Reeanna uśmiechnęła się powoli i chytrze.
– Wyobrażam sobie. Mam jednak nadzieję, że wypróbowaliście kilka programów. William jest bardzo dumny z tych zabawek. Wspominałaś, że widzieliście salę hologramową w Apartamencie Prezydenckim w hotelu.
– Zgadza się. Kilka razy z niej skorzystaliśmy. Robi wrażenie.
– Większość z tego, to dzieło Williama – projekt – ale ja też mam swój skromny udział. Mamy zamiar wykorzystać nowy system, żeby wspomóc leczenie nałogów i niektórych psychoz. – Zrobiła miejsce kelnerowi, który podał kawę i deser. – To powinno panią zainteresować, doktor Miro.
– Brzmi bardzo ciekawie.
– I jest ciekawe. Na razie wszystko jest okropnie drogie, ale mamy nadzieję udoskonalić projekt i obniżyć jego koszty. Jednak na Olimpie Roarke chciał mieć wszystko najlepsze – i dostał. Na przykład android Lisa…
– Tak. – Eye przypomniała sobie oszałamiającego androida płci żeńskiej o zniewalającym głosie. – Widziałam ją.
– Będzie w public relations i obsłudze klienta. To pierwszorzędny model; praca nad nim trwała kilka miesięcy. Nic, co jest na rynku, nie przypomina jej układów inteligencji. Będzie wyposażona w moduł podejmowania decyzji i osobowość o wiele bardziej skomplikowaną niż dzisiejsze maszyny. William i ja… – Urwała i zachichotała.
Widzicie, nie potrafię przestać mówić o pracy.
– To fascynujące. – Mira delikatnie odkroiła widelczykiem kawałek ciasta. – Pani badania nad wzorami mózgów i ich genetycznym wpływem na osobowość, a także ich zastosowanie w elektronice są naprawdę imponujące, nawet dla takiego zatwardziałego konserwatysty jak ja. – Zawahała się przez chwilę, spoglądając na Eve.
– Właściwie pani wiedza mogłaby rzucić nowe światło na sprawę, o której dyskutowałyśmy właśnie z Eve.
– Doprawdy? – Reeanna nabrała na widelec trochę czekolady, niemal pomrukując z lubością.
– Hipotetycznie. – Mira rozłożyła ręce, dobrze wiedząc o zakazie nieoficjalnych konsultacji.
– Naturalnie.
Eve znów zabębniła palcami w stolik. Wolała porozmawiać o tym tylko z Mirą, lecz w takiej sytuacji postanowiła rozszerzyć krąg wtajemniczonych.
– Podejrzenie samobójstwa. Nieznany motyw, brak skłonności, brak śladów substancji chemicznych, brak powodów rodzinnych. Zachowanie aż do chwili śmierci normalne. Żadnych widocznych oznak depresji ani zaburzeń osobowości. Denat miał sześćdziesiąt dwa lata, wyższe wykształcenie, sukces zawodowy. Wypłacalność bez zarzutu. Biseksualista, w długoletnim związku z mężczyzną.
– Jakieś ułomności fizyczne?
– Żadnych. Czysta karta zdrowia.
Reeanna zmrużyła oczy, koncentrując się albo na podanej charakterystyce, albo na czekoladzie, która powoli rozpływała się jej w ustach.
– Nie miał żadnych zaburzeń psychicznych? Może się kiedyś leczył?
– Nie.
– Ciekawe. Musiałabym obejrzeć zapis fal mózgu. Mogłabym to zobaczyć?
– Na razie wyniki są zastrzeżone.
– Hm. – Recanna popijała w zamyśleniu swoją latte. – Skoro nie było żadnych odchyleń fizycznych ani psychicznych, żadnego uzależnienia ani śladów środków chemicznych, moim zdaniem w grę wchodzi wada mózgu. Prawdopodobnie guz. Jednak pewnie autopsja niczego nie wykazała?
Eye pomyślała o tamtym małym punkciku, ale pokręciła przecząco głową.
– Nie, nie było żadnego guza.
– Są pewne przypadki predyspozycji, które wymykają się badaniom genetycznym. Mózg to skomplikowany organ i wciąż zaskakuje nawet najbardziej zaawansowaną technikę. Gdybym mogła poznać szczegóły historii jego rodziny… Można przypuszczać, że twój samobójca nosił w sobie genetyczną bombę, której nie wykryły zwykłe analizy. W pewnym momencie jego życia lont się wypalił.
Eye uniosła brew.
– Więc on po prostu wybuchł?
– Można to tak określić. – Reeanna pochyliła się do przodu.
– Wszyscy nosimy w sobie kod, Eye, już w łonie matki. Od początku mamy zapisane w genach, kim jesteśmy i kim będziemy. Nie tylko kolor oczu, budowę ciała czy odcień skóry, ale osobowość, gusta, intelekt i skalę emocjonalną. Od chwili poczęcia mamy piętno kodu genetycznego. Do pewnego stopnia można go modyfikować, ale nie zmienimy podstawy. Tego nic nie może zmienić.
– Jesteśmy więc tacy, jakimi się urodziliśmy? – Eye stanął przed oczami obskurny pokój, migające czerwone światło i mała dziewczynka skulona w kącie, z zakrwawionym nożem w ręce.
– Właśnie. – Reeanna uśmiechnęła się promiennie.
– Nie bierze pani pod uwagę środowiska, wolnej woli, podstawowej dążności człowieka do ciągłego ulepszania siebie? – sprzeciwiła się Mira. – Gdybyśmy byli istotami bez serca, duszy i bez możliwości różnych wyborów życiowych, znaleźlibyśmy się na tym samym poziomie rozwoju co zwierzęta.
– I tak jest – odparła Reeanna, podkreślając swoje słowa energicznym ruchem widelca. – Doktor Miro, rozumiem pani punkt widzenia jako terapeuty, ale ja, jako fizjolog, idę zupełnie innym torem. Decyzje, jakie podejmujemy w ciągu naszego życia, co robimy, jak żyjemy i kim zostajemy, zostały wpisane w nasz mózg jeszcze w życiu płodowym. Twój samobójca, Eye, był skazany na to, żeby odebrać sobie życie właśnie tego dnia, w tym miejscu i w taki sposób. Okoliczności mogły wprawdzie coś zmienić, ale rezultat byłby w końcu taki sam. Słowem, takie było jego przeznaczenie.
Przeznaczenie? pomyślała Eye. W takim razie czy jej przeznaczeniem było zgwałcenie i wykorzystywanie przez ojca? Upadek w nieludzką otchłań i walka o przetrwanie?
Mira potrząsnęła głową.
– Nie mogę się z tym zgodzić. Dziecko urodzone w biedzie na przedmieściach Budapesztu, odebrane matce zaraz po narodzinach i dorastające w dostatku, w czułej i kochającej rodzinie w Paryżu, na pewno będzie przejawiać cechy związane z wychowaniem i wykształceniem. Nie można kwestionować roli rodziny jako kolebki emocji i podstawowej dążności człowieka do ulepszania siebie – upierała się.
– W pewnym sensie się zgadzam – przyznała Reeanna. – Ale mimo to piętno kodu genetycznego – który predysponuje nas do osiągnięć czy porażek, dobra czy zła, jeśli pani woli – ma rolę zdecydowanie nadrzędną. Nawet w najbardziej kochającej i opiekuńczej rodzinie czasem trafia się potwór; a w ostatniej kloace wszechświata może ocaleć prawdziwa dobroć. Jesteśmy, kim jesteśmy – reszta to tylko dekoracja.
– Gdyby przyjąć twoją teorię – powiedziała powoli Eve – to temu człowiekowi było przeznaczone odebrać sobie życie. Żadne okoliczności, żadne wpływy z zewnątrz nie mogły temu zapobiec.
– Otóż to. Te skłonności cały czas w nim drzemały, w ukryciu. Prawdopodobnie wyzwoliło je jakieś wydarzenie, ale być może była to jakaś błahostka, na którą inny mózg w ogóle by nie zareagował. W Instytucie Bowers trwają badania, które niezbicie potwierdziły ogromny wpływ genetycznych schematów mózgu na zachowanie człowieka. Mogę ci dostarczyć dyski z materiałami na ten temat, jeśli sobie życzysz.
– Studia nad głową zostawię raczej tobie i doktor Mirze. – Eye odsunęła kawę. – Muszę wracać do centrali. Dziękuję za rozmowę, Miro – i za teorie, Reeanna.
– Z przyjemnością jeszcze przy okazji je rozwinę. – Reeanna ścisnęła serdecznie na pożegnanie jej dłoń. – Pozdrów Roarke” a.
– Dzięki. – Eye nieznacznie odsunęła się, kiedy Mira wstała, żeby cmoknąć ją w policzek. – Będziemy w kontakcie.
– Mam nadzieję, że me tylko wtedy, gdy zechcesz dyskutować o jakimś szczególnym przypadku w twojej pracy. Pozdrów Mavis, kiedy ją zobaczysz.
– Jasne. – Eye zarzuciła na ramię torbę i skierowała się do wyjścia. Na chwilę przystanęła obok mattre d”hótel i prychnęła z pogardą.
– Fascynująca kobieta. – Reeanna jednym ruchem języka oblizała łyżeczkę. – Opanowana, odrobinę wzburzona wewnętrznie, skoncentrowana, nieprzyzwyczajona i dziwnie skrępowana okazywaniem sympatii. – Roześmiała się, gdy Mira uniosła brwi. – Przepraszam, pułapka zawodowa. William złości się o to na mnie. Nie miałam zamiaru pani obrazić.
– Wszystko w porządku. – Mira ułożyła wargi w uśmiech i spojrzała na nią ze zrozumieniem. – Mnie też często się to zdarza. Poza tym zgadzam się, Eve to rzeczywiście fascynująca kobieta. Sama do wszystkiego doszła, co, jak się obawiam, może podważyć pani teorię genetyczną.