Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Nie wszystkie trumny są kładzione do krypty – wtrącił Bonzado. – Zależy czy rodzina ma ochotę na dodatkowy wydatek. Jeśli mnie pamięć nie myli, to jakieś siedemset do tysiąca dolarów.

– Istnieje inna możliwość – oznajmiła Maggie. – Ciało mogło zostać wyjęte z trumny, zanim ją zakopano.

– Ktoś miałby ukraść zwłoki z domu pogrzebowego? – Bonzado wstał i otrzepał kolana.

Jego strój był doprawdy ekscentryczny jak na antropologa kryminalnego, do tego profesora. Choć z drugiej strony może całkiem odpowiedni dla profesora oryginała o atletycznych, opalonych nogach. Przyłapawszy się na tym, że patrzy na nie z przyjemnością, Maggie spostrzegła przy okazji, że kolana Bonzado pokrywa pył w kolorze rdzy, a jakieś zielsko przyczepiło mu się do skarpetek. Pomyślała, że trzeba sprawdzić, czy na ubraniu zmarłego są podobne ślady.

– Jeżeli ktoś miał tam dostęp, mógł zamienić ciała – odparła, oglądając z bliska garnitur z niskogatunkowej wełny, wilgotny i lepki prawdopodobnie od płynu do balsamowania.

Była więcej niż przekonana, że czaszka została przecięta po zabalsamowaniu i przygotowaniach do pochówku. Nie ma takiej możliwości, żeby ukryć przeciekający płyn do balsamowania, jeżeli zmarły leży w otwartej trumnie. Patrząc z bliska na granatowy garnitur, nie widziała na nim śladu zielska ani rdzawego pyłu, a zatem cięcie zostało wykonane gdzie indziej. Swoją drogą, poza plamami z płynu do balsamowania garnitur był czysty.

– Pomagałem nieść trumnę – powtórzył Watermeier cichym i jakby odległym głosem. – Była ciężka. Musiał być w środku. – Pocierał skronie, ale nie jak człowiek w głębokim namyśle. Przyciskał rękę mocno aż do bólu, jakby pragnął wymazać obraz, który miał przed oczami.

– Mówię tylko, że musimy wziąć pod uwagę rozmaite możliwości – rzekła Maggie. – W każdym razie na pewno należy sprawdzić, kto miał dostęp do trumny i do grobu. Może garnitur Steve’a Earlmana powie nam coś więcej. – Podniosła wzrok i zobaczyła, że Stolz na nią patrzy. Zignorowała sceptycyzm, a nawet ślad podejrzenia w jego oczach. Nie minęła jeszcze godzina od rozpoczęcia śledztwa, a koroner już uznał ją za intruza. Nieważne. Była do tego przyzwyczajona. – Ubrania, w które pracownicy kostnicy ubierają zmarłych, zazwyczaj są czyste, prawda? – ciągnęła. – Na ubraniu nie powinno więc być niczego poza tym, z czym miało kontakt w kostnicy albo potem, w kaplicy.

Stolz tylko przytaknął.

– Więc może znajdziemy coś na ubraniu, na przykład włos mordercy. Nie mógł tego zrobić, nie dotykając zwłok.

– Włożył wiele trudu, żeby wyjąć mózg. Może sprzedaje narządy ludzkie szkołom medycznym – zasugerowała studentka, pomagając Carlowi zbierać dowody, które wylały się z beczki. Dziewczyna była przesadnie chętna do pomocy, trzymała otwartą plastikową torebkę, do której Carl wrzucał coś szczypcami.

Maggie była pod wrażeniem, bo Carl trzymał już w drugiej ręce dwie torebki. Jedna zawierała kosmyk włosów albo futra, druga mały zgnieciony kawałek białego papieru.

– Co to?

– Nie jestem pewien. – Carl podał Maggie torebkę. – To nie jest notatka, jeśli miała pani taką nadzieję. To nie jest nawet papier do pisania.

Uniosła torebkę i obejrzała dowód z bliska.

– Wygląda jak nawoskowany.

– A wracając do ważniejszych kwestii – wtrącił Stolz. – Na przykład jak brakujący mózg. Seryjni mordercy często zabierają coś, co należało do ofiary, ubranie, biżuterię, nawet części ciała. – Przeniósł spojrzenie z Bonzado na Carla, potem na Watermeiera i wreszcie na Maggie. – Jako trofeum, prawda?

– Tak, seryjni mordercy tak robią. Ale tu jest pewien mały szkopuł. – Zaczekała, aż wszyscy skupią na niej uwagę. – Pan Earlman nie został zamordowany.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

Adam Bonzado pomagał Simonowi nieść torby z kanapkami i wodą sodową, nie spuszczając wzroku ze swojego studenta. Ramone i Joego dosłownie pochłonął jego projekt, za to Simon… Cóż, trudno powiedzieć. Jego blada ziemista cera i ciche zachowanie nie były niczym wyjątkowym. Kiedy więc zgłosił się na ochotnika, że pójdzie po lunch, Adam nie widział w tym nic dziwnego. Simon był zawsze pierwszy, kiedy trzeba było coś załatwić.

Torowali sobie drogę przez rosnący tłum reporterów i kamer. Trotter i patrol stanowy pilnowali, żeby dziennikarze nie przekraczali żółtej taśmy, ale to oczywiście nie powstrzymało gradu pytań.

– Profesorze, Jennifer Carpenter z WVXB Channel 1. Kiedy dostaniemy oficjalne oświadczenie?

Adam poznał atrakcyjną blondynkę w okularach.

– Nie ja tu dowodzę, panno Carpenter. Musi pani spytać szeryfa Watermeiera.

– Już go pytałam. Co znaleźliście? Dlaczego to ukrywacie?

– Niczego nie ukrywamy – odparł Adam. Kiedy blondynka zdjęła okulary, dotarło do niego, że kamera poszła w ruch. Jezu, tylko tego mu trzeba. Nie mógł trzymać gęby na kłódkę? – Na razie próbujemy ocenić sytuację. Z całą pewnością jak tylko będzie to możliwe, powiemy państwu, co się dzieje.

Odwrócił się do nich plecami i pospieszył do kamieniołomu. Simon czekał na niego za drzewami.

– Hieny – rzucił Adam z nadzieją, że wywoła uśmiech na twarzy studenta.

– Pan jej się chyba podoba.

Adam zerknął na młodego mężczyznę, spodziewając się, że nastąpi jakiś przemądrzały komentarz. Studenci nieustannie żartowali z jego kawalerskiego stanu. Tymczasem Simon miał poważną minę. Adam wiedział, że Simon, który dość późno trafił na jego seminarium, jest starszy od swoich kolegów z ostatniego roku.

– Tak sądzisz? Nie jestem pewien, czy ona jest w moim typie.

Co innego agentka specjalna Maggie O’Dell. Od momentu gdy zostali sobie przedstawieni, Adam myślał, że to jest właśnie kobieta, która miałaby u niego szansę. Poza tym, że dawno nie widział tak cudownych brązowych oczu i że w granatowym uniformie FBI wyglądała jednocześnie oficjalnie i atrakcyjnie, agentka O’Dell była inteligentna. A tylko taka kobieta mogłaby skraść mu serce. Zainteresował się nią do tego stopnia, że starał się sprawdzić, czy nosi obrączkę. Coś takiego już dawno mu się nie przytrafiło.

Zdaniem jego matki, ten okres trwał nienormalnie długo.

– Dla młodego mężczyzny to bardzo niedobra sytuacja – powtarzała przy każdej okazji.

Gdy zabrakło Kate, Adam wybrał samotność. A może to samotność go wybrała, bo niby jak miałby wypełnić pustkę, którą Kate po sobie zostawiła? Kiedy utonęła, czuł się tak, jakby wciągnęła go ze sobą na dno. W dalszym ciągu, gdy o niej myślał, pamiętał i czuł jej zimne, pozbawione życia ciało. Oraz te wszystkie ręce, które go odciągały, gdy bez końca naciskał jej klatkę piersiową i sztucznym oddychaniem próbował przez sine wargi na powrót wtłoczyć w nią życie.

Wtem zdał sobie sprawę, że Simon mu się przygląda.

– W porządku, profesorze?

– W porządku. – Odwrócił się w stronę drogi, udawał, że coś przyciągnęło jego uwagę, a potem sobie uświadomił, że o czymś zapomniał. – O której masz być w pracy?

Simon zerknął na zegarek.

– Po południu.

– Masz jeszcze moje kluczyki?

– Taa, przepraszam. – Simon przełożył torebki z kanapkami do jednej ręki, a drugą włożył do kieszeni dżinsów.

– Mógłbyś wrócić do samochodu? Mam tam łom, który może nam pomóc przy otwieraniu beczek. Mógłbyś go przynieść?

– Jasne, tak. – Simon wyciągnął do Adama torebki z kanapkami. – Leży pod siedzeniem?

– Rzuciłem go za siedzenia, ale dam głowę, że poleciał na sam tył, kiedy ładowaliśmy rzeczy.

Simon ruszył w drogę powrotną. Adam nabrał głęboko powietrza. Miał nadzieję, że znikną mu sprzed oczu obrazy Kate. Sądził, że pogrzebał je dawno temu. Henry machał do niego, spotkali się w połowie drogi. Szeryf uratował przed upadkiem na ziemię torebki z jedzeniem.

– Hej tam wszyscy, lunch! – zawołał. Pracownicy odłożyli narzędzia i schowali dowody w specjalnych pojemnikach. Zebrali się, jakby nie było nic nadzwyczajnego w jedzeniu kanapek i popijaniu coli w samym środku kamieniołomu, w otoczeniu beczek z gnijącymi zwłokami.

18
{"b":"102304","o":1}