***
Carol przeglądała szafy, wybierając stare ubrania. Miała je dostarczyć swojej mamie pracującej dwa razy w tygodniu w sklepie z używaną odzieżą, którego dochód przeznaczony był na cele charytatywne. Nuciła pod nosem, otwierając kolejne pudełka z butami i torbami, przymierzając ubrania, żeby sprawdzić, czy pasują jeszcze na jej zaokrąglającą się figurę. Ciąża odmieniła jej spojrzenie na życie, była szczęśliwa. Tego Benny potrzebował, właśnie dziecka, żeby wydorośleć. Nawet jego
przerażające zmiany nastroju zdarzały się rzadziej, odkąd dowiedział się o ciąży.
Czuła się szczęśliwą i spełnioną kobietą, i w takim stanie ducha przeglądała swoje rzeczy, decydując, co sobie zostawi a czego nie potrzebuje. W tym momencie to drugie było istotniejsze.
Słyszała odkurzającą na dole sprzątaczkę Debbie. Chwilę później dziewczyna przyniosła jej herbatę i kilka ciasteczek. Trochę poplotkowały, a potem Carol wróciła do szaf. Wszystko ją cieszyło. Nigdy w życiu nie była taka szczęśliwa. Wreszcie miała pieniądze i pozycję.
Po uporaniu się ze swoją garderobą postanowiła wziąć się za ubrania Bena. Chętnie wysyłał rzeczy jej mamie do sklepu i zawsze dawał pieniądze żebrakom przychodzącym pod drzwi, więc nie miała skrupułów, przystępując do przeglądania jego szafy. Zamierzała odłożyć na kupę niepotrzebne jej zdaniem rzeczy, żeby Benny mógł je przejrzeć i schować z powrotem te, które chciałby jeszcze sobie zostawić.
Dzień był gorący i klimatyzacja ułatwiała jej pracę przy wyciąganiu szuflad i przeszukiwaniu półek. Wzięła krzesło od toaletki, weszła na nie i otworzyła górne szafki. Zaczęła wyciągać pudła, najpierw swoje, potem Bena.
Postawiła wszystkie pudła na podłodze i poszła zrobić sobie kolejną herbatę. I drugą dla Debbie, która jeszcze była w domu. Pogadały i pośmiały się chwilę, po czym Carol z filiżanką w ręku wróciła do sypialni. Otwierała pudła jedno po drugim i nagle poczuła dziwny zapach. Pociągając nosem, zlokalizowała go w szafie Bena, na głębokiej górnej półce nad wieszakami.
Wydawało jej się, że dochodzi z kremowego pudła na kapelusze wciśniętego na sam tył. Jeszcze raz weszła na krzesło, wspięła się na palce i przyciągnęła pudło do siebie. Było cięższe od innych i to ją zaintrygowało. Jakiś głos podpowiadał jej, żeby je zostawiła, ale górę wzięła ciekawość, poza tym obawiała się, że do pudła dostało się coś żywego i zdechło. Może mieli w domu myszy. Postawiła pudło na podłodze i klęknęła przed nim. Było szczelnie zaklejone taśmą i Carol zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście chce wiedzieć, co jest w środku. Teraz zapach był intensywniejszy.
Zaczęła odrywać taśmę i wstrzymując oddech, zdjęła wieko. Szklanymi, zamglonymi oczami patrzyła na nią ludzka głowa, wykrzywiając usta w nienaturalnym grymasie. Była w zaawansowanym stadium rozkładu.
Krzyk przerażenia i obrzydzenia ściągnął sprzątaczkę, czego Carol miała żałować do końca życia. Wrzask Debbie dołączył do jej krzyków i sąsiedzi wezwali policję. Dwadzieścia minut zajęło im dotarcie na miejsce, ale minął cały dzień, zanim opuścili dom.
Benny nie odwiedził Carol w szpitalu ani nie dowiadywał się, czy jest ryzyko poronienia, i to powiedziało jej wszystko, co potrzebowała wiedzieć.
Rozdział 17
– Co takiego?
Garry osłupiał. Jego mina rozśmieszyła Maurę. To był nerwowy śmiech, bo jednocześnie chciało jej się krzyczeć i wyć, od czego z trudem się powstrzymywała. Rzecz była tak odrażająca, że aż trudno było uwierzyć, iż zdarzyła się naprawdę. A zdarzyła się, nie było wątpliwości, choć Maura bardzo chciałaby, żeby to nie była prawda.
– Głowa, odcięta głowa, którą przechowywał w szafie! Boże! Nie pytaj mnie, w jakim celu, Garry, bo nie mam zielonego pojęcia i nawet nie chcę wiedzieć, po co ją tam trzymał.
Jej brat był zupełnie oszołomiony.
– On jest kompletnie szurnięty.
Maura zaśmiała się szyderczo:
– Co ty powiesz? Nigdy sama bym na to nie wpadła.
– Jak się teraz przedstawia sytuacja?
– No więc Benny jest jeszcze na wolności, ale wrzaski biednej Carol ściągnęły sprzątaczkę i sąsiadów, którzy wezwali gliny. Pewnie niedługo go dopadną
Garry podumał chwilę, po czym z całą powagą zapytał:
– Czy nie możemy powiedzieć, że ktoś tę głowę tam podłożył?
– A niby kto ją mógł podłożyć? Pieprzony Alan Titchmarsh?
Roześmiał się.
– No dobrze, ale czyja to głowa?
Maura wzruszyła ramionami.
– Aż boję się pomyśleć. Znasz Bena, może być czyjakolwiek. Garry śmiał się dalej.
– Nie chce mi się wierzyć, że prowadzimy taką rozmowę.
Maura pokręciła głową.
– To w ogóle nie jest śmieszne, Garry, ani trochę.
– Zależy czyja to głowa, nie uważasz? – Roześmiał się, ale tym razem speszyła go mina Maury. – Gdzie on się podziewa?
– Na razie jest bezpieczny.
– Czy to była głowa Rifkinda? Jak myślisz, Maws? Może chciał ci ją podarować na gwiazdkę albo z innej okazji? Wiesz, jaki z niego psychol.
Maurę mimo woli rozśmieszyła niedorzeczność tego, co powiedział, choć w przypadku Bena niczego nie można było wykluczyć.
– Rozkład był już daleko posunięty, więc nie, to nie mógł być Tommy. Nie on, niestety.
Garry pokręcił głową.
– Ten chłopak nadaje się do czubków. Jako ciężki przypadek. Czy matka już wie o tym?
Maura wzruszyła ramionami.
– Była wzmianka w wieczornych wiadomościach telewizyjnych, więc przypuszczam, że podejrzewa coś złego. Ale nie odzywała się do mnie.
Podjadę do niej i zobaczę, co z nią, dobrze?
– Lee prawdopodobnie już tam jest. Jadę z tobą.
Gdy wsiadali do samochodu, Garry znowu wybuchnął śmiechem. Przed posesją stało dwóch policjantów po cywilnemu, do których wykrzyknął wesoło:
– Mój bratanek nadał całkiem nowe znaczenie powiedzeniu
„stracić głowę”, nie?
Zarechotał z własnego dowcipu.
– Daj spokój, Garry, na miłość boską! – syknęła zdenerwowana Maura.
Sprawa była tak absurdalna, że trudno było ją traktować poważnie, ale gliny będą musiały się nią zająć. Ci dwaj policjanci byli przerażeni. Wystarczyło na nich popatrzeć.
– Daj im spokój, Garry, oni ledwie wyrośli z pieluch. Usadowiła się w samochodzie i dodała: – Gliny najwyraźniej myślą, że jest seryjnym zabójcą, chyba coś takiego mówili w wiadomościach. Gromadzi trofea, powiedział psychiatra. Możesz polegać na ITV, że ze wszystkiego zrobią sensację. W domu Benny’ego gliny przewracają wszystko do góry nogami, można tylko mieć nadzieję, że nie ma tam nic więcej, co by jego albo nas obciążało. A jeśli znajdą cały skład głów?
Garry wzruszył ramionami.
– Tak czy siak to już nie ma znaczenia. Zostawmy sprawę policji.
– Pozwolić im działać, Gal?
Na jej zdziwienie odpowiedział chytrym uśmiechem. – Powiem krótko, Maws: nic teraz nie zrobimy. Dowiem się, kto prowadzi sprawę, i przeniosę ją, gdzie trzeba. Skądinąd pobyt w mamrze dobrze by naszemu chłopcu zrobił. Może, kurwa, wyciągnąłby z tego jakąś lekcję. Czy mam dopuścić do osadzenia go w areszcie?
Maura westchnęła w rozterce. Gal rozumował logicznie, pomysł był wart zastanowienia.
– Jeszcze zobaczymy, dobrze?
Garry uruchomił samochód i pomachał ręką „cywilom”. Jeden nerwowo odwzajemnił ten gest. Podczas jazdy Maurze przyszło do głowy, że jest jednak i dobra strona tego wszystkiego, mianowicie to, że ich wrogowie uświadomią sobie teraz, z kim mają do czynienia. Za wszelką cenę należało spotkać się z Vikiem. Bez tego nie wydobędą się z tego całego
gówna. Wszystko ciągle wymykało jej się z rąk i była tym zmęczona.
– Niech posiedzi w areszcie, Gal. Masz rację, to dobrze zrobi temu gówniarzowi, brat uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją.
– Dostanie w kość, Maura. Ciekawe, jak mu się spodobają brodate panienki.
– Skoro mowa o panienkach, powinnam jeszcze odwiedzić Carol.