Uchyliłam więc okno w kuchni i krzyknęłam:
– Już idę!
Wtedy spadła doniczka, co ją tam postawiłam na zimę. Spadła prosto do zlewu na moją ostatnią ulubioną szklankę z cienkiego szkła.
Kiedy wyjmowałam ze zlewu jej resztki, ręcznik, którym owinęłam głowę, zsunął się na oczy. I wtedy skaleczyłam się w rękę. Podciągnęłam ręcznik z oczu, żeby cokolwiek widzieć, i wtedy go upaprałam krwią.
Wiedziałam, co się stanie. On wejdzie i będzie wściekły, że nie jestem gotowa. Wszyscy oni są tacy sami. Stoi przed furtką i czeka. Musi być wściekły. Zobaczy mnie w tym stanie i będzie wiedział, że ma do czynienia z kretynką. Zobaczy doniczkę i będzie wiedział, że ma do czynienia z kobietą, która wrzuca do zlewu kwiaty doniczkowe. Zalała suszarkę, więc tak szybko nie wyjdziemy na ten obiad. Może w ogóle zrezygnuje z obiadu. Do kuchni go mogę nie wpuścić. Do suszarki mogę się nie przyznać.
Przekroczyłam stertę ręczników i prześcieradeł w przedpokoju, wsadziłam skaleczony palec do ust i nacisnęłam domofon. Stanęłam w drzwiach. Nie patrzył na mnie jak Borys, który siedział pod półką na książki. Miałam resztki kremu na twarzy, czerwone od resztek odżywki oczy, żółty ręcznik spadający na twarz, upstrzony czerwonymi plamami.
– Skaleczyłaś się? – powiedział Adam i wtedy oniemiałam.
Wszedł do kuchni i zapytał, czy mam plastry. Kiwnęłam głową w kierunku szafki obok zlewu. Wyjął plastry, podniósł kwiatek ze zlewu, potem kazał sobie pokazać rękę. Potem nakleił plaster. Potem rozkręcił suszarkę i wysuszył ją nad gazem. Potem powiedział:
– Nie szkodzi, przecież knajpy są otwarte do wieczora.
Byłam w szoku. Zachowywałam się jak nie ja. Milczałam.
Upchnęłam prześcieradła, ręczniki i bluzkę do szafy. Poszłam do łazienki, wytarłam krem, wysuszyłam włosy, wciągnęłam hinduską spódnicę i czarną bluzkę. Byłam skompromitowana. Chwilę zastanawiałam się, czy pomalować oczy, ale zrezygnowałam. Ostatnie moje malowanie oczu skończyło się tragicznie, kiedy z Eksiem poszłam do notariusza i wszystko mi się rozmazało.
Choć taki obiad do niczego nie zobowiązywał i Adam był po prostu – można chyba powiedzieć – kolegą z pracy, choć w redakcji podobno się widzieliśmy dwa razy i serce mi podskakiwało ze wstydu, postanowiłam wziąć się w karby. Dobrze, że mi na nim nie zależy, bo mogłabym się w takiej sytuacji tylko pochlastać.
***
Obiad był kapitalny. Adam dzwoni codziennie. W ogóle nie traktuję go jak faceta. Może się zaprzyjaźnimy.
***
Ula powiedziała, że domniemany Hieronim został zatrzymany i wypuszczony z braku dowodów. W gazecie przeczytała. Nie czytam takich wiadomości, bo się tylko denerwuję. Dziś piszą to, jutro owo. Nie nadążam. Ale ona w ogóle nie rozumie, że mogłabym domniemanemu wybaczyć, że jest mafioso, ale wybaczyć kłamstwa? Żonę? O nie!
***
Dzisiaj Tosia wróciła ze szkoły w swoim ubraniu. Stanęła w drzwiach i oświadczyła, że była ostatni raz. Powiedziała dyrektorowi, że zmienia szkołę. Nie ma siły. Może iść do pracy. Nikt jej nie rozumie. W Hiszpanii już by mogła wyjść za mąż. Nienawidzi szkoły.
Zmartwiałam.
Rzuciła teczkę przy drzwiach, wzięła Zaraza na ręce i poszła do siebie. Nie wiem, co robić. Dzwonię do Eksia, żeby z nią porozmawiał. Tosia obstaje przy swoim.
Dzwonię do Adama. Ostatecznie jest socjologiem, więc mu mówię o szkole. Adam – żeby jej dać spokój, nie zmuszać, sama dojdzie do siebie. Iść do szkoły i zapytać, o co chodzi. Nie robić awantur oraz nie zmuszać jej do niczego. Wykazać maksimum życzliwości. A potem pyta, czy może przyjechać. Przyjeżdża. W ogóle na mnie nie zwraca uwagi. Puka do niej i rozmawiają godzinę. Nie wiem, o czym. Siedzę jak głupia przy stole w ogrodzie. Ula macha, żebym przyszła. Krzyczę do Adama, że jestem u Uli. Jestem wściekła. Niech przyjdzie, jak będzie chciał, socjolog jeden.
Ula spokojnie wysłuchuje, co mam do powiedzenia na temat świata, mężczyzn, ojców, obcych mężczyzn, dyrektorów, wtrącających się mężczyzn. Piję herbatę i po prostu mnie zatyka. Ze mną w ogóle Tosia nie chciała rozmawiać! A z obcym to może?
Ula słucha, słucha i słucha, a potem mówi, że chyba jakaś głupia jestem i żeby Tosia oczywiście nie szła do szkoły, dopóki się nie dowiem, o co chodzi, i żebym jej dała spokój, bo przecież ma ciężki okres, ten jej chłopak z Krakowa to nawet już nie pisze, i w ogóle powinnam ją zrozumieć, bo takie rozczarowanie w tym wieku itd. Dlaczego ja o tym wszystkim nie wiem?
A potem przychodzi Adam. Miły, spokojny, jak gdyby nigdy nic. Nie cierpię go. Nie wiem, po co przyjechał. Wymądrzać się. Nawet nie zauważył, że mam podcięte włosy.
***
Tosia nie chodzi do szkoły. Mówi, że nigdy nie wróci do tej szkoły, nie pójdzie do szkoły, chce chodzić do innej. Nie denerwuję się, nie denerwuję się, nie denerwuję się. Adam powie, że jestem genialna, nie denerwuję się.
***
Wczoraj przyjechała wychowawczyni Tosi. Powiedziała, żeby Tosia wracała, że różne rzeczy się na świecie dzieją. Jej córka też ciężko odchorowywała szkołę, kłótnie i wszystkie inne problemy. Wszyscy na nią czekają. Nie ma się co obrażać na świat, skoro jest na nim tylu życzliwych ludzi. Na pewno da sobie radę… Że czasem z tarczą lub bez tarczy ma inne znaczenie. A mianowicie…
***
Boże – jaki cudowny dzień! Jakie piękne jest życie! Jaki świat jest fantastyczny! Tosia poszła do szkoły! Wróciła do szkoły! Co zrobił dyrektor, który, okazało się, należy do ginącego gatunku mężczyzn prawdziwych! Wziął ją za rękę, wprowadził do jej własnej klasy i powiedział:
– Chcę wam przedstawić nową koleżankę, Tosię. Mam nadzieję, że ją życzliwie przyjmiecie. Właśnie zdecydowała się przyjść do naszej szkoły.