Nie patrzyliśmy na siebie stojąc przed tym zestawieniem, poczułem jednak uścisk dłoni Klary.
Słowo „udany” nie określa niczego. Oznacza jedynie, że statek powrócił, ale nie mówi nic o stanie załogi.
Po tym wyszliśmy już z muzeum i w drodze do zlotni właściwie nie rozmawialiśmy.
Myślałem sobie, jak wiele prawdy było w tym, co mi powiedziała Emma Fother: ludzkość potrzebuje tego, co my, poszukiwacze, mogliśmy jej dać. Bardzo potrzebuje. Ludzie głodują, a technika Heechów z pewnością uczyniłaby ich życie znośniejszym, jeśli poszukiwacze będą wyruszać i przywozić różne rzeczy.
Nawet za cenę życia kilku osób.
Nawet jeśli wśród tych kilku byłaby Klara i ja. Zadawałem sobie pytanie, czy chciałbym, żeby mój syn — jeśli kiedykolwiek miałbym syna — spędził dzieciństwo tak jak ja?
Kiedy puściliśmy linę na Poziomie Laleczka, usłyszeliśmy jakieś głosy. Nie zwróciłem na nie uwagi; zamierzałem właśnie podjąć decyzję. — Słuchaj, Klara — powiedziałem. — Może byśmy…
Klara jednak patrzyła na coś za moimi plecami. — O, Boże! — zawołała. — Spójrz, kto idzie!
Odwróciłem się i zobaczyłem Shicky'ego unoszącego się w powietrzu i rozmawiającego z jakąś dziewczyną: ze zdziwieniem poznałem, że była to Willa Forehand. Przywitała się z nami jakby lekko zakłopotana i jednocześnie rozbawiona.
Co ty tu robisz? — spytałem. — Wydawało mi się, że jakieś osiem godzin temu wyleciałaś?
— Dziesięć — odpowiedziała.
— Czy coś się popsuło i musieliście wrócić? — próbowała się domyślić Klara.
— Nie — Willa uśmiechnęła się ponuro. — Dotarliśmy na miejsce i wróciliśmy. Jak na razie jest to najkrótszy lot w historii. Byliśmy na Księżycu.
— Na Księżycu Ziemi?
— Dokładnie. — Widać było, że próbuje zapanować nad sobą powstrzymując uśmiech. Lub łzy.
— Na pewno dadzą wam premię — pocieszał ją Shicky. — Jakiś statek poleciał kiedyś na Ganimedesa i Korporacja dała załodze pół miliona.
Pokręciła głową. — Sama dobrze wiem. Jasne, że coś dadzą, ale to i tak będzie nic. Potrzebujemy dużo więcej. — To właśnie było niezwykłe i zaskakujące u Forehandów: zawsze mówili „my”. Musieli być rzeczywiście bardzo zżytą rodziną, nawet jeśli niechętnie rozmawiali na ten temat z obcymi.
Poklepałem ją; miało to wyrażać coś między sympatią i współczuciem. — Co zamierzasz teraz robić?
— Jak to? — spojrzała na mnie zdziwiona. — Zgłosiłam się już na następny lot, na pojutrze.
— Właśnie — rzekła Klara. — Musimy zrobić ci dwa przyjęcia za jednym zamachem. Weźmy się lepiej od razu do roboty…
Wiele godzin później, tuż przed zaśnięciem, spytała mnie:
— Chciałeś mi chyba coś powiedzieć, zanim spotkaliśmy Wille?
— Nie pamiętam — mruknąłem sennie. Nieprawda, wiedziałem, co to było. Tylko, że teraz nie chciałem już tego powiedzieć.
OGŁOSZENIA DROBNE
ORGANY — kupno — sprzedaż — wymiana. Wszelkie narządy podwójne, atrakcyjne ceny. Potrzebne: tylna wieńcowa sekcja serca, L przedsionek, L i P komora i części przyległe. Pfon 88-703, informacja o posiadanych tkankach.
GRACZE HNEFATAFL — Szwedzi lub moskwianie. Wielki Turniej Gateway. Treningi. 88-122.
KORESPONDENCYJNĄ DROGĄ chciałbym z Toronto dowiedzieć się, jak tam jest. Adres: Tony, 955 Bay, TorOntKan M5S2A3.
POTRZEBUJĘ się wypłakać. Pomogę ci obnażyć twój własny ból. Pfon 88-622.
Czasami dochodziłem do takiego stanu, że skłonny byłem prosić Klarę, by wyruszyła ze mną. Były też takie dni, gdy wracały statki z wygłodniałymi, odwodnionymi ludźmi, często z samymi tylko trupami na pokładzie, albo też po upływie określonego czasu szereg zeszłorocznych statków uznano za zaginione. Wtedy byłem bliski opuszczenia Gateway na zawsze. Większość czasu spędzaliśmy jednak odkładając decyzję na później. To nie było takie trudne. Miło było poznawać Gateway i siebie nawzajem. Klara przyjęła pokojówkę — krępą blondynkę z kopalni żywności z Carliarthen, na imię miała Hywa. Świat jej był dokładnie taki jak mój, z tą tylko różnicą, że walijskie fabryki hodowały jednokomórkowe białko na węglu. Wydostała się jednak stamtąd nie dzięki loterii, lecz po dwóch latach pracy na statku handlowym. Nie mogła nawet wrócić do domu. Uciekła ze Statku tracąc w ten sposób zarobione pieniądze. Nie mogła również zostać poszukiwaczem, ponieważ w czasie pierwszego startu nabawiła się arytmii serca, która czasami zdawała się ustępować, a czasami kładła ją na tydzień go łóżka w Szpitalu Końcowym. Hywa miała gotować i sprzątać mnie i Klarze, częściowo zaś zajmowała się małą Kathy Francis, kiedy Klara nie miała na to ochoty, a ojciec Kathy byl zajęty. Klara przegrywała dużo, w zasadzie więc nie mogła sobie pozwolić na Hywę, ale z drugiej strony na mnie też ją nie było stać.
Łatwo było nam nie myśleć o tym, ponieważ udawaliśmy przed sobą nawzajem, a także każde przed samym sobą, że się po prostu bardzo dobrze przygotowujemy na dzień, gdy ogłoszony zostanie Nasz Lot.
Przychodziło nam to bez trudu. Wielu prawdziwych poszukiwaczy robiło tak samo przed kolejną wyprawą. Istniała na przykład grupa Tropicieli Heechów, której spotkania odbywały się co środę, założył ją jeden z poszukiwaczy, Sam Kahane, a kiedy był na wyprawie, która się nie powiodła, grupę prowadził ktoś inny. Sam był już z powrotem i czekał, by dwaj pozostali członkowie jego załogi doszli do siebie i mogli znowu wyruszyć (z powodu awarii zamrażalnika nabawili się między innymi szkorbutu). Sam i jego przyjaciele byli pędzlami w stałym trójkącie, co jednak nie miało wpływu na zainteresowanie Heechami. Posiadał nagrania wszystkich wykładów z różnych egzonauk, prowadzonych w Rezerwacie Wschodniego Teksasu przez profesora Hegrameta, największą światową sławę heechologii. Dowiedziałem się wielu rzeczy, o których nie miałem pojęcia, choć powszechnie wiedziano, że więcej jest pytań niż odpowiedzi w naszej dotychczasowej wiedzy o Heechach.
Przychodziliśmy też na zajęcia grupy kultury fizycznej, gdzie uczyliśmy się ćwiczeń naprężających mięśnie przy minimalnym ruchu kończyn, oraz masażu, co było równie pożyteczne, jak i zabawne. W sumie nawet chyba bardziej zabawne, szczególnie przy seksie. Klara i ja nauczyliśmy nasze ciała zadziwiających rzeczy. Zgłosiliśmy się także na kurs gotowania (okazuje się, że za pomocą ziół i przypraw ze standardowej racji żywności można wiele zrobić). Kupiliśmy ponadto kilka taśm do nauki języków, gdyby przyszło nam wyruszyć z załogą nie mówiącą po angielsku. Ćwiczyliśmy więc włoski czy grecki żargon miejski. Zapisaliśmy się nawet do kółka astronomicznego. Miało ono dostęp do teleskopów Korporacji, spędzaliśmy sporo czasu przyglądając się Ziemi i Wenus spoza płaszczyzny ekliptyki. W tych spotkaniach, gdy miał wolne, uczestniczył Francy Hereira. Lubiliśmy go, zwykle więc szliśmy do siebie na jakiegoś drinka, to znaczy, oczywiście, do apartamentu Klary, gdzie spędzałem bardzo dużo czasu. Francisa mocno, zmysłowo wręcz pociągało to, co było TAM. Wiedział wszystko o kwazarach, czarnych dziurach i galaktykach Seyferta, nie mówiąc już o gwiazdach podwójnych i Novych. Często zastanawialiśmy się, jak to jest, gdy wyprawa trafia na czoło fali Supernovej. To się zawsze może zdarzyć. Powszechnie wiadomo, że Heechowie nade wszystko interesowali się problemami astrofizyki. Niektóre z kursów prowadziły niewątpliwie w pobliże jakiegoś ciekawego zjawiska, a pre-Supernova jest bez wątpienia czymś ciekawym. Tylko, że teraz upłynęło wiele, wiele lat i Supernova już dawno mogła przestać być „pre”.
— Zastanawiam się — powiedziała Klara, sugerując uśmiechem, że są to czysto abstrakcyjne rozważania — czy to właśnie nie przytrafiło się wyprawom, które nie powróciły.
— Statystycznie jest to pewne — Francy uśmiechnął się również, akceptując tym samym reguły gry. Ćwiczył swój angielski, który od początku był dobry, a teraz pozbył się obcego akcentu. Władał również niemieckim, rosyjskim i także sporą liczbą innych języków romańskich poza swoim ojczystym portugalskim, o czym przekonaliśmy się powtarzając z Klarą jeden z dialogów kursu: okazało się, że rozumiał nas lepiej niż my siebie nawzajem.