Литмир - Электронная Библиотека

– Petey, zrób herbatę!

Maura usłyszała, że chłopak nastawia czajnik.

– Ja mogę to zrobić.

Danielle potrząsnęła głową.

– Siadaj. Powiedz mi tyle, ile muszę wiedzieć, i poprzestańmy na tym.

Maura usiadła w fotelu, który stracił sprężyny wiele lat temu, jeszcze zanim stał się własnością Danielle. Rozejrzała się po pokoju, ogarniając wzrokiem wyblakłe zasłony, wytarty dywan, tapetę odłażącą od wilgotnych ścian, pudło zabawek wepchnięte do kąta, piętrzący się na podłodze stos rzeczy do prania. Niemal czuła zapach bezsensu życia spędzonego na rodzeniu zbyt wielu dzieci, jednego po drugim.

Danielle obserwowała Maurę.

– Śmietnisko, nie? Jamie odwalił tyle numerów i gówno z tego mamy. To zabawne, ale odkąd go nie ma, powodzi mi się jak nigdy.

Zaśmiała się.

– Gliny uważają, że mogę dostać odszkodowanie. Przyszli tu całą gromadą, w kombinezonach i ochraniaczach na butach. Zapytałam: „Po co wam taki strój? Tutaj nie jest aż tak brudno”.

Zachichotała z własnego dowcipu.

– Zabrali coś?

Przytaknęła.

– Tak, ale dla nich to bez wartości. Bo pierwsza rzecz, jaką zrobiłam na wiadomość o jego śmierci, to oczyściłam dom ze wszystkiego, co mogłoby obciążyć Jamiego albo kogokolwiek innego, jeśli o to ci chodzi. Wszystko jest u mojej kumpeli. Ona nie wie, co to jest, i nie chce wiedzieć. Oddam ci wszystko kiedy tylko będziesz chciała, OK?

Maura kiwnęła głową.

– A co dalej?

– Wydam to dziecko na świat, a potem pochowam tego dupka. Jest jeszcze w lodówce, a oni nie podają mi daty wydania zwłok. Ale widziałam wyniki sekcji. Wiem, że miał sklejone oczy. Uważają, że właśnie to było przyczyną śmierci. Ze strachu dostał ataku serca.

Zaśmiała się cicho.

– Kto by przypuszczał, że on może dostać zawału serca. Nie sądziłam, że w ogóle miał serce, przecież wiadomo, jak traktował mnie i dzieci.

Jej głos był pełen goryczy.

– Wiesz, co jest najdziwniejsze w tym wszystkim? Teraz, kiedy on nie żyje? Przynajmniej wiem, że nie jest z żadną babą, i jestem zadowolona.

Maura pogratulowała sobie, że nigdy nie pozwoliła dać się komukolwiek zawłaszczyć w taki sposób, w jaki Danielle poddała się władzy Jamiego. Wprawdzie Tommy ją zranił, ale da sobie z tym radę. Najbardziej ucierpiała jej duma. Danielle straciła swoją wiele lat temu.

– Czy wiesz, Maura, że chodziłam po domach różnych dziewuch, szukając go? Mimo że gdyby chciał być ze mną, toby tu był. Wychodził, mówiąc „odpieprz się”, wydzierał się na mnie i klął. Ale kiedy za parę dni wracał z przepraszającym uśmiechem i wdzięczył się do mnie, brałam jego fiuta i wycierałam gębę, zadowolona, że mam go z powrotem.

Maura wzięła dwa kubki herbaty od chłopca, który wydał jej się nienaturalnie cichy, i postawiła je na stoliku do kawy.

– Teraz go nie ma i co mi zostało? Siedmioro dzieci, to wszystko. Nie mam dla nich prawdziwego domu ani porządnych mebli. Ten samolubny dupek nawet nie był ubezpieczony.

– To nieważne, bo jesteśmy ci winni rekompensatę. Był głupcem i zapłacił za to, ale dopilnuję, żeby wszystkie twoje potrzeby były zaspokojone, nie martw się. W Woodford Greek jest bliźniak do wzięcia. Dobry rejon, szkoła blisko, a dom łowiony i umeblowany, z dużym ogrodem i oranżerią. Jedno słowo i jest twój. Chyba nie myślałaś, że zostawię cię bez zabezpieczenia?

Danielle potrząsnęła głową.

– Zostałam bez niego i tyś to sprawiła. Ty go zabiłaś, a w każdym razie twoja rodzina.

Maurę zaskoczyła zawziętość w jej głosie. Choć rozumiała gorycz osamotnionej, skrzywdzonej i przerażonej Danielle – zirytowała się. Wychyliła się ze swojego fotela i powiedziała cicho, żeby dzieci nie mogły jej usłyszeć:

– Posłuchaj, Danny, Jamie miał rozeznanie w sytuacji, jak my wszyscy. Przypomnę ci znane przysłowie: „Nie kładź głowy pod topór”. I jest jeszcze jedno, nawet bardziej adekwatne: „Nie kąsaj ręki, która cię karmi”.

To była zawoalowana groźba. Danielle miała sobie przypomnieć, z kim ma do czynienia. Maura ze swoim perfekcyjnym makijażem i perfekcyjną fryzurą, w eleganckich ciuchach i butach, Maura, z którą można było się pośmiać i dostać od niej kilka funtów, nagle stała się Maura Ryan, która musi strzec rodziny, bo ta kobieta w zaawansowanej ciąży może ich wszystkich wsypać. W tym momencie Danielle zdała sobie sprawę z tego, że Jamie wciągnął ich w bagno głębsze, niż przypuszczała.

Dopóki grasz zgodnie z zasadami narzuconymi przez Maurę Ryan, będzie się tobą opiekować, ale jeśli zagrozisz jej lub rodzinie, pilnuj się.

– Nie odgrywaj przede mną biednej starej zrzędy, Danny. Dostaniesz swoje odszkodowanie, a mnie Jamie nie spędzi z powiek ani sekundy snu. Szczerze mówiąc, wszyscy uważają, że jestem głupia, oferując ci jakiekolwiek odszkodowanie. On nas wyrolował, kotku, wyrolował nas koncertowo. Skorzystaj więc z mojej rady i zapamiętaj sobie to drugie przysłowie.

Danielle była zdenerwowana i Maurze przez chwilę zrobiło się jej żal, ale musiała grać twardo, bo tylko w ten sposób mogła sobie zagwarantować, że dziewczyna będzie trzymała buzię na kłódkę. Koniec końców to było najważniejsze.

Znowu gadano o Bennym i jego popisowym numerze sklejania oczu. Narastała w niej chęć zamordowania łobuza za ściągnięcie im na głowy nowych kłopotów, ale to się już stało i jedyne, co można było zrobić, to zminimalizować szkody. Jeżeli w tym celu trzeba zastraszyć tę biedną dziewczynę, musi tak być.

Przecież Danielle orientowała się, w czym rzecz. Odbiło jej teraz i musiała dać jej nauczkę, żeby nie latała z jęzorem i nie ujawniła prawdy o śmierci męża. Maura pocieszała się, że lepiej będzie dla Danielle, jeśli tej lekcji nie będzie udzielał jej Garry czy, uchowaj Boże, Benny, tylko ona sama.

Grała więc swoją niewdzięczną rolę i choć straciła przyjaciółkę, a zyskała wroga, będzie mogła spać spokojnie, zniechęciwszy Danielle do komentowania śmierci męża.

– Wypij herbatę, kochanie, to pokażę ci zdjęcia domu. Ma cztery sypialnie, miałabyś więcej miejsca dla dzieci. Decyzja należy do ciebie.

Danielle cała się trzęsła i Maura znowu poczuła wyrzuty sumienia. Ujęła dłoń dziewczyny i powiedziała ciepło:

– Robię dla ciebie, co mogę, więcej niż inni zrobiliby na moim miejscu.

Danielle niepewnie oswobodziła dłoń z uścisku, choć miała ochotę ją wyrwać. Przykleiła uśmiech do twarzy.

– Wiem i naprawdę to doceniam. Jestem tylko trochę zdenerwowana, to wszystko.

Maura dostrzegła jednak w oczach Danielle nienawiść i strach tak wyraźnie, jakby dziewczyna głośno o tym mówiła.

Kilka chwil później wyszła i wsiadła do wozu, ale nie ruszyła. Obserwowała otoczenie. Młodziutkie mamy odbierały dzieci z przedszkola, z samochodów i mieszkań dochodziła głośna muzyka. Tu i tam biegały dzieci z umorusanymi buziami i choć jeszcze w pieluchach, już miały w oczach chytrość i mądrość ulicy. W powietrzu wisiał zapach moczu, zużyte strzykawki zaśmiecały zdeptaną trawę, przed domami stały zardzewiałe samochody. Skrajna nędza wprawiała w osłupienie. Maura zastanawiała się, jak nowy rząd, tyle mówiący o moralności i edukacji seksualnej, mógł pozwolić na to, by ludzie żyli w takich warunkach.

Jej matka powiedziała wiele lat temu, że slumsy to ludzie, nie domy. Nie miała racji. To był pierwszy i końcowy przystanek dla większości tych, którzy nic innego nie znali. A jednak mimo okropności tego miejsca Danielle wolałaby do końca życia pozostać tu z mężem, tym uganiającym się za spódniczkami dupkiem i kłamcą, niż mieszkać w komfortowym domku i nie martwić się więcej o przyszłość dzieci, lecz żyć bez tego faceta przy boku.

Chwilę później Maura odjechała, ale było jej ciężko na sercu. Nawet zdrada Carli nie zraniła jej tak bardzo jak nienawiść w oczach Danielle. Wreszcie ujrzała siebie taką, jaką widzieli ją inni, i nie podobał się jej ten wizerunek ani trochę.

Wzdychając, zastanawiała się, jak to wszystko się skończy. Czy Vic ją zabije? Zadała sobie to pytanie po raz pierwszy i ku swemu zdziwieniu uświadomiła sobie, że mało ją to obchodzi. Nie dbała już o nic poza chłopcami, rodziną. A Bóg świadkiem, że takie życie było nie do pozazdroszczenia.

57
{"b":"103507","o":1}