Była czwarta rano, kiedy zadzwonił telefon. Wyrwał mnie ze stanu, jaki obecnie nazywam snem. Teraz nigdy nie zasypiam naprawdę. Po prostu leżę z zamkniętymi oczami. Noce niewiele różnią się od dni. Oddziela je najcieńsza z granic. W nocy moje ciało odpoczywa, ale mózg nie chce się wyłączyć. Leżąc z zamkniętymi oczami, po raz tysięczny odtwarzałem w myślach tamten ranek przed napadem, mając nadzieję, że przypomnę sobie coś nowego. Zacząłem od tego miejsca, gdzie byłem teraz: od sypialni. Pamiętałem, że zadzwonił budzik. Tamtego ranka umówiłem się z Lennym na squasha. Już od roku grywaliśmy w każdą środę i doszliśmy do tego, że nasz poziom z żałosnego zmienił się w prawie znośny. Monica zbudziła się wcześniej i brała prysznic. O jedenastej rano miałem operować. Wstałem i zajrzałem do Tary. Potem ruszyłem z powrotem do sypialni. Monica wyszła z łazienki i wkładała dżinsy.
Poszedłem do kuchni, wciąż ubrany w piżamę, otworzyłem szafkę stojącą na prawo od zamrażarki Westinghouse'a, wyjąłem malinowo-jeżynowy batonik z muesli (o czym niedawno opowiadałem Reganowi i nachyliłem się nad zlewem, jedząc…
Bach – i tyle. Obudziłem się w szpitalu. Telefon zadzwonił po raz drugi. Otworzyłem oczy. Namacałem aparat. Podniosłem słuchawkę i powiedziałem: – Halo?
– Tu detektyw Regan. Jest ze mną agent Tickner. Będziemy u pana za dwie minuty.
Przełknąłem ślinę.
– Co się stało?
– Za dwie minuty.
Rozłączył się.
Wstałem z łóżka. Zerknąłem za okno, niemal spodziewając się, że znów zobaczę kobietę. Przed domem nie było nikogo. Na podłodze leżały dżinsy, które zdjąłem wieczorem. Włożyłem je. Wciągnąłem przez głowę sweter i zszedłem po schodach na parter. Otworzyłem frontowe drzwi i wyjrzałem. Zza rogu wyjechał radiowóz. Prowadził Regan. Tickner siedział obok niego. Chyba po raz pierwszy zobaczyłem ich w jednym samochodzie. Wiedziałem, że nie przywożą dobrych wieści.
Obaj wysiedli z wozu. Poczułem mdłości. Przygotowywałem się na tę chwilę od czasu fiaska, jakim zakończyło się przekazanie okupu. Do tego stopnia, że wyobraziłem sobie całą tę sytuację: jak przekazują mi tę okropną wiadomość, a ja kiwam głową, dziękuję im i przepraszam. Przewidziałem, jak zareaguję.
Dokładnie wiedziałem, jak będzie. Teraz jednak na widok idących w moim kierunku policjantów wszystkie te przygotowania okazały się daremne. Wpadłem w panikę. Zacząłem się trząść. Ledwie mogłem ustać na nogach. Kolana się pode mną uginały i musiałem oprzeć się o futrynę. Regan i Tickner szli noga w nogę. Przypomniał mi się stary film wojenny, scena, w której oficerowie z poważnymi minami przychodzą do domu poległego żołnierza. Potrząsnąłem głową, żeby odpędzić tę wizję. Dotarli do drzwi i weszli do środka.
– Chcemy coś panu pokazać – powiedział Regan.
Odwróciłem się i podążyłem za nimi. Regan zapalił lampę, lecz ta miała słabą żarówkę. Tickner podszedł do kanapy. Otworzył laptopa. Ekran rozjaśnił się, oblewając go niebieskawą poświatą.
– W śledztwie nastąpił przełom – wyjaśnił Regan.
Podszedłem bliżej.
– Pański teść dostarczył nam spis numerów seryjnych banknotów, które przekazano porywaczom, pamięta pan?
– Tak.
– Jeden z tych banknotów wczoraj po południu pojawił się w banku.
Agent Tickner pokaże panu nagranie wideo.
– Z banku? – spytałem.
– Tak. Przegraliśmy zapis na twardy dysk laptopa. Przed dwunastoma godzinami ktoś przyniósł do banku studolarowy banknot i rozmienił go na mniejsze nominały. Chcemy, żeby obejrzał pan to nagranie.
Usiadłem obok Ticknera. Nacisnął klawisz. Spodziewałem się czarno-białego i ziarnistego nagrania kiepskiej jakości. Wcale takie nie było. Umieszczona w górze kamera zarejestrowała wyraźny obraz, w aż nazbyt żywych kolorach. Jakiś łysy rozmawiał z kasjerem. Nie było dźwięku. – Nie znam go – powiedziałem.
– Chwileczkę.
Łysy powiedział coś do kasjera. Najwidoczniej obaj zaśmiali się z jakiegoś żartu. Klient wziął pasek papieru i pomachał kasjerowi na pożegnanie. Ten odpowiedział mu tym samym. Do okienka podeszła następna osoba. Usłyszałem swój jęk. To była moja siostra, Stacy.
Nagle ogarnęło mnie odrętwienie, za którym tak bardzo tęskniłem. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że jednocześnie miotały mną dwie przeciwstawne emocje. Po pierwsze, zgroza.
Zrobiła mi to własna siostra. Siostra, którą szczerze kochałem, zdradziła mnie. Po drugie, nadzieja. Teraz zaświtała mi odrobina nadziei. Mieliśmy nowy trop. Jeśli zrobiła to ona to nie wierzyłem, że mogłaby skrzywdzić Tarę.
– Czy to pana siostra? – zapytał Regan, wskazując palcem na ekran.
– Tak. – Spojrzałem na niego. – Gdzie zarejestrowano to nagranie?
– W okręgu Catskills – powiedział. – W miasteczku…
– Montague – dokończyłem za niego.
Tickner i Regan popatrzyli po sobie.
– Skąd pan wie?
Ja jednak już zmierzałem do drzwi.
– Wiem, gd zie ona jest.