Литмир - Электронная Библиотека

Garry ziewnął, nagle znudzony.

– To raczej twoja sprawa, nie moja. Nie chcę oglądać tej głupiej cipy. To wszystko jej wina. Ciekawska. Jak każda baba musi wsadzać nos w nie swoje sprawy.

– Bądź fair, Garry, przecież nie mogła wiedzieć, co znajdzie.

– Nie w tym rzecz. Wskazała palcem na nas wszystkich, może nie? Wyobrażasz sobie, jakie śmierdzące będą konsekwencje? Mam nadzieję, że następnym razem Ben jej utnie głowę.

Dalszą drogę do Notting Hill odbywali w milczeniu. Maura rozmyślała. Za żadne skarby świata nie chciałaby znajdować się teraz na miejscu Carol. Nie miała wątpliwości, że Benny także widzi w niej głównego winowajcę. Jak bracia zawsze zwalał winę na kogo innego. Typowe dla Ryanów. Nie mogła powstrzymać natrętnych myśli o tej głowie. Dlaczego trzymał ją tak długo? Czy ją wyjmował i oglądał? Na samą myśl o tym zrobiło się jej niedobrze, ale wiedziała, że to do niego podobne. Już niczym nie mógłby jej zadziwić.

***

Sarah i Carla siedziały w kuchni przy herbacie. Z trudem przychodziło im uwierzyć w to, co tym razem zrobił Benny. Lee przysiadł na schodach i odebrał telefon, który dzwonił i dzwonił. Wszyscy troje byli na wpół otępiali.

Wszedł Roy i skierował się wprost do kuchni, ignorując Lee który uśmiechnął się do niego na powitanie.

– Jak się masz, mamo. Czy Maura już jest? – zapytał.

Ostrzegał córkę, było oczywiste, że boi się awantury z ciotką.

Sarah pokręciła tylko głową.

– Pomieszało mu się w głowie, dobrze mówię?

Roy przytaknął.

– Na to wygląda, mamo. Rozmawiałem z nim… jemu to się wydaje bardzo zabawne.

Sarah cmoknęła z dezaprobatą.

– Co z Carol? Jak zniosła taki straszny szok?

– Jest w szpitalu. Zawieźli ją do Basildon na oddział położniczy. Nie brzmi to za dobrze. – Przeciągnął dłonią po twarzy w geście bezsilnego gniewu. – Mógłbym go zamordować. Janine stale mu powtarzała, że ma źle w głowie. Nie powinna tego robić. Była popieprzoną wariatką, i tyle.

Sarah zdumiały jego słowa. Wydawało się, że po śmierci żony Roy wyniósł ją na piedestał. Teraz znowu chciał w niej widzieć przyczynę wszystkich nieszczęść.

– Synu, uspokój się. Idź po brandy do salonu. Wszystkim nam dobrze zrobi.

Spojrzał na matkę z niedowierzaniem w oczach.

– Brandy, mamo, brandy, psiakrew? Nawet garść tabletek ecstazy w herbacie nie poprawiłaby nam nastroju. Gliny opadną nas jak zgraja psów. Już warują pod moją chałupą i tutaj też są, o tam.

Machnął ręką w kierunku drzwi wejściowych. Sarah westchnęła.

– To nic nowego, Roy, obserwowali ten dom przez lata. Swego czasu miałam zwyczaj częstować ich herbatą.

– Nie sądzę, żeby podanie herbatki ugłaskało tych, za oknami, mamo. Co za palant z tego Benny’ego!

Sarah z nagłym ożywieniem powiedziała:

– Przez tego drania muszę znosić wstyd i upokorzenie! Jak spojrzę w oczy sąsiadom? A co gorsza, jak pokażę się w kościele.

Roy zbył ją.

– Masz na to swój sposób, mamo: potrząśniesz dobrze kiesą. Kto jak nie ty może im wykupić drogę do nieba?

Nigdy dotąd nie mówił do matki w ten sposób i wyraz jej twarzy świadczył o tym, że poczuła się dotknięta.

Lee warknął spod drzwi:

– Przyhamuj, Roy, dość tej gadki. Nie widzisz, że matka ma powody do zmartwienia?

– Zmartwienia? Dla ciebie to są zmartwienia? – ironizował Roy.

– Przesadnie reagujesz – stwierdził Lee. – Do rana wszystko się ułoży. Zostaw mamę w spokoju, jest zdenerwowana.

Roy odwrócił się w stronę brata, podszedł do niego i ryknął mu w twarz:

– Ona jest zdenerwowana?! A co powiesz o mnie? To mój syn! Wyhodowałem szaleńca. Boże, zachowujecie się, jakby to, co zrobił, było normalne. Jest niebezpiecznym świrem i wszyscy to wiemy, ale pasuje nam ktoś taki w rodzinie, może nie? Budzi postrach, pracuje dla nas, przydaje się. Ryanowie! Wszyscy popieprzeni i obłąkani. W porządku, ale dla mnie to za wiele. Głowa w pudle na kapelusze w jego szafie? W tym samym pokoju kocha się z dziewczyną, która ma w brzuchu jego dziecko. Cały czas wie, że ta głowa tkwi w tym cholernym pudle, rozkładając się i zasmradzając pomieszczenie… i mówi się, że ja przesadnie reaguję. Kpicie sobie, do kurwy nędzy, czy co?

Carla zaczęła płakać.

– Przestań, tato, przerażasz mnie.

Roy ledwie rzucił na nią okiem.

– Powiem ci coś, mamo. Powinnaś skończyć na Michaelu i Geoffreyu. Ale ty, jak pieprzona kotka, rodziłaś naszemu staremu kolejnych pomyleńców, a teraz my wydajemy na świat własnych. Ponosisz odpowiedzialność za jakieś pięćdziesiąt procent ciężkich przestępstw w Londynie, lecz jesteś za głupia, żeby zdawać sobie z tego sprawę. Ludzie, którzy dla nas pracują, prostytutki, dealerzy… to też twoja niezamierzona produkcja. Więc tym razem daj hojną ofiarę, kochana. Drogo cię będzie kosztować spokój sumienia i miejsce w niebie.

Sarah zbladła. Bardzo zabolały ją te słowa z ust własnego syna. Na widok jej zgnębionej twarzy Lee bez zastanowienia rzucił się na Roya i zdzielił go w szczękę. Roy zwalił się na podłogę jak worek kartofli. Gdy Garry i Maura wchodzili do domu, usłyszeli przeraźliwy wrzask Carli.

Garry spojrzał na siostrę i zażartował:

– Czyżby jeszcze jedna głowa?

Maura westchnęła i mimowiednie się uśmiechnęła.

– Kurczę, mam nadzieję, że nie, Gal.

Widząc pandemonium w kuchni, zorientowała się w sytuacji. Objąwszy matkę ramieniem, wyprowadziła ją stamtąd. Zdecydowała, że to dobry moment na próbę prawdziwego pojednania między nimi.

– Spakuję trochę twoich rzeczy, mamo. Zabiorę cię do siebie na kilka dni, co ty na to?

Sarah skinęła tylko głową, niezdolna wydobyć z siebie głosu po tym, co usłyszała od Roya. Maura przytuliła ją mocno.

– Wiem, co czujesz, mamo. Gnębi mnie to tak samo. To wyraźny sygnał alarmowy, nie sądzisz?

Sarah przytaknęła.

Po raz pierwszy od lat była naprawdę zadowolona z obecności córki. A Maura po raz pierwszy od lat była zadowolona, że jest przy matce.

***

Abul i Benny byli nawaleni i rechotali jak wariaci.

– W garażu jest jeszcze jedna głowa.

– Żartujesz, Ben!

Abul był zszokowany albo udawał.

– Co ty… wiesz, jak to mówią, co dwie głowy, to nie jedna.

Hindus znowu zaczął się pokładać ze śmiechu.

– Przestań, Benny. Brzuch mnie boli.

– Tylko mi tu nie umieraj ze śmiechu, stary. Już i tak mam dosyć kłopotów.

Zrywając boki, z trudem skręcali kolejnego jointa.

– Więc nie wiesz, kto to był?

Benny teatralnym gestem podrapał się w głowę.

– Ni cholery.

Abul wiedział, że Benny łże.

– Jesteś chory na umyśle.

Benny spoważniał.

– Nie będę polemizował z tą diagnozą. To samo powiedzieli mi specjaliści, a kimże ja jestem, żeby podawać w wątpliwość opinie medycznych autorytetów?

– Czy mam przynieść kanapki z samochodu?

Benny pokręcił przecząco głową.

– Nie, wyjdziemy i zjemy w knajpie, OK?

Abul nie był zachwycony.

– To nie jest dobry pomysł.

Benny wyszczerzył zęby.

– Wiem. Ale jak pojedziemy drogą na Ilford, możemy zjeść w knajpie twojego wuja. Marzy mi się curry z ryżem.

Widział, że Abul nie aprobuje tego pomysłu, ale się nie przejmował.

– Skręcę nam podwójnego, to pociągniemy w samochodzie. Mam towar na silnego kopa.

– Rodzina nie będzie zachwycona.

Benny wzruszył ramionami.

– Znaleziono u mnie w szafie głowę, skądinąd niczego sobie, więc myślę, że wypad na szybką kolację plasuje się bardzo nisko na skali wykroczeń, nie uważasz?

– Ty tu rządzisz.

Benny sapnął z zadowoleniem.

– Jeśli Carol, ta wścibska głupia cipa, straci moje dziecko, przemielę ją na miazgę, nie żartuję. Gdyby nie wtykała nosa…

Robił się wściekły i Abul wiedział, że z powodu naćpania znowu mu odbija.

59
{"b":"103507","o":1}