Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Summerset. Eye uśmiechnęła się ponuro. A więc mimo wszystko ją wytropił.

– Mam kilka godzin wolnego. Pomyślałam sobie, że chcę dobrze je wykorzystać.

– Cudowne miejsce. Roarke ma jednak klasę.

– Tak, można tak powiedzieć.

– Przyszłam, żeby ci powiedzieć, jak doskonale się wczoraj bawiłam. Nie było okazji, żeby z tobą porozmawiać na przyjęciu, w tym tłumie. A potem cię odwołali.

– Gliniarze są kiepscy w spotkaniach towarzyskich – zauważyła, zastanawiając się jednocześnie, jak wyjść i dotrzeć do szlafroka nie czując się jak idiotka.

Reeanna nabrała w dłoń wody i wolno ją wylała.

– Mam nadzieję, że nie było to nic…, strasznego.

– Nikt nie zginął, jeśli o to ci chodzi. – Uśmiechnęła się z trudem.

Ona rzeczywiście była kiepska w towarzystwie, musiała więc zdobyć się na nieco większy wysiłek. – Wreszcie coś się ruszyło w sprawie, którą prowadzę. Przymknęliśmy podejrzanego.

– To dobrze. – Reeanna pochyliła głowę zaciekawiona. – Czy to ta sprawa z samobójstwami, o której kiedyś mówiłyśmy?

– Naprawdę na razie nie mogę jeszcze o tym mówić.

Reeanna uśmiechnęła się.

– Ech, ci policjanci. Tak czy inaczej, sporo o tym myślałam. Ta twoja sprawa, czy jak chcesz ją nazwać, to wspaniały materiał na artykuł. Przez jakiś czas byłam tak zajęta techniką, że zupełnie zaniedbałam pisanie. Mam nadzieję, że kiedy rozwiążesz już tę zagadkę i będzie można to ujawnić, przedyskutujemy to bardziej szczegółowo.

– Być może. Jeżeli rozwiążę. – Pochyliła się lekko. W końcu ta kobieta była ekspertem i być może była w stanie jej pomóc. – Tak się składa, że podejrzany jest właśnie badany i oceniany przez doktor Mirę. Przeprowadzałaś kiedyś ocenę zachowania i osobowości?

– Oczywiście. Pod trochę innym kątem niż Mira. Można by nas nazwać przeciwnymi stronami medalu. Ostateczna diagnoza pewnie byłaby taka sama, ale do jej postawienia używamy różnych metod i punktów widzenia.

– Może w tym przypadku będę potrzebowała dwóch punktów widzenia. – Eye w zamyśleniu mierzyła ją wzrokiem. – Chyba nie masz uprawnień do wglądu w tajne materiały?

– Tak się składa, że mam. – Wciąż leniwie machała nogami w wodzie, lecz w jej oczach pojawiło się nagłe zaciekawienie.

– Czwarty Poziom, Klasa B.

– To powinno wystarczyć. Gdyby pojawiła się taka propozycja, co byś powiedziała na pracę dla dobra miasta jako doraźny konsultant? Gwarantuję ci mnóstwo roboty, parszywe warunki i niską płacę.

– Któżby nie przyjął takiej propozycji? – Reeanna roześmiała się, odrzucając w tył włosy. – Właściwie chciałabym się znowu zająć praktyką. Za dużo czasu spędziłam w laboratoriach, pracując przy maszynach. William to uwielbia, ale ja potrzebuję ludzi.

– Być może odezwę się do ciebie w tej sprawie. – Uznając, że dalsze kulenie się w wodzie będzie wyglądać zbyt głupio, Eye wstała i weszła na schodki.

– Wiesz, gdzie mnie szukać… Boże, Eye, co ci się stało? – Reeanna w jednej chwili zerwała się na równe nogi. – Jesteś cała poobijana.

– Ryzyko zawodowe. – Udało się jej chwycić jeden z ręczników ułożonych w kupkę przy samym brzegu. Zaczęła się nim owijać, lecz Reeanna bezceremonialnie zerwała go z niej.

– Pozwól mi się obejrzeć. Nikt ci tego nie opatrzył. – Delikatnie zbadała palcami jej biodro.

– Hej, mogłabyś…

– Och, stój spokojnie. – Reeanna podniosła zniecierpliwiona oczy.

– Nie tylko jestem kobietą i dobrze znam kobiece ciało, ale mam też medyczne wykształcenie. Coś ty zrobiła z tym kolanem? Wygląda okropnie.

– Nałożyłam bandaż lodowy. Lepiej już wygląda.

– W takim razie cieszę się, że go me widziałam wcześniej. Dlaczego nie byłaś z tym w szpitalu? Albo przynajmniej w punkcie medycznym?

– Bo ich nie cierpię. Poza tym nie miałam czasu.

– Więc teraz masz chwilę. Połóż się na stole do masażu. Zaraz przyniosę z samochodu apteczkę i zajmę się tym.

– Słuchaj, to miło z twojej strony. – Musiała podnieść głos, bowiem Reeanna już się oddalała. – Ale to tylko małe stłuczenia.

– Będziesz miała szczęście, jeżeli nie nadłamałaś żadnej kości w biodrze. – Z tymi złowieszczymi słowami zniknęła w windzie.

– Och, dzięki, już czuję się o wiele lepiej. – Eye zrezygnowana rzuciła ręcznik, nałożyła szlafrok i niechętnie podeszła do miękkiego stołka pod kwitnącym drzewkiem wistarii. Ledwie usiadła, Reeanna już była z powrotem, niosąc w dłoni niewielką skórzaną walizeczkę. Szybka kobieta, pomyślała Eye.

– Myślałam, że masz umówioną wizytę w salonie.

– Dzwoniłam do nich i przełożyłam ją. Połóż się, najpierw trzeba się zająć kolanem.

– Pobierasz dodatkową opłatę za wizyty domowe?

Reeanna uśmiechnęła się nieznacznie, otwierając neseser. Eye zerknęła do środka i natychmiast odwróciła głowę. Nie cierpiała leków.

– Ta będzie gratis. Umówmy się, że to w ramach ćwiczenia. Od prawie dwóch lat nie zajmowałam się żywym człowiekiem.

– To wzbudza zaufanie. – Eye zamknęła oczy, podczas gdy Reeanna wzięła miniskaner i zaczęła badać kolano. – Dlaczego przerwałaś praktykę?

– Hm, nie ma złamania, a to już jest coś. Paskudnie skręcone i obrzęknięte. Dlaczego? – Znów zaczęła czegoś szukać w walizeczce.

– Jednym z powodów jest Roarke. Złożył Williamowi i mnie ofertę nie do odrzucenia. Skusiły nas pieniądze, a poza tym Roarke ma wyjątkowy dar przekonywania.

Eye syknęła, kiedy coś lodowato zimnego przylgnęło do jej kolana.

Wiem coś o tym.

– Wiedział, że od dawna interesuję się wzorami zachowań i efektami stymulacji. Okazja stworzenia nowej technologii, mając do dyspozycji niemal nieograniczone fundusze, była zbyt kusząca, żeby ją stracić. Próżność nie pozwoliła nam oprzeć się szansie, by mieć swój udział w czymś nowym, a jeśli w grę wchodził Roarke, to musiał być sukces.

Eye uznała, że popełniła błąd, zamykając oczy. Miała wrażenie, że zaczyna się kołysać. Pulsujący ból w biodrze zelżał. Poczuła, jak delikatne palce Reeanny smarują ją czymś chłodnym i śliskim. Po chwili poczuła to samo na ramieniu. Brak bólu podziałał na nią jak środek uspokajający i zaczęła ją ogarniać coraz większa senność.

– Nigdy nie przegrywa.

– Od kiedy go znam – nigdy.

– Mam spotkanie za parę godzin – powiedziała niewyraźnie Eye.

– Najpierw odpocznij. – Reeanna zdjęła okład z kolana Eye i zadowolona stwierdziła, że opuchlizna znacznie zmalała. – Zrobię ci jeszcze jeden okład, a potem założę bandaż lodowy. Jeśli będziesz je nadwerężać, może jeszcze trochę sztywnieć. Radziłabym ci obchodzić się z nim jak z jajkiem przez najbliższe kilka dni.

– Jasne. Jak z jajkiem.

– Czy to wszystko rezultaty złapania tego twojego podejrzanego?

– Nie, zarobiłam to wcześniej. On nie sprawił mi żadnych problemów. Mały gnojek. – Zmarszczyła brwi, między którymi ukazała się głęboka bruzda. – Ale nie mogę znaleźć na niego haka. Po prostu nie mogę.

– Jestem pewna, że dasz sobie radę. – Glos Reeanny brzmiał kojąco, gdy kończyła opatrywać jej obrażenia. – Jesteś rzetelna i pełna poświęcenia. Widziałam cię na kanale informacyjnym, jak zeszłaś na gzyms do Cerise Deyane. Ryzykowałaś życie.

– Ale ją straciłam.

– Tak, wiem. – Reeanna zręcznie pokryła sińce kremem znieczulającym. – To było straszne. Wyglądało szokująco, zwłaszcza dla ciebie, jak sądzę. Widziałaś jej twarz, oczy z tak bliska.

– Uśmiechała się.

– Tak, widziałam.

– Chciała umrzeć.

– Naprawdę?

– Mówiła, że to piękne. Przeżycie ostateczne.

Zadowolona, że zrobiła wszystko, co mogła, Reeanna wzięła ręcznik i przykryła nim Eye.

– Niektórzy w to wierzą. Śmierć to dla nich ostateczne ludzkie doznanie. Bez względu na rozwój medycyny i technologii, nikt z nas tego nie uniknie. Skoro więc wszystkim jest przeznaczona, dlaczego nie potraktować jej jako cel, a nie przeszkodę?

– Trzeba walczyć. O każdy cholerny cal drogi.

– Nie każdy ma tyle energii albo ochoty do walki. Niektórzy poddają się gładko. – Wzięła bezwładne ramię Eye i odruchowo zmierzyła puls. – Niektórzy się opierają. Ale i tak każdy przegrywa.

57
{"b":"102676","o":1}