Литмир - Электронная Библиотека

Wiedział, że jeśli poprosi Quinn, żeby została, odpowie mu, że nie może zostawić Layli i Cybil. Już wiedział, że będzie musiał pozwolić jej odejść.

Nie mógł jej chronić w każdej minucie, a gdyby próbował, zadusiliby się nawzajem.

Przechodząc przez salon, zauważył zapalone światło w kuchni. Wrócił, żeby je wyłączyć i sprawdzić zamki.

Przy blacie siedział Gage i nad kubkiem parującej czarnej kawy stawiał pasjansa.

– Facet, który pije czarną kawę o pierwszej w nocy, nie zmruży oka do rana.

– Kawa nigdy nie przeszkadza mi zasnąć. – Gage odwrócił kartę. – Jeśli chcę spać, to śpię, sam wiesz. A jaka jest twoja wymówka?

– Myślę, że wyprawa do lasu będzie długa i trudna, nawet jeśli odczekalibyśmy z miesiąc. Co chyba powinniśmy zrobić.

– Nie. Czerwona szóstka na czarną siódemkę. Próbujesz znaleźć sposób, żebyśmy poszli tam bez Quinn. Tak naprawdę bez żadnej z nich, ale szczególnie bez blondyneczki.

– Mówiłem ci, co się stało, kiedy byliśmy tam ostatnio.

– I wróciła na własnych seksownych nogach. Walet trefl na królową kier. Nie martwię się o nią. Martwię się o ciebie.

Cal wyprostował plecy.

– Czy kiedykolwiek sobie nie poradziłem?

– Dotychczas nie. Ale wpadłeś po uszy, Hawkins. Nie widzisz świata poza blondyneczką i jak cię znam, twoim pierwszym odruchem będzie chronienie jej tyłka, jeśli cokolwiek się wydarzy.

– A nie powinno tak być? – Nie miał ochoty na tę cholerną kawę, ale nalał sobie trochę, skoro i tak nie sądził, żeby mógł zasnąć. – A dlaczego miałoby być inaczej?

– Założę się, że twoja blondi potrafi sobie radzić. Co nie oznacza, że nie masz racji, Cal. Myślę, że gdybym czuł do kobiety to, co ty czujesz do niej, nie chciałbym wystawiać jej na próbę. Problem polega na tym, że będziesz musiał.

– Nigdy nie chciałem czuć się w ten sposób – powiedział Cal po chwili. – Między innymi dlatego. Dobrze nam razem, Gage.

– Sam to widzę. Nie wiem, co widzi w takim palancie jak ty, ale zależy jej na tobie.

– Mogłoby być jeszcze lepiej. Czuję, że moglibyśmy razem stworzyć coś dobrego i trwałego. Gdybyśmy dostali szansę, mieli czas, moglibyśmy razem coś stworzyć.

Gage niedbale zebrał karty i błyskawicznie je potasował.

– Myślisz, że tym razem nie wyjdziemy z tego?

– Tak. – Cal popatrzył przez okno na zimną, błękitną poświatę. – Myślę, że to koniec. A ty nie?

– Spore szanse. – Gage rozdał karty do gry w oko. – Ale, do cholery, kto chciałby żyć wiecznie?

– W tym tkwi problem. Odkąd poznałem Quinn, „wieczność” brzmi piekielnie atrakcyjnie. – Cal wziął kartę: króla pasującego do trójki, którą miał. – Dawaj.

Gage z uśmiechem wyciągnął dziewiątkę.

– Palant.

ROZDZIAŁ 20

Cal miał nadzieję, że zyska tydzień, może dwa, jeśli mu się uda. I dostał trzy dni. Natura znowu pokrzyżowała mu plany, tym razem podnosząc temperaturę do dziesięciu stopni. Hałdy śniegu stopiły się do rozmiarów małych wzgórków, a lutowa odwilż przyniosła powodzie, wezbranie nurtu w strumieniach i gołoledź, bo temperatura co noc spadała poniżej zera.

Ale trzy dni po odkopaniu dróg i powrocie kobiet do domu na High Street, pogoda się ustabilizowała. Strumienie wciąż były wezbrane, jednak większość wody wsiąkła w ziemię i Calowi zaczynało brakować wymówek do odłożenia wyprawy do Kamienia Pogan na później.

Siedział przy biurku i pracował. Klusek leżał w drzwiach na grzbiecie, z wyciągniętymi do góry łapami. Rozgrywki ligi zimowej były w pełnym toku, wkrótce pojawią się też grupy wiosenne. Cal był już bliski przekonania ojca, że kręgielnia bardzo zyska na wprowadzeniu automatycznego systemu liczenia punktów, i chciał odbyć z nim ostateczną rozmowę na ten temat. Gdyby się pospieszyli, mogliby uruchomić system przed wiosennymi rozgrywkami.

Musieliby dać parę ogłoszeń, zrobić jakieś promocje. Wyszkolić personel i samych siebie także.

Otworzył grafik na luty i doszedł do wniosku, że na razie miesiąc wydawał się całkiem niezły, nawet lepszy niż w zeszłym roku. Użyje tego argumentu. Na co, oczywiście, ojciec odpowie, że skoro idzie im coraz lepiej, to po co cokolwiek zmieniać?

Odbywał w myślach rozmowę z ojcem, gdy usłyszał kliknięcie oznaczające nowy mejl. Otworzył pocztę i zobaczył adres Quinn.

Hej, Miłości mojego życia.

Nie chciałam dzwonić na wypadek, gdybyś akurat był zakopany po uszy w tym, w czym musisz się zakopywać. Daj znać, jak się odkopiesz. Tymczasem Lokalna Prognoza Quinn Black donosi: dzisiaj temperatura powinna dojść do dziewięciu stopni, zachmurzenie częściowe, ciśnienie spada. Nie przewiduje się opadów atmosferycznych. Jutro słonecznie, temperatura w granicach dziesięciu stopni.

Dodając aspekt wizualny: widzę coraz większe płaty zieleni w ogrodzie. Pewnie w lesie jest więcej śniegu i błota, ale, kochanie, pora osiodłać konie i ruszyć. Nasza drużyna może być zwarta i gotowa jutro rano, zaopatrzona w odpowiedni prowiant. Cybil potwierdziła powiązania rodziny Clarków, a teraz szuka potwierdzenia w genealogii Kinskych. Chyba ma kilka pomysłów, gdzie mogła mieszkać Ann Hawkins lub przynajmniej gdzie urodziła synów. Opowiem ci, jak się spotkamy. Daj znać najszybciej, jak możesz, czy jutro jest aktualne.

: *: * Quinn

(Wiem, że te całe gwiazdki są głupawe, ale wydają się bardziej eleganckie niż zakończenie listu słowami: „Chciałabym żebyś tu przyszedł i mnie przeleciał”. Pomimo że bym chciała).

Czytając ostatni akapit, musiał się uśmiechnąć, chociaż treść listu przyprawiła go o ból głowy.

Zdołałby odwlec wyprawę o dzień czy dwa i to nie uciekając się do podstępów. Nie mogli oczekiwać, że Fox na jedno skinienie odwoła umówionych klientów i sprawy w sądzie, Quinn by to zrozumiała. Ale jeśli miał użyć tego argumentu, to będzie musiał być z nią szczery.

Lekko rozdrażniony napisał mejl do Foxa z pytaniem, kiedy znajdzie czas na wycieczkę. Zdenerwował się jeszcze bardziej, gdy odpowiedź przyszła natychmiast:

Piątek OK. Rano mam wolne, mogę odwołać późniejsze spotkania.

– Cóż, cholera. – Cal próbował zwalczyć ból głowy. Skoro mejlem nic nie wskórał, będzie musiał spotkać się z Quinn osobiście.

Szykował się do wyjścia na lunch, kiedy w drzwiach biura stanął Bill Turner.

– Zreperowałem ubikację w damskiej toalecie na dole, a zamrażarka ciekła, bo trzeba było wymienić wąż.

– Dzięki, Bill. – Cal włożył kurtkę. – Mam kilka spraw na mieście. Powinienem wrócić za godzinę.

– W porządku. Zastanawiałem się, czy… ach… – Bil potarł podbródek, opuścił rękę. – Może wiesz, czy Gage wpadnie tu jutro lub pojutrze. A może mógłbym… może ja bym mógł zajrzeć do ciebie, zamienić z nim słówko.

Między młotem a kowadłem, pomyślał Cal i zwlekał z odpowiedzią, udając że poprawia kurtkę.

– Nie wiem, czy on tu przyjdzie, Bill. Nie wspominał o tym. Myślę… No dobrze, słuchaj, ja na twoim miejscu dałbym mu trochę czasu. Poczekałbym chwilę, zanim wykonałbym pierwszy ruch. Wiem, że chciałbyś…

– W porządku. Nie ma sprawy. Doceniam to.

– Cholera – mruknął Cal pod nosem, gdy Bill wyszedł. – Cholera, cholera, cholera. – I sam ruszył do wyjścia.

W tym wypadku musiał stanąć po stronie przyjaciela, bo jak mógłby postąpić inaczej? Widział na własne oczy ślady, jakie pas Billa zostawiał na ciele Gage'a, kiedy byli dziećmi. Ale był też świadkiem, jak bardzo Bill się zmienił przez ostatnich kilka lat.

I czy przed chwilą sam nie widział malującego się na twarzy ojca Gage'a bólu, poczucia winy, a nawet rozpaczy? Tak czy inaczej Cal wiedział, że będzie go dręczyło poczucie winy.

Wyszedł z kręgielni i pojechał prosto do Quinn.

Otworzyła drzwi i wciągnęła go do środka. Zanim zdążył powiedzieć choć słowo, objęła go za szyję i mocno pocałowała.

– Miałam nadzieję, że to ty.

– Dobrze, że to ja, bo Greg, listonosz, mógłby cię źle zrozumieć, gdybyś powitała go w ten sposób.

62
{"b":"105149","o":1}