Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Na jednym z nich siedział mężczyzna. Miał przystojną twarz barwy bladego złota – teraz mokrą od łez. Jego włosy były również złote, jaśniejąc blaskiem jak nowa moneta. Wystawały kępkami spomiędzy jego palców, ponieważ trzymał się za głowę. Mężczyzna miał na sobie biały, jedwabny szlafrok, w wielu miejscach poplamiony krwią. Jego stopy były bose, a upierścienione dłonie drżały, rozsiewając wokół różnobarwne błyski. Nad kostką miał wytatuowanego łabędzia.

Obok niego smętnie siedział policjant. Kiedy zobaczył Eve, zaczął coś mówić. Szybko potrząsnęła głową i pokazała odznakę. Bez słowa wskazała sufit, unosząc pytająco brwi.

Policjant przytaknął, uniósł kciuk i również potrząsnął głową.

Eve cicho wysunęła się z pomieszczenia. Przed rozmową ze świadkiem chciała zobaczyć ciało i obejrzeć miejsce zdarzenia.

Na piętrze było kilka pomieszczeń, lecz mimo to bez trudu odnalazła drogę. Wystarczyło iść śladem krwi. Weszła do sypialni. Tu wystrój był utrzymany w kolorach miękkich zieleni i błękitów, miała więc wrażenie, że nurkuje w oceanie. Długie łóżko, na którym piętrzyła się sterta poduszek, przykrywała satynowa pościel.

Podobnie jak w holu, stało tu też parę rzeźb – klasycznych aktów. Ściana była zabudowana szufladami, co sprawiało wrażenie, że w sypialni panuje nienaganny porządek, lecz Eve wydało się, jakby nikt tu nie mieszkał. Dywan barwy morskiej zieleni był miękki jak chmurka i zaplamiony krwią.

Poszła jej śladem do łazienki. Śmierć nie mogła nią wstrząsnąć, ale przejmowała ją lękiem i wiedziała, że zawsze będzie się jej bała: jej bezwzględności, okrucieństwa i bezsensu. Jednak zbyt często stawała nią twarzą w twarz, by mogła na jej widok doznać szoku. Nawet teraz.

Kafelki barwy kości słoniowej i bladej zieleni były zabryzgane..„ spływając po ścianach, uformowała wielką kałużę na lustrzanej podłodze łazienki. Z brzegu wanny bezwładnie zwisała ręka – w nadgarstku widniała szeroka rana.

Woda w wannie miała ciemny, ohydnie różowy kolor, a w powietrzu unosił się charakterystyczny metaliczny zapach krwi. Eye słyszała muzykę, graną na jakimś instrumencie strunowym – może na harfie.

Z obu stron długiej, owalnej wanny stały wciąż płonące świece.

Głowa nieboszczyka leżącego w różowej wodzie spoczywała na wyszywanej złotem poduszce kąpielowej, natomiast jego oczy były utkwione w pierzastych liściach zawieszonej na lustrzanym suficie paproci. Uśmiechał się, jakby widok własnej śmierci niezmiernie go ubawił.

Nie była zszokowana; z westchnieniem założyła ochraniacze na ręce i stopy, włączyła rekorder i ustawiła narzędzia obok ciała.

Rozpoznała denata. Nagim, niemal do cna wykrwawionym człowiekiem, który uśmiechał się do swojego odbicia na suficie, był słynny adwokat S. T. Fitzhugh.

– Salvatori będzie bardzo rozczarowany, mecenasie – mruknęła, zabierając się do pracy.

Wzięła próbkę zakrwawionej wody z wanny, wstępnie ustaliła czas śmierci, zabezpieczyła przecięte nadgarstki zmarłego i zarejestrowała obraz miejsca zdarzenia. Dopiero wtedy w drzwiach stanęła trochę zadyszana Peabody.

– Przepraszam, poruczniku. Miałam małe kłopoty z dostaniem się do Centrum.

– W porządku. – Podała Peabody opakowany w plastik nóż rękojeścią z kości słoniowej. – Wygląda na to, że użył tego. To antyk, pewnie pochodzi z jakiejś kolekcji. Zbadamy odciski palców.

Peabody dołożyła nóż do dowodów, po czym przyjrzała się podejrzliwie denatowi.

– Poruczniku, czy to nie…

– Tak, to Fitzhugh.

– Dlaczego się zabił?

– Jeszcze nie ustaliliśmy, czy w ogóle to zrobił. Zasada numer jeden – żadnych założeń, Peabody – powiedziała łagodnie. – Wezwij „zamiataczy” i plombujemy teren. Możemy już przekazać ciało lekarzowi sądowemu, na razie z nim skończyłam. – Eye cofnęła się; ochraniacze na jej dłoniach były poplamione krwią. – Chcę, żebyś wstępnie przepytała patrol, który przyjechał tu pierwszy. Ja porozmawiam z Foxxem.

Spojrzała za siebie na ciało i pokręciła głową.

– Uśmiecha się tak samo, jak wtedy w sądzie, kiedy myślał, że udało mu się przyłapać cię na błędzie. Sukinsyn. – Wciąż patrząc na ciało, wytarła krew i szmatkę też włożyła do woreczka. – Powiedz lekarzowi, że chcę jak najszybciej mieć wyniki z toksykologii.

Wyszła z łazienki i wróciła na dół po śladach krwi.

Foxxem wstrząsało teraz zduszone, spazmatyczne łkanie. Eve zdawało się, że na jej widok pilnujący go policjant poczuł niedorzecznie wielką ulgę

– Zaczekaj na zewnątrz na doktora sądowego i moją asystentkę. Złożycie jej raport. Ja pomówię z panem Foxxem.

– Tak jest. – Z prawie niestosowną radością gliniarz odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.

– Panie Foxx, jestem porucznik Dallas. Przykro mi z powodu straty, jaka pana dotknęła. – Eve znalazła guzik sterujący kotarami i wcisnęła go, wpuszczając do pokoju mdłe światło. – Muszę z panem porozmawiać. Musi mi pan powiedzieć, co się tutaj stało.

– Nie żyje. – Głos Foxxa był z lekka melodyjny, ze śladem obcego akcentu. Piękny. – Fitz nie żyje. Nie wiem, co teraz będzie. Nie wiem, jak sobie dam radę.

Każdy daje sobie jakoś radę, pomyślała Eye. Nie ma większego wyboru. Usiadła i położyła rekorder na stole, w widocznym miejscu. Panie Foxx, obojgu nam to pomoże, jeśli porozmawia pan ze mną. Wcześniej jednak, zgodnie z procedurą, muszę pana ostrzec.

Gdy recytowała formułę o możliwości wezwania adwokata i nie odpowiadania na zadane pytania, Foxx uniósł głowę, przestał chlipać i utkwił w niej zapuchnięte, zaczerwienione oczy.

– Myśli pani, że go zabiłem? Myśli pani, że w ogóle mogłem mu zrobić krzywdę?

– Panie Foxx…

– Kochałem go. Byliśmy razem dwanaście lat. Był całym moim

Ale ty wciąż żyjesz, pomyślała. Tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy.

– W takim razie na pewno zechce mi pan pomóc. Proszę mi opowiedzieć, co się stało.

– On… od pewnego czasu miał kłopoty ze snem. Nie chciał brać środków uspokajających. Zwykle czytał, słuchał muzyki, spędzał godzinę w rzeczywistości wirtualnej albo przy jakiejś grze – cokolwiek, żeby się odprężyć. Sprawa, którą się ostatnio zajmował, bardzo martwiła.

– Sprawa Salvatoriego.

– Zdaje się, że tak. – Foxx przetarł oczy wilgotnym, zakrwawionym rękawem. – Nie dyskutowaliśmy specjalnie na temat spraw. które prowadził. Obowiązywała go tajemnica zawodowa, a ja nie jestem prawnikiem. Jestem specjalistą od żywienia. Tak się właśnie poznaliśmy. Dwanaście lat temu Fitz przyszedł do mnie po radę w sprawie swojej diety. Zostaliśmy przyjaciółmi, kochankami, a potem po prostu byliśmy razem.

Były to ważne informacje, ale teraz chciała przede wszystkim znać wypadki, które nastąpiły bezpośrednio przed tą ostatnią kąpielą.

– Miał problemy ze snem – podsunęła.

– Tak. Często męczyła go bezsenność. Tak wiele dawał swoim klientom, którymi stale się przejmował. Przyzwyczaiłem się, że wstawał w środku nocy i szedł do innego pokoju, by włączyć jakąś grę albo drzemać przed ekranem. Czasem też brał ciepłą kąpiel.

– Zrozpaczona twarz Foxxa zbladła. – O Boże! Po jego policzkach znów popłynęły gorące łzy. Eye rozejrzała się po pokoju i w kącie dostrzegła małego androida z obsługi.

– Przynieś panu Foxxowi wody – poleciła i automat posłusznie wypadł z pokoju.

– Tak właśnie stało się tym razem? – ciągnęła. – Wstał w środku nocy?

– Nie pamiętam. – Foxx uniósł ręce, lecz zaraz je opuścił. – Spałem twardo, nigdy nie miałem z tym kłopotów. Położyliśmy się jeszcze przed północą, obejrzeliśmy wiadomości i napiliśmy się brandy. Zbudziłem się wcześnie, jak zwykle.

– O której?

– Może była piąta, piętnaście po piątej. Obaj lubimy wcześnie zaczynać dzień, a ja mam zwyczaj sam przygotowywać śniadanie. Zobaczyłem, że Fitza nie ma w łóżku, pomyślałem więc, że znów miał ciężką noc i pewnie znajdę go na dole albo w innej sypialni. Potem wszedłem do łazienki i zobaczyłem go. O Boże, Fitz. Wszędzie ta krew, jak w najgorszym koszmarze.

12
{"b":"102676","o":1}