Литмир - Электронная Библиотека

Wszyscy pomyśleli o tym, co wychynęło spod ziemi przy Kamieniu Pogan.

– Przychodził w postaci człowieka, który nie był człowiekiem, polował jako wilk, który nie był wilkiem. A czasami stawał się chłopcem, który wabił kobiety i dzieci do lasu. Większość nigdy nie wracała, a ci, którym to się udało, wracali szaleni. Wariowały też ich rodziny, zabijali siebie samych, krewnych, sąsiadów.

Gage przerwał i wstał po kawę.

– Części z tego dowiedziałem się, gdy tam byłem, ale dostałem od pewnego księdza nazwisko jednego faceta, profesora, który zajmuje się demonologią wschodniej Europy. Wczoraj do mnie zadzwonił. Uważa, że ten demon – nie boi się tego słowa – nękał Europę przez całe wieki. Sam był prześladowany przez człowieka – niektórzy mówią, że innego demona lub czarnoksiężnika. Legenda mówi, że stoczyli walkę w lesie, czarnoksiężnik został śmiertelnie ranny i demon zostawił go, żeby umarł. I tu popełnił błąd. Przyszedł jakiś chłopiec i czarnoksiężnik przed śmiercią przekazał mu swoją moc.

– I co się stało? – chciał wiedzieć Fox.

– Nikt nie jest do końca pewien, nawet Linz. Legendy mówią, że na początku lub w połowie siedemnastego wieku demon zniknął, przeniósł się gdzieś lub umarł.

– Albo wskoczył na cholerną łódkę do Nowego Świata – dodał Cal.

– Bardzo możliwe.

– Tak samo jak chłopiec – ciągnął Cal – albo mężczyzna, którym się stał czy też jego potomkowie. Ale gdzieś tam, kiedyś, już prawie go dopadł – sam to widziałem. Chyba. Jego, kobietę, chatę. Trzymał zakrwawiony miecz i wiedział, że prawie wszyscy zginęli. Nie mógł go tam zwyciężyć, więc przekazał Dentowi wszystko, co miał, a Dent próbował dalej. Tutaj.

– A co nam przekazał? – zapytał Fox. – Jaką moc? Że nie dostajemy kataru, a złamane ręce same się zrastają? I w czym ma nam to pomóc?

– Będziemy zdrowi i silni, kiedy spotkamy się z nim twarzą w twarz. No i mamy te przebłyski, każdy na swój sposób. – Cal odgarnął włosy z czoła. – Nie wiem. Ale to musi być coś ważnego. Trzy części kamienia. To muszą być one. Tylko jeszcze nie wiemy, co z nimi zrobić.

– A już prawie nie mamy czasu. Cal skinął Gage'owi głową.

– Musimy pokazać kamienie dziewczynom. Przysięgliśmy sobie, że wszyscy musimy się na to zgodzić. Gdybyśmy tego nie zrobili, już dawno…

– Pokazałbyś swój kamień Quinn – dokończył Fox. – Myślę, że masz rację. Warto spróbować. Może potrzeba całej naszej szóstki, żeby go złożyć z powrotem w całość.

– Albo po tym, co stało się przy Kamieniu Pogan, heliotrop rozpadł się, bo stracił moc.

– Turner, twoja szklanka jest zawsze do połowy pusta – powiedział Fox. – Tak czy siak, warto spróbować. Zgoda?

– Zgoda. – Cal popatrzył na Gage'a, który wzruszył ramionami.

– A co tam. Przez całą drogę do miasta Cal toczył ze sobą zażartą dysputę.

Nie potrzebował żadnej wymówki, żeby zajrzeć do Quinn, na litość boską, przecież ze sobą sypiali. Nie musiał umawiać się na spotkanie ani czekać na zaproszenie, żeby zapukać do jej drzwi, zobaczyć, jak się czuje. Zapytać, co się, do diabła, dzieje.

Za każdym razem, gdy do niej dzwonił przez tych ostatnich kilka dni, była zajęta. Nie przyszła do kręgielni od tamtego przedpołudnia, kiedy turlali się po podłodze w jego biurze.

I kiedy mu powiedziała, że go kocha.

I w tym tkwił problem. Oliwa do ognia, kropla w kielichu czy jak to się mówi. Powiedziała mu, że go kocha, a on nie odpowiedział „ja ciebie też”, czego, jak twierdziła, wcale nie oczekiwała. Ale każdy facet, który naprawdę wierzy, że kobiety zawsze mówią, co myślą, popełnia fatalny i niebezpieczny błąd.

A teraz Quinn go unikała.

Nie mieli czasu na gierki, urażone uczucia i smutek. Działy się dużo ważniejsze sprawy. I dlatego, musiał się do tego przyznać, że w ogóle nie powinien był tknąć Quinn. Włączając seks, skomplikowali i zaciemnili i tak już trudną sytuację. Powinni być praktyczni i rozsądni. I obiektywni, dodał parkując przed domem Quinn. Aby móc zachować zimną krew i jasny umysł.

A ci, którzy uprawiają seks, nie odznaczają się żadną z tych cech. Nie, jeśli to jest naprawdę dobry seks.

Idąc do drzwi, wbił ręce w kieszenie, a potem wyjął jedną i zapukał. Był zły, więc nie myślał ani praktycznie, ani obiektywnie, ale wcale mu to nie przeszkadzało.

Dopóki Quinn nie stanęła w drzwiach.

Miała wilgotne włosy, ściągnięte w ogon. Bił od niej zapach dziewczęcego szamponu i mydła, od którego Calowi zakręciło się w głowie.

Miała na sobie puchate, fioletowe skarpetki, czarne, flanelowe spodnie i jaskraworóżową koszulkę z napisem „D. B. J. K. Dzięki Bogu, że jestem kobietą”.

Cal też był wdzięczny.

– Cześć!

Widok smutnej i stęsknionej Quinn rozwiał się w głowie Cala niczym dym, gdy oślepiła go promiennym uśmiechem.

– Właśnie o tobie myślałam. Wejdź. Jezu, ale zimno! Mam już dosyć tej zimy. Będę robiła niskokaloryczną czekoladę. Napijesz się?

– Ach… Nie, bardzo dziękuję.

– Chodź do środka, bo mam straszną ochotę na tę czekoladę. – Wspięła się na palce, pocałowała go namiętnie i pociągnęła za rękę do kuchni. – Namówiłam Cyb i Laylę, żeby poszły ze mną dziś rano do siłowni. Kosztowało mnie to trochę wysiłku, ale w końcu się udało. Nic dziwnego się nie wydarzyło, jeśli nie liczyć Cyb wyginającej się w jakichś dziwacznych pozycjach jogi. Mówię ci, Matt nie mógł oderwać od niej wzroku. Przez ostatnich kilka dni siły nadprzyrodzone miały wolne.

Wyjęła torebkę czekolady w proszku, uderzyła nią parę razy o dłoń, otworzyła i nasypała do kubka.

– Na pewno nie chcesz?

– Nie, dzięki.

– Uwijałyśmy się tu jak pszczółki w ulu – ciągnęła, napełniając kubek do połowy wodą, a następnie dwuprocentowym mlekiem. – Czekam na telefon od babci w sprawie rodzinnej Biblii, może coś jeszcze sobie przypomni. Ma zadzwonić dzisiaj lub jutro. Na razie naszkicowałyśmy nasze drzewa genealogiczne, a Layla próbuje wyciągnąć coś od rodziny o swoich przodkach.

Rozmieszała proszek i wstawiła kubek do mikrofalówki.

– Musiałam przekazać obowiązki moim wspólniczkom i dokończyć artykuł do gazety. W końcu trzeba zapłacić lokajowi. No dobrze. – Odwróciła się od mikrofalówki. – A co u ciebie?

– Tęskniłem za tobą. – Nie zamierzał tego powiedzieć, na pewno nie jako pierwszą rzecz po przyjściu. Zdał sobie sprawę, że chyba tak naprawdę cały czas o tym myślał.

Oczy Quinn złagodniały, kąciki seksownych ust wygięły się do góry.

– Miło mi to słyszeć. Ja też za tobą tęskniłam, zwłaszcza wczoraj w nocy, kiedy około pierwszej kładłam się do łóżka. Mojego zimnego, pustego łóżka.

– Nie miałem na myśli tylko seksu, Quinn. – A to skąd się wzięło?

– Ja też nie. – Przechyliła głowę, nie zwracając uwagi na piszczenie mikrofalówki. – Brakowało mi ciebie pod koniec dnia, kiedy wreszcie mogłam przestać się męczyć nad tym artykułem, kiedy chciałam przestać rozmyślać o tym, co muszę jeszcze zrobić i co będzie dalej. Jesteś poirytowany. Co się stało?

Odwróciła się do mikrofalówki, żeby wyjąć kubek, i w tej chwili w drzwiach kuchni pojawiła się Cybil. Quinn potrząsnęła głową, a Cyb odwróciła się i wyszła bez słowa.

– Nie wiem dokładnie. – Zdjął kurtkę i rzucił ją na jedno z krzeseł stojących wokół stolika do kawy, którego poprzednio tu nie było. – Chyba myślałem, że po tamtym spotkaniu, po tym… co mi powiedziałaś…

– Powiedziałam, że cię kocham. A ty się przestraszyłeś – dokończyła. – Mężczyźni!

– To nie ja zacząłem cię unikać.

– Myślisz… – Wciągnęła głośno powietrze przez nos. – Cóż, masz o sobie bardzo wysokie mniemanie i fatalne zdanie o mnie.

– Nie, tylko…

– Miałam dużo zajęć. Musiałam pracować. Nie mogę przybiegać na każde twoje skinienie ani ty na moje.

– Nie to miałem na myśli.

– Myślisz, że grałabym w takie gierki? Zwłaszcza teraz?

– Chodzi właśnie o teraz. To nie jest czas na poważne uczucia.

– Jeśli nie teraz, to kiedy? – zapytała. – Naprawdę myślisz, że możemy ometkować i zmagazynować nasze uczucia, dopóki nie nadejdzie właściwy czas? Ja też lubię, kiedy wszystko jest na swoim miejscu. Chcę wiedzieć, gdzie co jest, więc kładę rzeczy tam, gdzie mi wygodnie. Ale uczucia i myśli to nie cholerne kluczyki, Cal.

50
{"b":"105149","o":1}