. Zabrał się nawet do robienia herbaty, by ukryć wzruszenie. Najwyraźniej był szczęśliwy. W Maurę wstąpiła nadzieja na przełom w jego życiu. Miał zakodowaną w genach lojalność wobec rodziny, więc mając dziecko, powinien ustatkować się i wyciszyć.
Oby tak się stało.
– To najpiękniejszy prezent urodzinowy, jaki mogłam dostać. Cieszę się razem z tobą, Ben – powiedziała, by go ośmielić.
Postawił czajniczek na stole i gdy nalewał herbatę, Maura nie po raz pierwszy obserwowała z rozbawieniem, z jakim namaszczeniem to robi. Kiedy już usiadł naprzeciwko niej, powiedział poważnie:
– Maura, jestem potwornie zazdrosny o Carol, zniszczę przez to nasz związek. Nie daję sobie z tym rady. Kocham ją jak wariat, mógłbym eksplodować z miłości, i wystarczy, że zobaczę, jak rozmawia z innym, żebym chciał zabić oboje… chociaż wiem, że Carol nie zrobiłaby niczego, co mogłoby mnie zranić. Ale boję się, że może kogoś polubić bardziej niż mnie, rozumiesz?
Jego oczy wyrażały prawdziwą udrękę. Ujawniał najskrytsze uczucia i Maura zdała sobie sprawę, że przyjście do niej z tym problemem musiało go dużo kosztować.
– Martwię się, że Carol otworzą się oczy. Uświadomi sobie, że jestem łajdakiem. Ignorantem i głupkiem w porównaniu z innymi.
Maurze ze współczucia niemal zbierało się na łzy. Mówił od serca i pokonał dumę, zmuszając się do zwierzeń. Oznaczało to, że jej ufa, że jest dla niego autorytetem. Mogła sobie pogratulować.
Patrzyła na jego zgnębioną twarz i nagle poczuła potrzebę ucieczki: od niego, od rodziny, od wszystkiego. Przychodzili do niej ze wszystkim, jakby ona sama nie mogła mieć własnych problemów. Ponieważ nie miała dzieci, nie miała też według nich prawa do własnego życia. Zawsze tak było. Zwalczyła odruch buntu.
Odezwała się spokojnie:
– I co masz zamiar zrobić? Zastanawiałeś się nad tym? Myślałeś, w jaki sposób mógłbyś zapanować nad takimi zachowaniami?
Kiwnął głową i pociągnął łyk parzącej język herbaty.
– Zastanawiałem się nad kursem kontrolowania agresji. Co o tym myślisz?
Mówił z taką determinacją, że znów ją wzruszył. Jednocześnie o mało się głośno nie roześmiała. Benny na kursie kontrolowania agresji? Król Airfixa z Essex? Człowiek, który w dzień i w nocy nosił ze sobą pałkę elektryczną, na wypadek gdyby ktoś ośmielił się wejść mu w drogę.
A jednak wiedziała, że Benny mówi poważnie. Że chce się zmienić, byle nie stracić swojej Carol.
Roześmiała się mimo woli, to było zbyt zabawne. Benny też zaczął się śmiać, choć był zdenerwowany.
– Dlaczego uważasz, że to nie jest dobry pomysł?
Rozczulał ją swoją niepewną miną.
– To zależy tylko od ciebie, Ben. Ale myślę, że powinieneś porozmawiać o tym z Carol, a nie ze mną. To ona nosi w sobie twoje dziecko i to ona potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa.
Zorientowała się, że Ben zaczyna żałować, iż jej się zwierzył. Tak bywa, gdy w grę wchodzą najskrytsze uczucia: ktoś odkryje przed tobą duszę, a potem ma ci to za złe. Taka jest ludzka natura, pomyślała filozoficznie.