Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Czuł się czysty.

Potem przycinał paznokcie, brwi, włosy łonowe i owłosienie w okolicy odbytu.

Na koniec zakładał szkła kontaktowe. Podobała mu się osoba, którą widział w lustrze: był szlachetny, wolny, inteligentny, zmysłowy i młody.

Sprawiałam mnóstwo kłopotów, byłam prawdziwym „dzieckiem z problemami”. Miałam problemy, ponieważ byłam jednocześnie nieświadoma i namiętna. Płonęłam, i okazywałam to. W okresach swoich największych wybryków powtarzałam sobie: „Idź na całość, posuń się za daleko. Jeśli przekroczysz granicę, wszystko dobrze się ułoży”.

Czasem zdarzało się, że robiłam coś, na przykład myłam zęby, i nagle czułam, że chcę umrzeć teraz, natychmiast, a potem starałam się czym prędzej skontaktować ze wszystkimi przyjaciółmi z przeszłości. Często wkładałam wiele energii w planowanie swojej śmierci, ale zawsze dochodziłam do wniosku, że żądza śmierci jest takim samym pragnieniem jak wszystkie inne. Przychodzi i odchodzi sama, niby zwykły katar.

Co by się stało z moimi rodzicami, gdybym umarła? Gdy tylko przychodziło mi to do głowy, zawsze porzucałam swój zamiar. Kiedyś nie brałam pod uwagę uczuć innych ludzi. Miłości trzeba się nauczyć.

Jestem osobą, która sama dla siebie stanowi problem. Pisanie jest dla mnie sposobem na przemianę zepsucia i rozkładu w coś wspaniałego, cudownego. Kiedyś należałam do tych, którzy wiecznie rozglądają się za nowymi podnietami i atrakcjami, lecz ostatnio mam przeczucie, że jeśli w moim życiu kiedyś pojawią się jakieś cuda, niewątpliwie będą się łączyły z pisaniem. W gruncie rzeczy perspektywa „cudów” już mnie nie podnieca. Czuję, że pisanie jest jedyną rzeczą, jaka ma dla mnie jakiekolwiek znaczenie (ostatnio znowu bawię się w tę smutną grę pod tytułem „jaki jest sens życia?”).

Wciąż żyję z pieniędzy rodziców i nie wiem, kiedy znajdę sobie jakąś pracę, wiem jednak, że proces poprawy mojego stanu trwa, i stopniowo odzyskuję chęć życia.

11

W ostatni weekend byliśmy z Kiwi na imprezie z księżycowymi ciasteczkami, na której większość gości stanowili homoseksualni mężczyźni. Nie było to Święto Środka Jesieni, lecz nasz gospodarz nie wiedzieć skąd wytrzasnął sporą dostawę księżycowych ciasteczek. Jabłko nie chciał iść; twierdził, że na pewno będą pokazywać jakiś film o starym Szanghaju – ostatnio wszyscy chcą pławić się w blasku sławy starego Szanghaju, z nieodgadnionych dla mnie przyczyn.

Codziennie odbywały się jakieś imprezy, ale wieczór spędzony w starym domu, otoczonym ogrodami, gdzie ludzie w wieczorowych strojach z czarnego aksamitu tańczą tango – to co innego. Salon był obwieszony wszystkimi obrazami olejnymi, jakie kiedykolwiek namalował nasz gospodarz, przedstawiającymi jeziora i rzeki dolnego biegu Jangcy; pokrywały każdy centymetr kwadratowy ścian niby cegły łupkowej barwy. Tańczyłam z Kiwi; nasze stopy przemykały obok łupkowych ścian; ze starej winylowej płyty rozbrzmiewał trzeszczący, cichy język starego Szanghaju, dając nam do zrozumienia, że stary Szanghaj, nowoczesny i rozczarowany, odszedł nieodwołalnie w przeszłość. Pełnym godności i wdzięku gestem Kiwi obejmował mnie w pasie i kręcił mną młynka na parkiecie. Zobaczyłam swoją szyję, wygiętą jak u łabędzia, a przewróciwszy oczami, doznałam złudzenia, że wyglądam niby łabędzica rozpościerająca skrzydła i wzbijająca się w powietrze nad mokradłami.

Nie mieliśmy najmniejszego pojęcia, jak należy tańczyć ten taniec, więc udawaliśmy, że go tańczymy. Wyobraziłam sobie, że ramiona i czaszka Kiwi są światłami, które prowadzą mnie poprzez ciemność niczym trzy światła buddyzmu, i byłam bardzo szczęśliwa. Zawsze działał jak łyk świeżego powietrza, a tego wieczoru wciąż powtarzał mi, że jestem piękna. „Piękno można zrozumieć, dopiero gdy jest się naprawdę kochanym” – powiedział.

Z przyjęcia poszliśmy do DD. Działali od niedawna; nazwę wzięli od dansingu w starym Szanghaju. DD mieścił się w alei Szczęścia i był pierwszym klubem, w którym grano z winyli i dzięki któremu Szanghaj stał się częścią międzynarodowej sceny klubowej. DD porwał wszystkich do tańca.

Było to jedno z tych miejsc, gdzie cudzoziemcy podrywali szanghajskie dziewczyny, Dziewczyny szukały towarzystwa i mówiły po angielsku, przeważnie z silnym amerykańskim akcentem, choć niektóre miały akcent włoski albo australijski, a kilka mówiło z akcentem chińskich studentów. Żadna jednak nie mówiła z akcentem angielskim. Cudzoziemcy, którzy znali chiński, przeważnie mówili tak, jak szanghajskie dziewczyny rozmawiają po mandaryńsku – był to rodzaj kokieteryjnego gaworzenia, brzmiącego jednocześnie głupio i zabawnie. Większość obcokrajowców w Szanghaju miała wysokie pensje i ładne apartamenty. Żyło im się wygodnie i byli zadowoleni z mieszkania tutaj. Gdy nie pochłaniało ich akurat zarabianie pieniędzy przeważnie zajmowali się pieprzeniem szanghajskich dziewczyn. Większość z nich za nic nie przyznałaby się do tego, że ma szanghajską dziewczynę. Lubili mawiać: „Bylebyś się tylko we mnie nie zakochiwała, bądźmy przyjaciółmi”. Pragnęli jedynie odrobiny gładkiej skóry w kolorze żółtawego jedwabiu i tego bezbronnego wyrazu twarzy chińskiej laleczki.

Jak przyjaciele mogą ze sobą spać? Dla wielu szanghajskich dziewczyn było to nie do pojęcia, a może po prostu nie mogły tego zaakceptować.

Większość szanghajskich dziewczyn lubiła facetów, nad którymi można zapanować; pragnęły mężczyzny, który by się w nich zakochał, a seksem posługiwały się jak bronią. Dla nich mężczyźni z Zachodu byli najnowszym krzykiem mody oraz oknem, przez które mogły dojrzeć skrawek nowego życia.

Niektóre szanghajskie dziewczyny naprawdę zakochiwały się w cudzoziemcach, ale związki te z reguły nie kończyły się szczęśliwie. Dziewczyny oskarżały obcokrajowców o egoizm i skrajnie prymitywny sposób myślenia. Zdarzało się, że cudzoziemcy zakochiwali się w szanghajskich dziewczynach, i takie romanse też zazwyczaj kończyły się źle – według mężczyzn, działo się tak dlatego, że szanghajskie dziewczyny nigdy nie mówią, co czują naprawdę, w dodatku są apodyktyczne.

Byli też tacy cudzoziemcy i takie szanghajki, którym układało się razem świetnie, ponieważ cudzoziemcy są specjalistami od seksu oralnego, a szanghajki mają maleńkie tyłeczki, i tak dalej.

Zdarzali się tacy, którzy zakochiwali się w sobie nawzajem, ale oni rzadko spędzali czas razem w publicznych miejscach.

Oprócz tego była też garstka samotnych cudzoziemców i samotnych szanghajskich dziewczyn. Tacy nie kochali nikogo; upijali się i wracali samotnie do domów.

Kiedy przychodziłam do DD, zawsze siadałam gdzieś wysoko, żeby mieć dobry widok na cudzoziemców i szanghajskie dziewczyny; bywało tam też sporo przystojnych japońskich studentów z wymiany. Bywalcy klubu tańczyli ściśnięci w tłumie. Ludzie zestresowani pracą, obiboki – wszyscy przychodzili tutaj z pustymi, pozbawionymi wyrazu spojrzeniami, a w powietrzu unosiła się woń nasienia. Tańczyłam rzadko, bo nie czułam tutejszej muzyki. Wolałam underground – ta muzyka otwierała moje ciało. W rzeczywistości Chińczycy nasiąkają undergroundową wrażliwością już w łonie matki, tylko w dzisiejszych czasach wszystkim się wydaje, że są „białymi kołnierzykami”.

Gdziekolwiek spojrzałam, widziałam lustra i czerwony aksamit. Tamtego wieczoru Kiwi siedział ze mną cały czas i obserwował. Było za dużo ludzi, panował okropny zaduch, a on nieustannie wachlował mnie wachlarzem.

Gdy nadszedł czas powrotu do domu, zaproponował:

– Chodźmy dziś do ciebie!

Ruszyliśmy ulicą, a Kiwi powiedział:

– To miasto jest naprawdę idiotyczne. O każdej porze dnia pełno tu na ulicach rozmaitych ludzi, którzy zajmują się swoimi sprawami.

– Bund jest fajny – dodałam – ale kręci się tutaj tylu bezdomnych, że czuję się dziwnie.

Nie miałam w swoim mieszkaniu takiego lustra, jakie było mu potrzebne, więc się nie kochaliśmy. Leżeliśmy razem przytuleni i rozmawialiśmy.

– Wiesz, kochanie – powiedziałam – jesteś jak powieść. Te wszystkie twoje nagłe zwroty akcji – co chwila wprowadzasz mnie na jakąś nową drogę.

– To takie miłe uczucie – odparł.

12

Kiwi powiedział, że w większości sytuacji, gdy jest z mężczyzną, któremu autentycznie się podoba, marzy o tym, żeby go objąć. Przyznał, że gdyby mógł wziąć w ramiona Jabłko, to chwila, w której Jabłko uśmiechnąłby się do niego, byłaby najwspanialszą chwilą na świecie.

Kiwi chciał, żeby coś się wydarzyło między nim a Jabłkiem. Pomyślałam sobie, że chyba nie zamierza przepuścić żadnemu z ostatnio spotkanych starych przyjaciół ze szkoły.

Następnym miejscem spotkania naszej trójki stało się moje mieszkanie. Byłam w podłym nastroju i czułam się nieco zazdrosna. Parzyłam jeden dzbanek kawy za drugim i przyrządzałam jedną po drugiej porcję popcornu. Nie dawali mi dojść do słowa – gadali bez przerwy, a każde zdanie miało jakiś seksualny podtekst. Zastanawiałam się, o czym by rozmawiali, gdyby mnie tam nie było. Czy poszliby ze sobą do łóżka? Kobiety są miękkie, a mężczyźni twardzi, lecz Kiwi twierdził, że między tymi dwoma przyjemnymi wrażeniami nie ma sprzeczności. Kiedy dwaj faceci biorą się do rzeczy, przypomina to bardziej zapasy dwóch zwierzaków. Mężczyzna z pewnością ma lepsze rozeznanie, co sprawia przyjemność drugiemu mężczyźnie.

Nie mogłam przestać się przyglądać dłoniom Jabłka. Był miniaturowy pod każdym względem, z wyjątkiem rąk, które były raczej spore i miały długie, szczupłe, blade palce. Urzekały mnie te dwie wielkie dłonie, które otwierały przede mną nowy, liryczny świat. Pamiętam czas, gdy wszystkie moje fantazje na temat mężczyzn przeniosły się na te dłonie. Byłam wtedy taka młoda. Wiele lat temu Jabłko powiedział do mnie: „Czy wiesz, co czyni nas tak pięknymi? To, że oboje zostaliśmy głęboko zranieni, i żadne z nas nie ufa mężczyznom. Oboje kochamy mężczyzn za bardzo. Dryfujemy bez korzeni, jak rzęsa wodna. Lecz naszą najważniejszą wspólną cechą jest to, że oboje powróciliśmy do życia po okresie, gdy byliśmy praktycznie martwi. Życie dało nam w kość”.

A teraz siedział naprzeciwko nas i opowiadał nam dokładnie, jakiego mężczyzny potrzebuje. Musi wyglądać piracko, mieć fajkę wiszącą u warg, lecz broń Boże, by jego oddech pachniał tytoniem. Musi być niezwykle rozsądny, lecz z dużym poczuciem humoru, powinien być starszy, i tak dalej. Nie ulegało wątpliwości, że osoba, jaką opisywał Jabłko, nie ma nic wspólnego z ckliwym, sentymentalnym Kiwi. Jabłko wyjaśnił nam, że ten rodzaj romantyzmu i namiętności, który do niego przemawia, jest z natury suchy jak kość.

35
{"b":"93906","o":1}