Razem z Peabody oglądałyśmy biuro Deyane i przylegające pokoje. Ma pokój do relaksu.
– Wiedziałem o tym.
– A, rzeczywiście. – Napiła się wina, żeby się wzmocnić przed zasadniczym wyznaniem. – W każdym razie na poręczy rozkładanego fotela zauważyłam gogle do programów wirtualnych. Mathias korzystał z jednego programu tuż przed śmiercią, Fitzhugh też lubił wirtualne wycieczki. To słaby ślad, ale lepsze to niż żaden związek.
– Ponad dziewięćdziesiąt procent ludzi w tym kraju ma w domu stacje wirtualne – zauważył Roarke, nie spuszczając jej z oczu.
– Zgadza się ale trzeba od czegoś zacząć. Chodzi przecież o znamię w mózgu, a programy wirtualne działają na mózg i zmysły. Pomyślałam sobie, że jeśli gogle miały jakiś defekt, spowodowany przypadkowo czy świadomie, mogło to popchnąć ofiarę do samobójstwa.
Powoli skinął głową.
– W porządku, na razie nadążam.
– Postanowiłam je więc wypróbować.
– Zaczekaj. – Powstrzymał ją gestem. – podejrzewasz, że gogle przyczyniły się do jej śmierci i jak gdyby nigdy nic wsadzasz je na głowę? Odbiło ci?
– Peabody czuwała obok i miała rozkaz mnie ogłuszyć, jeśli będzie trzeba.
– Aha. – Oburzony machnął ręką. – Świetnie. Bardzo rozsądnie. Zanim skoczysz z dachu, Peabody zdąży cię obezwładnić.
– Właśnie. – Usiadła przy nim i podała mu kieliszek. – Sprawdziłam czas ostatniego odtwarzania. Deyane korzystała ze stacji na chwilę przed tym, nim wyszła na dach. Byłam pewna, że coś znajdę w programie, który oglądała. – Przerwała, by drapać się po karku.
Wiesz, spodziewałam się, że to będzie jakiś typowy program relaksacyjny: jakieś medytacje, rejs po morzu albo wiejska łąka.
– Rozumiem, że był inny.
– Inny. To była, hm, fantazja. Wiesz, fantazja erotyczna.
Zaintrygowany podwinął nogi i przekrzywił głowę. Jego niebieskie oczy nadal wyrażały obojętność.
– Doprawdy? – Wypił łyk wina i odstawił kieliszek. – I kto brał w niej udział?
– Faceci.
– W liczbie mnogiej?
– Tylko dwaj. – Ze złością poczuła, jak do gardła podchodzi jej fala gorąca. – To było oficjalne śledztwo.
– Byłaś naga?
– Jezu, Roarke.
– To chyba uzasadnione pytanie.
– Zaczekaj chwileczkę, co? To był zwykły wirtualny program, a ja musiałam go sprawdzić i to wcale nie moja wina, że nagle ci faceci znaleźli się na mnie… i przerwałam go zanim… no prawie zanim.
Zająknęła się, przytłoczona poczuciem winy i wstrząśnięta zobaczyła, że Roarke szczerzy do niej zęby w uśmiechu.
– Uważasz, że to zabawne? – Walnęła go pięścią w ramię. – Cały dzień czuję się jak szmata, a ty uważasz, że to zabawne.
– Zanim co? – zapytał, wyjmując jej z dłoni kieliszek, nim zdążyła wylać mu na głowę jego zawartość. Postawił go obok swojego. – Przerwałaś program, zanim prawie co?
Jej oczy zamieniły się w dwie wąskie szparki.
– Byli wspaniali. Kupię sobie kopię tego programu. Nie będę cię już potrzebować, bo będę miała dwóch niewolników do miłości.
– Chcesz się założyć? – Pchnął ją na łóżko i zadarł jej koszulę na głowę.
– Przestań. Nie chcę cię. Tylko moi niewolnicy umieją mnie zaspokoić. – Odepchnęła go i prawie udało jej się go unieruchomić, gdy nagle poczuła jego usta na piersi. Jego dłoń ześliznęła się niżej, dotykając jej przez cienki materiał między udami.
Przeniknął ją żar jak błyskawica.
– Niech cię szlag – powiedziała zdyszanym głosem. – Tylko udaję, że mi się to podoba.
– W porządku.
Zsunął jej spodnie z bioder, po czym musnął ją palcami. Była już wilgotna, chętna. Jego zęby zacisnęły się na jej sutku i lekko pociągnęły, podczas gdy dłoń wykonywała coraz szybsze ruchy.
Tym razem nie było to łagodne odprężenie. Orgazm przyszedł jak krótka gwałtowna fala, która zalała ją i zatopiła, po czym poniosła ją bezwolną na kolejny szczyt.
Z jękiem wymówiła jego imię. Zawsze jego imię. Lecz gdy wyciągnęła do niego ręce, chwycił je i uniósł nad jej głowę.
– Nie. – Jego oddech był ciężki i urywany. – Puść. Pozwól mi.
Wszedł w nią powoli, cal za calem, patrząc, jak jej oczy ciemnieją i zachodzą mgłą. Powstrzymując przemożną chęć, by odpowiedzieć na jej konwulsyjne ruchy, pozwolił jej osiągnąć kolejny zenit.
I gdy bezsilnie leżała bez tchu, przeszedł do łagodnych, długich suwów.
– Jeszcze – wyszeptał, chłonąc jej jękliwe skargi, więżąc jej ręce, usta, nogi. – I jeszcze.
Jej ciało było przeciążone, pulsujące szalonym rytmem, osaczone. Przejmująca rozkosz była bliska bólu. Roarke wciąż poruszał się w niej powoli, leniwie.
– Nie mogę – wykrztusiła. Głowa opadała jej bezwładnie, na przekór wyginającym się w łuk biodrom. – Już dość.
– Daj się ponieść, Eye. – Czuła na skórze jego paznokcie.
– Jeszcze raz.
Nie skończył, zanim nie był pewien, że ona skończyła.
Kiedy oparła się na łokciach, ciągle jeszcze kręciło się jej w głowie. Ze zdumieniem stwierdziła, że są wciąż na wpół ubrani i leżą na nie zaścielonym łóżku. Siedzący w rogu łóżka Galahad przyglądał się jej z kocim obrzydzeniem. A może to była zazdrość.
Roarke leżał na plecach z zamkniętymi oczami i miał na twarzy zadowolony uśmiech.
– To chyba trochę nadwerężyło twój testosteron.
Jego uśmiech stał się szerszy. Dźgnęła go palcem między żebra.
– Jeśli to miała być kara, to spudłowałeś.
Otworzył oczy i spojrzał na nią rozbawiony.
– Kochana Eye, naprawdę myślałaś, że uznam twoją niewinną przygodę za jakieś wirtualne cudzołóstwo?
Naburmuszyła się trochę. Choć rzeczywiście mogło się to wydawać śmieszne, to jednak była zirytowana, że ani trochę nie jest zazdrosny.
– Może.
Z ciężkim westchnieniem usiadł i położył jej dłonie na ramionach.
Możesz sobie fantazjować, zawodowo i prywatnie. Nie jesteś moją własnością.
– Nie jest ci z tego powodu przykro?
– Ani trochę. – Pocałował ją na zgodę, po czym chwycił ją mocno za podbródek. – Ale spróbuj zrobić to naprawdę choćby jeden raz, a będę cię musiał zabić.
Jej źrenice rozszerzyły się i poczuła niedorzecznie radosny skurcz w sercu.
– Uczciwie powiedziane.
– Stwierdzenie faktu – odparł po prostu. – Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, powinnaś trochę się przespać.
– Nie jestem już zmęczona. – Wciągnęła z powrotem spodnie, a Roarke znów westchnął.
– Przypuszczam, że masz teraz zamiar pracować.
– Gdybym mogła skorzystać z twojego komputera, tylko przez kilka godzin, zaoszczędziłabym sobie jutro bieganiny.
Zrezygnowany wciągnął spodnie.
– No to chodźmy.
– Dzięki. – Przyjaznym gestem ujęła go za rękę i poszli do windy.
– Roarke, tak naprawdę byś mnie nie zabił?
– Ależ zabiłbym. – Z uśmiechem dał jej kuksańca i popchnął do kabiny. – Lecz biorąc pod uwagę nasze stosunki, postarałbym się zadać ci śmierć jak najszybciej, żeby ci sprawić jak najmniej bólu.
Spojrzała na niego.
– I tak by wyszło na to samo.
– Naturalnie. Wschodnie skrzydło, poziom trzeci – wydal polecenie i przyjaźnie ścisnął jej rękę. – Ale na pewno nie zrobiłbym tego inaczej.