– Wiesz, co on powiedział, Joe?
– Powiedział, że osoba leworęką nie mogła dokonać zabójstwa. A co z czasem zbrodni?
– Powiedział dosłownie tak: „Morderstwo zostało popełnione w nieprzekraczalnym czasie: godzina 9.00 – 10.00”. W jego przekonaniu dokonano zbrodni na długo przed 10.00, ale musi ustąpić przed faktami. Powiedział: „Będę świadczył jako biegły w każdym sądzie i zeznam pod przysięgą, że niewinny jest człowiek, którego oskarży się o popełnienie tej zbrodni chociaż minutę po tym terminie!” Vincy zabity został prawą ręką. Wskazuje na to kąt rany i rysunek jej brzegów. Wiesz, że przy uderzeniu istnieje pewna specyfika itd.?
– Wiem… – Alex kiwnął głową. – To wiele upraszcza. A w każdym razie możesz wysłać samochód po detektywa Stephensa i zatelefonować do pani Dodd, że jest zwolniona z domowego aresztu. O 10.00 siedziała dwa jardy ode mnie na widowni.
Parker uczynił to natychmiast, a kiedy odkładał słuchawkę, widać było, że odczuwa ulgę.
– Bez względu na to, kim jest ów morderca, cieszę się, że to nie ta biedna.kobieta, która dosyć, zdaje się, wycierpiała w życiu, i to za sprawą tego nieboszczyka… Teraz chciałbym obudzić dyrektora Davidsona, jeżeli usnął, i chwilę porozmawiać z nim o ludziach, których będziemy przesłuchiwać. To nam trochę ułatwi zadawanie pytań.
– Sądzę, że to dobra myśl – Alex kiwnął głową.
– Chodźmy! – Parker otworzył drzwi portierki i znowu rozpoczęli wędrówkę korytarzem, mijając drzwi garderoby Stefana Vincy, za którymi wciąż jeszcze płonęło jasne, ostre światło.
XII. Druga rozmowa z dyrektorem Davidsonem
Na korytarzu spotkali sierżanta Jonesa, który przechadzał się równym krokiem wśród napisów: CISZA! pogwizdując głośno i fałszywie Que serra, serra.
– Jones!
– Tak, szefie?
– Wypiszesz mi czytelnym charakterem pisma całą listę personelu. Za piętnaście minut chcę tu widzieć Henryka Darcy, a potem, kolejno, resztę. Na końcu przywieziecie Ewę Faraday. Nie chcę, żeby się widzieli. Dosyć jest tu wolnych pomieszczeń. Trzeba ich wszystkich tak roztasować, żeby nie widzieli się z sobą i żeby ci, którzy zostali już przesłuchani, nie mogli opowiadać innym, o czym była mowa.
– Tak, szefie! – Jones ruszył w stronę portierki. Stojący na końcu korytarza, u wylotu schodów agent wyprężył się, kiedy Parker stanął przy nim.
– Czy dyrektor Davidson schodził na dół?
– Nie, panie inspektorze.
– A czy ktoś do niego wchodził?
– Też nie, panie inspektorze. Nikt, poza naszymi ludźmi, nie porusza się po gmachu.
– Dobrze.
Ruszyli po schodach. Na pukanie Davidson odpowiedział od razu: – Proszę wejść!
Widać było, że się nie kładł ani nie zmrużył oka. Siedział przy stoliku pod lampą i czytał.
– Kryminalna książka! – Westchnął i odłożył ją zrezygnowanym ruchem. – Nie mogłem usnąć. Czy panowie wiecie już coś?
– Wiemy – Parker kiwnął głową. – Wiele już wiemy. Niestety, nie wiemy jeszcze, kto zabił Stefana Vincy. Dlatego chcielibyśmy zabrać jeszcze trochę pańskiego cennego czasu. Chciałbym, żeby nam pan opowiedział pokrótce, co pan wie o członkach zespołu aktorskiego i pomocniczego, którzy byli wczoraj w teatrze w czasie dokonania zabójstwa.
– Obawiam się, że o personelu technicznym wiem prawie tyle, co nic. Mam kierownika do tych spraw, który angażuje i zwalnia ten personel, podobnie jak i obsługę pracowni krawieckiej, stolarni i malarni. Czy mam go wezwać?
– Nie. Na razie nie. Ale o aktorach mógłby nam pan coś opowiedzieć, prawda?
Davidson zastanawiał się przez chwilę.
– Jedyne trzy osoby, o których mógłbym coś powiedzieć, to Henryk Darcy, Ewa Faraday i inspicjent, Jack Sawyer. Pozostali są mi prawie nie znani.
– Dobrze. Może wobec tego opowie nam pan o nich. Nie z punktu widzenia śledztwa, ale ogólnie.
– Dobrze. Wiec Darcy… Ten chłopak przechodził niesłychanie skomplikowane koleje losu. Urodził się w cyrku, w rodzinie prestidigitatora i imitatora głosów zwierzęcych. Zapoznał się z areną już jako siedmioletni chłopiec. Jak zwykle bywa w tych rodzinach, zaczął występować z ojcem i matką. Wiedza cyrkowa przechodzi tam z ojca na syna. Podobno był bardzo zdolny. Kiedy ojciec umarł, -rzucił cyrk i popisywał się naśladownictwem i sztuczkami w music-hallach. Był bardzo inteligentny, musiał już wtedy czytać bardzo wiele, bo nie byłby teraz tak wykształcony, mając dopiero trzydzieści pięć lat. Kiedy wybuchła wojna, wstąpił do wojska i został ciężko ranny. Jako inwalidę odesłano go ze szpitala w Indiach do kraju. Opowiadał mi kiedyś o tym. Mówił, że czytał i kształcił się dzień i noc, bo zapragnął zostać reżyserem teatralnym. Jego rana odniesiona na froncie i zdolności, które widocznie dostrzeżono, pozwoliły mu zaraz po wojnie wstąpić do szkoły teatralnej. Był bardzo lubiany. Ludzie, którzy uczyli go wówczas, i ci, którzy razem z nim uczęszczali do niej, mówią o nim zawsze jak najlepiej. Nie zmienił się chyba od tego czasu. Jest niesamowicie utalentowany. Myślę, że to chyba najciekawszy reżyser naszego młodego pokolenia. Nieustannie poszukuje, snuje na kanwie sztuk swoje własne, oryginalne koncepcje i świat teatralny bardzo liczy się z jego zdaniem. Stał się modny ostatnio, a inscenizacja Krzeseł przyniosła mu wielki, potwierdzony przez całą krytykę sukces. Nawet konserwatywna część opinii teatralnej przyznała, że w tym przedstawieniu widać genialne pociągnięcia… Cóż jeszcze? Historię z Ewą Faraday znacie panowie już. Poznał ją, kiedy zaproszono go na spotkanie z amatorami zespołu jednej z przędzalni na prowincji. Pojechał tam i wrócił oszołomiony talentem jednej z dziewcząt. Miała dwadzieścia dwa lata. To była Ewa Faraday. Takie zresztą jest jej prawdziwe nazwisko. Darcy zrobił z niej aktorkę. Myślę, że bardzo ją kocha. Ta sprawa z Vincym to był straszny cios dla niego. Byłem tu co dnia podczas prób i co dnia prawie miałem z nim konferencje na najrozmaitsze tematy dotyczące przygotowania premiery. Widziałem, ile go to kosztuje. Ale zachował absolutny spokój. To człowiek niesłychanie opanowany. Zdaje się być zupełnie bez nerwów. Nigdy nie słyszałem, aby zdenerwował się na aktora. A przecież innym reżyserom zdarza się to często. Nie ma w nim absolutnie histerii, która towarzyszy zawsze życiu ludzi teatru…
Urwał i zaczął się zastanawiać. Widocznie powiedział o Darcym wszystko, co uważał za istotne.
– A jak przebiegała inscenizacja Krzeseł? – zapytał Alex pozornie znudzonym głosem, ale Parker, który znał go dobrze, uniósł brwi i spojrzał na niego z zaciekawieniem.
– Jak to? – Davidson nie zrozumiał.
– Chodzi mi o to, czy całą koncepcję miał już zrobioną przed rozpoczęciem prób, czy też dokonywał jakichś zmian w czasie przygotowań do premiery.
– Tak… Trochę zmieniał. Najpierw chciał grać całą sztukę bez przerwy, bo przecież Ionesco napisał ją jako jednoaktówkę. Ale później doszedł do wniosku, że dwoje aktorów nie zdoła wnieść na scenę potrzebnej ilości krzeseł, postanowił więc urwać sztukę w pewnym miejscu i dać publiczności odetchnąć. W tym czasie personel techniczny ustawia na scenie dwieście czy trzysta krzeseł, ułożonych w najfantastyczniejsze korytarze… Poza tym miał kłopoty z Vincym. Vincy nie chciał początkowo za nic na świecie grać w masce. Są to cienkie, nylonowe maski, ściśle przylegające do rysów, ale unieruchamiające mimikę aktora. Henryk cierpliwie i z uporem tłumaczył mu, że już w starożytnej Grecji aktorzy Ajschylosa, Eurypidesa i kogoś tam jeszcze grywali w maskach. W końcu obiecał mu, że będzie miał z tego spektaklu wielkie, doskonale recenzje, chociaż nie ukaże swej twarzy. Vincy uwierzył. Sprawdziło się to zresztą.
– A dlaczego sam zagrał epizod Mówcy, a nie powierzył tego żadnemu z aktorów teatru?
– Zależało mu bardzo na tym przedstawieniu i sądził, że obecność reżysera na każdym spektaklu przyczyni się do trzymania aktorów w karbach. Wie pan, jak aktorzy potrafią „rozegrać się” za dziesiątym albo dwunastym razem! Zmieniają ruch i głos, a wtedy przedstawienie rozłazi się w szwach. Henryk Darcy jest zwolennikiem absolutnego podporządkowania aktora ogólnej koncepcji reżyserskiej.