Nie chciało mi się odpowiadać.
Bez fanfar Tickner wyjął zdjęcie i podał mi je. Lenny pospiesznie założył połówkowe okulary do czytania i zerknął mi przez ramię.
Musiał lekko odchylić głowę, żeby spojrzeć w dół. To była czarno- biała fotografia. Ukazywała Valley Hospital w Ridgewood. Na dole była wybita data. Zdjęcie zrobiono dwa miesiące przed napadem.
Lenny zmarszczył brwi.
– Naświetlenie prawidłowe, ale kompozycja budzi wątpliwości.
Tickner zignorował tę sarkastyczną uwagę.
– Pracuje pan w tym szpitalu, prawda, doktorze Seidman?
– Mamy tam gabinet, tak.
– My?
– Moja wspólniczka i ja. Zia Leroux.
Tickner skinął głową.
– Na dole widnieje data.
– Widzę.
– Był pan tego dnia w gabinecie?
– Naprawdę nie wiem. Musiałbym sprawdzić w moim kalendarzyku.
Regan wskazał na wejście do budynku.
– Widzi pan tę postać?
Przyjrzałem się dokładniej, ale niewiele zdołałem zobaczyć.
– Nie, nie widzę.
– Niech pan tylko zwróci uwagę na długość tego fartucha, dobrze?
– Dobrze.
Tickner pokazał mi następne zdjęcie. To zostało zrobione za pomocą teleobiektywu. Pod takim samym kątem. Na tym wyraźnie było widać twarz postaci w białym fartuchu. Nosiła ciemne okulary, ale nie miałem wątpliwości. To była Rachel. Spojrzałem na Lenny'ego.
Na jego twarzy też ujrzałem zdziwienie. Tickner wyjął następne zdjęcie. Potem jeszcze jedno. Wszystkie zostały zrobione przed szpitalem. Na ósmym Rachel wchodziła do budynku. Na dziewiątym, zrobionym godzinę później, ja wychodziłem – sam. Na dziesiątym, sześć minut później, Rachel opuszczała szpital tym samym wyjściem. W pierwszej chwili nie byłem w stanie ogarnąć konsekwencji tego faktu. Ze zdumieniem wpatrywałem się w zdjęcia.
Nie wiedziałem, co to ma znaczyć. Lenny też był zaskoczony, ale szybko doszedł do siebie. – Wynoście się – powiedział.
– Nie zamierzacie nam wyjaśnić, skąd wzięły się te zdjęcia?
Chciałem się spierać, ale byłem zbyt oszołomiony.
– Wynoście si ę – powtórzył Lenny, tym razem bardziej stanowczo. – Natychmiast.