Dźwięk komórki wyrwał go ze snu niczym strzał z dubeltówki. Sięgnął po omacku i, przebierając palcami po nocnym stoliku, w końcu znalazł telefon.
– Halo? – wychrypiał.
– Myron Bolitar? – wyszeptał głos.
– Kto mówi?
– Zadzwoniłeś do mnie – odparł głos, szeleszczący jak liście sunące po chodniku.
Myron usiadł prosto, serce zabiło mu szybciej.
– Davis Taylor? – spytał.
– Siej ziarno. Nie przestawaj siać. Rozsuń zasłony. Wpuść prawdę. Niechaj tajemnice sczezną w świetle dnia.
Dooobra!
– Potrzebuję pańskiej pomocy, panie Taylor.
– Siej ziarno.
– Dobrze, oczywiście, że posiejemy. – Myron zapalił lampkę. Była druga siedemnaście. Spojrzał na ekranik komórki. Identyfikacja numerów nie działała. Psiakrew! – Ale musimy się spotkać.
– Siej ziarno. To jedyny sposób.
– Rozumiem, panie Taylor. Możemy się spotkać?
– Ktoś musi posiać ziarno. Ktoś musi rozkuć okowy.
– Przywiozę klucz. Gdzie pana znajdę?
– Po co chcesz się ze mną spotkać?
Co na to odpowiedzieć?!
– To sprawa życia i śmierci.
– Sianie ziarna jest zawsze sprawą życia i śmierci.
– Na apel o szpik kostny ofiarował pan krew. Pański szpik okazał się właściwy. Jeżeli pan nie pomoże, umrze młody chłopiec.
Cisza.
– Panie Taylor?
– Technika mu nie pomoże. Myślałem, że jesteś jednym z nas – wyszeptał posmutniały głos.
– Jestem. W każdym razie chcę być…
– Kończę rozmowę.
– Proszę zaczekać…
– Żegnam.
– Panie Lex – powiedział Myron.
W ciszy słyszał jedynie oddech. Nie był pewien, dzwoniącego czy własny.
– Proszę – dodał. – Zrobię wszystko, czego pan zażąda. Ale musimy się spotkać.
– Nie zapomnisz o sianiu ziarna?
– Nie, nie zapomnę – odparł Myron, czując na plecach drobinki lodu.
– To dobrze. A więc wiesz, co musisz zrobić.
Myron ścisnął słuchawkę.
– Nie. Co muszę zrobić?
– Pożegnaj się z tym chłopcem – szepnął głos.