9) John Knithe, sufler i
10) Malcolm Snow, kurtyniarz, omawiali przez przerwę tego przeklętego totalizatora.
11) Ewa Faraday i
12) Susanna Snow, garderobiana, były przez całą przerwę w garderobie, bo Ewa wymagała opieki. Garderobiana odprowadziła ją aż na scenę… – uniósł głowę znad kartki. – To wszyscy, Joe! Wszyscy! Nikogo więcej nie było w teatrze. Każdy z tych ludzi ma pełne alibi… chyba że morderca miał wspólnika… Musiałby chyba mieć… inaczej zacznę wierzyć w cuda. Najpierw: nikt nie mógł zamordować Stefana Vincy po spektaklu! Wobec tego nasuwa się mysi, że zginął wcześniej. Kiedy wreszcie okazało się, że odbyła się tu zupełnie fantastyczna historia i nieboszczyk zagrał na scenie, leżąc równocześnie w swojej garderobie przebity sztyletem jak sam Cezar, wtedy okazało się także, że autor tej niespodzianki nie mógł go zabić! Wobec tego musiał go zabić w czasie przerwy kto inny. I teraz okazuje się, że to także jest nieprawdą. Więc co?
Joe Alex potrząsnął głową.
– Nie, mój drogi. Stefan Vincy zginął w czasie przerwy.
Parker spojrzał na niego z rozpaczą.
– Ale przecież nikt go nie mógł zabić!
– Jak to? Oczywiście, że mógł, jeżeli go zabił.
– Ja wiem, ale skoro nie mógł go zabić nikt z tych ludzi, to…
Alex uśmiechnął się.
– Ben, zapominasz o mordercy „B”. Powiedziałem, że część śladów wskazuje na mordercę „A”, a cześć na mordercę „B”. Morderca „A” to był Darcy. Ostatecznie nie mogłem przecież wiedzieć, że niewinny człowiek wykona, ni stąd, ni zowąd, tak karkołomne zadanie. Jego działania zaciemniały obraz i utrudniały widzenie, bo morderca „B” nie potrzebował, na przykład, tej przeklętej maski ani nie mógłby zagrać za Vincy’ego, a zabić go mógł tylko w przerwie, więc sprawa powinna była wyjść na wierzch przed początkiem drugiej części przedstawienia. Darcy niechcąco stworzył przecież alibi dla wszystkich, którzy mogli zabić Vincy’ego w przerwie, chociaż chciał stworzyć je tylko dla Ewy Faraday. Teraz, kiedy Darcy nie wchodzi w rachubę jako morderca, a sprawa maski i sprawa gry Vincy’ego po śmierci zostały wyjaśnione, morderca „B” króluje samotnie na pobojowisku i alibi całego zespołu wskazuje go jak czarny kleks na białej karcie papieru. Teraz tylko on może być mordercą.
– A kto to jest? – zapytał Parker i pochylił się, żeby usłyszeć dokładnie, jak gdyby nowe słowa w tym teatrze mogły ginąć albo zamieniać się w inne słowa.
Alex powiedział, kto to jest.
– O mój wielki Boże! – szepnął Parker. – Jakże ja mogłem tego nie dostrzec?
– Prosta psychologiczna prawda… – mruknął Joe Alex. – Banalne jest najmniej dostrzegalne.
– Zaczekaj tu na mnie… – Parker ruszył ku drzwiom.
– Dobrze – Alex skinął głową. Kiedy drzwi zamknęły się za inspektorem, siedział przez chwilę nieruchomo, potem zapalił jeszcze jednego Gold Flake’a, a później szybko wstał i przeszedł do portierki, gdzie siedział zaspany policjant. Alex przeprosił go na chwile, nakręcił numer, a potem powiedział kilka słów… potem znowu kilka… i odłożył słuchawkę. Wrócił do pokoju i zaczął przechadzać się z wolna, pogwizdując jakąś cichą, rzewną melodię. Zatrzymał się, zerwał jedną z róż stojących w koszu i powąchał ją. Wreszcie drzwi otworzyły się. Na progu stał Parker. Wszedł ciężko i opadł na fotel.
– On nie żyje… – powiedział. – Popełnił samobójstwo na minutę przed naszym wejściem… Zostawił kartkę do rodziny, w której ani słowem nie wspomina o całej sprawie…
– Myślę, że postąpił bardzo rozsądnie… – mruknął Alex.
Inspektor spojrzał na niego przeciągle… – Policjant, który dyżuruje w portierni, zameldował mi, że rozmawiałeś z miastem…
– Czy tak?… Mogę mieć chyba także i prywatne swoje sprawy, prawda? – Alex patrzył na niego poważnie. W ręce obracał odruchowo czerwony pąk róży na długiej, smukłej łodydze.
– Oczywiście… – inspektor spuścił wzrok. – Na pewno… Ale słuchaj, Joe… Do moich obowiązków należy…
– Do obowiązków nas wszystkich, jako uczciwych ludzi… – przerwał mu Alex – należy, aby zbrodnia nie przeszła bez kary. Tak. Ale także, aby prawo nie krzywdziło uczciwych ludzi tylko dlatego, że… że jest prawem. – Uniósł kwiat do nosa i powąchał go. Potem uśmiechnął się. – Uprzedzam cię, że jeżeli będziesz chciał mnie o cokolwiek oskarżyć w swojej szlachetnej pasji obrony litery prawa, a nie jego treści, którą szanuję tak samo jak ty, wtedy potrafię się obronić,
– Daj spokój – inspektor machnął ręką. – Trudno. Stało się. Dwaj ludzie umarli dzisiejszej nocy: morderca i zamordowany. Koło zamknęło się.
– I nie rozrywajmy go… – Alex kiwnął głową. – Dziękuję ci bardzo, Ben. Sir Thomas Dodd miał rację mówiąc wówczas, że jesteś prawdziwym gentlemanem.
– Nonsens! – Parker zaczerwienił się. – Gdyby morderca żył, zostałby w tej chwili odtransportowany do celi, bez względu na to, co myślę!
– Tak. Ale to należy do twoich prawdziwych obowiązków. Puścić mordercę ze względu na swój subiektywny stosunek do sprawy to paskudna rzecz i tego byś nie zrobił. Ale w obecnej sytuacji, kiedy jedna śmierć opłaciła drugą, miałeś wybór. Cieszę się, że wybrałeś to, co podyktował ci rozum i sumienie, a nie posłuszeństwo suchym przepisom.
– Wszystko to nonsens! – Parker machnął ręką. – Nie mówmy już o tym. – I szybko, żeby zmienić temat rozmowy, dodał: – Ale jak, u Boga Ojca, rozwiązałeś tę zagadkę? Do tej pory nie mogę tego zrozumieć. Nie dlatego, aby prawda była zbyt głęboko ukryta. Leżała ona na wierzchu, to fakt. Wstydzę się tego trochę, bo ani razu nawet nie przemknęła mi przez myśl ta możliwość. Ale przecież odciągało od niej uwagę tyle zdumiewających zjawisk i powikłań…
– To prawda. Dlatego nie mogłem zrozumieć wszystkiego wcześniej. Kiedy zrozumiałem, że Angelica Dodd nie zabiła Vincy’ego, a miałem to przekonanie, jak wiesz, prawie od pierwszej chwili, pozostała mi alternatywa: morderca „A” i morderca „B”. Morderca „A” to był ten, który zabrał maskę, a morderca „B” ten, który zabrał listy.
– Przecież mógł to być jeden i ten sam człowiek?
– Nie. Jeżeli nie mieliśmy do czynienia ze zbrodniczym maniakiem, a sposób popełnienia zbrodni świadczył raczej o „normalnym” mordercy, to trzeba było podporządkować jego działania logice. Maskę mógł zabrać tylko Darcy, bo on jeden z wszystkich ludzi na świecie mógł spełnić wszystkie warunki umożliwiające natychmiastowe zastąpienie Vincy’ego na scenie. Ale równocześnie był ostatnim z ludzi, który po zabiciu Vincy’ego zabrałby listy przyniesione przez Vincy’ego do garderoby w celu wymienienia ich na klejnoty pani Dodd.
– Dlaczego?
– Bo: 1) nie mógł znać ich wartości, 2) nie mógł znać ich treści, 3) nie wiedział, że Vincy przywiezie je tego dnia, 4) nie wiedział w ogóle o ich istnieniu, 5) nie zdążyłby ich przeczytać po zabójstwie, 6) a gdyby zdążył, to nic by mu nie powiedziały listy panny Angeliki Crawford sprzed lat dwudziestu. Więc: nie brałby ich z sobą zupełnie bezsensownie na scenę; później nie mógł przecież ich zabrać, bo nie mógł wejść już do garderoby Vincy’ego. A więc: morderca „A” wziął maskę, a nie wziął listów. Tymczasem morderca „B”, który wziął listy, nie miał najmniejszego powodu, żeby brać maskę. Mordercą „B” mogły być tylko dwie osoby: sir Thomas Dodd i pani Dodd, gdyż tylko oni wiedzieli o istnieniu listów i o tym, że Vincy przyniesie je tego dnia do garderoby. Jedynie dla nich listy te przedstawiały nieocenioną wartość. Ale:
1) Sir Thomas miał alibi od 9.20, a właściwie od 9.10, bo chociaż miał samochód, ale jednak po zabiciu Vincy’ego musiałby zużyć mniej więcej 10 minut na dotarcie do doktora Amstronga. Ale sir Thomas jako morderca „B” musiałby korzystać z usług Darcy’ego, który musiał w tym celu zabrać maskę, zagrać za Vincy’ego i w ten sposób stworzyć sir Thomasowi alibi. To było zupełnie zagadkowe i w pierwszej chwili najmniej prawdopodobne.
2) Pani Dodd była w teatrze o 10.15 i mogła zabrać listy. Ale powiedziała nam, że ich nie znalazła. Nie miała żadnego powodu, by okłamywać nas. Była ofiarą szantażu, listy były pisane jej ręką, więc gdyby powiedziała, że znalazła je, zabrała do domu i spaliła, nikt z nas nie mógłby nawet mrugnąć okiem. Mogłem więc jej uwierzyć, tym bardziej że mówiąc prawdę odwracała mimowolnie podejrzenie od innych i kierowała je na swego męża. A tego na pewno nie chciała zrobić. Uwierzyłem jej więc.