Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Jedyna kartka papieru znajdująca się pod tym przyciskiem zawierała tylko dzienny spis czynności, przygotowany dla Cassa. Byłem niepocieszony, przekonawszy się, że tego popołudnia będę czyścił uprząż razem z Kennethem, który miał dziecinny głos i nigdy nie przestawał mówić, a wieczorem przypada na mnie pięć koni, w tym jeden koń Berta, który pojechał na wyścigi.

Poza biurkiem w kantorze znajdowała się szafa, od podłogi do sufitu, w której mieściły się księgi koni i ubrania w kolorze stajni; stanowczo zbyt mało tego wszystkiego, jak na tak dużą ilość miejsca. Trzy ciemnozielone szafki na akta, dwa skórzane fotele i krzesło obite skórą z wysokim oparciem stały pod ścianami.

Otworzyłem niezamknięte szuflady szafek i szybko przejrzałem ich zawartość. Były tam kalendarze wyścigów, stare rachunki, pokwitowania, wycinki prasowe, fotografie, papiery dotyczące aktualnie trenowanych koni, formularze, listy od właścicieli, zapiski dotyczące transakcji z siodlarzami i dostarczycielami paszy, słowem to wszystko, co znaleźć można w kantorze niemal każdego trenera w kraju.

Spojrzałem na zegarek. Cass zwykle spędzał na obiedzie godzinę. Odczekałem pięć minut, aż wyjechał z podwórza, i miałem zamiar opuścić kantor na dziesięć minut przed jego spodziewanym powrotem. Dawało mi to trzy kwadranse czasu, z czego prawie połowa już upłynęła.

Pożyczając sobie ołówek z biurka i kartkę papieru zająłem się szufladą pełną bieżących dokumentów. Każdy z siedemnastu koni wyścigowych miał osobny skoroszyt, w którym zapisane były wszystkie wydatki poniesione w czasie treningu. Zapisałem imiona koni, niektóre były mi znajome, nazwiska właścicieli i dary przybycia koni do stajni. Kilka koni było tu przez całe lata, ale trzy przybyły dopiero w ciągu ostatnich trzech miesięcy, i jedynie te, jak mi się wydawało, były naprawdę interesujące. Żaden z koni, które dostały doping, nie przebywał u Humbera dłużej niż cztery miesiące.

Te trzy konie nazywały się Chin-Chin, Kandersteg i Starlamp. Właścicielem pierwszego był sam Humber, a dwóch pozostałych Adams.

Odłożyłem księgi rachunkowe na miejsce i spojrzałem na zegarek. Zostało mi jeszcze siedemnaście minut. Kładąc ołówek z powrotem na biurko, złożyłem przepisany spis koni i schowałem do kieszonki mojego pasa na pieniądze. Rząd kieszonek wypełniał się znów piątkami, ponieważ wydawałem bardzo niewiele z zarobionych pieniędzy, ale pas ciągle jeszcze przylegał płasko i niewidocznie poniżej mojej talii pod dżinsami. Bardzo się starałem, aby żaden ze stajennych nie dowiedział się o jego istnieniu, żebym nie został okradziony.

Przeleciałem szybko szuflady z wycinkami prasowymi i fotografiami, nie znalazłem tam jednak żadnej wzmianki o jedenastu koniach i ich sukcesach. Kalendarz wyścigów przyniósł ciekawsze owoce, w postaci ołówkowego krzyżyka przy imieniu Supermana w drugi dzień świąt na gonitwie sprzedażnej, jednak przy najbliższej tego typu gonitwie w Sedgefield nie widniał żaden znaczek.

Największą żyłę złota odnalazłem na dnie szuflady z pokwitowaniami. Był tu jeszcze jeden rejestr rachunkowy w niebieskiej oprawie, gdzie każdemu z jedenastu koni poświęcona była podwójna strona. Pośród tych jedenastu umieszczonych było dziewięć innych koni, które w różny sposób nie stanęły na wysokości zadania. Jednym z nich był Superman, a drugim Old Etonian.

Po lewej stronie każdej rozkładówki widoczna była cała wyścigowa kariera konia, a po prawej – dotyczącej jedenastu starych znajomych – szczegóły gonitwy wygranej dzięki pomocy. Poniżej wypisane były sumy pieniędzy, które – jak uznałem – musiały stanowić wygrane Humbera. Sięgały one tysięcy na każdej wygranej gonitwie. Na stronie poświęconej Supermanowi napisał „Strata – trzysta funtów”. Po prawej stronie rozkładówki Old Etoniana nie było sprawozdań wyścigowych, tylko jedno słowo: „zlikwidowany”.

Przez wszystkie strony biegła po przekątnej linia, z wyjątkiem miejsca poświęconego koniowi o nazwie Six-Ply; na końcu przygotowane były dwie rozkładówki, jedna dla Kanderstega, a druga dla Starlampa. Lewe części stron przy wszystkich koniach były zapisane, puste były tylko prawe strony.

Zamknąłem rejestr i odłożyłem go na miejsce. Był najwyższy czas wychodzić, toteż rzuciwszy dokoła ostatnie spojrzenie, by upewnić się, że ułożyłem wszystko tak, jak zastałem, wyszedłem spokojnie niezauważony i wróciłem do kuchni, by sprawdzić, czy jakimś cudem stajenni nie zostawili mi okruchów obiadu. Ale oczywiście nie zrobili tego.

Następnego ranka podczas porannego treningu zniknął ze stajni Mickey, koń Jerry’ego, ale Cass wytłumaczył chłopcu, że Jud zabrał konia do przyjaciela Humbera mieszkającego na wybrzeżu, żeby Mickey brodząc w morskiej wodzie wzmocnił sobie nogi, i że wróci wieczorem. Jednak przyszedł wieczór, a Mickeya nie było.

W środę startował inny koń Humbera, toteż straciłem obiad na penetrowanie jego domu. Wejście przez wywietrznik było całkiem proste, nie udało mi się jednak znaleźć wewnątrz niczego, co mogłoby być wskazówką na temat sposobów dopingu.

Przez cały czwartek niepokoiłem się o Mickeya, ciągle przebywającego na wybrzeżu. Wszystko to wyglądało całkiem rozsądnie. Tego należało oczekiwać od każdego trenera mieszkającego około czterdziestu kilometrów od morza. Morska woda jest dobra na końskie nogi. Ale w jakimś momencie koniom trenowanym przez Humbera przytrafiało się coś, co pozwalało na późniejszy doping, i miałem głębokie podejrzenia, że czymkolwiek było owo coś, to przytrafiało się właśnie w tym momencie Mickeyowi, a ja traciłem jedyną okazję, aby to odkryć.

Zgodnie z rejestrem rachunkowym, Adams był właścicielem czterech koni wyścigowych znajdujących się w stajni, prócz dwóch wierzchowców. Żaden z tych koni nie był znany w stajni pod swoim prawdziwym imieniem, toteż Mickey mógł być każdym z czwórki. Mógł w istocie być Kanderstegiem albo Starlampem. Była nawet nikła szansa, że był właśnie jednym z nich i miał pójść w ślady Supermana. Nic więc dziwnego, że się niepokoiłem.

W piątek rano wynajęty furgon powiózł konia z naszej stajni na wyścigi w Haydock, a furgon Juda i Humbera pozostał na podwórzu aż do obiadu. To byłb zdecydowane odstępstwo od normy, wykorzystałem więc sposobność, by zapisać stan licznika furgonu.

Jud wyprowadził furgon z podwórza w czasie, gdyjedliśmyjeszcze południową papkę, nie widzieliśmy też kiedy wrócił, bo byliśmy wszyscy na treningu galopu, dość daleko od stajni, wpychając z powrotem na miejsce grudki ziemi wykopane z miękkiego gruntu podczas licznych ćwiczeń tego tygodnia. Jednak kiedy wróciliśmy o czwartej na wieczorny obrządek, Mickey stał już w swoim własnym boksie.

Wdrapałem się do szoferki furgonu i spojrzałem na licznik. Jud przejechał dokładnie trzydzieści dwa kilometry. A więc nie dojechał do wybrzeża. Opadły mnie dosyć gorzkie myśli.

Kiedy skończyłem z moimi dwoma wyścigowymi końmi, zabrałem szczotki i widły do boksu czarnego wierzchowca Adamsa i zobaczyłem, że zapłakany Jerry stał oparty o zewnętrzną ścianę boksu Mickeya, obok mojego.

– Co się stało? – zapytałem odkładając narzędzia.

– Mickey… mnie ugryzł – Jerry drżał z bólu i ze strachu.

– Pokaż.

Pomogłem mu wydostać lewe ramię ze swetra, i spojrzałem na obrażenia. W pobliżu łokcia widoczna była purpurowoczerwona kulista pręga. Ślad po mocnym, dzikim ugryzieniu. Pojawił się Cass.

– Co się tu dzieje?

Kiedy jednak zobaczył rękę Jerry’ego, nic nie trzeba było mu tłumaczyć. Zajrzał do boksu Mickeya przez górną połowę drzwi i rzekł:

– Jego nogi były już za słabe, żeby mogła mu pomóc morska woda. Weterynarz powiedział, że trzeba mu przylepić wizykatorię, i zrobił to dziś po południu, kiedy Mickey wrócił. I to jest przyczyna. Czuje się trochę nieswój, ty byś też się tak czuł, gdyby ktoś ci przylepił palący plaster na nogi. Przestań się mazgaić, właź z powrotem do boksu i zajmij się nim. A ty, Dan, wracaj do wierzchowca i pilnuj swojego nosa.

To powiedziawszy odszedł wzdłuż boksów.

35
{"b":"107671","o":1}