Литмир - Электронная Библиотека

– Odwiedziłem ją niedawno – powiedział reporter.

– Hm, ładnie z pana strony.

– Odwiedziłem ją, ponieważ Blair Sullivan powiedział mi, żebym tam czegoś poszukał.

– Kiedy z nim pan rozmawiał?

– Tuż przed jego śmiercią.

– Panie Cowart, zmierza pan wyraźnie do czegoś, o czym nie mam pojęcia.

– W wychodku.

– Niezbyt przyjemne miejsce. Stare. Nie używane od przeszło roku.

– Zgadza się.

– Założyłem kanalizację. Tysiąc dolców gotówką.

– Dlaczego to zrobiłeś?

– Co? Dlaczego założyłem kanalizację? Bo zimą nie jest zbyt przyjemnie wychodzić na zewnątrz, by załatwić potrzebę.

– Nie. – Cowart potrząsnął głową. – Nie to miałem na myśli. Dlaczego zabiłeś Joanie Shriver?

Ferguson utkwił wzrok w reporterze i odchylił się do tyłu w krześle.

– Nikogo nie zabiłem. Szczególnie tej małej dziewczynki. Myślałem, że do tej pory zdążyliście się o tym przekonać.

– Kłamiesz.

W oczach Fergusona pojawiły się zimne błyski. – Nie.

– Zgwałciłeś ją, a potem zabiłeś. Ciało zostawiłeś na moczarach, a nóż wsadziłeś w przepust odwadniający. Potem wróciłeś do domu i zobaczyłeś, że na ubraniu i wykładzinie w samochodzie widnieją ślady krwi, więc wyciąłeś dywanik i zawinąłeś razem z ubraniem, zagrzebując to wszystko pod tym całym gównem i odpadkami w starym wychodku, ponieważ wiedziałeś, że nikomu nie przyjdzie do głowy tam szukać.

Ferguson potrząsnął przecząco głową.

– Zaprzeczasz? – spytał Cowart.

– Oczywiście, że tak.

– Znalazłem ubranie i kawałek wykładziny.

Ferguson przez chwilę wyglądał na zdziwionego, potem wzruszył ramionami.

– Przejechał pan ten szmat drogi, żeby mi to powiedzieć?

– Dlaczego ją zabiłeś?

– Nie zrobiłem tego. Mówiłem już.

– Kłamca. Kłamiesz od samego początku.

Cowart pomyślał, że to stwierdzenie rozzłości Fergusona, ale pomylił się. Przynajmniej tak wyglądało z zewnątrz. Zamiast złości na twarzy Fergusona pojawił się uśmiech. Wyciągnął rękę i odkroił sobie następny kawałek ciasta, przytrzymując przez chwilę nóż w ręce. Potem wypił kolejny łyk kawy.

– Te wszystkie kłamstwa pochodzą od Sullivana. Co jeszcze panu powiedział?

– Że zabiłeś staruszków z Keys.

– Tego zabójstwa również nie popełniłem. – Ferguson potrząsnął głową. – Teraz jednak rozumiem, czego szukała tutaj ta ładna pani detektyw.

– Dlaczego zabiłeś Joanie Shriver? – spytał ponownie Cowart. Ferguson wstał powoli, a w jego głosie pojawiła się złość.

– Nie popełniłem tej zbrodni! Do cholery, ile razy mam to powtarzać?

– Zatem w jaki sposób te rzeczy znalazły się w wychodku?

– Kiedyś wyrzucaliśmy przeróżne rzeczy do tego dołu. Ciuchy, zużyte części samochodowe, odpadki. Jeśli chodzi o rzeczy, o których mówisz, to uwalały się świńską krwią, gdy pomagałem sąsiadowi zaszlachtować starą maciorę. Wracałem do domu lasem i zaskoczył mnie stary skunks, doprawiając swoim smrodem. Do diabła, miałem trochę forsy, więc zawinąłem brudne rzeczy i wyrzuciłem. I tak były już zniszczone. Potem pojechałem do centrum i kupiłem nową parę dżinsów.

– A wykładzina?

– Wykładzina została odcięta przypadkiem. Porwała się, kiedy położyłem piłę na podłodze wozu. Wyciąłem kwadrat, bo miałem zamiar położyć w to miejsce wycieraczki. Przedtem jednak zostałem aresztowany. Wykładzinę wsadziłem do dołu tak jak wszystkie inne rzeczy. – Ferguson spojrzał bacznie na Cowarta. – Ma pan wyniki z laboratorium, które mówią coś innego?

Cowart chciał zaprzeczyć, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Nie wiedział, czy Ferguson zauważył ten gest.

– Myśli pan, że jestem tak cholernie głupi, że po wyjściu z więzienia, jeśli te rzeczy byłyby dowodem jakiejś cholernej zbrodni, szczególnie morderstwa pierwszego stopnia, nie ukryłbym tego lepiej i postarał się, żeby zniknęły na dobre? Co pan sobie myśli, panie Cowart? Czy myśli pan, że niczego się nie nauczyłem w celi śmierci? Myśli pan, że nie nauczyłem się niczego na tych kursach kryminologii? Myśli pan, że jestem głupi, panie Cowart?

– Nie – odparł reporter. – Nie myślę, że jesteś głupi. – Wpatrywał się w oczy Fergusona. – I sądzę, że nauczyłeś się wiele.

Przez chwilę obaj mężczyźni milczeli.

– W jaki sposób Sullivan dowiedział się o wychodku?

Ferguson wzruszył ramionami.

– Mówił mi wcześniej, jeszcze przed naszą małą sprzeczką, że kiedyś udusił kobietę jej pończochami, potem wrzucił je do toalety. Powiedział, że wylał na nie jakiś środek rozpuszczający, żeby nikt ich nie znalazł. Pytał mnie, co ja mam w domu, to powiedziałem mu i o tej starej budzie, do której wrzucaliśmy wszystkie śmieci i zużyte rzeczy. Sądzę, że po prostu stworzył jakąś historię specjalnie dla pana, panie Cowart. I tak, gdy przeszukał pan wystarczająco dokładnie i pomyślał pan wystarczająco długo, spodziewając się znaleźć tam coś, to jasne jak diabli, że pan to znalazł. Czy to nie działa właśnie w taki sposób? Jeśli szukasz czegoś będąc tego pewnym, prawdopodobnie to znajdziesz. Nawet jeśli to nie jest to, czego naprawdę szukasz.

– To jest dobre wytłumaczenie.

Ferguson ponownie najeżył się, a następnie rozluźnił.

– Nie mogę wymyślić czegoś lepszego. Jeśli pan jednak posłucha uważniej, to usłyszy pan trochę Blaira Sullivana. Ten człowiek był w stanie wywinąć wszystko na swoją korzyść, nieprawdaż, panie Cowart?

– Tak, to prawda – odparł reporter.

Ferguson wskazał ręką magnetofon i notatnik, który Cowart trzymał w ręku.

– Szuka pan tutaj jakiegoś tematu na artykuł, panie Cowart?

– Zgadza się.

– No cóż, to wszystko stare historie.

– Nie jestem tego pewny.

– Stara historia. Ta sama stara historia. Rozmawiał pan z Tannym Brownem. Ten człowiek nigdy się nie poddaje, prawda?

Cowart uśmiechnął się.

– Właśnie – odparł. – On nigdy się nie podda.

– Do cholery z nim – powiedział Ferguson z goryczą. Potem w jego głosie pojawiła się furia i wymsknął mu się jakiś epitet. – Teraz jednak nie może mnie udupić – dodał po chwili.

Cowart poczuł ogarniającą go bezradność. Próbował sobie wyobrazić, o co zapytałby Tanny Brown, jakie pytanie przełamałoby twardą skorupę niewinności okrywającą Fergusona. Po raz pierwszy zaczął rozumieć, dlaczego Brown pozwolił swojemu partnerowi użyć pięści i wymusić przyznanie się do winy.

– Kiedy jeździsz na południe wygłaszać kazania w jakichś kościołach czy domach kultury, to czy za każdym razem dajesz taką samą przemowę, czy zmieniasz je w zależności od audytorium?

– Troche je zmieniam. Zależy do kogo mówię. W większości jednak zachowuję to samo przesłanie.

– A ich wpływ?

– Pozostaje ten sam.

– Powiedz mi, co mówisz.

– Mówię ludziom, jak Jezus zstąpił i przyniósł światło w ciemności celi śmierci, panie Cowart. Mówię im, jak wiara pozwala wytrwać w najbardziej niebezpiecznych czasach. Jak nawet najgorszy grzesznik może zostać dotknięty światłością i znaleźć ukojenie w słowach Boga. Mówię im, jak prawda zawsze wznosi się i przecina zło niczym świecący miecz i ukazuje drogę do wolności. A oni mówią „Amen”, panie Cowart, ponieważ jest to przesłanie, które koi serce i duszę, prawda?

– Myślę, że tak. A tutaj w Newark regularnie uczęszczasz do kościoła?

– Nie. Tutaj jestem studentem. Cowart kiwnął głową.

– Ile razy przemawiałeś?

– Osiem, może dziewięć.

– Czy możesz podać nazwy kościołów, domów kultury, cokolwiek?

– To do artykułu?

– Podaj mi nazwy.

Ferguson popatrzył twardo na Cowarta, następnie wzruszył ramionami, jak gdyby bez zainteresowania. Lotem błyskawicy wyrecytował krótką listę kościołów. Baptystów, Zesłania Ducha Świętego, unitariańskich, dodając nazwy kilku domów kultury. Następnie szybko wymienił nazwy miast. Cowart pospiesznie zapisał informacje. Jego pióro skrzypiało o papier, a notatki falowały pomiędzy niebieskimi liniami na kartce. Ferguson skończył, czekając na reakcję Cowarta, który liczył poszczególne pozycje. Perrine było na liście.

110
{"b":"110015","o":1}