– Tak, słyszałam. Wygląda na to, że kolacja już gotowa. Umieram z głodu. Nic nie zaostrza bardziej apetytu niż lektura aktów urodzin i zgonów Blacków, Robbitów i Clarków.
– Clarków? – Layla opuściła talerz, który podstawiła Cybil na chleb. – Byli tam jacyś Clarkowie?
– Tak, Alma i Richard, o ile dobrze pamiętam. Muszę sprawdzić w notatkach. A dlaczego pytasz?
– To panieńskie nazwisko mojej babci. – Layla zdobyła się na nikły uśmiech. – I to też pewnie nie jest zbieg okoliczności.
– Czy ona jeszcze żyje? – zapytała natychmiast Quinn. – Możesz się z nią skontaktować i…
– Zjedzmy, zanim wystygnie – przerwała jej Cybil. – Później będzie mnóstwo czasu na buszowanie w drzewach genealogicznych. Ale gdy ja gotuję – wręczyła Gage'owi gorący talerz z chlebem – wszyscy jedzą.
ROZDZIAŁ 16
To musiało być ważne. Musiało mieć znaczenie. Cal wciąż się nad tym zastanawiał, spędzając czas w pracy i w domu na poszukiwaniach linii łączącej Hawkinsów i Blacków. To było coś nowego, wątek, o którego istnieniu nawet nie wiedzieli, nie mówiąc już o jego sprawdzeniu.
Powtarzał sobie, że to ważna, czasochłonna praca i dlatego przez kilka ostatnich dni nie miał czasu spotkać się z Quinn. On był zajęty, ona również. Nic nie mogli na to poradzić.
Poza tym pewnie przyda im się chwila odpoczynku od siebie, niech emocje trochę opadną. Tak, jak powiedział matce, to nie był dobry czas na poważny związek, na miłość. Kiedy ludzie naprawdę się zakochują, dzieją się poważne rzeczy, które wywracają życie do góry nogami. A on miał wystarczająco dużo poważnych spraw, o które musiał się martwić.
Nałożył jedzenie do miski i postawił przed Kluskiem czekającym z niezmąconym spokojem na swoje śniadanie. Był czwartek, więc idąc wypuścić psa na poranny spacer i siusiu, wstawił pranie. Jak co dzień rano nalał sobie pierwszy kubek kawy i wyjął pudełko płatków.
Ale gdy sięgnął po mleko, przyszła mu na myśl Quinn. Dwuprocentowe, pomyślał potrząsając głową. Może właśnie w tej chwili ona też przygotowuje sobie muesli. Może stoi w kuchni wypełnionej zapachem kawy i myśli o nim.
Ta wizja wydała mu się tak kusząca, że sięgnął po telefon, żeby do niej zadzwonić, kiedy usłyszał za sobą jakiś dźwięk i odwrócił się.
Gage wyjmował kubek z szafki.
– Coś taki nerwowy?
– Nie słyszałem, jak wszedłeś.
– Rozmyślałeś o kobiecie.
– Mam wiele spraw na głowie.
– Zwłaszcza kobietę. Widać po tobie, Hawkins. Zwłaszcza po tych oczach, smętnych jak u cocker – spaniela.
– Wypchaj się, Turner. Gage uśmiechnął się i nalał sobie kawy.
– I ten opuszczony kącik ust. – Pociągnął palcem wargę w dół. – Charakterystyczne.
– Jesteś zazdrosny, bo brak ci regularnego seksu.
– Bez wątpienia. – Gage wypił łyk czarnej kawy i bosą stopą podrapał w bok Kluska, który całym swym psim jestestwem skupił się na jedzeniu. – Ona nie jest w twoim typie.
– Och? – Cal czuł, że złość pełznie mu w górę kręgosłupa niczym jaszczurka. – A jaki jest mój typ?
– Mniej więcej taki sam jak mój. Bez zobowiązań, żadnych głębokich przemyśleń, obietnic, zmartwień. I kto mógłby nas winić w takich okolicznościach? – Wziął pudełko i wyciągnął z niego garść płatków. – Ale ona jest inna. Bystra i zrównoważona, a w tylnej kieszeni nosi ogromny pęk łańcucha. Już zaczęła cię nim przykuwać.
– Czy ten cynizm, który wszędzie ze sobą tachasz, nie bywa ciężki?
– To realizm – poprawił go Gage, żując płatki. – Dodaje mi skrzydeł. Ona mi się podoba.
– Mnie też. – Cal zapomniał o mleku i wziął garść suchych płatków z miski. – Ona… powiedziała, że się we mnie zakochała.
– Szybka robota. A teraz nagle zrobiła się piekielnie zajęta, a ty, koleś, sypiasz sam. Mówiłem, że jest bystra.
– Jezu, Gage. – Zniewaga ukłuła dwoma ostrzami: jednym wymierzonym w Cala, drugim w Quinn. – Ona nie jest taka. Nie wykorzystuje ludzi w ten sposób.
– A ty to wiesz, bo tak dobrze ją znasz.
– Znam. – Irytacja zniknęła, bo Cal naprawdę zdał sobie z tego sprawę. – Tak po prostu. Znam ją. Może nie wiem o niej tuzina, do diabła, setki rzeczy, ale wiem, jaka jest. Nie wiem, czy to przez nasze powiązania, przez to wszystko, z czym się zmagamy, ale wiem, że to prawda. Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, wszystko się zmieniło. Nie wiem. Ja stałem się inny. Dlatego możesz się śmiać, ale tak właśnie jest.
– Szczęściarz z ciebie – powiedział Gage po chwili. – I mam nadzieję, że wszystko ułoży się po twojej myśli. Nigdy nie sądziłem, że którykolwiek z nas ma jakąś szansę na normalność. – Wzruszył ramionami. – Chciałbym się mylić. Poza tym wyglądasz naprawdę słodko z tym opuszczonym kącikiem ust.
Cal uniósł dłoń z wystawionym środkowym palcem.
– I tobie też dzień dobry – powiedział Fox, wchodząc do kuchni i kierując się wprost do lodówki po colę. – Co się dzieje?
– Dzieje się to, że znowu żłopiesz moją colę, a nigdy nie przyniosłeś ani jednej puszki.
– W zeszłym tygodniu przyniosłem piwo. Poza tym Gage kazał mi przyjść dziś rano, a kiedy przychodzę do kogoś o świcie, to oczekuję darmowej coli.
– Powiedziałeś mu, żeby przyszedł?
– Tak. Słuchaj, O'Dell, Cal zakochał się w tej blondyneczce.
– Nie powiedziałem, że…
– Powiedz mi coś, czego nie wiem. – Fox otworzył puszkę i pociągnął łyk coli.
– Nigdy nie mówiłem, że zakochałem się w kimkolwiek. Fox tylko popatrzył na Cala.
– Znamy się przez całe życie. Wiem, co oznaczają te małe, błyszczące serduszka w twoich oczach. To super. Ona jest dla ciebie stworzona.
– On mówi, że ona nie jest w moim typie, ty, że stworzona…
– Obaj mamy rację. Zwykle polujesz na inny typ dziewczyn. – Fox napił się jeszcze coli, po czym wyjął Gage'owi z rąk pudełko z płatkami. – Bo nie chciałeś znaleźć takiej, która by do ciebie pasowała. Ona pasuje, ale pojawiła się z zaskoczenia. Wpadłeś w pułapkę. Czy wstałem godzinę wcześniej, żeby przyjechać tu przed pracą i dyskutować o życiu miłosnym Cala?
– Nie, to była tylko interesująca dygresja. Zdobyłem w Czechach kilka informacji. W wolnym czasie badałem plotki, opowieści, legendy. Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie ekspert, dlatego poprosiłem cię, żebyś przyszedł dziś rano. Chyba zidentyfikowałem naszego Wielkiego Złego Wilka.
Usiedli przy kuchennym stole, z kawą i suchymi płatkami – Fox w prawniczym garniturze, Cal w czarnej koszulce i luźnych spodniach, Gage w dżinsach i flanelowej koszuli – by porozmawiać o demonach.
– Zwiedziłem kilka małych wiosek na odludziu – zaczął Gage. – Zawsze lubię poczuć lokalny klimat, można też poderwać jakąś miejscową laskę w przerwach między liczeniem kart i żetonów.
Cal wiedział, że Gage robi to już od dłuższego czasu. Podąża za każdym strzępkiem informacji o diabłach, demonach, niewyjaśnionych zjawiskach. I zawsze wraca z mnóstwem opowieści, ale dotychczas żadna z nich nie pasowała do, cóż, profilu ich demona.
– Słyszałem opowieści o demonie, który mógł przybierać różne postaci. Tam dużo się mówi o wilkołakach i na początku myślałem, że chodzi o jednego z nich. Ale tu nie chodziło o rozdarte gardła i srebrne kule. Opowiadano, jak łapie ludzi, żeby zrobić z nich niewolników i karmić się ich… tłumaczenie było bardzo niedokładne i z tego, co zrozumiałem, chodziło o jakąś istotę człowieczeństwa.
– Jak się karmił?
– To też nie jest do końca pewne lub przekolorowane, jak to w opowieściach. Nie karmił się ciałem i krwią, nie używał kłów ani pazurów. Legenda mówi, że ów demon odbierał ludziom rozum i duszę, sprawiał, że wariowali i zabijali się nawzajem.
– Może od niego pochodzi ten nasz? – zastanawiał się Fox.
– Wydał mi się na tyle podobny, że przyjrzałem się mu bliżej. Nie było to łatwe, tamte okolice aż kipią od takich historii. Ale w owym miejscu, w górach, otoczonym gęstym lasem, który przypominał mi dom, natrafiłem na coś. On miał na imię Tmavy. To znaczy Ciemny.