Myron i Win patrzyli przez weneckie lustro na plecy Clary Steinberg i twarze Stana i Edwina Gibbsów. Towarzyszyli im Kimberly Green i Eric Ford. Emily pojechała do szpitala, by tam czekać na wynik operacji Grega. Nikt nie wiedział, czy Downing przeżyje.
– Dlaczego ich nie podsłuchujecie? – spytał Myron.
– Nie możemy – odparł Ford. – To rozmowa adwokat – klient.
– Długo rozmawiają?
– Z przerwami od osadzenia Gibbsa w areszcie.
Myron sprawdził godzinę na zegarze za plecami. Dochodziła trzecia w nocy. Ekipy zbierające dowody przeszukały dokładnie dom, ale nie znalazły żadnych wskazówek, gdzie może być Jeremy. Na twarzach wszystkich, z wyjątkiem Wina, znać było zmęczenie. Win nigdy go nie zdradzał. Pewnie chował je w sobie. A może wynikało to z ograniczonego sumienia albo jego braku.
– Nie mamy na to czasu – rzekł Myron.
– Wiem. Ta noc wszystkim dała w kość.
– Zróbcie coś.
– Na przykład?! – spytał Ford. – Co pan proponuje?
– Rozmowę na osobności z panią Steinberg – wtrącił Win.
– Słucham? – zainteresował się Ford.
– Weźcie ją do innego pokoju, a mnie zostawcie z podejrzanym.
Eric Ford przyjrzał mu się bacznie.
– Pana w ogóle nie powinno tu być. Bolitar – wskazał na Myrona – reprezentuje, choć nie bardzo mi się to podoba, rodzinę Downingów. Pan natomiast jest tu bez powodu.
– To niech go pan stworzy – zachęcił Win.
Eric Ford machnął ręką, jakby szkoda mu było czasu na takie rozmowy.
– Pan nie będzie o niczym wiedział – uspokoił go ściszonym głosem Win. – Pozostawi go pan samego w pokoju i porozmawia z jego adwokatką. To wszystko. Co w tym nieetycznego?
Ford pokręcił głową.
– Pan oszalał – odparł.
– Potrzebujemy odpowiedzi.
– A pan chce wydobyć je z niego biciem.
– Po biciu pozostają ślady. Ja ich nie zostawiam.
– Tak nie można, kolego. Słyszał pan o czymś takim jak konstytucja?
– To jedynie dokument, a nie atut. Ma pan wybór. Niejasne prawa tej kreatury – Win wskazał za szybę – albo prawo młodego chłopca do życia.
Ford oparł czoło o weneckie lustro.
– Jak pan się poczuje, jeżeli ten chłopiec umrze, bo będziemy tu bezczynnie stali?
Ford zacisnął powieki. W pokoju za szybą Clara Steinberg wstała z krzesła, odwróciła się i Myron po raz pierwszy ujrzał jej minę. W przeszłości zdarzało jej się reprezentować złych, bardzo złych ludzi, ale okropności, których tu wysłuchiwała, wycisnęły na jej poszarzałej twarzy trwały ślad. Podeszła do weneckiego lustra i zapukała. Ford włączył dźwięk.
– Musimy porozmawiać – powiedziała. – Wypuśćcie mnie.
Eric Ford podszedł do drzwi.
– Pozwólcie państwo ze mną – rzekł do niej i Stana Gibbsa.
– Nic z tego – odparła.
– Słucham?
– Porozmawiamy tutaj. Muszę widzieć mojego klienta. Wypadki chodzą po ludziach.
Z braku krzeseł wszyscy stanęli przy szybie – Kimberly Green, Eric Ford, Clara Steinberg, Stan Gibbs, Myron i Win. Myron próbował spojrzeć Gibbsowi w oczy, ale ten głowę miał opuszczoną i palcami skubał dolną wargę.
– W porządku. Najpierw wezwiemy prokuratora okręgowego – powiedziała Clara.
– Po co? – spytał Ford.
– Chcemy zawrzeć układ.
– Gorzej pani? – spytał drwiąco.
– Skądże. Tylko mój klient wie, gdzie jest Jeremy Downing. I zdradzi to pod określonymi warunkami.
– Jakimi warunkami?
– Po to właśnie jest nam potrzebny prokurator okręgowy.
– Prokurator okręgowy poprze wszystko, na co wyrażę zgodę.
– Chcę ją mieć na piśmie.
– A ja chcę usłyszeć, do czego pani zmierza.
– Dobrze, oto nasze warunki. Pomożemy wam znaleźć Jeremy’ego Downinga. W zamian nie zażądacie kary śmierci dla Edwina Gibbsa. Wyrazicie też zgodę na przebadanie go przez psychiatrów i zalecicie, by umieszczono go nie w więzieniu, ale w zwykłym zakładzie dla nerwowo chorych.
– Kpi sobie pani?
– To nie wszystko.
– Nie wszystko?
– Pan Edwin Gibbs zgodzi się w razie potrzeby oddać swój szpik kostny Jeremy’emu Downingowi. Pan Bolitar, który, jak rozumiem, reprezentuje rodzinę chłopca, będzie świadkiem naszej umowy.
Zapadło milczenie.
– Załatwione? – spytała Clara.
– Nie – odparł Ford.
Clara poprawiła okulary.
– Ta umowa nie podlega negocjacjom – oznajmiła.
Odwróciła się do wyjścia i utkwiła spojrzenie w Myronie. Pokręcił głową.
– Jestem jego adwokatką – powiedziała.
– I dlatego dopuścisz do śmierci chłopca? – spytał.
– Nie zaczynaj – odparła, ale cicho.
Myron przyjrzał jej się ponownie i dostrzegł nieustępliwość.
– Niech pan się zgodzi – zwrócił się do Forda.
– Zwariował pan?
– Downingom zależy na ukaraniu zbrodniarza. Ale jeszcze bardziej na odzyskaniu syna. Proszę zgodzić się na te warunki.
– Chcecie mi rozkazywać?
– No, co pan, Ericu – rzekł cicho Myron.
Ford zmarszczył czoło. Potarł twarz rękami i opuścił je.
– Ta umowa zakłada oczywiście, że chłopiec żyje – powiedział.
– Nie – odparła Clara Steinberg.
– Słucham?
– Żyje czy nie żyje, stan zdrowia psychicznego Edwina Gibbsa to osobna sprawa.
– A więc pani nie wie, czy Jeremy żyje, czy…
– Gdybym to wiedziała, moja rozmowa z klientem miałaby charakter poufny.
Myron spojrzał na nią z przerażeniem. Bez mrugnięcia wytrzymała jego wzrok. Poszukał oczu Stana Gibbsa, ale ten wciąż nisko zwieszał głowę. Nawet zwykle modelowo neutralna twarz Wina zdradzała napięcie. Z chęcią by komuś dołożył. I to mocno.
– Nie możemy się na to zgodzić – odparł Ford.
– W takim razie nici z umowy.
– Niech pani będzie rozsądna…
– Idziecie na układ czy nie?
Eric Ford pokręcił głową.
– Nie.
– No, to do zobaczenia w sądzie.
Myron zastąpił jej drogę.
– Przepuść mnie, Myron – powiedziała Clara.
Spojrzał na nią z góry. Uniosła oczy.
– Myślisz, że twoja matka postąpiłaby inaczej? – spytała.
– Jej do tego nie mieszaj.
– Przepuść mnie – powtórzyła.
Po raz pierwszy, odkąd ją znał, wyglądała starzej niż na swoje sześćdziesiąt sześć lat.
– Niech pan się zgodzi – zwrócił się raz jeszcze do Erica Forda.
– Chłopiec prawdopodobnie nie żyje.
Ford potrząsnął głową.
– Prawdopodobnie. Ale nie na pewno.
– Niech pan się zgodzi – odezwał się Win.
Ford spojrzał na niego.
– To mu nie ujdzie na sucho – dodał Win.
Na te słowa Stan Gibbs wreszcie uniósł głowę.
– Co to ma znaczyć?! – spytał.
– Nic – odparł Win, mierząc go kamiennym wzrokiem.
– Niech ten człowiek nie zbliża się do mojego ojca.
Win uśmiechnął się do Gibbsa.
– Pan nie rozumie, co? – spytał Gibbs. – Nikt z was tego nie rozumie. Mój ojciec jest chory. Nie odpowiada za swoje czyny. Niczego nie zmyślamy. Potwierdzi to każdy wykwalifikowany psychiatra. Ojciec potrzebuje pomocy.
– Zasłużył na śmierć – rzekł Win.
– Jest chory.
– Chorzy umierają.
– Nie o tym mówię! Ojciec jest jak chory na serce, na raka. Potrzebuje pomocy.
– Porywa i zabija ludzi.
– I nieważne, dlaczego to robi?
– Oczywiście, że nieważne. Robi to. I wystarczy. Nie zasłużył na wygodny szpital dla wariatów. Nie zasłużył na to, by oglądać wspaniałe filmy, czytać dobre książki. Na to, by się śmiać, patrzeć na piękne kobiety, słuchać Beethovena. Nie zasłużył na życzliwość i miłość, bo odebrał to wszystko ofiarom. Czego pan tu nie rozumie, panie Gibbs?
Stan Gibbs zadygotał.
– Albo się zgodzicie, albo nie pomożemy – oznajmił.
– Jeżeli chłopiec umrze z powodu tych targów, to pan również – zapowiedział Win.
– Grozi pan mojemu klientowi?! – zawołała Clara, przystępując do niego.
– Ja nigdy nie grożę – odparł z uśmiechem Win.
– Mam na to świadków!
– Boi się pani o utratę honorarium, pani mecenas?
– Wystarczy!
Eric Ford spojrzał na Myrona. Myron skinął głową.
– Dobrze, zgoda – powiedział wolno Ford. – Gdzie jest chłopiec?
– Muszę was tam zawieźć – odparł Stan Gibbs.
– Znowu?
– Nie potrafię wam dać wskazówek. Nie jestem nawet pewien, czy odnajdę to miejsce po tylu latach.
– Ale pojedziemy z panem – oświadczyła Kimberly Green.
– Tak.
Myronowi nie spodobała się nagła cisza, próżnia, jaka powstała.
– Czy Jeremy żyje? – spytał.
– Szczerze? – spytał Gibbs. – Nie wiem.