Znów za dużo wspomnień.
Kiedy poprzednim razem, trzy lata temu, znaleźli się w jednym pokoju, Myron usiadł Gregowi na piersi i zaczął go walić w twarz, chcąc zabić. Dopiero Win – Win! – go odciągnął. Od tamtego czasu Myron nie widział Downinga, nie licząc migawek filmowych w wiadomościach.
Greg wpatrzył się groźnie w niego, potem w Karen Singh i znów w niego, tak jakby oczekiwał, że stąd zniknie.
– Co tu robisz, do diabła?! – powtórzył.
Miał na sobie flanelową koszulę, elastyczny podkoszulek o fakturze wafla, jak ze sklepu dla niemowląt, spłowiałe dżinsy i nieludzko zdarte buty robocze. Okaz podmiejskiego drwala.
Coś zapłonęło nagle w piersi Myrona i uleciało.
Od pierwszego starcia o piłkę pod koszem w meczu szóstych klas stali się modelowymi rywalami z dwóch krańców miasta. W szkole średniej, gdy ich współzawodnictwo osiągnęło zenit, spotkali się na parkiecie osiem razy, równo dzieląc się zwycięstwami. Plotkowano, że między dwoma utalentowanymi gwiazdami szkolnej koszykówki jest zła krew, ale była to typowa sportowa hiperbola. Myron znał Grega tylko z boiska. Owszem, byli zaciekłymi rywalami, gotowymi na wszystko w imię zwycięstwa, ale zaraz po syrenie kończącej spotkanie ściskali sobie ręce i ich rywalizacja zapadała w letarg do następnego meczu.
W każdym razie Myron tak myślał.
Kiedy przyjął stypendium z Uniwersytetu Duke’a, a Greg wybrał Uniwersytet Stanowy w Karolinie Północnej, fani koszykówki ogromnie się ucieszyli, że niewinna rywalizacja Bolitara i Downinga rozkwitnie w akademickiej lidze Wschodniego Wybrzeża. Myron i Greg ich nie zawiedli. Przyciągające przed telewizory ogromną publiczność mecze Uniwersytetu Duke’a ze Stanowym kończyły się zawsze co najwyżej trzypunktowymi zwycięstwami. Jeden i drugi zrobili błyskotliwe kariery na uczelniach. Obu wybrano do akademickiej drużyny gwiazd. Obaj trafili na okładki „Sports Illustrated”, raz nawet wspólnie. Lecz rywalizowali ze sobą tylko na boisku. Walczyli na nim aż do krwi, ale sportowe współzawodnictwo nie kolidowało z ich życiem osobistym.
Aż do pojawienia się Emily.
Na początku ostatniego roku studiów Myron poruszył z nią sprawę małżeństwa. Następnego dnia przyszła do niego, wzięła go za ręce, zajrzała w oczy i powiedziała: „Nie jestem pewna, czy cię kocham”. Bach! Ni z tego, ni z owego. Nie bardzo wiedział, co się stało. Domyślał się, że za wcześnie z tym wyskoczył. Może potrzebowała rozwinąć przysłowiowe skrzydła, wyszumieć się i tak dalej. Minął czas. Policzył, że trzy miesiące. I wtedy zaczęła chodzić z Gregiem. Bagatelizował to publicznie nawet wtedy, gdy przed dyplomem Emily i Greg się zaręczyli. W tym samym mniej więcej czasie odbył się nabór do ligi NBA. Obu wybrano w pierwszej rundzie, choć Grega niespodziewanie przed Myronem.
To wtedy wszystko się zaczęło.
Jaki był tego wynik?
Blisko piętnaście lat później zawodowa gwiazdorska kariera Grega Downinga z wolna dobiegała końca. Publiczność go uwielbiała. Zarobił miliony i zdobył sławę. Uprawiał sport, który kochał. Natomiast życiowe marzenia Myrona dostały w łeb u zarania. Podczas pierwszego przedsezonowego meczu z Celtics wpadł na niego Wielki Burt Wesson i wraz z drugim graczem zakleszczył mu kolano. Trzasnęło, chrupnęło, strzeliło… a potem Myron poczuł piekielnie ostry ból, jakby rzepkę rozdarły mu na strzępy stalowe szpony.
Kolano nigdy nie odzyskało sprawności.
Niesamowity wypadek. Tak wszyscy myśleli. Włącznie z nim. Przez ponad dziesięć lat żywił przekonanie, że ta kontuzja to zwykły traf, zrządzenie kapryśnego losu. Ale poznał prawdę. Stał za tym mężczyzna, którego miał przed sobą. Nie było wątpliwości: ich pozornie niewinna rywalizacja z dzieciństwa osiągnęła monstrualne rozmiary, pożarła jego marzenia, zabiła małżeństwo Grega i Emily i najprawdopodobniej doprowadziła do narodzin Jeremy’ego Downinga.
Poczuł, że zaciska dłonie w pięści.
– Właśnie wychodzę – odparł.
Greg położył dłoń na jego piersi.
– Zadałem ci pytanie.
Myron wpatrzył się w dłoń rywala.
– Jedno jest dobre – rzekł.
– Co?
– Odpada transport do szpitala. Jesteśmy w nim.
Greg wykrzywił się.
– Poprzednim razem podstępnie mnie uderzyłeś!
– Mam powtórzyć?
– Przepraszam – wtrąciła Karen Singh. – Panowie mówicie serio?
Greg nadal groźnie patrzył na Myrona.
– Przestań, bo zaraz się zmoczę – rzekł Myron.
– Sukinsynu!
– Ty też nie licz, że wyślę ci kartkę na Boże Narodzenie, Gregu Downie.
Gregu Downie? To ci dojrzała odpowiedź!
– Wiesz, co bym ci zrobił, Bolitar?
Greg Downing przysunął się do Myrona.
– Dał buzi? Kupił kwiaty?
– Chyba że na grób.
– Brawo, Greg. – Myron skinął głową. – Aleś mi dosolił.
– To wprawdzie oddział dziecięcy, ale nie zachowujcie się, panowie, jak dzieci – wtrąciła Karen Singh.
Greg cofnął się o krok, nie spuszczając Myrona z oczu.
– Emily! – wyrzucił z siebie. – Zadzwoniła do ciebie, tak?
– Nie mam ci nic do powiedzenia, Greg.
– Poprosiła cię, żebyś znalazł dawcę. Tak jak kiedyś mnie.
– Zawsze byłeś bystry.
– Dziś zwołuję konferencję prasową. Zwrócę się z bezpośrednim apelem do dawcy. Zaproponuję nagrodę.
– To dobrze.
– Dlatego nie jesteś nam potrzebny, Bolitar.
Myron spojrzał na niego i na moment znów znaleźli się na boisku, z twarzami ociekającymi potem. Publiczność wiwatowała, zegar odmierzał czas, piłka odbijała się od parkietu. Nirwana. Przepadło. Stracił to przez Grega. I Emily. Ale głównie, co tu się czarować, przez własną głupotę.
– Muszę iść – powiedział.
Greg cofnął się o krok. Myron wyminął go i nacisnął guzik przy windzie.
– Hej, Bolitar.
Myron odwrócił się.
– Przyjechałem porozmawiać z panią doktor o moim synu, a nie odgrzewać przeszłość.
Myron nie odpowiedział. Obrócił się do windy.
– Ocalisz mojego syna?
Myronowi zaschło w ustach.
– Nie wiem – odparł.
Winda zadzwoniła i otworzyła się. Nie pożegnali się, nie skinęli sobie głowami, nie zrobili nic. Myron wsiadł, drzwi się zamknęły. Po zjechaniu na parter poszedł do laboratorium. Podwinął rękaw. Pielęgniarka pobrała mu krew i rozwiązała krępulec.
– O wynikach dowie się pan od lekarza – powiedziała.