Литмир - Электронная Библиотека

– Chciałem wpaść do ciebie, zobaczyć, jak się czujesz i porozmawiać z tobą. Gage…

– Wiem o tym. I co dalej?

– Skręciłem z Main, żeby podjechać od tyłu, i zobaczyłem Ann Hawkins. Stała przed drzwiami siłowni. I nagle usłyszałem twój krzyk.

– W samochodzie, na ulicy. Z tak daleka… usłyszałeś mnie przez kamienne mury?

– Tak. – To nie była jedna z najlepszych chwil jego życia. – Wyskoczyłem z auta, pobiegłem do wejścia i wtedy usłyszałem ze środka huk i łomot i Bóg wie co jeszcze. Nie mogłem otworzyć tych przeklętych drzwi!

Teraz usłyszała w jego głosie emocje, strach, którego nie okazywał wcześniej, gdy musiał zrobić to, co musiał. Quinn wstała i usiadła Calowi na kolanach.

Wciąż tuliła się do niego, kiedy weszła Cybil.

– Cześć. Nie wstawajcie. – Usiadła na krześle przyjaciółki. – Ktoś to je? – Nie spuszczając z nich wzroku, nabrała pełny widelec jajecznicy. – Ty musisz być Cal.

– Cybil Kinsky, Caleb Hawkins. Mieliśmy ciężki poranek. Do jadalni weszła zaspana Layla z kubkiem kawy. Jej oczy zachmurzyły się, gdy tylko spojrzała na Quinn.

– Co się stało?

– Usiądź, zaraz wam opowiem.

– Muszę zobaczyć tę siłownię – zadecydowała Cybil, gdy Quinn skończyła. – Kręgielnię i każde miejsce, w którym coś się wydarzyło.

– Czyli całe miasto – powiedziała sucho Quinn.

– A także polanę i ten kamień, tak szybko, jak to możliwe.

– Ona lubi się rządzić – poinformowała Quinn Cala.

– Myślałem, że ty lubisz, ale ona bije cię na głowę. Cybil, możesz przyjść do kręgielni, kiedy tylko chcesz, Quinn cię zaprowadzi. Jeśli ja nie będę mógł pójść z wami do siłowni, zapewnię wam asystę Foxa lub Gage'a. A najlepiej obu. Jeżeli chodzi o Kamień Pogan, rozmawialiśmy o tym wczoraj wieczorem. Uznaliśmy, że następnym razem pójdziemy tam wszyscy razem. Ja dzisiaj nie mogę, Fox też nie, więc będzie najlepiej, jeżeli wybierzemy się w niedzielę.

– Jest zorganizowany i lubi dowodzić – powiedziała Cybil do Quinn.

– Tak. – Pisarka pocałowała Cala w policzek. – To prawda. Przeze mnie wystygła ci jajecznica.

– Warto było ją poświęcić. Muszę już iść.

– Wciąż mamy mnóstwo spraw do omówienia. Słuchaj, może przyszlibyście wszyscy na kolację?

– A kto gotuje? – chciał wiedzieć Cal. – Cyb.

– Hej!

– Zjadłaś moje śniadanie, a poza tym naprawdę umiesz gotować. Ale mam jeszcze jedno pytanie. – Wstała z kolan Cala. – Czy Fox zatrudniłby Laylę?

– Co? Kto? Dlaczego? – Layla omal nie zachłysnęła się kawą.

– Ty potrzebujesz pracy – przypomniała jej Quinn – a Fox asystentki do biura.

– Ja nie mam pojęcia o… nie, możesz tak po prostu…

– Kierowałaś butikiem – powiedziała Quinn – więc na pewno coś umiesz. Kierować. Jesteś dobrze zorganizowana, Panno Kolorowa Fiszko, więc myślę, że potrafisz segregować dokumenty i pilnować spotkań. Wszystkiego innego nauczysz się w praktyce. Cal, zapytaj Foxa, dobrze?

– Pewnie. Nie ma sprawy.

– I ona mówi, że ja lubię się rządzić! – zauważyła Cybil, dopijając kawę Quinn.

– Ja to nazywam kreatywnym myśleniem i dobrym kierowaniem. Idź teraz i nalej mi kawy, a ja odprowadzę Cala do drzwi i pożegnam go gorącym pocałunkiem z serii „ jesteś – moim – bohaterem”.

Wyciągnęła go z pokoju, a Cybil uśmiechnęła się, patrząc za nimi.

– Zakochała się.

– Naprawdę? Teraz uśmiechnęła się do Layli.

– Udało mi się odwrócić twoją uwagę od odgryzienia jej głowy za tę uwagę o pracy.

– Jeszcze do tego wrócę. Myślisz, że naprawdę zakochała się w Calu? Miłość przez duże M?

– Myślę, że przez największe. – Cybil wzięła kubek i wstała. – Q lubi rządzić ludźmi – powiedziała – ale zawsze stara się ich prowadzić w dobrym kierunku. Nie pchałaby cię do tej roboty, gdyby sądziła, że sobie nie poradzisz.

Idąc do kuchni, wypuściła głośno powietrze.

– Co, do cholery, mam ugotować na tę kolację?

ROZDZIAŁ 15

Calowi ciężko było patrzeć na Billa Turnera i nic nie powiedzieć o przyjeździe Gage'a, ale znał przyjaciela. Wiedział, że kiedy – jeśli w ogóle – Gage będzie chciał, żeby ojciec się dowiedział, to sam mu powie. Dlatego Cal unikał Billa, jak mógł, zamykając się w swoim biurze.

Zajął się zamówieniami, rachunkami, rezerwacjami i zadzwonił do faceta od gier automatycznych, żeby porozmawiać o wymianie jednego z bilardów na coś nowszego.

Popatrzył na zegarek i uznał, że Gage na pewno już wstał. A jeśli nie, to już najwyższa pora i wykręcił numer.

Nie wstał, stwierdził Cal, słysząc irytację w głosie przyjaciela. Nie wypił jeszcze kawy. Ignorując zachowanie tamtego, opowiedział Gage'owi o porannych wydarzeniach, przekazał zaproszenie na kolację i odłożył słuchawkę.

Potem, przewracając oczami, zadzwonił do Foxa, powtórzył to samo i dodał, że Layla szuka pracy, więc Fox powinien ją zatrudnić na miejsce pani Hawbaker.

– Że co? – odparł Fox.

– Muszę kończyć. – Cal odłożył słuchawkę.

No dobrze, obowiązek spełniony, pomyślał. Usatysfakcjonowany wrócił do komputera i wyszukał informacje o automatycznym systemie liczenia punktów, do którego zainstalowania chciał namówić ojca.

Już najwyższa pora unowocześnić kręgielnię. Może głupotą było planowanie takiej inwestycji, skoro za kilka miesięcy miasto miał trafić szlag, ale jeśli nawet wszystko pójdzie w diabły, to ten wydatek nikomu nie zaszkodzi.

Ojciec powie, że starsi bywalcy nie będą zadowoleni, ale Cal miał inne zdanie. Jeśli będą chcieli nadal liczyć punkty ręcznie, dostarczy im wydrukowane tabelki i ołówki, ale uważał, że zmienią zdanie, gdy ktoś im pokaże, jak działa nowy system i zagwarantuje kilka darmowych gier, żeby się do niego przyzwyczaili.

Mogliby kupić używany system i go odnowić, co było jednym z argumentów, których zamierzał użyć. Mieli na miejscu Billa, a on potrafił naprawić niemal wszystko.

Lekko kiczowaty, tradycyjny styl to jedno, ale nie mogli być staromodni.

Nie, nie, to nie była dobra taktyka wobec ojca, on lubił staromodne rzeczy. Lepiej oprzeć się na liczbach. Zyski z kręgielni stanowiły ponad połowę, prawie sześćdziesiąt procent ich dochodów, więc…

Pukanie do drzwi przerwało mu tok myślenia i Cal wzdrygnął się na myśl, że to Bill Turner.

Jednak zza drzwi wyjrzała jego matka.

– Znajdziesz dla mnie chwilkę?

– Dla ciebie zawsze. Wpadłaś na kilka rundek przed poranną ligą?

– Absolutnie nie. – Frannie kochała męża, ale lubiła mówić, że przysięgała mu miłość i wierność, a nie pasję do kręgli. Usiadła i nachyliła się tak, by popatrzeć na monitor.

– Powodzenia – powiedziała z uśmiechem.

– Nie mów nic tacie, dobrze?

– Będę milczeć jak grób.

– Z kim umówiłaś się na lunch?

– A skąd wiesz, że się z kimś umówiłam? Cal wskazał na jej ładny, dopasowany żakiet, wąskie spodnie i kozaczki na wysokich obcasach.

– Trochę za eleganckie jak na zakupy.

– Ależ jesteś bystry. Mam kilka spraw do załatwienia, a potem spotykam się z przyjaciółką. Z Joanne Barry.

Matką Foxa, pomyślał Cal i skinął głową.

– Od czasu do czasu chodzimy razem na lunch, ale wczoraj specjalnie zadzwoniła, żeby umówić się na dzisiaj. Martwi się. Dlatego przyszłam cię zapytać, czy powinnam coś wiedzieć, może chcesz mi coś powiedzieć, zanim się z nią zobaczę.

– Wszystko jest pod kontrolą, o ile to możliwe. Mamo, nie znam jeszcze żadnych odpowiedzi, ale mam więcej pytań i myślę, że to już postęp. Tak naprawdę jest jedno pytanie, które mogłabyś zadać w moim imieniu matce Foxa.

– Dobrze.

– Mogłabyś zapytać ją, czy ktoś z jej przodków pochodził z rodziny Hawkinsów.

– Myślisz, że możemy być w jakiś sposób spokrewnieni? Czy to by pomogło?

– Dobrze by było znać odpowiedź.

– W takim razie zapytam. A teraz ty mi odpowiedz na jedno pytanie. Nic ci nie jest? Wystarczy mi „tak” lub „nie”.

– Nie.

– W takim razie dobrze. – Wstała. – Mam do załatwienia mnóstwo spraw przed spotkaniem z Jo. – Ruszyła do drzwi, powiedziała bardzo cicho „a do diabła z tym” i odwróciła się. – Miałam cię o to nie pytać, ale nie mogę się powstrzymać. Czy ty i Quinn Black to tak… na poważnie?

46
{"b":"105149","o":1}