Литмир - Электронная Библиотека

– Gadałam z tobą już wystarczająco długo. Co chcesz jeszcze wiedzieć?

– Chcę poznać prawdę – odparł oschle.

Groźne spojrzenie starej kobiety ustąpiło miejsca rozbawieniu.

– Myślisz, że możesz tutaj znaleźć jakieś prawdy, Biały Chłopcze? Może myślisz, że trzymam prawdę w słoiku przy drzwiach czy coś takiego? Że wyciągam ją, gdy potrzebuję?

– Mniej więcej – odpowiedział.

Zarechotała nieprzyjemnie. Jej wzrok przeskoczył z niego na dwóch czekających na podwórku detektywów. Przyjrzała się uważnie policjantom i dopiero po jakimś czasie spojrzała ponownie na Cowarta.

– Tym razem nie jesteś sam. Kiwnął głową potakująco.

– Teraz trzymasz z nimi, Panie Biały Dziennikarzu?

– Nie. – Zmusił się do kłamstwa.

– Zatem po czyjej jesteś stronie?

– Po niczyjej.

– Ostatnim razem, jak przyszedłeś, byłeś po stronie mojego chłopaka. Coś się zmieniło?

Z trudem znalazł odpowiednie słowa.

– Pani Ferguson, kiedy rozmawiałem w więzieniu z człowiekiem, który, jak wszyscy sądzą, zabił tę małą dziewczynkę, opowiedział mi pewną historię przesyconą mordem i kłamstwem, ale powiedział również, że gdybym się tutaj rozejrzał, to na pewno znalazłbym jakiś dowód.

– Jaki dowód?

– Dowód, że Bobby Earl popełnił zbrodnię.

– Skąd ten człowiek mógł o tym wiedzieć?

– Podobno Bobby Earl wygadał się przed nim.

Stara kobieta potrząsnęła głową, a jej suchy trzeszczący śmiech rozdarł duszne powietrze pomiędzy nimi.

– A niby z jakiej racji miałabym pozwolić ci tu węszyć i znaleźć coś, co mogłoby skrzywdzić mego chłopaka? Czemu nie zostawicie Bobby’ego Earla w spokoju i nie pozwolicie mu wyjść na dobrych ludzi o własnych siłach? Sprawa jest skończona. Niech umarli odpoczywają w pokoju, a żywi niech dalej ciągną swoje wózki.

– Nie tak to działa – powiedział. – Wie pani o tym.

– Wiem tylko, że przyszedłeś tu węszyć i sprawić jakieś nowe kłopoty mojemu chłopakowi. On tego nie chce.

Cowart wziął głęboki oddech.

– Oto przyczyna. Pani Ferguson, pozwoli mi pani wejść i rozejrzeć się, a ja nie znajdę niczego i będzie po wszystkim. Opowiadanie faceta potraktujemy jako kłamstwo i po sprawie. Życie potoczy się dalej. Bobby Earl nigdy więcej nas nie ujrzy. Ci dwaj detektywi nigdy więcej nie pojawią się w pani ani w jego życiu. Jeśli jednak nie wpuści mnie pani do środka, oni pozostaną nie usatysfakcjonowani. Ani ja. I to nigdy się nie skończy. Zawsze będą jakieś pytania, a oni nigdy się od was nie odczepią. Będzie się to ciągnęło za nim w nieskończoność. Rozumie pani, o czym mówię?

Stara kobieta zamyśliła się, trzymając rękę na klamce.

– Rozumiem, o co ci chodzi – powiedziała w końcu, ostrożnie wymawiając słowa – ale przypuśćmy, że wpuszczę cię do środka i znajdziesz to, o czym mówił ten człowiek. Co wtedy?

– Wtedy Bobby Earl znowu będzie miał kłopoty.

Milczała przez chwilę, zanim odpowiedziała:

– Wciąż nie rozumiem, co zyska mój chłopak, jeśli tu wejdziesz. Cowart wpatrywał się uparcie w starą kobietę, po czym użył swojego ostatniego argumentu.

– Jeśli nie pozwoli mi pani rozejrzeć się, wtedy będę podejrzewał, że ukrywa pani przede mną prawdę i że w środku znajduje się jakiś ukryty dowód. To właśnie zamierzam powiedzieć tym dwóm detektywom czekającym na zewnątrz. Potem wydarzy się kilka innych rzeczy. Powrócimy z nakazem i przeszukamy to miejsce tak czy inaczej, a oni nie spoczną, dopóki nie założą sprawy przeciwko pani wnukowi. Przyrzekam to pani. A kiedy już to zrobią, pojawię się wraz z moją gazetą i ze wszystkimi innymi gazetami i stacjami telewizyjnymi, i wie pani, co się wtedy stanie, prawda? Wydaje mi się, że nie ma pani wyjścia. Rozumie pani, pani Ferguson?

W oczach starej kobiety pojawiły się błyski nienawiści.

– Rozumiem dobrze – warknęła. – Rozumiem, że biali mężczyźni w garniturach zawsze dostają to, co chcą. Chcesz wejść do środka, w porządku. Wejdziesz bez względu na to, co powiem.

– A zatem zgoda?

– Powrócisz z papierem od jakiegoś sędziego? Oni byli już tutaj z takim świstkiem, ale to nie pomogło im niczego znaleźć. Teraz znowu wam się zmieniło.

W końcu uchyliła skrzypiące, siatkowe drzwi.

– Czy ten człowiek w więzieniu powiedział ci, gdzie masz szukać?

– Nie. W każdym razie niedokładnie.

Na twarzy starej kobiety pojawił się nieprzyjemny uśmiech.

– A zatem życzę szczęścia.

Przekroczył próg, jakby przechodził przez granicę rozdzielającą dwa różne światy. Przyzwyczaił się – tak jak ktokolwiek mógł się przyzwyczaić – do miejskiego brudu i nędzy. Ciągał swego przyjaciela Vernona Hawkinsa do wielu miejsc w getcie, w których popełniano przestępstwa, i odtąd nie szokowało go ani nie dziwiło ubóstwo miasta, szczury czy odpadająca farba. Ten dom okazał się jednak zupełnie inny. Cowart ujrzał przed sobą surowe i raczej puste pomieszczenie, w którym nie można było doszukać się dążenia do wygód, widziało się jedynie twarde, ciężkie życie kierowane desperackim gniewem. Na ścianie, trochę powyżej podniszczonej sofy wisiał sporych rozmiarów krucyfiks. W rogu pokoju przycupnął stary, drewniany bujany fotel okryty pożółkłą koronkową serwetą. W pomieszczeniu znajdowało się jeszcze kilka innych krzeseł, głównie z ręcznie ciosanego drewna. Na parapecie kominka stał portret Martina Luthera Kinga juniora i stara fotografia gibkiego czarnego mężczyzny w skromnym ciemnym garniturze. Cowart domyślił się, że to jej ostatni mąż. Dojrzał jeszcze kilka innych fotografii członków rodziny, a między innymi jedną z Robertem Earlem. Ściany z ciemnobrązowego drewna nadawały wnętrzu charakter jaskini. Jedynie zabłąkane promienie słoneczne przeciskające się przez niewielkie okna toczyły beznadziejną walkę z mrokiem wnętrza. Ujrzał korytarz prowadzący do kuchni, gdzie pośrodku panoszył się stary piec na drewno. Wszystko wydawało się nieskazitelne i mimo że dookoła czuć było upływ czasu, to nigdzie nie zauważył nawet pyłku kurzu. Pani Ferguson najwidoczniej traktowała plamki brudu w taki sam sposób, w jaki traktowała gości.

– Niewiele tego, ale moje – powiedziała ponuro. – Żaden bank nie przyjdzie mówiąc, że przejmuje to miejsce. To wszystko należy do mnie. Spłacanie zabiło mojego męża i chcieliby, żeby i mnie zabiło, ale ja jestem tutaj szczęśliwa, mimo że nie jest wspaniale i bogato.

Pokuśtykała w stronę okna i wyjrzała na zewnątrz.

– Znam Tanny’ego Browna – powiedziała gorzko. – Znałam jego matkę, ale umarła, i jego tatę. Pracowali ciężko dla Wielkiego Białego Człowieka i wyrośli myśląc, że są lepsi od nas. To nieprawda. Pamiętam, jak był mały i kradł pomarańcze z ogrodu białego człowieka. Teraz wyrósł na dużego policjanta i myśli, że jest wielkim panem. Nie jest wcale lepszy od mojego wnuka, słyszysz?

Odwróciła się od okna.

– Dalej, Panie Biały Dziennikarzu. Czego będziesz szukał? Tu nie ma nic dla ciebie, chłopcze. Nie widzisz tego? – Rozłożyła ręce w teatralnym geście. – Tu nie ma nic dla nikogo.

Widział to.

Rozejrzał się dookoła i stwierdził, że Wilcox miał rację. Znalazł się w środku, lecz nie miał pojęcia, czego szukać i gdzie szukać. Wyobraził sobie, jak Blair Sullivan śmieje się z niego.

– Nie – odezwał się w końcu. – Gdzie jest pokój Bobby’ego Earla?

– Tam na prawo – wskazała stara kobieta. – Śmiało.

Cowart szedł powoli ciemnym korytarzem. Zajrzał do sypialni kobiety. Na środku podwójnego łóżka przykrytego zrobioną na drutach kapą leżała otwarta Biblia. Skromnie i lodowato. Minął małą łazienkę z pojedynczą umywalką i toaletą. Części armatury świeciły wypolerowane do połysku. Reporter wszedł do pokoju Fergusona i ujrzał prawie puste pomieszczenie przypominające celę mnicha. Pojedyncze okno wysoko na ścianie wpuszczało do pokoju trochę światła. Wewnątrz znajdowało się jedynie żelazne łóżko, ręcznie ciosany drewniany stół, mała szafka i krzesło. Zawieszona na ścianie stara deska służyła jako półka, na której stała pokaźna kolekcja tanich książek w miękkiej oprawie. „Chłopiec na Ziemi Obiecanej” i „Niewidzialny człowiek” sąsiadowały z całą gamą opowiadań science fiction. W rogu pokoju stała para wędek wraz z porysowanym, tanim plastikowym pudełkiem z przyborami wędkarskimi. Cowart usiadł na skraju łóżka, czując uginające się pod ciężarem jego ciała sprężyny. Przez chwilę błądził wzrokiem po skromnym wyposażeniu pokoju, szukając jakiegoś znaku. Jak powinien wyglądać pokój mordercy?

95
{"b":"110015","o":1}