To wszystko brzmiało zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe. Wprawdzie białaczka to też straszna rzecz, ale Żuczek przynajmniej uniknie dodatkowych udręk psychicznych. Postanowiliśmy od razu wysłać go na badania i zamówiliśmy wizytę u specjalisty chorób wenerycznych w szpitalu Huashan.
Tamtego wieczoru, kiedy korzystałam z toalety, trochę wody chlapnęło mi na srom. Obawiałam się, że jest pełna śmiercionośnych bakterii, więc postanowiłam zdezynfekować się lizolem. Sprawdzał się w wypadku ran, myślałam zatem, że się nada. Podciągnęłam majtki i zaczęłam szukać lizolu, wyrzekając cały czas:
– Ty i ten twój głupi mister Syfilis, patrzcie tylko, coście mi narobili. AIDS, żółtaczka, syfilis!
– Co ty tam wyprawiasz? – spytał Żuczek.
– Szukam lizolu, żeby zdezynfekować swoje intymne części, zachlapane brudną wodą z kibla!
– Na miłość boską, nie rób tego! Jeśli potraktujesz się tym paskudztwem, wylądujesz z twarzą osiemnastolatki i genitaliami osiemdziesięciolatki! Zrobią ci się od tego czarne. Tak samo jest u mężczyzn i u kobiet.
Powiedział, że dowiedział się tego od dziwki, którą nazywał „kurczakiem”.
– Co? Pieprzysz się z prostytutkami? – spytałam.
– A co w tym złego? Są dużo bardziej autentyczne niż pisarki!
– Pierdol się! Czego chcesz od pisarek?
– Przestań się na mnie wściekać. Uczciwie wyrażam swoje zdanie, ale mogę się mylić.
Następnego ranka pomogłam Żuczkowi kupić dres.
– Ubierz się w to – poleciłam. – Znajdziemy ci jeszcze jakiś kapelusz, żeby zakryć włosy. Nie przejmuj się, sama porozmawiam z lekarzami. Nie musisz się odzywać nawet słowem.
Dotarliśmy do szpitala Huashan. Na oddziale chorób wenerycznych było pełno krętych korytarzy. Wielkie sale podzielono na wiele mniejszych pokoi, które z kolei tworzyły sieć labiryntowych przejść. Obojgu nam kręciło się w głowie od tylu zakrętów, w końcu straciliśmy się nawzajem z oczu i musieliśmy się nawoływać po imieniu. Im dłużej nawoływałam, tym bardziej beznadziejnie się czułam. Teraz, gdy nareszcie udało nam się dostać gdzieś, gdzie Żuczek mógł się zbadać na AIDS, musieliśmy od razu zabłądzić…
Wreszcie oboje odszukaliśmy pokój, gdzie przeprowadzano testy. Kilku dziewczynom właśnie pobierano krew, a pielęgniarka spytała mnie:
– Czy twój przyjaciel jest mężczyzną, czy kobietą?
– Mężczyzną – odparłam.
Spytała, kim dla niego jestem, a ja odpowiedziałam, że siostrą.
– Był za granicą – dodałam – i zachowywał się nieostrożnie. Pomyślałam, że powinien się zbadać.
Zmuszałam się do głośnego mówienia, starając się zamaskować paniczny strach.
– Na co mamy go zbadać? – spytał lekarz.
– Ma biegunkę i gorączkę – wyjaśniłam.
– Aha, więc chcą państwo zrobić test na wirusa HIV?
– Czy można byłoby go zbadać jeszcze na syfilis? – spytałam.
Lekarz spojrzał na Żuczka, który siedział naprzeciwko z idiotycznym uśmieszkiem. Dał mi rachunek. Kiedy szłam zapłacić, nie mogłam opanować strachu, że zabraknie mi pieniędzy. Chociaż pożyczyłam gruby plik banknotów, cały czas się bałam, że mi nie wystarczy. Tak to bywa, kiedy się jest biednym. „Jesteśmy tu, nareszcie nam się udało. Błagam, błagam, niech nic nam już nie staje na przeszkodzie!” – mówiłam do siebie. Okazało się, że opłata wynosi siedemdziesiąt dwa juany. Zastanawiałam się, dlaczego w klinice odwykowej zażyczyli sobie osiemdziesiąt.
Zanim pobrano Żuczkowi krew, musiał wypełnić kwestionariusz z różnymi osobistymi pytaniami.
– Proszę się nie niepokoić – powiedziała pielęgniarka. – To ma tylko pomóc w diagnozie.
Było tam jedno pytanie, na które Żuczek nie umiał odpowiedzieć: „Jakiego rodzaju czynności seksualne pacjent podejmował?” Żuczek spojrzał na mnie i powiedział:
– Co mam tu napisać?
– Mnie pytasz?
– No to napiszę, że nie podejmowałem.
– Jak to: nie podejmowałeś? Jesteś prawiczkiem? Nie bądź idiotą!
Mówiłam za głośno, i wszyscy obecni w gabinecie odwrócili się w moją stronę, a potem spojrzeli na Żuczka. Żuczek spuścił głowę, jakby głęboko rozważał tę kwestię, i napisał w końcu: „heteroseksualne, zawsze bez prezerwatywy”.
Ważyła się nasza przyszłość – tajemnica, której nigdy nie było nam dane dotknąć. Kiedy czekaliśmy na wynik, chwyciłam Żuczka za rękę i powiedziałam:
– Nie martw się. Jeśli pójdzie niedobrze, to jesteś tak młody i piękny, że nie byłoby wcale źle umrzeć teraz. Będziesz wzorem dla nas wszystkich.
– Jeśli się okaże, że źle ze mną, przyrzeknij mi jedno – rzekł Żuczek.
– Co?
– Chcę ci opowiedzieć całą historię mojego życia, od dzieciństwa do dorosłości. Przekażę ci swoje doświadczenia i wrażenia, a ty to wszystko zapiszesz i zrobisz z tego książkę. A pieniądze za nią oddasz mojej mamie. Dobrze? Nie mam jej co zostawić… Nie smuć się z mojego powodu. Przynajmniej mogę umrzeć we własnym kraju. Nie chciałbym wyjeżdżać z Chin.
Wyniki przyszły szybko. Żuczek nie miał ani syfilisu, ani AIDS. Nie mogłam w to uwierzyć.
– Czy mogliby państwo powtórzyć te testy? – spytałam.
– Czemu się pani tak denerwuje, przecież nie zrobił nic złego. Stosujemy szybki test, ale gdyby cokolwiek było nie tak, wyłapalibyśmy to. To jeden z najlepszych szpitali w kraju, więc jeśli pani nie ufa naszym wynikom, ja nic więcej nie mogę dla państwa zrobić.
– Przepraszam. Nie o to chodzi, że panu nie wierzę, po prostu cały czas się martwię. Myśli pan, że nic mu nie jest? – spytałam. – Czy możecie dokładniej go przebadać, zrobić jeszcze parę testów?
– No dobrze. Proszę pójść ze mną.
Kiedy weszłam za Żuczkiem i lekarzem do niedużego gabinetu, pielęgniarka krzyknęła za mną:
– A pani dokąd?
– Jestem jego siostrą – odparłam.
– Nawet siostry nie mogą tu wchodzić. Ten pan będzie badany na choroby przenoszone drogą płciową.
Wkrótce Żuczek wyszedł z gabinetu razem z doktorem, który powiedział:
– Wszystko w porządku. Nic mu nie jest.
Ciągle powątpiewałam w to, co usłyszałam.
Staliśmy z Żuczkiem i oglądaliśmy nagrany na wideo program informacyjny o najróżniejszych chorobach przenoszonych drogą płciową. Kiedy patrzyliśmy na genitalia czerwone, żółte i czarne, myślałam, że nawet jeśli to wszystko mnie teraz nie dotyczy, zawsze warto przynajmniej się przyjrzeć. Oglądanie nie boli.
– Więc jaka jest przyczyna tych jego objawów? – spytałam lekarza.
– Musi go zbadać internista. Możemy jeszcze przeprowadzić kilka badań na podstawie krwi, którą pobraliśmy. Jeśli testy cokolwiek wykażą, damy państwu znać w ciągu trzech tygodni.
Poszliśmy na oddział chorób wewnętrznych i tam pobrano Żuczkowi jeszcze trochę krwi.
– Nic mu nie jest – oznajmił lekarz.
Wyszliśmy ze szpitala oszołomieni. Czuliśmy się, jakbyśmy szybowali między niebem i ziemią, lecz mnie interesowała jeszcze jedna kwestia: czy trzeba będzie zdezynfekować nasze mieszkanie?
Od razu po powrocie do domu zadzwoniliśmy do pekińskiego specjalisty, który poinformował nas, że możemy całkowicie zaufać wynikom badań przeprowadzonych w szpitalu Huashan. Powiedział, że owszem, istnieje sprzęt pozwalający na tak szybkie uzyskanie wyników badań laboratoryjnych. „Chiny traktują AIDS bardzo poważnie” – dodał. „W tej kwestii nie pozwalamy sobie na żadne niedopatrzenia”. Poważnie, niech to szlag! – pomyślałam. Musieliśmy się nieźle nachodzić, zanim wreszcie znaleźliśmy szpital, w którym Żuczek mógłby się chociaż przebadać.
Następnego dnia opuchlizna węzłów chłonnych Żuczka niespodziewanie zeszła, a temperatura spadła mu do normalnego poziomu. Pomyślałam, że reagowaliśmy na to wszystko zbyt histerycznie.
Mimo to przyczyna jego dolegliwości wciąż pozostawała dla nas tajemnicą.
W końcu Xiaochun powiedziała coś bardzo ważnego:
– Nie przyszło wam do głowy, że to może mieć związek z tymi pigułkami za trzy juany? Może Żuczek ma jakieś problemy z układem nerwowym albo jest wyjątkowo wrażliwy na niektóre substancje.
Rzuciliśmy wszystko i popędziliśmy do apteki po pigułki.
– Żuczek, weź parę – poprosiłam. – Zobaczmy, co się będzie działo.
Rzecz jasna, wszystkie objawy wróciły. W końcu udało nam się dotrzeć do przyczyny. Dlaczego nie pomyśleliśmy o tym wcześniej?
– Bóg sprawdzał waszą przyjaźń – powiedziała Xiaochun. – To było ostrzeżenie od Boga. Oto jedyne możliwe wyjaśnienie.
– To jakiś chory żart – odparłam. – Jak mogliśmy być tak ślepi? Nasze umysły są takie jednotorowe. Nie do wiary, że jesteśmy aż tak sfiksowani na punkcie AIDS.
Przypomniałam sobie te wszystkie dni, kiedy musiałam przykładać do oczu torebki z lodem, tak były spuchnięte od płaczu. Przeszliśmy gehennę, spędzając całe dnie na rozmyślaniu, jak by tu pożyczyć pieniądze od wszystkich, których znamy.
– Bóg znalazł na was sposób, żebyście się obudzili – powiedziała Xiaochun.
Zagrożenie minęło, lecz koszmar AIDS bynajmniej nie zniknął z naszego życia. Co to, to nie.
Struchlały ze strachu Xiao'er opowiedział o wszystkim swojemu dobremu kumplowi. Twierdził, że chciał tylko wyrzucić z siebie swoje lęki, a kumpel rozgadał usłyszaną historię po całym mieście. Wszyscy wiedzieli, ale nikt nie odważył się nas zapytać, nikt też nie zdobył się na okazanie Żuczkowi choć odrobiny autentycznej troski. Historia krążyła w kółko i robiła się coraz dziwaczniejsza.
Miałam wielką ochotę zrobić kopie wyników badań Żuczka i rozlepić je po całym mieście.
Wreszcie Żuczek postanowił powiesić sobie wynik nad łóżkiem jako memento, że powinien być ostrożny.
Gdy tylko ktoś zagadnął mnie, co słychać u Żuczka, odpowiadałam: „A czemu pytasz? Wiesz coś o tym?”
Xiaohua nadal nie potrafiła zaufać chińskim szpitalom i wciąż chciała opłacić nam wyjazd do Hongkongu, żeby Żuczek się tam przebadał. Stale ponawiała ofertę i przy każdym spotkaniu powtarzała to samo.
Żuczek się zmienił. Na ścianach swojego pokoju rozwieszał hasła w rodzaju: „Traktuj przyjaciół łagodnie niczym wiosna, a wrogów – z surowością zimy. Lei Feng” [18] .