Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Uważam to za cud.

– Zginęlibyśmy i my, Brenda i ja, gdybyśmy wtedy nie wyjechali – powiedział szukając jej dłoni.

Przejechali Queensboro Bridge i wjechali w serce Manhattanu.

– Albert, policja przeprowadziła dokładne śledztwo. Ci, od ubezpieczeń dzielili włos na czworo. Z tym samym rezultatem – nieszczęśliwy wypadek.

– Nieszczęśliwy wypadek, opatrznościowy dla interesów Latelli. Teraz New Jersey jest w jego rękach – skomentował z ironią.

– Chcesz wojny? – zapytał Charly.

Agresja zgasła w oczach młodzieńca.

– Wykluczone – powiedział, żeby uspokoić Brendę, która przez chwilę drżała z niepokoju. – Kiedy prawnik, którego mi przysłałeś opisał mi stan majątkowy naszej rodziny, postanowiłem wycofać się z interesów.

Brenda obdarzyła męża uśmiechem pełnym wdzięczności.

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?

– Chciałem, aby ta niespodzianka była uwieńczeniem naszej podróży.

Brenda objęła go i pocałowała, a potem niespodziewanie spoważniała.

– Skoro już jesteśmy przy niespodziankach, muszę wam powiedzieć, że ja także mam mój mały sekret – obwieściła z tajemniczą miną, kiedy samochód zatrzymał się przy chodniku przed pięknym domem na Park Avenue. – Myślę, że spodziewam się dziecka.

3

Lekcja profesora Worly trwała dłużej niż było to w planie. Po wykładzie rozgorzała gorąca dyskusja, która spowodowała, że wszyscy stracili poczucie czasu. Dopiero wychodząc z auli Nancy zdała sobie sprawę, że to już pierwsza i zaczęła biec w kierunku wyjścia. Potrąciła dwie osoby i o mało nie przewróciła trzeciej. Książki Nancy i ofiary poleciały na ziemię.

– Taylor! – zdziwiła się rozpoznając go.

– Jesteś niebezpieczna – powiedział, pogodzony z tym jej ciągłym, przypadkowym wpadaniem na niego, usiłując pozbierać rozrzucone książki.

Nancy starała się mu pomóc w naprawieniu szkody.

– To nie zrobiłeś dyplomu w zeszłym roku? – prawie mu wypomniała. – Masz super magisterium i jeszcze jesteś tutaj? Co tu robisz?

– Doktorat – odpowiedział lakonicznie.

– Mam cię nazywać profesorem?

– Możesz mnie nazywać, jak chcesz. Ale powinnaś chodzić na moje zajęcia. Myślałem, że znajdę twoje nazwisko na liście słuchaczy.

Nancy przestała już myśleć o Taylorze, który należał właściwie do przeszłości, o której starała się zapomnieć, aby móc przeżywać intensywnie teraźniejszość. Przeszłość kończyła się na śmierci Seana, od tego momentu zaczynała się teraźniejszość. Taylor Carr pojawił się niespodziewanie, wślizgując się w teraźniejszość niczym garść konfetti odnalezionych w kieszeni starego płaszcza.

Taylor, natomiast, nie wydawał się zdziwiony widokiem Nancy. Podniósł z podłogi ostatnią książkę i podał ją jej z tym swoim rozbrajającym uśmiechem.

– Więc, zobaczę cię na moich zajęciach? – nalegał.

– Może. Nie wykluczone – zacięła się, nie potrafiąc pozbyć się uczucia zakłopotania. – Przepraszam cię, Taylor. Ale strasznie się śpieszę – dodała.

– Poczekaj chwilę – odrzekł zatrzymując ją. – Pali się?

– W pewnym sensie.

– Kłamiesz jak najęta.

– Myśl sobie co chcesz – powiedziała kierując się do wyjścia. – Jestem strasznie spóźniona.

Znów był maj, w powietrzu czuć było zbliżające się lato. Nancy miała krótkie włosy. To co od razu rzucało się w oczy, to było to szczególne połączenie materii i ducha, świetna sylwetka i uduchowiona twarz. Miała na sobie szare, flanelowe spodnie i błękitny sweter z angory. Mokasyny w kolorze skóry dodawały zwinności jej krokom.

Taylor wyprzedził ją i zastąpił jej drogę nie zwracając uwagi na śmiechy obserwujących ich studentów.

– Muszę się z tobą zobaczyć, Nancy. I nie puszczę cię zanim nie umówisz się ze mną.

– Zgoda – skapitulowała. – Zwróć się do mojego męża. To on ustala moje spotkania.

Taylor przepuścił ją.

– Zrobię dokładnie tak, jak powiedziałaś – krzyknął, gdy biegła do José Vicente czekającego na nią przy końcu alejki. Olbrzym trzymał dziecko wyciągające do niej rączki.

Nancy dobiegła do nich i schroniła się w objęciach mężczyzny i dziecka, jak ktoś, kto dobija wreszcie do wyspy szczęścia.

– Przepraszam za spóźnienie, José. Fascynujący wykład spowodował, że straciliśmy poczucie czasu. – Usprawiedliwiała się. – A ty, mój mały, jak się czujesz? – dodała.

– Jest we wspaniałej formie – odpowiedział José udając, że tłumaczy nieartykułowane okrzyki i gruchanie małego.

Mężczyzna, kobieta i dziecko oddalali się z campusa obserwowani przez Taylora z zagadkowym wyrazem twarzy. José oglądał się za siebie kilkakrotnie, przypominając sobie identyczną sytuację, sprzed paru lat. On nie był jeszcze mężem Nancy, a małego Seana nie było jeszcze na świecie.

– Wciąż cię kocha? – zapytał José czyniąc aluzję do Taylora.

– Sądzę, że jest po prostu rozpieszczonym chłopcem – zażartowała Nancy. – Typowy przykład bogatego, inteligentnego i szczęśliwego faceta, który nigdy nie pogodzi się z przegraną.

– Mimo to, myślę, że byłoby wam dobrze razem – zauważył José lekko prowokującym tonem.

– O kim ty mówisz? – uśmiechnęła się ironicznie Nancy.

Doszli do parkingu. José usiadł za kierownicą, a Nancy posadziła małego w dziecinnym foteliku na tylnym siedzeniu. Samochód ruszył w kierunku New Haven.

– Basil’s ? zapytał José.

– Basil’s – potwierdziła Nancy.

– Baa – wtrącił się mały Sean.

Dojechali do Grennwich o zachodzie słońca. Na głęboko uśpionego małego czekała jego niania. Kobieta o miłym i dającym poczucie bezpieczeństwa wyglądzie, wdowa, która odchowała trójkę własnych dzieci, a teraz zajmowała się z troską i czułością Seanem. Nazywała się Annie, a znalazła ją Sandra Latella. Dzięki niej Nancy mogła poświęcić się swoim studiom.

Sal i Junior bardzo się ucieszyli z jej przybycia. Frank i Sandra coraz starsi, coraz bardziej zmęczeni, grzali się niczym przy ogniu, przy otaczającej ich młodości.

W stosunkach między Nancy i José wszystko było jak dawniej. Była panią Dominici tylko na papierze. W rzeczywistości jej życie nie uległo zmianie. Była studentką wychowującą dziecko i mającą za sobą tragiczną przeszłość. José pomagał jej we wszystkim, ale spali w oddzielnych pokojach.

Niespodziewany przyjazd bagażówki w samym środku nocy, zakłócił odpoczynek rodziny Latella i wzbudził pewne zaniepokojenie. Kierowca szybko wyjaśnił tajemnicę, wyładowując dziesięć wielkich koszów z kwiatami dla pani Nancy Dominici i zostawiając zainteresowanej maleńki bilecik: „Jak długo jeszcze mam czekać? Moja cierpliwość ma swoje granice. Taylor”.

4

Nancy była bardziej wściekła niż zadowolona z tego wzbudzającego sensację kwiatowego prezentu.

– Odeślij mu je natychmiast! – rozkazała José rankiem następnego dnia.

Mężczyzna roześmiał się.

– Zawsze mi mówiono, że nie odmawia się przyjęcia kwiatów – pomyślał o przystojnym chłopcu, który je przysłał, o jego bogactwie, pozycji społecznej, kulturze i porównanie nasuwało się samo. Wyszedł z niego w opłakanym stanie, zmartwiony, smutny, ale nie dał tego po sobie poznać. – W sumie to piękny gest. Jeśli chciał nas zadziwić, to mu się udało.

Nancy zaczerwieniła się ze złości.

– Nigdy się nie złościsz? – zapytała.

– To zależy.

– Nie złości cię, że twoja żona jest tak po grubiańsku uwodzona?

– Nie, o ile moja żona nie prosi mnie o interwencję – sposępniał. – Wiesz tak samo dobrze jak ja, jakie są nasze stosunki. I na jakich zasadach funkcjonują.

– Ale dlaczego je akceptujesz? – prowokowała go.

– Ponieważ poprosiłaś mnie o to, nie pamiętasz? Ja dotrzymuję umowy.

– A gdybym zmieniła zdanie?

– Powinnaś mi o tym powiedzieć.

– A ty przede wszystkim powinieneś to zauważyć – podsumowała Nancy.

José chwycił ją w ramiona i spojrzał w oczy.

– Kocham cię i zgodziłem się opiekować się tobą. Ale nie jestem twoją wycieraczką, o którą możesz spokojnie wytrzeć nogi ile razy przyjdzie ci na to ochota. Ożeniłem się z tobą, ponieważ poprosiłaś mnie o to. A poprosiłaś mnie o to, ponieważ kobieta honoru nie może mieć pozamałżeńskiego dziecka. Nigdy mnie nie pragnęłaś. Kochałaś Seana i prawdopodobnie nigdy więcej żadnego innego mężczyzny nie pokochasz.

– A ty naturalnie wszystko to wiesz.

– Zwykła intuicja – powiedział José zwalniając uścisk i przyglądając się swoim potężnym dłoniom.

– Nigdy nie widziałam cię tak rozgniewanego – zauważyła z leciutką kokieterią.

José usiadł w foteliku koło łóżka, podczas gdy Nancy nadal stała.

– Jesteś piękną i pociągającą kobietą – kontynuował José. – Ale nigdy bym ci nie narzucił… nigdy bym cię nie zmusił… Nigdy bym tego nie zrobił, nawet jeśli…

– Nawet jeśli tego pragniesz?

– To, czego ja pragnę nie ma żadnego znaczenia – bronił się. – Zapomniałaś o pożądaniu, które pchało cię w ramiona Seana? Nie pamiętasz już, co czułaś gdy go szukałaś? Kiedy go pragnęłaś? Czy chociaż raz poczułaś dla mnie… Szukałaś mnie lub pragnęłaś w ten sposób? – wzruszenie zmieniło głos mężczyzny.

– To prawda, to co czułam do niego być może nie powtórzy się nigdy więcej. Zrozumiałam jednak, że jest wiele rodzajów miłości. A gdybym ci powiedziała, że polubiłam cię od pierwszej chwili, w dniu w którym cię poznałam?

– Ale nigdy mnie nie pragnęłaś.

– Ale zawsze cię kochałam.

– Z wdzięczności.

– Jeśli koniecznie chcesz nazwać uczucie, które do ciebie żywię, możesz je nazwać nawet wdzięcznością. W każdym razie jest to uczucie prawdziwe i głębokie.

– W grze słów jesteś mistrzynią. Ja natomiast nie studiowałem w Yale. Moim uniwersytetem była ulica. Moją filozofią zdrowy rozsądek. Czy choć raz zapragnęłaś tego zwalistego ciała, spłaszczonego nosa, odstających uszu i krzaczastych brwi?

– Jesteś piękny – wyszeptała Nancy ze łzami w oczach zbliżając się do niego i głaszcząc go po twarzy.

55
{"b":"95078","o":1}