– Dokładnie – potwierdził Jon.
– Chyba zwariowałeś – zawyrokowałem.
– Być może. W każdym razie starsza pani dostała mój list miłosny. Odniosłem wrażenie, że zgodziła się pojechać ze mną do Szwajcarii, żeby wyjąć pieniądze z konta. Szykowaliśmy się do podróży. Tymczasem dwukrotnie wybraliśmy się całować stopy Chrystusa, palić dziesiątki świec i wymieniać buziaki. Nagle… dzwoni moja informatorka. Kobieta, która ma 80 milionów w Szwajcarii, nazywa się tak samo i jest w tym samym wieku co moja starucha, ale przyszła na świat w innym mieście, w zupełnie innej rodzinie. Zaszedł idiotyczny zbieg okoliczności. W Moskwie nie miałem już czego szukać. Dałem się wpuścić w maliny. Za pieniędzmi musiałem się rozglądać gdzie indziej…
– Ja cię chromolę! To jedna z najsmutniejszych historii, jakie w życiu słyszałem – musiałem przyznać.
– W dodatku, niestety, prawdziwa – uzupełnił Jon.
– Co ci każe znosić tak wiele w imię robienia filmów? – zaciekawiła się Sara.
– Kocham tę robotę – wyznał.
14
W parę dni później pojechaliśmy znowu do studia Danny Servera w Venice.
– Jeden gość zrobił film o piciu i szlajaniu się – powiedział Jon. – Moglibyśmy zobaczyć, jak mu poszło.
Pojechaliśmy do Venice, Jon, Sara i ja. Widownia była już zapełniona, bar natomiast był zamknięty.
– Bar jest zamknięty – poskarżyłem się Jonowi.
– Owszem – potwierdził.
– Słuchaj, musimy zdobyć coś do picia.
– Monopolowy jest o przecznicę stąd w stronę plaży, po drugiej stronie ulicy.
– Zaraz wracamy.
Dotarliśmy pod wskazany adres, kupiliśmy 2 butelki czerwonego i korkociąg. W drodze powrotnej dwa razy zatrzymano samochód z prośbą o datek. Zajechaliśmy pod studio. Pchnąłem drzwi. Weszliśmy do środka. Było ciemno. Film już się zaczął.
– Cholera – zakląłem. – Nic nie widzę. Ciemno jak w dupie.
Ktoś syknął na mnie.
– Nawzajem – odpowiedziałem.
– Czy byłby pan łaskaw się uciszyć – zażądała jakaś kobieta.
– Spróbujmy usiąść w pierwszym rzędzie – zaproponowała Sara. – Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że widzę kilka miejsc.
Brnęliśmy w ciemnościach do przodu. Potknąłem się o czyjąś nogę.
– Skurwysynu – odezwał się łagodny męski głos.
– Pierdol się – poradziłem mu.
W końcu udało się nam wypatrzyć dwa wolne siedzenia. Usiedliśmy. Sara wyciągnęła papierosy i zapalniczkę, ja w tym czasie odkorkowałem butelkę. Przypaliła dla nas 2 papierosy.
Facet, który napisał scenariusz filmu Powrót z Hadesu, miał kiedyś swój serial w telewizji, jeden z tych, co to się ogląda całymi rodzinami. Pal Sellers. Serial ciągnął się latami, ale Pat padł ofiarą nałogu i wkrótce serial również padł. Rozwód. Rozpad rodziny i domu. Pat poszedł w tango. Teraz ogłosił swój powrót, Nakręcił film. Zerwał z nałogiem. Jeździł z pogadankami, które miały pomóc takim samym jak on.
Golnąłem wina i podałem butelkę Sarze.
Zacząłem oglądać film. Rzecz działa się w tak zwanym rynsztoku. Była noc, zapłonęło małe ognisko. Mężczyźni i kobiety, jak na obywateli rynsztoka, byli ubrani całkiem niczego sobie. Prawdę mówiąc, wcale nie wyglądali na włóczęgów. Wyglądali jak ludzie, którzy występują w filmach hollywoodzkich, wyglądali na aktorów tv. Każdy taszczył swoje ziemskie dobra na własnym wózku z supermarketu. Nowiuteńkie wózki migotały w blasku ognia. W żadnym supermarkecie nie spotkałem równie nowych wózków. Musiały zostać zakupione specjalnie na potrzeby filmu.
– Daj butelkę – poprosiłem Sarę.
Uniosłem szkło wysoko do góry i tęgo golnąłem. Rozległ się jeden syk, po nim drugi.
– Strasznie niemiła publiczność – powiedziałem do Sary. – Co im się wszystkim porobiło?
– Nie mam pojęcia.
Tymczasem na ekranie, wśród tłumu z niklowanymi wózkami, w blasku ognia przemawiał mężczyzna. Pozostali przysłuchiwali się jego słowom.
– …Budziłem się w nieznanym łóżku, nie wiedziałem, gdzie jestem… Wkładałem ubranie i szedłem na poszukiwanie samochodu. Czasem szukałem wozu godzinami…
– To prawda! – ucieszyłem się. – Coś takiego zdarzało mi się setki razy.
– …Wychodziłem z jednego ciągu i zaraz wpadałem w następny… Często ocykałem się bez portfela… Kopniakiem wybito mi zęby… Byłem skończony… skończony… skończony… Wreszcie nadszedł dzień, kiedy Mike, mój kumpel od kielicha, po pijanemu zginął w wypadku samochodowym… coś się we mnie zmieniło…
Sara pociągnęła z gwinta.
– Znalazłem spokój wewnętrzny… Dobrze sypiam… Funkcjonuję znowu jak człowiek… Upajam się teraz Chrystusem, to mój nałóg, potężniejszy niż wszystkie trunki, jakie szatan zesłał na Ziemię!
Łzy zalśniły w oczach słuchaczy.
Golnąłem kolejny raz.
Mężczyzna zaczął recytować:
Z nałogu szpony
Oswobodzony.
Wczoraj stracony.
Dziś odrodzony.
Z braćmi zwaśniony.
Dziś pogodzony.
Z nałogu szpony
Oswobodzony…
Skinął głową, a słuchacze zaczęli bić brawa.
Teraz przemówiła jedna z kobiet. Pić zaczęła na przyjęciach, dalej już poszło samo. Piła w domu do lustra. Kwiatki w doniczkach poschły, bo zapominała je podlać. W sprzeczce pocięła córkę obierakiem do jarzyn. Jej mąż też zaczął się upijać. Stracił pracę. Zaczął przesiadywać w domu. Pili razem. Jego też w końcu pocięła obierakiem do jarzyn. Pewnego dnia wsiadła po prostu w samochód i odjechała, uwożąc walizkę i karty kredytowe. Piła w motelach. Paliła, piła i oglądała tv. Wódka. Uwielbiała wódkę. Którejś nocy zaprószyła łóżko ogniem. Do motelu przyjechała straż pożarna. Kobieta miała na sobie tylko koszulę nocną, była zalana w trupa. Jeden ze strażaków uszczypnął ją w pośladek. Tak jak stała, w koszuli nocnej, nie biorąc nic oprócz torebki, wskoczyła do samochodu. Jechała przed siebie w jakiejś oćmie. W południe następnego dnia znalazła się na skrzyżowaniu Czwartej i Broadway. W czasie jazdy poszły jej dwie dętki. Opony pospadały i jechała na samych obręczach, żłobiąc głębokie koleiny w asfalcie. Zatrzymał ją policjant. Została zapudłowana – dla obserwacji. Dni mijały jeden za drugim. Ani mąż, ani córka nie zjawili się. Była sama. Któregoś dnia siedziała z lekarzem od czubków. „Dlaczego chcesz się koniecznie zniszczyć?” – zapytał ją, Kiedy powiedział te słowa, ujrzała nagle, że to nie twarz psychiatry spogląda na nią, lecz twarz Chrystusa.
– Po czym poznała, że to jest twarz Chrystusa? – spytałem na głos.
– Co to za facet? – zainteresował się ktoś z sali.
Butelka zaświeciła dnem. Odkorkowałem następną.
Następny koleś zaczął swoją opowieść. Ognisko paliło się bez końca. Nikt nie dorzucił nawet gałązki. Nie dosiadł się żaden nowy włóczęga. Opowieść dobiegła końca. Koleś sięgnął do wózka i wyjął bardzo kosztowną gitarę.
Łyknąłem i podałem wino Sarze.
Koleś nastroił gitarę, po czym zaczął śpiewać przy jej akompaniamencie. Śpiewał czystym, dobrze wyszkolonym głosem. Śpiewał i śpiewał.
Kamera panoramowała po twarzach zebranych. Na twarzach malowało się uniesienie, po jednych płynęły łzy, po innych błąkał się piękny, łagodny uśmiech. W końcu śpiewak umilkł, nagrodzony gorącym, radosnym aplauzem.
– Jak żyję, nie widziałem takiego rynsztoka – powiedziałem do Sary.
Film toczył się dalej. Przemawiali kolejni aktorzy. Ujawniły się następne kosztowne gitary. Istny wieczorek gitarowy. Wreszcie nastąpił finał w wielkim stylu. Po niebie przeleciała spadająca gwiazda. Gwiazda spadała łukiem.
Wszyscy umilkli na moment. Potem jakiś facet zaczął śpiewać. Po chwili dołączyła się kobieta, potem jeszcze inne głosy. Wszyscy znali słowa pieśni. Pojawiły się liczne gitary. Zabrzmiał wzniosły chór jedności i nadziei. Pieśń wybrzmiała. Film dobiegł końca. Okazało się, że w sali jest niewielka scenka. Gramolił się na nią Pat Sellers. Rozległy się oklaski.
Pat Sellers wyglądał koszmarnie. Ospały, martwy, bez życia. Powiódł pustym spojrzeniem i przemówił.