Peabody pomaszerowała do biura i szybko przydzieliła Rabbita jednemu z funkcjonariuszy. Sprawnie jak automat usunęła wszystkich z biura i zaplombowała zewnętrzne drzwi.
– Melduję, że biuro należy tylko do nas.
– Nie mówiłam ci, żebyś przestała meldować?
– Melduję, że tak – odparła Peabody z uśmiechem, którym chciała choć odrobinę poprawić ciężką atmosferę,
– Pod tym mundurem kryje się najbezczelniejsza istota na świecie.
– Eye wydała z siebie westchnienie. – Peabody, włącz rekorder.
– Włączony.
– Dobra, a więc było tak. Przychodzi wcześnie, jest wkurzona. Rabbit twierdzi, że denerwowała się jakimś procesem. Sprawdź to.
– Mówiąc to, Eye spacerowała po pokoju, uważnie obserwując wszelkie detale, Rzeźby, głównie figurki z brązu przedstawiające postacie mitologiczne. Bardzo stylowe. Niebieski dywan, którego kolor pasował do nieba, biurko w odcieniu różowym, z lustrzanym połyskiem. Sprzęt biurowy modnie stylizowany, w tej samej kwietnej kolorystyce. Z wielkiego, miedzianego naczynia buchały jakieś egzotyczne kwiaty. Eye zauważyła także trzy donice z drzewkami.
Podeszła do komputera, wyjęła z zestawu polowego uniwersalną kartę logującą i wywołała komunikat o ostatnich poleceniach.
Ostatnia czynność: Godzina 8.10, plik numer 3732-L, sprawa Custier kontra Taitler Enterprises.
– To pewnie ten proces, który tak ją wkurzył – domyśliła się Eye.
– Zgadza się z tym, co mówił Rabbit. – Popatrzyła na marmurową popielniczkę, w której leżało z pół tuzina niedopałków. Przy pomocy pęsety wzięła jeden i obejrzała. – Tytoń karaibski, plecione filtry- drogie papierosy. Włóż do worka.
– Sądzisz, że możemy coś na nich znaleźć?
– Coś musiała wziąć. Miała dziwne oczy. – Eye wiedziała, że bardzo długo ich nie zapomni. – Miejmy nadzieję, że zostało z niej tyle, żeby można było przeprowadzić badanie toksykologiczne. Weź też próbkę tych resztek kawy.
Lecz Eye nie sądziła, by udało się znaleźć w tytoniu i kawie to, o co jej chodziło. W żadnym z tamtych samobójstw nie było śladów chemii.
– Miała dziwne oczy – powtórzyła Eye. – I ten jej uśmiech. Peabody, ja już widziałam taki uśmiech. Kilka razy.
Pakując woreczki z dowodami, Peabody uniosła oczy.
Myślisz, że to ma związek z tamtymi sprawami?
– Myślę, że Cerise Deyane była ambitną kobietą sukcesu. Oczywiście, będziemy postępować według procedury, ale mogę się założyć, że nie znajdziemy motywu samobójstwa. A więc wysyła gdzieś Rabbita – ciągnęła Eye, spacerując po biurze. Zirytowana ciągłym szumem silników, spojrzała gniewnie na jeden z busów, wciąż krążący nad przeszklonym pomieszczeniem. – Sprawdź, czy są tu jakieś ekrany. Mam dość tych durniów.
– Z przyjemnością. – Peabody poczęła szukać panelu sterowników. – Zdaje się, że widziałam Nadine Furst. Dobrze, że była przypięta pasami, bo tak się wychylała, że jeszcze chwila i dołączyłaby do bohaterki swojego reportażu.
– Przynajmniej dokładnie zrozumie, jak to naprawdę wygląda – powiedziała na wpół do siebie Eye i skinęła głową, kiedy szklane ściany zostały zasłonięte. – Dobrze. Światło. – Pokój ponownie zalała jasność. – Chciała się zrelaksować, uspokoić na resztę dnia.
Eye zajrzała do lodówki i znalazła tam owoce, napoje i wino. Jedna butelka była otwarta i zabezpieczona zamknięciem pneumatycznym, ale nie było kieliszka, który mógłby świadczyć, że Cerise zaczęła dzień od drinka. Zresztą kilka łyków tego trunku nie mogło aż tak zmienić jej oczu, pomyślała Eye.
W przylegającej do pomieszczenia łazience z wanną z masażem, małą sauną i korektorem samopoczucia, znalazła szafkę pełną legalnych środków uspokajających i pobudzających.
– Nasza Cerise głęboko wierzyła w pomoc chemii – skomentowała Eye. – Weź je do analizy.
– Jezu, miała prywatną aptekę. Korektor samopoczucia jest zaprogramowany na koncentrację i ostatnio był używany wczoraj rano. Dzisiaj nie włączany.
– Co więc robiła, żeby się zrelaksować? – Eye weszła do kolejnego pokoju, który był małym salonikiem wyposażonym, jak od razu zauważyła, w pełny zestaw rozrywkowy, rozkładany fotel i androida do obsługi.
Na małym stoliku leżał starannie złożony trawiastozielony kostium.
Pod mm na podłodze stały buty w tym samym kolorze. Biżuteria – gruby, złoty łańcuszek, kolczyki o splocie i wąski zegarek z wbudowanym rekorderem – były pedantycznie ułożone w szklanym pojemniku.
– Tutaj się rozebrała. Dlaczego? Po co?
– Niektórzy ludzie lepiej się relaksują bez krępującego stroju – powiedziała Peabody i zarumieniła się, gdy Eye posłała jej podejrzliwe spojrzenie. – Tak słyszałam.
– Tak, może. Ale to do niej niepodobne. Była bardzo przyzwoitą kobietą. Jej asystent mówił, że nigdy nie widział jej nawet bez butów i nagle Cerise okazuje się skrytą nudystką? Mało prawdopodobne.
Jej wzrok spoczął na goglach do programów wirtualnych, leżących na poręczy rozkładanego fotela.
– Może w końcu zdecydowała się na wycieczkę do cyberprzestrzeni – mruknęła Eye. – Jest zdenerwowana i chce się uspokoić, więc wchodzi tutaj, kładzie się na fotelu, włącza jakiś program i jedzie sobie na małą przejażdżkę.
Eye usiadła, biorąc do rąk gogle. Przemknęło jej przez głowę, że Mathias i Fitzhugh też przed śmiercią odwiedzili rzeczywistość wirtualną.
– Zamierzam zobaczyć, gdzie była i kiedy. Aha, jeżeli potem będę przejawiać jakieś skłonności samobójcze albo postanowię, że lepiej się zrelaksuję bez krepującej odzieży, rozkazuję ci mnie ogłuszyć.
– Zrobię to bez wahania.
Eye zrobiła zdumioną minę.
– Ale nie masz czerpać z tego przyjemności.
– Zrobię to wbrew sobie – przyrzekła Peabody i skrzyżowała ręce na piersi.
Z przytłumionym śmiechem Eye nałożyła gogle.
– Wyświetlić informacje o ostatnim programie. Bingo. Była w cyberprzestrzeni o ósmej siedemnaście dzisiaj rano.
– Dallas, jeżeli to rzeczywiście sprawa tego programu, może lepiej nie powinnaś tego robić. Możemy zabrać to ze sobą i sprawdzić pod kontrolą.
– Ty jesteś moją kontrolą, Peabody. Jeśli zdradzę ochotę do skrócenia sobie życia, stuknij mnie.
– Odtworzyć ostatni program- rozkazała i ułożyła się wygodniej. – Jezu – syknęła, gdy zbliżyli się do niej dwaj muskularni młodzieńcy ubrani jedynie w wąskie przepaski z błyszczącej czarnej skóry nabijanej srebrnymi ćwiekami; lśnili od olejku i byli w widoczny sposób podnieceni.
Znajdowała się teraz w białym pokoju, którego większą część zajmowało łóżko. Leżała naga na satynowym prześcieradle, a nad sobą zobaczyła udrapowaną zwiewną tkaninę, przez którą sączyło się blade światło pochodzące z kryształowego żyrandola.
Powietrze drgało od jakiejś przyciszonej pogańskiej muzyki. Eye leżała na stosie miękkich poduszek i gdy chciała się poprawić, pierwszy z młodych bogów przysiadł obok niej.
– Hej, słuchaj, stary…
– Wszystko dla twej przyjemności, pani – rzekł cichym, śpiewnym głosem i natarł jej piersi pachnącym olejkiem.
To jednak był zły pomysł, pomyślała, czując w trzewiach pierwsze mimowolne, miłe dreszczyki. Miała już olejek rozsmarowany na brzuchu i udach, a młodzieniec zabierał się właśnie za nogi.
Rozumiała, że obecna sytuacja mogła doprowadzić Cerise do tego, że rozebrała się i poczuła szczęśliwa, ale nie wiedziała, jak mogło ją to popchnąć do samobójstwa.
Wytrzymaj, rozkazała sama sobie i próbowała zająć myśli czymś innym. Pomyślała o raporcie, jaki miała złożyć komendantowi. O nie, wyjaśnionych cieniach w mózgu.
Zęby delikatnie zacisnęły się na jej sutku i po uwięzionej brodawce począł się przesuwać wilgotny język. Wygięła ciało w łuk, ale ręka, którą wyciągnęła w niemym proteście, ześliznęła się po wysmarowanym olejkiem ramieniu.
Drugi młodzieniec uklęknął między jej udami i wprawił w ruch usta. Doszła, zanim zdążyła się powstrzymać – krótki wstrząs odprężenia. Łapiąc powietrze, zsunęła gogle i zobaczyła, że Peabody gapi się na nią.
– To nie był spacer po pustej plaży – zdołała wykrztusić.