Литмир - Электронная Библиотека

Zakładam się.

Potem się dowiaduję, że wszyscy sąsiedzi się zakładali, czy mróz rozwali u mnie rury. Jedni byli za tym, że rozwali, ale przed świętami Bożego Narodzenia, drudzy – że po Nowym Roku. Rury nie pękły.

W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia jadę do Mańki – zadzwoniła, żebym pilnie i natychmiast. Pilnie i natychmiast okazało się, że samochód siadł zupełnie. Akumulator zdechł. Proszę Grzesia, żeby mnie podwiózł, Grzesiek, jak zwykle, najpierw namawia mnie, żebym się bujała, potem odwozi mnie do Mańki. Ledwo mogę się przywitać. Borys szaleje, tańczy w kółko za własnym ogonem (tu też wydrapał drzwi wejściowe), a ja wpadam do klopika, żeby zobaczyć sowę. Po sowie ani śladu. Boże, domu nie skończę, zakład przegram, a tak lubię szampana. Mańka wchodzi za mną do środka, cóż za upadek obyczajów!

– Ty kretynko, ty idiotko jedna, zawiozłam ją do zoo, nie umiem leczyć połamanych skrzydeł, tu jest telefon, powinnaś mi być wdzięczna, że jechałam półtorej godziny przy takiej cholernej pogodzie do tego cholernego zoo, a jeszcze korek od samej trasy, ty kretynko od znaków! Tam ją wyleczą!

I wcisnęła mi w rękę kartkę z telefonem. Nie lubię, jak się mnie nazywa kretynką i idiotką, ale tak się ucieszyłam, że Mańkę ucałowałam.

No i wydało się, co tak pilnie i natychmiast. Zakochała się! Wystarczyło ją na trzy tygodnie zostawić, a już nie pamięta, że mężczyźni są przyczyną bólu i łez! Że, owszem, można lubić niektórych, ale przecież nie należy się wiązać! A w najlepszym wypadku są niefotogeniczni, tak jak nasi byli mężowie! Że zawsze zaczyna się od zakochania, a potem klops. Ona już w ogóle o tym nie pamięta. Oczy zamglone i tylko powtarza:

– Ale on jest inny.

Czyżby zapomniała, że oni wszyscy są tacy sami? Inny… W życiu nie widziałam innego mężczyzny. To znaczy różnią się, oczywiście zewnętrznie – i też tylko trochę – od… na przykład od prezydenta. I to też niektórzy. Ale Mańka, widzę, stracona dla świata. Już po niej.

Ustrzeż mnie. Panie, od mężczyzny, o którym pomyślę, że jest inny.

Borys wyje, kiedy wychodzę.

***

U mnie w domu kończy się gipsowanie ścian. I jest zimno, mimo że kominek pełną parą. Ale to nic. Teraz już będę miała tak, jak chcę, i już nikt nigdy, i tak dalej… Jeszcze parę dni. Jeszcze tylko parę dni.

Jak zwykle wieczorem zaczyna się problem, kto gdzie dzisiaj śpi. Dzisiaj jest jeszcze koleżanka nieletniej siostrzenicy, za to nie ma kolegi syna. Tosia jest u dziadka, bo się stęskniła, ale przed chwilą zadzwonili znajomi z dworca, że jutro lecą na Kanary i czy mogą się u nich przespać. Grzesiek próbował wtrącić, żeby się bujali, ale Agnieszka krzyknęła: oczywiście. A potem rzuciła w przestrzeń:

– Drzewa umierają, stojąc, siadaj, mamo.

Jej matka popatrzyła na nią z obrazą w oku i usiadła. Znowu będę spała z Kleofasem w ping-pongu, Kleofas ma gwóźdź w biodrze, bo wrócił połamany, i znowu jest na antybiotykach. Gdyby nie fakt, że będę miała swój własny dom, już bym się powiesiła. Jutro jadę do redakcji po kolejną partię listów.

***

Jest mi smutno. Ostatni raz siedzę w ping-pongu. Na jutro jest zamówiony samochód. Od jutra mieszkamy u siebie. Razem – Tosia, ja i Borys. Żadnych więcej mężczyzn w moim życiu. Czy naprawdę wartość kobiety mierzy się tylko facetem, z którym jest?

Złotozębna urodziła synka. Tosia była u nich – to znaczy u ojca, to znaczy u Eksia. Wróciła zachwycona. Powiedziała, że będzie mieć dziecko, jak najszybciej.

Powinnam wziąć się do listów, znowu mam dwadzieścia cztery. Ale jakoś smutno mi się zrobiło. Wolałabym, żeby Tosia tak tam chętnie nie chodziła. W ogóle najlepiej, żeby wyjechali, w cholerę.

Droga Redakcjo,

mój mąż zostawił nas przeszło sześć lat temu. Teraz odezwał się do syna, którego przez lata zaniedbywał, i chce z nim utrzymywać stosunki, syn już nie pamięta wyrządzonych nam krzywd…

Następny tak zwany mężczyzna!

Droga Pani,

choć moje słowa wydadzą się pani okrutne, będę szczera. To cudownie, że syn pani, choć po latach, odzyskał ojca. Mądrość matki polega między innymi na tym, żeby ułatwić i zaakceptować fakt, że syn potrzebuje ojca, i ułatwić…

Syn tak, proszę bardzo. Ale wolałabym, żeby Jola nie była taka miła dla Tosi. Ostatecznie to nie jej dziecko! Ma swoje! O, i znowu Niebieski! Może jego żona, pozbawiona resztek samoświadomości, jednak wróciła?

Szanowna Pani,

otrzymałem pani zgryźliwą wypowiedź na temat mężczyzn. Zastanawia mnie fakt, czy jest pani w tej samej sytuacji co ja? Bo tylko to usprawiedliwiałoby taką niechęć do mężczyzn, skłonność do uogólniania…

Co jest, do cholery? Ja i niechęć do mężczyzn? Że szczerze mu napisałam o powodach… O, nie!

Właśnie przyszedł Grzesiek i zapytał, czybym się nie pobujała przy brydżu, bo jest czwórka. Owszem, pobujam się, listy nie zając, nie uciekną. To nasz ostatni wieczór.

Grzesiek szuka kart, ja próbuję dowiedzieć się, jak dziś śpimy, Agnieszka prosi nieletnią siostrzenicę, żeby wzięła z salonu torbę, była uprzejma zanieść ją do swojego pokoju i wróciła, bo ona ma do niej słów parę.

Moja nieletnia siostrzenica, nie dość że nieletnia, to ma jeszcze poglądy. Ja się nie wtrącam – zawsze przyjemniej z boku patrzeć, jak się inni z dziećmi męczą. Oprócz poglądów ma niewyparzony ozór, źródło mojej nieustającej radości, i koleżankę, której unika. Ponieważ po raz kolejny odwróciła się do niej tyłem – została wezwana na rozmowę poważną.

Ich pies leżał rozwalony w przejściu – nie wiem, czy zauważyliście taką prawidłowość: im większy pies, tym bardziej w przejściu – ich kot drapał w szybę, żeby go wypuścić – nikt tego nie widział (a ja byłam gościem), ich syn biegał radośnie po salonie, kopiąc piłkę, i nie zwracał uwagi na ich uwagi, ich radio grało w kuchni za głośno – ot, taki zwyczajny obrazek rodzinny.

Między warknięciem psa na piłkę, stukotem nóżek synka, głosem pana z Radia Zet, który głośno wychwalał nową hurtownię dywanów, prośbą mojej kuzynki, żeby ktoś w końcu otworzył kotu, usłyszałam odrobinę poważnej rozmowy. A mianowicie, żeby moja nieletnia siostrzenica jednak nie traktowała tak lekceważąco koleżanki. Żeby jednak sobie wyobraziła, co to znaczy być na jej miejscu. Żeby jej okazała odrobinę serca. I przyjaźni. Oraz była tolerancyjna. Odpowiadała grzecznie na pytania. Spróbowała nawiązać kontakt. Bo ludzie są różni. Ci, którzy wydają się mało atrakcyjni, mogą być wspaniali. Itd. itd., bardzo słuszny wywód.

Nieletnia siostrzenica próbowała wtrącić, że nie musi się z każdym zaprzyjaźniać i że tamta i tak nie słucha, i że ona nie chce, nie może, nie będzie.

Pies w końcu się zdenerwował i złapał zębami piłkę, ich syn zaczął krzyczeć i domagać się natychmiastowej interwencji w sprawie ewentualnego rozszarpania piłki, ja otworzyłam kotu, radio darło się „jestem kobietą”, a moja kuzynka kontynuowała słuszny wywód. Niepokorna nieletnia siostrzenica obiecała, że zmieni nastawienie, i na tym posiedzenie zostało zamknięte. W ostatnim słowie jednak dodała: „Wy nic nie rozumiecie”.

Tu Grzesiek postanowił interweniować i zapytał, czego nie rozumiemy. Nie wiem, dlaczego mnie w to włączył, ja rozumiałam wszystko.

A nieletnia pyta:

– Pamiętacie, jak miałam zapalenie oskrzeli?

Pamiętaliśmy.

– A pamiętacie, że tydzień mnie nie było w szkole?

Też pamiętaliśmy. Muzyka od rana na full.

Nieletnia sięgnęła po jabłko.

– Umyj ręce – powiedział jej ojciec.

– Ja z nią nie wytrzymam – oznajmiła i ugryzła jabłko.

– A co się stało? – zainteresowała się jej matka.

– Ona jest straszna.

– Nikt nie jest straszny – próbowała pedagogicznie jej matka.

– Opowiedz nam o tym – zaproponował jej ojciec, który wypiera się, jakoby oglądał amerykańskie psychologizmy.

– No więc – nieletnia położyła nogi na stoliku – po tygodniu przyszłam do szkoły, pamiętacie?

Pamiętaliśmy. Odetchnęliśmy z ulgą. Wtedy, rzecz jasna.

– A ona mnie pyta, dlaczego nie byłam w szkole przez tydzień. To jej mówię, że chorowałam. A ona mnie pyta, co robiłam. To jej mówię, że chorowałam. A w poniedziałek? Chorowałam. A we wtorek? Leżałam i czytałam. A w środę? Leżałam i oglądałam telewizję.

Już-już widziałam, jak chcą przerwać ten wywód i kazać jej przejść do sedna, ale się powstrzymali.

– A ona mnie pyta: a w czwartek? Też leżałam. A co robiłaś w weekend? No więc jej powiedziałam, że w sobotę, jak tylko wyszli ostatni goście i ojca odwieźli do izby wytrzeźwień, to posprzątałam wybite szyby, butelki zaniosłam do skupu, za te pieniądze pojechałam do Warszawy…

Nagła bladość wypełzła im na twarz. Nie zdziwiłam się.

– …i dałam sobie w żyłę. Spałam u ciotki, bo dom się sfajczył i nikt niczego nie zauważył.

Twarz mojej kuzynki teraz oblekła się rumieńcem, ale jej czujny mąż chwycił ją za rękę i głosem niezwykle spokojnym zapytał:

– I co ona na to?

– No właśnie – powiedziała nieletnia siostrzenica. – I wtedy ona zapytała: a co robiłaś w niedzielę?

Zamilkliśmy.

Nieletnia położyła ogryzek na stoliku i ciągnąc torbę po podłodze, udała się do swojego pokoju. Popatrzyliśmy po sobie niepewnie. Byłam wstrząśnięta. Nieletnia zamknęła za sobą drzwi.

Wtedy mój szwagier załkał. Spojrzałam na kuzynkę. Też się dusiła. Ze śmiechu. Grzesiek podniósł się i zaczął znów szukać kart. Agnieszka podniosła się i zapytała, kto wypuścił Kleofasa, skoro miał siedzieć w domu. Grzesiek wdzięcznie powiedział, żeby Kleofas się bujał.

Jak to dobrze, że od jutra będę miała swoje własne życie i nie będę musiała przejmować się nieletnimi siostrzenicami, kotami, psami i życiem rodzinnym mojej kuzynki.

***
12
{"b":"88042","o":1}