Литмир - Электронная Библиотека

Nie miał pojęcia. Rozejrzał się, ponownie przypominając sobie słowa Fergusona, który twierdził, że przybycie do Pachouli po Newark w New Jersey było jak pojawienie się na letnim obozie, ciepłym i niezwykłym. Coś w rodzaju krajobrazu żywcem wziętego z przygód Hucka Finna. Gdzie, do diabła, to może być? – pomyślał, wciąż wpatrując się w puste ściany i beznamiętne meble. Od czego zacząć? Nie wyobrażał sobie, że coś tak ważnego jak dowód morderstwa mogłoby być oczywiste. Zaczął od szuflad w biurku, czując się niezmiernie głupio i będąc pewnym, że przeszukuje już raz doskonale sprawdzony obszar. Przetrząsnął ubrania, nie znajdując jednak żadnej pomocnej wskazówki. Macał rękami przestrzeń pomiędzy biurkiem a szufladami, szukając jakiegoś ukrytego drobiazgu. Jesteś detektywem, pomyślał. Uklęknął i zajrzał pod łóżko i pod materac. Następnie obstukał ściany w poszukiwaniu jakieś skrytki.

Co on mógł tutaj ukryć? – zapytał samego siebie.

Babka Fergusona pojawiła się w wejściu akurat, gdy na czworakach obstukiwał dokładnie podłogę.

– Już to robili – powiedziała. – Wtenczas. Czy jeszcze nie jesteś zadowolony? Wstał powoli, czując wzrastające zażenowanie.

– Nie wiem. Roześmiała się głośno.

– Skończyłeś już.

Wygładził dokładnie swoje ubranie.

– Pozwól, że porozmawiam z detektywami.

Zarechotała ponownie, po czym poprowadziła go na werandę, skąd Cowart wydeptaną ścieżką doszedł do dwóch detektywów.

Tanny Brown przemówił pierwszy, a jego wzrok przeskoczył niespokojnie na starą kobietę, po czym ponownie spoczął na reporterze. – I co?

– Nic co wyglądałoby jak dowód czegokolwiek, z wyjątkiem biedy.

– Mówiłem ci przecież – odezwał się Wilcox. Spojrzał na Cowarta i jego głos nieco zmiękł. – Poszedłeś do pokoju Fergusona?

– Mhm.

– Wiele tam nie ma, co?

– Kilka książek, wędki, pudełko z przyborami. Trochę rzeczy w szufladach i to wszystko.

Wilcox kiwnął głową.

– Dokładnie tak samo. To jest coś, co przestraszyło mnie cholernie. Wiesz, co jest, nie? Wchodzisz do większości bezimiennych pokoi, nieważne jak bogaci czy biedni są mieszkańcy, lecz zawsze coś ci mówi, kim oni są, ale nie tutaj. Nie w tym domu.

Brown zmarszczył czoło.

– Do diabła – powiedział. – Czuję się głupio i jestem głupi.

Cowart przerwał jego rozmyślania.

– Cały problem polega na tym, że nie mam pojęcia, co już zrobiliście poprzednio i jakie zmiany zaszły od tego czasu. Mogłem zauważyć coś, co może mieć znaczenie dla was, ale nie dla mnie.

Wydawało się, że Wilcox pozwoli ulecieć swojemu antagonizmowi w rosnący upał dnia.

– Właśnie to miałem na myśli mówiąc, że sobie nie poradzi. Może to coś pomoże?

Podszedł do samochodu i otworzył bagażnik. Wewnątrz znajdowało się kilka poukładanych katalogów, rewolwer, dwie kurtki do złudzenia przypominające kurtki niemieckiej artylerii przeciwlotniczej i duży żelazny drąg. Przetrząsnął szybko pliki wyciągając kilka spiętych kartek, które wręczył Cowartowi.

– To jest spis rzeczy sporządzony podczas rewizji. Zobacz, czy to ci się przyda.

Listę rozpoczynały rzeczy zabrane z domu Fergusonów, które miały zostać poddane szczegółowemu badaniu. Wśród nich wymieniono kilka ubrań z dodatkowym napisem „zwrócone po analizie”. Nie stwierdzono niczego podejrzanego. Z kuchni zabrano kilka noży i te również zostały zwrócone. Cowart dowiedział się, z jakich miejsc w domu zostały zabrane poszczególne przedmioty. Przeczytał szybko o metodach wykorzystanych podczas przeszukiwania każdego z pomieszczeń oraz które miejsca zostały przetrząśnięte. Zauważył, że pokój Fergusona poddano bardzo szczegółowej rewizji, lecz z negatywnym skutkiem.

– Zauważyłeś, żebyśmy coś przeoczyli? – spytał Wilcox. Cowart potrząsnął przecząco głową.

– Tanny, niepotrzebnie tracimy czas.

Cowart podniósł głowę znad papierów i zobaczył, że porucznik odszedł od samochodu i wpatruje się w starą kobietę, która odwzajemnia mu uporczywe spojrzenie. Stała na skraju werandy i wydawało się, że ich wzrok łączy niewidzialna nić. Hipnotyzowali się nawzajem spojrzeniami.

– Tanny?! – zawołał Wilcom.

Policjant nie odpowiedział.

Cowart obserwował niemą walkę spojrzeń toczącą się między starą kobietą a detektywem. Uświadomił sobie, że pot spływa mu pod koszulą i przylepia włosy do czoła.

Nie odrywając wzroku od kobiety, Brown przemówił po chwili.

– Spójrz na nią – odezwał się cicho. – Sądzę, że pominęliśmy coś bardzo oczywistego.

– O Jezu, Tanny… – zaczął Wilcox, lecz porucznik przerwał mu stanowczym głosem.

– Spójrz na nią. Ona coś wie i zdaje sobie sprawę, że nie mamy tej wskazówki. Do cholery. Patrz.

Wilcox wzruszył ramionami mrucząc coś niewyraźnie pod nosem i słowa roztopiły się w gorączce południa. Cowart ponownie utkwił wzrok w kartkach papieru, próbując jeszcze raz przeanalizować każdy szczegół, tak dokładnie jak niegdyś policjant sprawdzał każdy centymetr domu. Przeglądał kolejne stronice, zdając Wilcoxowi relację z tego, co odczytywał.

– Pokój frontowy: pobrane odciski palców, wszystkie przedmioty sprawdzone, żaden nie zabrany do szczegółowej analizy, płytki podłogowe zerwane, ściany opukane, użyty wykrywacz metalu; pokój pani Ferguson: przeszukany i sprawdzony pod względem ewentualnych ukrytych przedmiotów, nic nie znaleziono; spiżarnia: zabrano nożyce, ścierki do wycierania, ręcznik, zerwano płytki podłogowe; pokój Fergusona: zabrano odzież do analizy, sprawdzono ściany i podłogi pod kątem próbek włosów; kuchnia: sztućce zabrane do analizy, sprawdzony popiół w piecu, próbki wysłane do laboratorium. – Podniósł wzrok. – Wydaje się, że nie ma żadnego niedopatrzenia.

– Do diabła, spędziliśmy w tym miejscu długie godziny, sprawdzając każdy pieprzony gwóźdź leżący luzem. – Zniecierpliwił się Wilcox.

Brown wciąż wpatrywał się w starą kobietę.

– Dzisiaj wszystko wygląda tak samo – powiedział Cowart. – Poza tym, że prawdopodobnie zmieniła spiżarnię w ubikację. Tak mi się przynajmniej zdaje. Między jej pokojem a Fergusona nie ma zbyt dużo miejsca, co? – spytał.

– Nie. – Detektyw pokręcił głową. – Bardziej przypomina to ustęp niż spiżarnię – stwierdził.

Cowart przytaknął.

– Teraz jest tam ustęp i łazienka.

– Słyszałem, że Ferguson to zainstalował – dodał Wilcox. – Dostał trochę forsy od tego producenta z Hollywood, który chciał odtworzyć historię jego życia.

W tej samej chwili odnieśli wrażenie, że spływające na nich promienie słoneczne spotęgowały swą moc, a nagła eksplozja gorąca zdawała się wysysać całe powietrze z podwórza.

– A wcześniej, gdzie oni…

– Stara przybudówka na tyłach domu.

– I?

– I co?

– Nie ma jej na liście – powiedział powoli Cowart, czując łomotanie w skroniach.

Brown odwrócił się od pani Ferguson i spojrzał uważnie na swego partnera.

– Przeszukałeś ją, tak?

Wilcox skinął głową z lekkim wahaniem.

– Hm… tak jakby. Nakaz obejmował dom, więc nie byłem pewny, czy wychodek też należy włączyć do rewizji. Jeden z techników wszedł do środka, ale nic nie znalazł.

W oczach Browna pojawiły się piorunujące błyski.

– Daj spokój, Tanny. Zastał tam wiele smrodu i gówien. Wszedł, rozejrzał się i dał dyla. Tak napisano w raporcie. – Wskazał palcem zdanie w plątaninie kartek. – O tutaj.

Cowart odszedł na parę kroków od wozu. Przypomniał sobie słowa Blaira Sullivana: „Gdybyś miał oczy w dupie”.

– Żeby to jasna cholera! – Odwrócił się do Browna. – Sullivan mówił… Policjant zachmurzył się.

– Pamiętam, co mówił.

Cowart odwrócił się gwałtownie i zaczął iść szybkim krokiem na tyły domu. Doleciał go przeszywający duszne i gorące powietrze głos babki Fergusona.

– Dokąd idziesz, Biały Człowieku?

– Zajrzę z tyłu – rzucił szorstko Cowart.

– Tam nic dla ciebie nie ma! – krzyknęła rozdzierająco. – Nie wolno ci tam iść!

– Chcę zobaczyć. Do diabła, chcę zobaczyć.

96
{"b":"110015","o":1}