Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Świetna historyjka, Peabody, trzymaj się jej. – Eye podeszła do autokucharza i zaprogramowała kawę dla siebie. Miała tu mieszankę Roarke”a, która była o niebo lepsza od trucizny serwowanej w kantynie, co wyjaśniało, dlaczego Peabody rozsiadła się wygodnie przy biurku swojego zwierzchnika.

– Co masz nowego?

– Kapitan Feeney ściągnął wszystkie połączenia videokomu Deyane. Nie wygląda, żeby mogły mieć związek ze sprawą, ale wszystkie są już tutaj. Mamy jej osobisty notatnik ze wszystkimi zaplanowanymi spotkaniami i najbardziej aktualne dane z ostatnich badań lekarskich.

– Miała kłopoty ze zdrowiem?

– Żadnych. Uzależniona od tytoniu, zarejestrowana, brała regularne zastrzyki przeciw rakowi. Poza tym żadnych innych schorzeń: fizycznych, psychicznych i emocjonalnych. Skłonności do stresów i przepracowania, którym przeciwdziałała biorąc środki uspokajające. Według wszelkich relacji, żyła w szczęśliwym związku. Jej partnera nie ma obecnie na planecie. Najbliższy krewny to syn z poprzedniego związku.

– Tak, kontaktowałam się z nim. Pracuje w biurze „Tattlera” w Nowym Los Angeles. Jest w drodze. – Eye przekrzywiła głowę

– Jest ci wygodnie, Peabody?

– Tak jest. Och, przepraszam. – Poderwała się zza biurka i przysiadła na rozklekotanym krześle stojącym po jego drugiej stronie.

– Jak spotkanie z komendantem?

– Mamy tydzień – odparła energicznie Eye, siadając. – Musimy go maksymalnie wykorzystać. Jest raport z sekcji zwłok Deyane?

– Jeszcze nie.

Eye odwróciła się do swojego videokomu.

– Może uda się ich trochę popędzić.

Kiedy wróciła do domu, chwiała się na nogach. Nie zdążyła na kolację, zresztą i tak by nie mogła nic przełknąć, ponieważ na koniec odwiedziła prosektorium, gdzie oglądała to, co zostało z Cerise Deyane.

Nawet żołądek weterana policji mógł odmówić posłuszeństwa.

Nic nie udało się jej ustalić, zupełnie nic. Wątpiła, czy nawet komputer Roarke”a może na tyle zrekonstruować Deyane, by można było cokolwiek zobaczyć.

Weszła, niemal potykając się o kota, który leżał rozciągnięty na progu, Znalazła jeszcze tyle siły, by się pochylić i wziąć go na ręce. Spojrzał na nią badawczo swymi dwukolorowymi oczami, które zdradzały ogromną złość.

– Nie kopnęłabym cię, stary, gdybyś ułożył swój tłusty tyłek gdzie indziej.

– Poruczniku.

Uniosła wzrok i zobaczyła Summerseta, który jak zwykle pojawił się znikąd.

– Wiem, spóźniłam się – warknęła. – Możesz mi zaliczyć kolejne przewinienie.

Nie uraczył jej jak zwykle jakąś cierpką uwagą. Oglądał migawki na kanałach informacyjnych i zobaczył ją na gzymsie. Widział jej twarz.

– Na pewno chciałaby pani zjeść kolację.

– Nie. – Chciała się położyć, więc skierowała się na schody.

– Poruczniku. – Czekał, aż poczęstuje go przekleństwem. Eye odwróciła się powoli i spojrzała na niego spode łba. – Kobieta, która staje na gzymsie, musi być albo bardzo odważna, albo bardzo głupia.

Parsknęła.

– Nie muszę chyba pytać, do której kategorii mnie zaliczasz.

– Nie, nie musi pani. – Patrzył za mą, gdy wchodziła na górę i pomyślał, że jej odwaga jest przerażająca.

Sypialnia była pusta. Powiedziała sobie, że za chwilę włączy przeszukiwanie domu, żeby znaleźć Roarke”a, po czym padła na łóżko, twarzą do poduszki. Galahad wyśliznął się z jej ramion, zwinął się w kłębek i ułożył na niej.

Roarke znalazł ją trzy minuty później, wyczerpaną, rozciągniętą na łóżku, z kotem strzegącym jej od flanki.

Patrzył na mą przez dłuższą chwilę. On też oglądał dzisiaj wiadomości. Wpatrywał się w ekran jak sparaliżowany; wyschło mu w ustach i skręciło trzewia. Wiedział, że często staje twarzą w twarz ze śmiercią – własną i innych – i mówił sobie, że się z tym godzi.

Lecz dziś rano patrzył bezradnie, jak balansuje na krawędzi gzymsu. Spojrzał w jej oczy i zobaczył w nich zdecydowanie, ale i lęk. I odchodził od zmysłów.

Teraz była tu, w domu. Miała ciało bardziej umięśnione i kościste niż kobieco zaokrąglone, włosy, o które jak najprędzej trzeba by zadbać, i chodziła w butach ze ściętymi obcasami.

Podszedł, usiadł na brzegu łóżka i położył dłoń na leżącej bezwładnie ręce.

– Zaraz złapię drugi oddech – wymruczała.

– Właśnie widzę. Za chwileczkę idziemy na tańce.

Wydusiła z siebie stłumiony chichot.

– Możesz zabrać tego tłuściocha z mojego tyłka?

Roarke skwapliwie sięgnął po Galahada, wygładził mu zmierzwioną

– Miałaś swój dzień, poruczniku. Pełno cię było w mediach.

Odwróciła się do niego, ale nie otworzyła oczu.

– To dobrze, że tego nie widziałam. A więc wiesz już o Cerise.

– Tak, oglądałem Kanał 75, kiedy się przygotowywałem do pierwszego spotkania rano. Udało mi się obejrzeć wszystko na żywo.

Usłyszała w jego głosie zmęczenie i otworzyła oczy.

– Przepraszam.

– Można powiedzieć, że pełniłaś po prostu swoje obowiązki.

– Odstawił kota i odgarnął z policzka żony kosmyk włosów: – Ale tym razem posunęłaś się za daleko. Mogła cię pociągnąć za sobą.

– Nie byłam gotowa. – Przycisnęła dłoń do jego ręki na swoim policzku. – Kiedy tam stałam, miałam przebłysk wspomnienia z dzieciństwa. Jako dzieciak stałam w oknie jakiejś ohydnej nory, którą wynajął. Myślałam o tym, żeby skoczyć i raz na zawsze z tym wszystkim skończyć. Jednak nie byłam gotowa. I wciąż nie jestem.

Galahad zszedł z kolan Roarke”a i rozciągnął swoje cielsko na brzuchu Eye. Roarke uśmiechnął się.

– Wygląda na to, że obaj chcemy zatrzymać cię tu na dłużej. Co dzisiaj jadłaś?

Zacisnęła usta.

– To jakiś quiz?

– A zatem nic, o czym warto mówić – stwierdził.

– Akurat nie jedzenie mi teraz w głowie. Wracam z prosektorium. Zetknięcie z betonem po locie z siedemdziesiątego piętra robi z ciałem i kośćmi mało ciekawe rzeczy.

– Pewnie nie za dużo zostało, żeby porównać jej mózg z pozostałymi.

Mimo że wspomnienie było dość makabryczne, uśmiechnęła się promiennie, usiadła i głośno go pocałowała.

– Jesteś domyślny, Roarke. To jedna z rzeczy, które lubię w tobie najbardziej.

– Myślałem, że chodzi ci tylko o moje ciało.

– Też jest wysoko na mojej liście – odparła, kiedy wstał i podszedł do oddalonego autokucharza. – Rzeczywiście, nie zostało z niej za dużo, ale musi być coś wspólnego z pozostałymi samobójstwami. Sam to widzisz, prawda?

Zaczekał, aż w podajniku pojawi się napój proteinowy, który zamówił.

– Cerise była inteligentną, rozsądną i zagonioną kobietą. Często bywała samolubna i próżna, potrafiła nieźle zaleźć za skórę. – Wrócił do łóżka, wyciągnął do niej szklankę. – Nie była typem kobiety, która by skoczyła z dachu własnego budynku i pozwoliła, by konkurencja pokazała to wydarzenie wcześniej od niej.

– Dodam to do moich danych na jej temat. – Podejrzliwie spojrzała na pienistą, zielonkawą ciecz w szklance. – Co to jest?

– Odżywka. Wypij. – Przytknął szklankę do jej ust. – Do dna.

Ostrożnie upiła maleńki łyczek, stwierdziła, że napój wcale nie jest tak bardzo ohydny, po czym wypiła wszystko.

Proszę bardzo. Lepiej się czujesz?

– Tak. Whitney pozwolił ci na dalsze śledztwo?

– Dał mi tydzień. Poza tym wie, że używałam twojego sprzętu. Ale udaje, że nie wie. – Odstawiła szklankę i chciała wyciągnąć się z powrotem, kiedy nagle coś sobie przypomniała. – Mieliśmy oglądać video, jeść popcorn i przytulać się na kanapie.

– Nie przyszłaś na randkę. – Pociągnął ją lekko za włosy. – Będę się musiał z tobą rozwieść.

– Boże, ależ jesteś surowy. – Nagle nerwowym ruchem potarła dłonie. – Póki jesteś w dobrym nastroju, lepiej od razu powiem ci prawdę.

– Czyżbyś poszła przytulać się z kimś innym?

– Niezupełnie.

– Słucham?

– Chcesz drinka? Mamy tu chyba jakieś wino, prawda? – Uniosła się, by wstać z lóżka, ale wcale się nie zdziwiła, czując jego rękę zaciśniętą na swoim ramieniu.

– Wyjaśnij mi to.

– Właśnie mam zamiar. Myślę tylko, że lepiej to przełkniesz, popijając to winem. W porządku? – Spróbowała się uśmiechnąć, ale nie wyszło to za dobrze, kiedy napotkała jego nieruchome, stalowe spojrzenie. Roarke rozluźnił uchwyt na tyle, że mogła się wymknąć i pobiec do sypialnianej lodówki. Nalała wina bez pośpiechu i zaczęła mówić w pewnej odległości od niego.

40
{"b":"102676","o":1}