Nie zazdrościłem im tej wyprawy — zazdrościłem jedynie nagrody. Podniosłem się i wziąłem sobie następny kubek kawy. Kiedy wyszedłem z nim na korytarz, gdzie pod skrzynką z bluszczem stało kilka ławek, zdałem sobie sprawę, że coś mnie gryzie. Chyba to, że tak im się powiodło i że wyprawa była jednym z większych sukcesów w historii Gateway.
Wcisnąłem kubek z kawą do otworu na śmieci i ruszyłem w kierunku sali wykładowej. Znajdowała się niedaleko, a w środku nie było nikogo. Odpowiadało mi to — nie miałem jeszcze ochoty rozmawiać o tym, co mnie gryzło. Nastawiłem piezofon na odczyt danych i otrzymałem ustawienie wyprawy Sheri, dane były oczywiście ogólnie dostępne. Zszedłem potem do kapsuły treningowej i znowu miałem szczęście, ponieważ tam też nikogo nie było. Wykręciłem to ustawienie na selektorze kursów. Natychmiast uzyskałem odpowiedni kolor i kiedy nacisnąłem dostrajacz, cały ekran stał się jaskrawo różowy, z wyjątkiem tęczy barw wzdłuż jednego boku.
Na niebieskiej części widma znajdowała się tylko jedna ciemna linia.
Oto, pomyślałem, koniec teorii Miecznikowa o bezpiecznych kursach. Stracili 40% załogi i według mnie była to wystarczająco poważna strata, a zgodnie z tym, co mi powiedział, prawdziwie trudne wyprawy miały sześć czy siedem takich pasków.
A co z żółtym?
Według Miecznikowa, im więcej jasnych pasków na żółtym, tym wyższa nagroda.
Ale tutaj na żółtym żadnych jasnych pasków nie było. Tylko dwie grube czarne linie „absorpcyjne”. To wszystko.
Wyłączyłem selektor i usiadłem wygodnie. A więc mądre głowy znowu wypuściły i ogłosiły jakąś lipę. To, co uznały za wskaźnik bezpieczeństwa, wcale nie oznaczało, że człowiek może czuć się bezpiecznie, zaś to, co ich zdaniem było zapowiedzią dobrych zysków, nie miało się w żaden sposób do wyprawy, która jako pierwsza od ponad roku wróciła naprawdę bogata.
I znowu wszyscy mają równe szansę. I znowu człowiek będzie się bać.
UWAGI O WACHLARZACH MODLITEWNYCH
Pytanie: Nie powiedziałeś nam nic o wachlarzach modlitewnych, a jest to przecież najczęściej spotykany artefakt.
Profesor Hegramet: A co chciałabyś usłyszeć?
Pytanie: Wiemy jedynie, jak wyglądają. Przypominają zwinięty rożek do lodów z wielobarwnego kryształu. Gdy się go trzyma w ręku i naciska kciukiem, otwiera się jak wachlarz.
Profesor Hegramet: Tyle to i ja wiem. Były one poddawane analizom podobnie jak ogniste perły i krwiste diamenty. Ale nie potrafię powiedzieć, do czego służyły. Trudno mi wyobrazić sobie, że Heechowie się nimi wachlowali, lub że się modlili, nazwę tę wymyślili handlarze pamiątek. Heechowie pozostawiali je wszędzie, nawet, gdy wszystko Inne usuwali, Pewno mieli w tym jakiś cel. Ja nie mam pojęcia jaki, ale jeśli kiedyś uda mi się go odkryć, nie omieszkam wam powiedzieć.
Przez następne parę dni trzymałem się z dala od ludzi. Wewnątrz Gateway jest podobno osiemset kilometrów tuneli. Trudno sobie wyobrazić, że jest ich aż tyle, gdy widzi się okruch skalny mający co najwyżej dziesięć kilometrów średnicy. Mimo to wolna przestrzeń stanowi jedynie około dwóch procent asteroidu, na resztę składa się lita skała. Zwiedzałem bardzo wiele z tych tuneli.
Nie znaczy to, że całkowicie się odciąłem od ludzi — po prostu nie szukałem towarzystwa. Czasami spotykałem się z Klarą, spacerowałem też z Shickym, kiedy miał wolne — chociaż go to męczyło. Czasami chodziłem sam, czasem z przypadkowo spotkanymi przyjaciółmi lub wtoczyłem się za grupą turystów. Przewodnicy znali mnie i nie mieli nic przeciwko memu towarzystwu (mimo, że nie miałem bransolety, uczestniczyłem, bądź co bądź, w jednej wyprawie), dopóki nie przyszło im do głowy, że sam chciałbym zostać przewodnikiem. Wtedy przestali być tacy życzliwi.
Mieli rację, rzeczywiście się nad tym zastanawiałem. Prędzej czy później musiałem się na coś zdecydować. Mogłem albo wyruszyć ponownie, albo wrócić do domu. A jeśli chciałem odłożyć na później wybór jednej z tych dwu równie przerażających wizji, powinienem przynajmniej zdobyć pieniądze na pokrycie bieżących wydatków.
Po wyjściu Sheri ze szpitala wydaliśmy dla niej fantastyczne przyjęcie, które było jednocześnie powitaniem, gratulacjami i pożegnaniem, ponieważ następnego dnia odlatywała na Ziemię. Była jeszcze nieco osłabiona, ale radosna, nie bardzo mogła tańczyć, przesiedzieliśmy więc na korytarzu ponad pół godziny. Przytulając mnie obiecywała, że będzie za mną tęsknić. Byłem nieźle pijany. Przyszło mi to bez trudu, ponieważ alkohol był za darmo, za wszystko płacili Sheri i jej kubański przyjaciel. Spiłem się tak, że w ogóle nie pożegnałem się z Sheri, bo musiałem lecieć do toalety, żeby puścić pawia. Choć byłem schlany, zrozumiałem swoją stratę, była to oryginalna szkocka whisky ze Szkocji „Gleneagle”, a nie jakieś tam miejscowe świństwo, pędzone Bóg raczy wiedzieć z czego.
Kiedy się tego pozbyłem, przejaśniało mi w głowie. Wyszedłem na zewnątrz, oparłem się o ścianę zanurzywszy twarz w bluszczu i ciężko oddychałem. Kiedy w końcu do krwi dostała mi się dostateczna ilość tlenu, rozpoznałem Francy Hereirę, który stał obok mnie. Zdołałem nawet wykrztusić: — Cześć!
Uśmiechnął się przepraszająco. — Ten zapach nieco mi przeszkadza.
— Przykro mi — powiedziałem obruszony, a on wyglądał na zaskoczonego.
— O co ci chodzi? Chciałem powiedzieć, że na krążowniku jest już wystarczająco okropnie, ale za każdym razem, kiedy schodzę na Gateway, zastanawiam się, jak wy to znosicie. A w pokojach — tfu!
— Nic nie szkodzi — powiedziałem wspaniałomyślnie, klepiąc go po ramieniu. — Muszę się pożegnać z Sheri.
— Nie ma jej już. Zmęczyła się i zabrali ją do szpitala.
— Zatem — rzekłem — powiem dobranoc tylko tobie. — Skłoniłem się i ruszyłem chwiejnym krokiem wzdłuż tunelu. Trudno się chodzi po pijanemu przy sile przyciągania bliskiej zeru, człowiek tęskni do stukilowego ciężaru, który przytrzymywałby go mocno przy ziemi. Z tego, co mi potem opowiedziano, dowiedziałem się, że ściągnąłem ze ściany sporą półkę z bluszczem, a z tego, co czułem następnego ranka, wywnioskowałem, że musiałem uderzyć głową w coś na tyle twardego, że zostawiło to na niej fioletowy siniak wielkości ucha. Zdałem sobie sprawę, że Francy idzie za mną i pomaga mi utrzymać kierunek, a mniej więcej w połowie drogi zorientowałem się, że po mojej drugiej stronie jest jeszcze ktoś. Spojrzałem: była to Klara. Bardzo mgliście pamiętam, jak kładziono mnie do łóżka, a kiedy następnego ranka obudziłem się potwornie skacowany, byłem zaskoczony widząc ją obok siebie.
RAPORT KORPORACJI: ORBITA 37
W tym okresie powróciły 74 statki z ogólną liczbą 216 osób. Za zaginione uznano 20 kolejnych statków z 54 członkami załogi. Ponadto podczas wypraw zginęło lub zmarło na skutek odniesionych obrażeń 19 poszukiwaczy, których statki powróciły. Trzy z nich nie nadają się, ze względu na stopień uszkodzenia, do dalszej eksploatacji.
Raporty lądowań — 19. Na pięciu ze zbadanych planet występuje życie na poziomie mikroskopowym lub wyższym, na jednej zaobserwowano zorganizowane życie roślinne lub zwierzęce, na żadnej nie odnaleziono istot inteligentnych.
Artefakty: Przywieziono kolejne próbki znanych nam urządzeń Heechów. Nie odkryto artefaktów innego pochodzenia ani nowych typów artefaktów.
Próbki: 145 chemicznych lub mineralnych. Żadna z nich nie uzasadnia podjęcia eksploatacji. 31 żywych organicznych. Trzy z nich, uznane za niebezpieczne, zostały porzucone w Kosmosie. Żadna nie posiada wartości uzasadniających eksploatację.
Nagrody naukowe: 8 754 000 dol.
Inne nagrody pieniężne wypłacone w tym czasie (łącznie z procen-tami): 357 856 000 dol. Nagrody i procenty za nowe odkrycia (wyłączając nagrody naukowe): 0.
Personel stacjonujący lub opuszczający Gateway w tym czasie: 151. Osoby, które zginęły w wypadkach: 75 (w tym dwie podczas ćwiczeń w lądowniku). Osoby medycznie niesprawne pod koniec roku: 84. Straty całkowite: 310.
Nowy personel, który przybył w ww. okresie: 415. Powracający na stanowiska: 66. Ogólny wzrost zatrudnienia: 481. Przyrost personelu netto: 171.