Литмир - Электронная Библиотека

– Masz rację, ale…

– A w moich uczuciach panuje bałagan jak na babcinym strychu – warknęła coraz bardziej zdenerwowana. – I lubię ten stan. Gdyby wszystko było normalne, jak co dzień, pewnie bym ci nie powiedziała. Myślisz, że to moja pierwsza runda w grze w „randki i związki”? Na litość boską, byłam zaręczona. Powiedziałam ci, bo myślę, że zwłaszcza teraz uczucia są najważniejsze. Jeśli to ci przeszkadza, to cholernie wielka szkoda.

– Chciałbym, żebyś zamknęła buzię na pięć króciutkich minut. Quinn zmrużyła oczy.

– Och, naprawdę?

– Tak. Prawda jest taka, że nie wiem, jak powinienem zareagować, bo nigdy nie przypuszczałem, że znajdę się w takiej sytuacji. Jak mogłem, skoro to wszystko wisi mi nad głową? Nie mogłem ryzykować zakochania się w kimś. Ile mógłbym powiedzieć tej kobiecie? A jeśli powiedziałbym za dużo? My, Fox, Gage i ja, jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że nie mówimy wszystkiego.

– Do tajemnic.

– Tak – potwierdził spokojnie. – Bo tak jest bezpieczniej. Jak mógłbym kiedykolwiek myśleć o tym, że się zakocham, ożenię, będę miał dzieci? Nie ma mowy, żebym sprowadził dziecko w środek tego koszmaru.

Zmrużone, niebieskie oczy zrobiły się zimne jak lód.

– Nie przypominam sobie, żebym wyraziła chęć rodzenia twoich dzieci.

– Nie zapominaj, z kim rozmawiasz – powiedział cicho. – Stoi przed tobą normalny facet z normalnej rodziny, który powinien się ożenić, założyć rodzinę, spłacać hipotekę za dom i spacerować z wielkim, leniwym psem. Tak to będzie wyglądało, jeśli się zakocham.

– Dziękuję za oświecenie.

– Ale marzenie o takim życiu byłoby z mojej strony brakiem odpowiedzialności.

– Nie zgadzam się z tobą. Moim zdaniem myślenie o tych sprawach i dążenie do tego daje nadzieję i siłę. Każde z nas ma prawo zaangażować się o tyle, o ile mu to odpowiada. Ale zrozum, mówiąc ci, że cię kocham, nie oczekiwałam, że wsuniesz mi pierścionek na palec.

– Bo już go nosiłaś. Quinn skinęła głową.

– A ty jesteś ciekawy, jak to się stało.

– To nie moja sprawa. – A, do diabła z tym. – Tak, jestem ciekawy.

– Dobrze, to bardzo proste. Spotykałam się z Dirkiem…

– Dirk…

– Zamknij się. – Ale kąciki jej ust drgnęły. – Spotykałam się z nim przez około pół roku. Lubiliśmy swoje towarzystwo. Uznałam, że jestem gotowa na następny krok w życiu, więc kiedy poprosił mnie o rękę, powiedziałam „tak”. Byliśmy zaręczeni przez dwa miesiące, gdy zdałam sobie sprawę, że popełniłam błąd. Nie kochałam go, tylko lubiłam. Zresztą on też mnie nie kochał. Tak naprawdę mnie nie akceptował, nie do końca, dlatego uznał, że skoro noszę na palcu jego pierścionek, to może doradzać mi w kwestii pracy, stroju, przyzwyczajeń i kariery. Chodzi o mnóstwo drobiazgów, które nawet nie były tak naprawdę istotne. Prawda jest taka, że to nie mogło się udać, więc zerwałam.

Wypuściła głośno oddech. Nie lubiła sobie przypominać, jak wielki popełniła błąd. Poniosła porażkę w czymś, w czym wiedziała, że jest dobra.

– On przyjął to raczej ze złością niż z rozpaczą, co potwierdziło, że podjęłam właściwą decyzję. I prawdę mówiąc, bolała mnie ta świadomość, bo oznaczała, że na początku podjęłam złą. Poczuł się lepiej, kiedy zasugerowałam, żeby powiedział przyjaciołom, że to on ze mną zerwał. Oddałam mu pierścionek, spakowaliśmy rzeczy, które trzymaliśmy nawzajem w swoich mieszkaniach i rozstaliśmy się.

– On cię nie skrzywdził.

– Och Cal. – Podeszła do niego i dotknęła jego twarzy. – Nie, nie skrzywdził. Cała sytuacja mnie zraniła, ale on nie. Między innymi dlatego wiedziałam, że nie był tym jedynym. Jeśli chcesz, żebym cię zapewniła, że ty mnie nie skrzywdzisz, nie złamiesz mi serca, to nie mogę tego zrobić. Dlatego wiem, kim jesteś. Tym jedynym. – Objęła go i przysunęła wargi do jego ust. – To musi cię przerażać.

– Śmiertelnie. – Przytulił ją mocno. – Nigdy nie spotkałem kobiety, która zapewniła mi tak wiele złych chwil, jak ty.

– Cudownie to słyszeć.

– Tak myślałem. – Przytulił policzek do jej włosów. – Chciałbym tu zostać, tak jak teraz, przez godzinę lub dwie. – Pocałował ją w czubek głowy i odsunął się. – Ale mam dużo pracy, i ty też. Wiedziałem o tym, kiedy tu przyszedłem i użyłem tego jako wymówki do awantury.

– Nie mam nic przeciwko awanturom, jeżeli oczyszczają atmosferę.

Ujął jej twarz w dłonie i delikatnie pocałował.

– Czekolada ci stygnie.

– Czekolada nigdy nie ma złej temperatury.

– A jeśli chodzi o to, co powiedziałem wcześniej… Mówiłem absolutną prawdę. Tęskniłem za tobą.

– Myślę, że uda mi się znaleźć kilka wolnych chwil w moim wypełnionym grafiku.

– Dziś wieczorem muszę pracować. Może wpadniesz do kręgielni, udzielę ci kolejnej lekcji.

– Dobrze.

– Quinn, my wszyscy musimy porozmawiać. O wielu sprawach. Najszybciej, jak to możliwe.

– Tak, musimy. Jeszcze jedno. Czy Fox zaproponuje Layli pracę?

– Wspominałem mu o tym. – Zaklął pod nosem, widząc jej minę. – Porozmawiam z nim jeszcze raz.

– Dzięki. Gdy Quinn została sama, wzięła kubek i w zamyśleniu popijała wystygłą czekoladę. Mężczyźni, pomyślała, to takie interesujące stworzenia.

– Wszystko w porządku? – zapytała Cybil, wchodząc do kuchni.

– Tak, dzięki, że pytasz.

– Nie ma sprawy. – Otworzyła szafkę i wyjęła małą puszkę sypanej herbaty jaśminowej. – Chcesz pogadać, czy mam pilnować własnego nosa?

– Pogadać. Cal był cały nabuzowany, bo powiedziałam mu, że go kocham.

– Zły czy spanikowany?

– Chyba jedno i drugie, ale najbardziej zmartwiony, bo musimy się zmierzyć z tyloma strasznymi rzeczami, a to jest nie mniej przerażające.

– Właściwie to chyba bardziej. – Cybil napełniła czajnik wodą. – A jak ty się z tym czujesz?

– Czuję się… świetnie – powiedziała Quinn. – Jestem pełna energii, podminowana, rozświetlona i radosna. Wiesz, z Dirkiem to było takie… – Przecięła powietrze ułożoną płasko dłonią. – A teraz… – Wyrzuciła dłoń do góry, opuściła gwałtownie i znów uniosła. – Cal uważa, że to szaleństwo, bo nigdy nie mógł sobie pozwolić na rozmyślania o miłości, małżeństwie, rodzinie.

– Uhu, od punktu A do Z w mniej niż dziesięciu słowach.

– No właśnie. – Quinn machnęła kubkiem. – I tak się rozpędził, że nie zauważył, jak podskoczyłam na dźwięk tego słowa na „m”. Już myślałam, że wysiadłam z tego pociągu, a tu proszę, znowu siedzę w wagonie.

– Stąd taka reakcja. – Cybil nasypała herbaty do kubka. – Ale nie widzę, żebyś teraz chciała wyskoczyć.

– Bo mnie znasz. Okazało się, że podoba mi się ten pociąg. Chcę jechać nim z Calem, bez względu na to, dokąd zmierza. Teraz to on ma kłopoty – mruknęła i wypiła łyk czekolady.

– Ty też, Q. Ale z kłopotami zawsze było ci do twarzy.

– Lepiej niż w makijażu Chanel u Saksa. – Quinn odebrała telefon po pierwszym dzwonku. – Halo. Dzień dobry, Essie. Och. Naprawdę? Nie, to wspaniale. Idealnie. Bardzo ci dziękuję.

Oczywiście, że będę. Jeszcze raz dzięki. Pa. – Odłożyła słuchawkę i uśmiechnęła się szeroko. – Essie Hawkins załatwiła nam możliwość zwiedzenia domu kultury. Nic tam nie będą dzisiaj robić, więc możemy trochę pomyszkować.

– Czyż to nie wspaniale? – powiedziała oschle Cybil, nalewając wody do imbryka.

Uzbrojona w klucz Quinn otworzyła główne drzwi starej biblioteki.

– Przyszłyśmy tutaj pod pozorem obejrzenia jednego z najstarszych budynków w mieście, domu rodziny Hawkinsów. Ale… – Zapaliła światła. – Przede wszystkim szukamy skrytek. Kryjówek, które ktoś przeoczył.

– Przez trzy i pół wieku – dodała Cybil.

– Jeśli czegoś nie znaleziono przez pięć minut, to może pozostać ukryte na wieki. – Quinn wydęła usta, rozglądając się dookoła. – Budynek został trochę zmodernizowany, że tak powiem, kiedy urządzono tu bibliotekę, ale gdy wybudowano lepszy gmach, zabrano stąd nowomodne dodatki. Teraz nie wygląda dokładnie tak, jak przedtem, ale prawie.

W holu stało kilka stolików i krzeseł, ktoś próbował nadać miejscu dawny charakter, ustawiając na półkach stare lampy, porcelanę i drewniane figurki. Quinn słyszała, że odbywały się tu spotkania towarzystwa historycznego i klubu ogrodniczego, a w czasie wyborów organizowano tu lokal wyborczy.

51
{"b":"105149","o":1}