Pozostali mi wobec tego tylko dwaj mordercy: morderca „A” – Darcy, który wziąłby maskę, a pozostawił listy (więc kto wziął listy?), i morderca „B” – sir Thomas Dodd – jedyny poza panią Dodd człowiek, który wziąłby listy, ale nie wziąłby maski. Zresztą sir Thomas Dodd mógł zabić Vincy’ego tylko pod tym warunkiem, że po zabójstwie i po zabraniu przez niego listów do garderoby wszedłby Darcy, wziąłby maskę i zagrałby rolęStarego, zamknąwszy przedtem Vincy’ego na ten przeklęty klucz. I tu powstała absurdalna sytuacja: Dodd mógł zabrać listy tylko wówczas, gdyby Darcy zabił Vincy’ego. Ale mógł to zrobić tylko wchodząc do zamkniętej garderoby, od której klucz miał Darcy ze sobą na scenie. Natomiast gdyby Dodd zabił Vincy’ego i zabrał listy, Darcy musiałby potem wejść do garderoby i będąc niewinnym człowiekiem nie mówić nic nikomu, zabrać maskę i zagrać za trupa!
Wszystko to wydawało się zupełnie fantastyczne. Równocześnie narastały dowody, które już poprzednio wyłuszczyłem, że Darcy nie zabił. Ale jeżeli on nie zabił i nie zagrał po przerwie, to nie mógł także zabić sir Thomas Dodd. Więc kto zabrał maskę i listy? – Alex urwał i roześmiał się niewesołym, szorstkim śmiechem. – Potem, kiedy się okazało, że po spektaklu nikt nie wchodził do garderoby poza panią Dodd, a w przerwie byli u niego tylko dwaj ludzie, Darcy i posłaniec z kwiatami, wszystko stało się jasne.
a) Pani Dodd nie zabiła, bo kiedy weszła. Vincy nie żył już co najmniej od 15 minut, co stwierdza obdukcja zwłok.
b) Darcy nie zabił, bo okazał się kaleką (i dla stu innych przyczyn, które wyłuszczyłem).
c) Pozostał tylko posłaniec z kwiaciarni. On na pewno zabił Vincy’ego i zabrał listy. A na listach zależało (poza panią Dodd) tylko jednej osobie i tylko jedna jeszcze osoba wiedziała o ich istnieniu i o tym, że będą znajdowały się tego wieczoru w garderobie Vincy’ego: sir Thomas Dodd. W tej chwili jego poprzednie alibi nie miało już wartości, bo jeśli zabił o 9.05, to mógł spokojnie zdążyć na 9.20 do doktora Amstronga, mając zaparkowany nie opodal teatru swój samochód. Zrozumiałe było także, dlaczego wysłał do teatru całą rodzinę. Chciał być sam i chciał wziąć swoje auto, aby zdążyć do kwiaciarni, a potem do teatru, nie pozostając w pamięci żadnego z londyńskich taksówkarzy, którzy na drugi dzień przeczytaliby o zbrodni w gazetach…
Reszta była względnie prosta. Na kwiaciarza nikt nie zwraca uwagi, nie pozostaje on w niczyjej pamięci. Portierzy teatralni przepuszczają ich, nie spojrzawszy nawet. Sir Thomas niewiele ryzykował. Mógł przypuszczać, że Vincy będzie sam, oczekując jego żony. Gdyby nie był sam, sir Thomas oddałby po prostu kwiaty, dostałby szylinga napiwku i wyszedł. Ważna była natomiast biała, pusta koperta…
– Dlaczego?
– Sir Thomas przyszedł zabić. Chciał zadać cios w chwili, gdy Vincy będzie miał odwróconą uwagę, zajęty otwieraniem tej koperty.
– Czym chciał zadać ten cios?
– Sztyletem oczywiście! Przecież wiesz chyba, że Vincy został zamordowany sztyletem.
– Zaczekaj… – Parker uniósł rękę – mówisz, że sir Thomas przyjechał, żeby zabić. Więc dlaczego nie zabrał ze sobą narzędzia zbrodni? A poza tym czy Vincy pozwoliłby kwiaciarzowi dreptać po garderobie w poszukiwaniu sztyletu, o którego istnieniu w tejże garderobie sir Thomas nie mógł nawet wiedzieć? To nonsens!
– Brawo! – powiedział Alex. – Zadałem sobie to samo pytanie i przez kilka chwil także nie umiałem sobie na nie odpowiedzieć. Ale przecież sir Thomas był w końcu jedynym człowiekiem, który mógł zabić Vincy’ego, więc silą rzeczy musiało istnieć logiczne i proste wyjaśnienie.
– Ale jakie?
– Posłuchaj, jak to się odbyło. Sir Thomas nie mógł przecież strzelić ani nie udałoby mu się podać Vincy’emu trucizny. Pozostał tylko sztylet: broń cicha, długa i ostra. Sir Thomas miał taki sztylet od lat, zabrał go więc, pojechał do kwiaciarni, kupił kosz róż, ucharakteryzował się prawdopodobnie nieco przedtem, aby policja nie wytropiła tego kosza i kupującego. Potem zajechał w pobliże teatru, zaparkował wóz pośród tysiąca innych wozów i przyczepiwszy do kosza pustą kopertę wszedł do teatru w czapce posłańca, których tysiące możesz kupić na każde zawołanie w każdym sklepie z czapkami. Zastał doskonałą sytuację: była przerwa. Tak zresztą musiał Dodd obliczyć swoje wejście, aby zastać Vincy’ego w garderobie, a nie na scenie, co obaliłoby od razu cały plan. Vincy był sam, leżał na kozetce i odpoczywał, bo gra w Krzesłach jest dość wyczerpująca fizycznie, zważywszy to nieustanne wnoszenie krzeseł. Sir Thomas zbliżył się do kozetki, postawił kwiaty i podał Vincy’emu kopertę. Vincy (oczywiście nie wstając) natychmiast zabrał się do zbadania zawartości koperty. Mogła ona przecież zawierać jakąś zakamuflowaną koszem kwiatów wiadomość od pani Dodd. W tym momencie stojący pokornie za nim w głowach kozetki kwiaciarz wyciągnął swój długi, ostry sztylet i uderzył z całej siły. Choć był wyczerpany chorobą, ale do zadania ciosu z góry w leżące nieruchomo ciało nie trzeba wiele siły. Sztylet przebił serce i Vincy zdołał zaledwie pochwycić go lewą ręką, a prawą konwulsyjnie zacisnąć na trzymanym w ręce papierze. Po sekundzie nie żył już. Wówczas sir Thomas rzucił się ku szufladzie w poszukiwaniu listów. Nie wiem, czy znalazł je tam, czy w ubraniu Vincy’ego, ale wiem, że znalazł tam natomiast drugi sztylet! Znalazł ten sztylet, wiedział, że jest identyczny, bo przecież razem ongiś zamawiali te sztylety. Nie musiał wiec wyciągać z rany narzędzia zbrodni i ukrywać go. Wystarczyło, by zabrał sztylet Vincy’ego, co jeszcze bardziej powinno utrudnić policji poszukiwania. Wychodząc z teatru sir Thomas miał wszystkie dane, aby przypuszczać, że popełnił idealną zbrodnię. Nikt z żyjących (poza jego żoną, której dyskrecji mógł być pewien) nie wiedział, że miał jakikolwiek powód zabicia Stefana Vincy. Listy powróciły do niego. Narzędzie zbrodni, które było charakterystyczne… i które musiałby zabrać, było w tej chwili już tylko sztyletem Vincy’ego, którym ktoś zabił tego aktora. Żona jego nie spotka już Vincy’ego i nie rzuci na siebie podejrzenia, bo za chwilę skończy się przerwa w teatrze, Vincy nie wyjdzie na scenę, nastąpi alarm i znajdą zwłoki. Angelica Dodd wróci z klejnotami do domu i nigdy żadne z nich nie powie do drugiego słowa na ten temat… Ale stało się coś, czego nie mógł przewidzieć, nawet w najkoszmarniejszym śnie: Otóż przedstawienie spokojnie trwało dalej, a zamordowany Vincy grał do końca i zszedł owacyjnie żegnany!!! Wobec tego pani Dodd poszła oczywiście do jego garderoby. Tam nie znalazła listów, ale zobaczyła sztylet i trupa, a poza tym ściągnęła uwagę policji na dom Doddów, który w przeciwnym wypadku nigdy by nie dostał się do sprawy… Pani Dodd wróciła do domu. Nie byłaby istotą żywą, gdyby nie zajrzała, chociażby odruchowo, natychmiast do szuflady w komodzie. Sztyletu oczywiście nie było, bo mąż nie wrócił jeszcze do domu od doktora Amstronga. Wówczas pani Angelica zrozumiała, że w jakiś sposób znalazł się on tam przed nią, zabił Vincy’ego swoim sztyletem i zabrał listy. Kiedy sir Thomas wrócił o jedenastej, nie chciała go widzieć, nie chciała z nim mówić o zabójstwie. Zamknęła się u siebie mówiąc, że boli ją głowa. A gdy przybyła policja, postanowiła natychmiast, że odpokutuje tę zbrodnię za niego, bo przecież popełnił ją tylko z miłości dla niej i dla Anny. Kiedy więc zapytałem o sztylet, podeszła spokojnie do miejsca, w którym zwykle leżał, i wyciągnąwszy rękę wskazała palcem… Ku jej bezgranicznemu zdumieniu sztylet był na miejscu!!! Później, kiedy usłyszała, że od 9.20 mąż jej był u doktora Amstronga aż nieomal do 11, odetchnęła. Wiedziała, że wobec tego nie mógł zabić, bo przecież ona sama widziała Vincy’ego żywego na scenie jeszcze o 9.50, a po 10.15 stwierdziła, że nie żyje!
– Mój Boże!… – Parker nieomal jęknął – a cóż to za piekło! Co za niesamowity zbieg okoliczności!
– Absolutnie nie! – zaprotestował Alex – przecież w chwili gdy morderca zaczął szukać listów, musiał natrafić na ten sztylet, a gdy natrafił, to musiał go zabrać, inaczej byłby zupełnym idiotą. To była tylko prymitywna logika postępowania. Nic innego w tych okolicznościach nie mogło się zdarzyć…