– Kupował od nas jajka – przypomniał sobie Fox. – Tuzin brązowych, w każdy sobotni ranek. Nieważne.
– Była już prawie dziesiąta i pan Guthrie pił kolejne piwo. Chodził z nim między stolikami – powiedział Cal. – Pewnie chciał stanąć za torami, popatrzeć, jak grają. Kilku facetów jadło kotlety, między innymi Frank Dibbs. Był świetnym graczem, trenował Małą Ligę. Siedzieliśmy przy stoliku obok i jedliśmy pizzę. Tata powiedział, że możemy zrobić sobie przerwę. Dibbs powiedział: „Hej, Guth, moja żona chce nowe linoleum do kuchni. Jaką mi dasz zniżkę?”. A Guthrie tylko się uśmiechnął, jednym z tych uśmiechów z zaciśniętymi wargami. Wziął widelec, który leżał na stole, i wbił w policzek Dibbsa, po prostu dziabnął go w twarz i poszedł dalej. Ludzie zaczęli wrzeszczeć i uciekać, Chryste, ten widelec sterczał z twarzy pana Dibbsa i krew zalewała mu twarz. A Guthrie szedł sobie spokojnie wzdłuż drugiego toru, popijając piwo. Cal popił wody, żeby się uspokoić.
– Mój tata kazał nam wyjść. Wszyscy szaleli poza Guthriem, który najwyraźniej był szalony. Twój tata zajął się Dibbsem – powiedział do Foxa. – Pamiętam, jak trzymał go za głowę. Wyrwał już widelec, a twój ojciec złapał garść serwetek i zatamował krwawienie. Miał na rękach ślady krwi, kiedy odwoził nas do domu.
Cal potrząsnął głową.
– Do rzeczy. Tata Foxa odwiózł nas do domu. Mój ojciec zadbał, żeby Gage pojechał z nami. On sam wrócił dużo później. Słyszałem, jak wchodził, matka na niego czekała. Powiedział jej, że Guthriego zamknęli w areszcie i że siedział w celi, śmiejąc się, jakby zrobił komuś naprawdę dobry kawał. Później nic nie pamiętał. Nikt nie pamiętał wiele z tego, co wydarzyło się w tamtym tygodniu. Guthrie już nigdy nie przyszedł do kręgielni. Wyprowadzili się następnej zimy.
– Czy owej nocy zdarzyło się coś jeszcze? – zapytała Cybil po chwili ciszy.
– Zgwałcono dziewczynę. – Gage odstawił pusty kubek na półkę nad kominkiem. – Całowała się z chłopakiem na Dog Street. Nie przestał, kiedy powiedziała „nie” ani gdy zaczęła płakać i wrzeszczeć. Zgwałcił ją na tylnym siedzeniu używanego samochodu, wyrzucił na pobocze i odjechał. Kilka godzin później owinął auto wokół drzewa. Wylądował w tym samym szpitalu, co ona. Tyle że nie przeżył.
– Pies zaatakował ośmiolatka – dodał Fox. – W środku nocy. Kundel spał z dzieciakiem co noc, od trzech lat. Rodziców obudził wrzask dziecka, wpadli do sypialni i pies ich też zaatakował. Ojciec musiał go ogłuszyć kijem bejsbolowym.
– Od tamtej pory robiło się coraz gorzej. Tamtej nocy, następnej. – Cal wziął głęboki oddech. – Potem nie zawsze czekał, aż zapadnie noc. Nie zawsze.
– W tym jest pewien schemat – powiedziała cicho Quinn i podniosła wzrok, bo głos Cala przerwał jej tok myślenia.
– Jaki? Poza tym, że normalni ludzie stają się agresywni i zachowują jak szaleńcy?
– Widzieliśmy, co stało się z Kluskiem. Właśnie opowiedziałeś nam o innym domowym zwierzaku. Powiedzie liście, że pierwszy incydent, którego byliście świadkami, dotyczył mężczyzny po kilku piwach. Pewnie poziom alko holu w jego krwi znacznie przekraczał dopuszczalną prawem normę, co oznacza, że był osłabiony. Po takim piciu umysł nie funkcjonuje zbyt sprawnie. Człowiek staje się bardziej podatny.
– Guthriego łatwiej było zainfekować, bo był pijany?
– Fox usiadł. – To ma sens.
– Chłopak, który zgwałcił swoją dziewczynę, a potem rozbił się na drzewie, nic nie pił. – Gage potrząsnął głową. – Więc jak pasuje do wzoru?
– Podniecenie seksualne i napięcie także osłabiają umysł.
– Quinn postukała ołówkiem w notes. – A nastoletni chłopiec pod wpływem takich emocji jest bardziej niż podatny.
– To ważny argument. – Cal przeczesał palcami włosy. Dlaczego sami na to nie wpadli? – Martwe kruki. Tamtego roku, w poranek naszych urodzin na głównej ulicy leżało z tuzin martwych kruków. I było kilka zbitych okien, w które wleciały. Zawsze sądziliśmy, że to też jego sprawka, ale nikt nie ucierpiał.
– Czy zawsze zaczyna się w ten sam sposób? – zapytała Layla. – Pamiętacie?
– Pierwszym wydarzeniem, jakie pamiętam z następnego razu było to, jak Myers znalazł w basenie utopionego psa sąsiada. I jeszcze jakaś kobieta zostawiła niemowlę zamknięte w samochodzie, poszła do salonu piękności, żeby zrobić sobie manikiur i tak dalej. To były lata dziewięćdziesiąte – dodał Fox. – Ktoś usłyszał płacz dziecka i wezwał policję. Wyciągnęli małego, ale kiedy poszli po matkę, kobieta powiedziała, że nie ma dziecka. W ogóle nie wiedziała, o czym mówią. Okazało się, że nie spała od dwóch nocy, bo dzieciak miał kolkę.
– „Brak snu” – zapisała Quinn.
– Ale wiedzieliśmy, że to znowu się zaczyna – powiedział wolno Cal – wiedzieliśmy na pewno, kiedy w wieczór naszych siedemnastych urodzin Lisa Hodges wyszła z baru na Main, rozebrała się do naga i zaczęła strzelać do przejeżdżających samochodów z dwudziestki dwójki, którą miała w torebce.
– Siedzieliśmy w jednym z tych aut – kontynuował Gage. – Dobrze dla wszystkich, że miała fatalnego cela.
– Trafiła cię w ramię – przypomniał mu Fox.
– Postrzeliła cię? Gage uśmiechnął się swobodnie do Cybil.
– Zadrasnęła, a nasze rany szybko się goją. Udało nam się zabrać jej broń, zanim trafiła kogokolwiek innego albo nim przejechał ją samochód, gdy tak stała goła jak ją Pan Bóg stworzył na środku ulicy. Potem zaproponowała, że zrobi nam laskę. Plotka głosiła, że była niezła, ale nie mieliśmy nastroju, żeby się dowiedzieć.
– No dobrze, od wzoru do teorii. – Quinn wstała. – Siła, którą będziemy nazywać Twisse, bo lepiej nadać jej jakieś imię, potrzebuje energii. Wszyscy zostaliśmy z niej stworzeni, a on jej potrzebuje, żeby się materializować, działać. Dent nie może go już kontrolować, więc Twisse szuka najpierw najłatwiej dostępnych źródeł. Ptaki i zwierzęta, ludzie, którzy są najbardziej bezbronni. Im staje się silniejszy, tym z trudniej dostępnych źródeł może czerpać.
– Chyba nie uda się go powstrzymać, eliminując wszystkie zwierzęta – zaczął Gage – ani kładąc embargo na alkohol i seks czy każąc ludziom regularnie sypiać.
– Wielka szkoda – odgryzła się Cybil. – To by mogło nam dać trochę czasu. Mów dalej, Q.
– Następne pytanie brzmi: w jaki sposób Twisse generuje energię, której potrzebuje?
– Strach, nienawiść, przemoc. – Cal skinął głową. – To wiemy. Nie odetniemy mu dostawy, bo nie można zablokować w ludziach tych emocji. Po prostu istnieją.
– Tak jak ich przeciwieństwa, więc możemy postawić hipotezę, że to one stanowią broń przeciwko demonowi. Z czasem staliście się silniejsi, on także. Może teraz potrafi magazynować energię w czasie uśpienia?
– Dlatego za każdym następnym razem może zacząć wcześniej i z większą siłą – dokończył Cal. – To ma sens.
– Teraz także korzysta z tych zapasów – wtrąciła Layla – bo nie chce, żeby cała nasza szóstka stawiła mu czoło. Próbuje rozdzielić nas przed lipcem.
– Musi być rozczarowany. – Cybil upiła łyk wina z kieliszka, który trzymała w dłoni przez całą dyskusję. – Wiedza to potęga i tak dalej i dobrze, że mamy teorie oparte na logice i nowe obszary do zbadania, ale musimy coś zrobić. Potrzebujemy strategii. Ma pan jakieś pomysły, Panie Strategu?
Fox wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Tak. Proponuję, żebyśmy poszli na polanę, jak tylko śnieg trochę stopnieje. Pójdziemy do Kamienia Pogan wszyscy razem. I rzucimy wyzwanie sukinsynowi.
W teorii brzmiało dobrze. Jednak według Cala sprawa wyglądała zupełnie inaczej, jeśli dodać czynnik ludzki. Jeśli dodać Quinn. Zabrał ją już raz na polanę i odleciał, zostawiając dziewczynę samą i bezbronną.
A wtedy jej nie kochał.
Wiedział, że nie mieli wyboru, że gra toczyła się o wyższą stawkę, ale myśl, że miałby celowo narazić Quinn na niebezpieczeństwo, specjalnie wystawić na działanie zła, nie dawała mu spać.
Snuł się po domu, sprawdzał zamki, wypatrywał przez okno najmniejszego znaku obecności tego, który ich prześladował. Wyszedł księżyc i śnieg lśnił na niebiesko w jego poświacie. Jutro będą mogli zrobić ścieżkę, pomyślał, i odkopać samochody. Za dzień lub dwa wrócą do tego, co uchodziło za normalność.