Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Myślę, że po prostu odwaliła mu szajba. Cholerna, idiotyczna szajba. Znaczy, nikt nie miał okazji podania mu dopingu, tylko ja, Stary albo Chalky; ja tego nie zrobiłem, Stary też nie, bo to nie jest tego rodzaju facet, a trudno pomyśleć, żeby to zrobił Chalky, jest tak cholernie dumny, bo dopiero w zeszłym miesiącu został koniuszym.

Skończyliśmy herbatę i wyszliśmy zobaczyć szóstą gonitwę, ciągle rozmawiając o Supermanie, ale jego stajenny nie wiedział już nic więcej, co mogłoby mi pomóc.

Po wyścigach poszedłem pieszo pół kilometra do centrum Stafford i z budki telefonicznej wysłałem dwa identyczne telegramy do Octobra, jeden do Londynu, a drugi do Slaw, ponieważ nie wiedziałem, gdzie przebywa: „Potrzebuję pilnie informacji o Supermanie, zwłaszcza dokąd przeszedł od trenera Beaneya z Devon, prawdopodobnie w maju ubiegłego roku. Odpowiedź na poste restante, Newcastle”.

Spędziłem wieczór oglądając koszmarny musical w prawie pustym kinie, w nastroju zupełnie odbiegającym od wesołości poprzedniego dnia, spałem w podejrzanym hoteliku, gdzie w recepcji obejrzano mnie z powątpiewaniem i zażądano zapłacenia z góry. Zapłaciłem zastanawiając się, czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do takiego traktowania. Za każdym razem był to dla mnie szok. Myślę, że byłem tak przyzwyczajony do szacunku, jaki okazywano mi w Australii, że nawet go nie zauważałem, a tym bardziej nie doceniałem. Idąc za właścicielką do maleńkiego, nieprzytulnego pokoju i wysłuchując jej podejrzliwego przemówienia o tym, że nie wolno gotować w pokoju, korzystać z gorącej wody po jedenastej ani przyjmować dziewcząt – pomyślałem ponuro, że teraz doceniłbym nawet najdrobniejsze przejawy tego respektu.

Następnego popołudnia celowo plątałem się w pobliżu koniuszego Humbera, z twarzą ponurą i zasępioną. Po wyścigu wróciłem autobusem i pociągiem na noc do Newcastle. Rano odebrałem motocykl, wyposażony w nowy dumik i inne części i poszedłem na pocztę zobaczyć, czy nie ma odpowiedzi od Octobra.

Urzędnik podał mi kopertę. Wewnątrz znajdowała się pojedyncza kartka maszynopisu, bez nagłówka i podpisu: „Superman wyhodowany został w Irlandii. Dwukrotnie zmieniał właściciela, zanim trafił do Johna Beaneya w Devon. Beaney sprzedał go 3 maja H. Humbertowi z Posset, hrabstwo Durham. Humber w lipcu wysłał konia na aukcję w Ascot, gdzie kupił go obecny trener za 260 gwinei.

Śledztwo dotyczące Supermana w Stafford do tej pory nic nie przyniosło; testy dopingowe jeszcze trwają, ale jest niewielka nadzieja, że coś dadzą. Weterynarz na wyścigach, równie jak pan przekonany, że jest to kolejny «dżoker», przeprowadził dokładne badania skóry konia. Nie znalazł żadnych widocznych nakłuć, z wyjątkiem tego po zastrzyku uspokajającym.

Superman przed gonitwą był w całkiem normalnym stanie. Dżokej twierdzi, że wszystko było w porządku do ostatniej przeszkody, kiedy to koń dostał czegoś w rodzaju konwulsji i wyrzucił go z siodła.

Dalsze poszukiwania w sprawie Rudyarda wykazały, że cztery lata temu kupił go P. J. Adams z Tellbridge w Northumberland i niedługo potem sprzedał go w Ascot. Transistora kupił Adams w Doncaster trzy lata temu i sprzedał trzy miesiące później w Newmarket.

Śledztwo w sprawie dalszych trzydziestu banknotów pięciofuntowych wykazało, że zostały wydane przez Barclays Bank, oddział Birmingham New Street, mężczyźnie o nazwisku Lewis Greenfield, którego rysopis dokładnie odpowiada opisowi mężczyzny, który kontaktował się z Panem w Slaw. Postępowanie przeciwko Greenfieldowi i T. N. Tarletonowi zostało wszczęte, ale zostanie zawieszone do czasu ukończenia przez pana głównego zadania.

Pana raport w sprawie Bimmo Bognora został przyjęty, ale jak pan wie, według prawa kupowanie informacji ze stajni nie jest karalne. Nie przewiduje się na razie wszczęcia postępowania, ale niektórzy trenerzy otrzymają prywatne ostrzeżenia o funkcjonowaniu systemu szpiegowskiego.

Podarłem kartkę na drobne kawałki, wrzuciłem do kosza na śmieci, wsiadłem na motocykl i poddałem go próbie na drodze Al do Catterick. Dobrze się go prowadziło, szybkość sprawiała mi przyjemność i przekonałem się, że naprawdę motor może jeszcze wyciągnąć setkę.

Tej soboty w Catterick koniuszy Humbera wyskoczył do przynęty jak pstrąg do muchy.

Inskip wystawiał dwa konie. Jednym z nich opiekował się Paddy; zauważyłem na trybunie stajennych przed rozpoczęciem drugiej gonitwy, jak niski, sprytny Irlandczyk z przejęciem rozmawiał z koniuszym Humbera. Obawiałem się, że Paddy może zmięknąć na tyle, żeby powiedzieć coś na moją korzyść, ale obawy te były płonne. Sam Paddy uspokoił mnie w tym względzie.

– Jesteś cholernym głupim gówniarzem – powiedział wodząc wzrokiem od moich rozczochranych włosów do zabłoconych butów. – Masz to, na co zasłużyłeś. Ten człowiek od Humbera pytał, dlaczego wylano cię od Inskipa, i podałem mu prawdziwą przyczynę, a nie całe to mydlenie oczu o kombinowaniu z córką hrabiego.

– Jaką prawdziwą przyczynę? – zapytałem zaskoczony. Wykrzywił pogardliwie usta.

– Co myślisz, ludzie gadają. Nie sądzisz, że trzymają zamknięte gęby, kiedy dookoła krążą takie plotki. Nie przypuszczasz, że Grits nie opowiedział mi, jak to się upiłeś w Cheltenham i ulżyłeś sobie na temat Inskipa, i o tym, co powiedziałeś w Bristolu, że chętnie pokazałbyś palcem boks w stajni, też się dowiedziałem. A z tym draniem Soupym rozumieliście się jak para złodziei. Wszyscy postawiliśmy nasze wypłaty na Sparking Pluga, a on ledwie doszedł do mety. Założyłbym się o każde pieniądze, że to twoja robota – więc powiedziałem człowiekowi Humbera, że byłby idiotą, gdyby ciebie przyjął. Jesteś plugawcem, Dan, uważam, że nie nadajesz się do żadnej stajni, i to właśnie mu powiedziałem.

– Dziękuję.

– Umiesz jeździć – dodał Paddy z niesmakiem. – To ci muszę przyznać. Ale to jest cholerne marnotrawstwo, bo nigdy już nie dostaniesz pracy w żadnej przyzwoitej stajni. To tak, jakby włożyć zgniłe jabłko do skrzynki z dobrymi.

– Czy to wszystko powiedziałeś człowiekowi Humbera?

– Powiedziałem, że nie przyjęto by cię do żadnej przyzwoitej stajni – skinął głową twierdząco. – I co do mnie, to uważam, żeś sobie na to zasłużył.

Odwrócił się do mnie plecami i odszedł.

Westchnąłem, powtarzając sobie, że powinienem być zadowolony, skoro Paddy uwierzył w mój tak czarny charakter.

Koniuszy Humbera zagadał do mnie na padoku między dwiema ostatnimi gonitwami.

– Hej, ty – odezwał się, łapiąc mnie za ramię. – Słyszałem, że szukasz pracy.

– Fakt.

– Mógłbym ci może coś załatwić. Dobra pensja, lepsza niż gdzie indziej.

– Czyja stajnia? – zapytałem. – I za ile?

– Szesnaście tygodniowo.

– Wygląda dobrze – przyznałem. – Gdzie?

– Tam, gdzie ja pracuję. U pana Humbera, w Durham.

– U Humbera – powtórzyłem kwaśno.

– Potrzebujesz roboty czy nie? Oczywiście, jeśli tak dobrze ci się powodzi, że nie musisz pracować, to co innego… – Szydził wyraźnie z mojego nędznego wyglądu.

– Potrzebuję roboty – wymamrotałem.

– No więc?

– Może nie będzie mnie chciał – powiedziałem z goryczą. – Jak inni, których mógłbym tu wymienić…

– Jeśli wstawię się za tobą, to cię weźmie. Akurat brakuje nam jednego stajennego. W następną środę będą tutaj znowu wyścigi. Powiem mu o tobie przedtem i jeśli będzie OK, będziesz mógł w środę zobaczyć się z panem Humberem i sam ci powie, czy cię przyjmie.

– A dlaczego nie zapytać go teraz?

– Nie. Poczekaj do przyszłej środy.

– Dobra – rzekłem urażony. – Jeżeli muszę.

Niemal wyobrażałem sobie tok jego myśli: w przyszłą środę będę jeszcze bardziej głodny, bardziej potrzebujący jakiejkolwiek pracy i mniej skłonny do niepokoju z powodu pogłosek o złych warunkach.

Na moją włoską wycieczkę wydałem całe 200 funtów od bukmachera, a także połowę zarobków od Inskipa (nie żałuję zresztą ani pensa), a po opłaceniu motocykla i kolejnych nędznych hoteli nie zostało mi już prawie nic z dwustu funtów od Octobra. Nie wspominał o żadnych dalszych pieniądzach na wydatki i nie miałem zamiaru go o to prosić, uznałem jednak, że resztę pieniędzy zarobionych u Inskipa mogę wydać jak mi się podoba, i w ciągu następnych trzech dni pozbyłem się ich niemal do końca na motocyklową wyprawę do Edynburga. Chodziłem po mieście, rozkoszowałem się tymi spacerami i uznałem, że jestem pewnie najdziwniejszym turystą w Szkocji.

27
{"b":"107671","o":1}